„Nigdy nie chcieliśmy mieć dzieci, ale zmieniłam zdanie. Mąż wykrzykuje, że jestem oszustką i może zgodzić się na psa”
„Nie rozumiałam jego wybuchu. Co było złego w tym, że poruszyłam ten temat? Czy to nie tak, że mogłam po prostu dojrzeć do tej decyzji? A dzieci… No cóż, czułam, że byłabym świetną matką. W końcu kobieta zmienną jest”.

- Listy do redakcji
Z Karolem poznaliśmy się, gdy byłam na studiach. On, bardzo praktyczny i starszy ode mnie o trzy lata, pracował już wtedy jako konsultant w dużej firmie. Ja z kolei robiłam pierwsze grafiki na zlecenie i przygotowywałam grunt pod pracę zdalną. Lubiłam wychodzić z nim na miasto, choć nie były to raczej żadne wymyślne czy romantyczne spotkania. Po prostu miło spędzaliśmy czas, a ja nie czułam z jego strony żadnej presji.
Lubiłam rysować i projektować, dlatego nigdy nie paliłam się do macierzyństwa. Nie bardzo widziałam się z dziećmi, zwłaszcza że nie sądziłam, bym miała zapewnić im właściwą opiekę. Rodzice bardzo naciskali na ślub, bo byli przekonani, że szybko doczekają się wnuków. Ja natomiast odetchnęłam z ulgą, gdy Karol przyznał, że w sumie nie planował dzieci.
– Poważnie? – spytałam go wtedy. – Ja też sobie tego nie wyobrażam.
– I bardzo dobrze – stwierdził zadowolony. – Ty i ja to idealne połączenie. Po co to psuć?
Rodzina była w szoku
Zgodnie z życzeniem rodziców – zarówno moich, jak i Karola – ślub odbył się stosunkowo szybko. Wszyscy świetnie się bawili, a my dopiero po jakimś czasie uświadomiliśmy rodzinę, że nie planujemy powiększania własnej.
– Ale zupełnie nie wiem, o co tu się kłócić – stwierdził w końcu mój mąż, bo chyba naprawdę miał już dość ciągłego nagabywania i przepychanki słownej. – To nasze życie, a my żadnych dzieci nie planujemy. Pora, byście się z tym pogodzili. Wszyscy.
Jakie wtedy były krzyki! Większość krewnych się na nas ciężko poobrażało, jakbym co najmniej miała obowiązek urodzić, a Karol być świetnym ojcem, chociaż wcale tego nie chciał. Z czasem jednak, kiedy inni jakoś przyzwyczaili się do myśli, że będziemy po prostu bezdzietną parą, wszystko się uspokoiło.
Nam z Karolem żyło się cudownie. To on był tym, który zarabiał zdecydowanie więcej, bo jakoś tak z naturalną charyzmą piął się po szczeblach kariery w swojej korporacji. Ja miałam całkiem sporo zleceń, założyłam nawet własną firmę i jakoś to się kręciło. Bez dzieci było nam całkiem dobrze.
Tyle tylko, że coraz więcej moich znajomych miało dzieci, a ja zaczęłam się łapać na tym, że w sumie uśmiecham się na ich widok, serce natomiast zaczyna za każdym razem bić jakoś mocniej. Choć wtedy jeszcze nadal nie widziałam się w roli matki, coś jakby we mnie drgnęło.
Zauważyłam, że się zmieniam
Coraz częściej zaglądałam do wózków na ulicy – tak ukradkiem lub gdy jakaś szczęśliwa mama chciała się pochwalić swoim skarbem. Podczas popołudniowych spacerów po pobliskim miejskim skwerku, uwielbiałam z kolei obserwować dzieci, jak bawiły się na lokalnym placu zabaw lub ganiały za sobą wśród drzew. Nie wiedziałam, skąd mi się to brało, a jednak czułam jakąś dziwną pustkę.
– To już ostatni dzwonek – usłyszałam kiedyś od Sary, mojej rówieśniczki, która planowała dziecko z nowym facetem. – Z Julkiem nie wyszło, ale teraz, z Michałem, będzie inaczej. Tyle że trzeba się postarać, bo to nie przelewki! Wiadomo, że młodsza już nie będę.
„Młodsza już nie będę” – te słowa towarzyszyły mi potem przez kolejne dni. Powoli uświadamiałam sobie, że niedługo pewne rzeczy staną się trudne, a w następnej kolejności niemożliwe. Niby nie chciałam być matką, chyba nie, a jednak miałam to nieprzyjemne uczucie, że coś mnie omija.
Tymczasem moja młodsza o trzy lata siostra, Aśka, wyszła za mąż za uroczego chłopaka, Igora, już będąc z nim w ciąży. Ku ogólnej radości całej rodziny, a zwłaszcza naszej matki, urodziła bliźnięta: Maję i Daniela. Jakoś się złożyło, że trochę pomagałam jej przy nich już po porodzie, bo miałam najwięcej czasu ze wszystkich. Tylko Karol trochę się oburzał, że tak mnie niby wykorzystują – ja jednak widziałam to zupełnie inaczej. Czy byłam naiwna? Łatwowierna? Może. W każdym razie całkiem mi to odpowiadało.
