„Niezależnie od tego, co robię, mój mąż jest piekielnie zazdrosny. Nie mogę wyjść z domu bez kazania o wierności”
„Nie spacerowałam z nikim. Słuchałam muzyki na słuchawkach i szłam, żeby nie wracać do mieszkania, w którym nawet mój GPS musiał się tłumaczyć. Zaczęłam się łapać na tym, że wychodząc z domu, analizuję trasę tak, by nie wyglądała >>dziwnie<<. Nie żyłam, tylko poruszałam się według schematów, żeby nie wzbudzać podejrzeń”.

Na początku byłam pewna, że trafiłam na mężczyznę, który naprawdę mnie kocha. Michał dzwonił codziennie, wysyłał wiadomości, interesował się tym, co robię i jak się czuję. Uważałam to za troskę, czułość, za dowód miłości. Z czasem jednak zauważyłam, że jego pytania stają się coraz bardziej podejrzliwe, a każda moja odpowiedź niewystarczająca. Kiedy tylko wychodziłam z domu, czułam, że jestem śledzona. Przestałam czuć się swobodnie, nawet w najzwyklejszych sytuacjach. Michał nie szukał już bliskości, tylko potwierdzenia, że coś przed nim ukrywam. Tylko że ja nie miałam nic do ukrycia.
Naprawdę myśli, że coś ukrywam
Wróciłam z pracy trochę później niż zwykle. Zatrzymałam się na kawę z Alicją, moją koleżanką z działu. Potrzebowała się wygadać po ciężkiej rozmowie z szefem, a ja nie miałam nic pilnego na popołudnie. Siedziałyśmy w małej kawiarni obok biura, a czas zleciał szybciej, niż się spodziewałam. Kiedy spojrzałam na telefon, zobaczyłam trzy nieodebrane połączenia od Michała. Oddzwoniłam od razu.
— Gdzie jesteś? — zapytał bez przywitania.
— Jeszcze w kawiarni. Byłam z Alicją. Mówiłam ci rano, że możemy się spotkać po pracy.
— Nie pamiętam. Myślałem, że wrócisz jak zwykle.
— Michał, przecież nie jestem dzieckiem. Zatrzymałam się na kawę. Tyle.
— A kto jeszcze tam z wami jest? — dopytywał. — Słyszę męski głos w tle.
Rozejrzałam się. Przy stoliku obok siedziała para, chłopak właśnie powiedział coś śmiesznego, dziewczyna parsknęła śmiechem.
— To nie do nas. Siedzimy same — odpowiedziałam spokojnie. — Zaraz wychodzę.
W domu zastałam go siedzącego przy stole, udającego, że czyta gazetę. Nie podniósł wzroku, kiedy weszłam. Zdjęłam płaszcz, postawiłam torebkę w przedpokoju. Poszłam do kuchni.
— Długo byłaś jak na jedną kawę — rzucił, nie odrywając wzroku od gazety.
— Przegadałyśmy się trochę — odpowiedziałam, nalewając sobie wody.
— A może po prostu nie chcesz mówić, z kim byłaś naprawdę?
Zamarłam na chwilę.
— Co ty sugerujesz? — zapytałam.
— Nic. Po prostu coraz częściej nie wiesz, kiedy wrócisz i z kim jesteś.
Tego wieczoru po raz pierwszy nie odpowiedziałam nic. Zrozumiałam, że on naprawdę myśli, że coś ukrywam.
Znałam ten ton
Pewnego dnia, przy śniadaniu, Michał zapytał zupełnie jakby od niechcenia:
— A nie myślałaś, żebyśmy zainstalowali sobie nawzajem aplikację z lokalizacją? Tak dla bezpieczeństwa.
— Serio? — Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. — Żebyś wiedział, czy naprawdę jestem w