Miałam wątpliwości
To naprawdę sprawiało mi przyjemność i nie traktowałam tego jak przykry obowiązek czy przysługa, którą wyświadczam siostrze trochę wbrew własnej woli. Może byłam dziwna, ale czułam się świetnie, przyglądając się tym małym szkrabom i dbając o to, by niczego im nie zabrakło. Nawet Aśka była miło zaskoczona tym, jak świetnie radzę sobie z taką opieką.
– Oj, Justyna. – Pokręciła głową, chyba wciąż nie dowierzając. – Byłabyś świetną mamą, wiesz?
– E, przesadzasz. – Trochę się wtedy zmieszałam. – Po prostu… to tak jakoś samo… No, zresztą, to przecież moi siostrzeńcy, nie?
Przytaknęła wtedy i zaczęła się rozpływać nad maluchami, ale ja byłam już myślami gdzie indziej. Zastanawiałam się, czy miała rację. Czy naprawdę mogłabym być dobrą matką. Właściwie, skoro z taką łatwością zajmowałam się dziećmi siostry, dlaczego miałabym nie umieć zaopiekować się własnymi?
– Może… może to nie byłby taki głupi pomysł? – rzuciłam w końcu nieśmiało. – Wiesz, żebyśmy się też z Karolem postarali o dziecko.
– No pewnie! – Aśka cała się rozpromieniła. – No mówię, że byłaby z ciebie super mama!
– Tylko nie wiem, czy Karol się zgodzi – mruknęłam, wyrażając na głos swoją główną obawę.
– On tu nie ma nic do gadania – stwierdziła z mocą, na którą ja nie potrafiłabym się zdobyć. – Powiedz mu, że zmieniłaś zdanie i tyle.
Mąż się zdenerwował
Gdyby to było takie proste… Karol zawsze był strasznie uparty i zwykle nie szło go przekonać, że coś jest inne, niż sobie założył. Obawiałam się, że rozmowa z nim wcale nie okaże się tak prosta, jak z góry założyła Aśka. Zbierałam się do niej dość długo, ale w końcu uznałam, że pora się na to zdobyć. Zwłaszcza że bardzo chciałam, żeby jakoś się zgodził.
Kiedy przyznałam, że mimo tego, co mówiłam wcześniej, teraz zapragnęłam mieć dziecko, prychnął oburzony.
– Justyna, umawialiśmy się na coś – rzucił z wyrzutem. Popatrzył na mnie wyraźnie rozdrażniony, choć w sumie niewiele jeszcze powiedziałam. – Miało nie być żadnych dzieci. Sama tego chciałaś.
– No dobrze, ale to było kiedyś – stwierdziłam. – Byłam młodsza, mniej świadoma pewnych spraw…
– Świadoma? – Roześmiał się głośno, a potem dodał podniesionym głosem: – To właśnie teraz się zachowujesz, jakbyś rozum postradała! Co, siostrzyczka cię przekabaciła, tak?
– Aśka nie ma z tym nic wspólnego – tłumaczyłam, próbując zachować spokój. – Polubiłam dzieci, dojrzałam…
– A, czyli ja jestem niedojrzały?! – warknął. – Bo co? Bo nie zmieniam zdania co pięć minut?! I nie godzę się na jakieś głupie kobiece fanaberie?
Nie rozumiałam jego wybuchu. Co było złego w tym, że poruszyłam ten temat? Czy to nie tak, że mogłam po prostu dojrzeć do tej decyzji? A dzieci… No cóż, czułam, że byłabym świetną matką. W końcu kobieta zmienną jest.
– Po pierwsze, to nie było pięć minut – burknęłam. – Po drugie, nie czuję się winna. Nie możesz mi zabronić chcieć dziecka.
– A ty nie możesz mnie zmusić do jego posiadania! – Zmrużył oczy. – Ożeniłem się z tobą, bo myślałem, że mamy podobny pogląd na ten temat. Ale, jak widzę, wszystkie kobiety są takie same!
Nie wiem, co teraz
Po tej niezbyt przyjemnej rozmowie między mną a Karolem nastała cisza. On chyba uważa, że wszystko jest w porządku, a mnie zaraz przejdzie. Tyle że się myli, bo mnie nie przejdzie na pewno. Obawiam się jednak, że on także nie zmieni zdania.
To natomiast stawia mnie w bardzo trudnej sytuacji. Bo chcę być mamą i mamą na pewno zostanę. A jeśli Karol nie chce w tym uczestniczyć, to cóż… Może powinnam poszukać kogoś innego? Może to małżeństwo jednak nie ma przyszłości?
Będę musiała rozważyć rozwód. Jest przecież mnóstwo facetów, którzy poważnie podchodzą do kwestii powiększania rodzicami i chcą zostać ojcami. Skoro to wbrew naturze Karola i nie zamierza robić nic w tym kierunku, nawet zajrzeć ze mną do siostry, by pobyć trochę z dziećmi, nie zamierzam go męczyć. Możliwe, że po prostu każde z nas pójdzie swoją drogą, a te nigdy więcej się nie przetną. Nie mam tylko pewności, czy Karol jest tego świadomy.
Justyna, 33 lata
Czytaj także:
- „Byłam pewna, że to tylko flirt. Potem mąż wyłączył telefon na cały weekend, a do mnie dotarła bolesna prawda”
- „Po ślubie wprowadziłam się do domu męża, ale jeden pokój zawsze był zamknięty na klucz. Gdy tam weszłam, oniemiałam”
- „Chciałam jechać pociągiem do Chorwacji, ale mąż uparł się na samolot. Po tych wakacjach już nic nie było takie samo”

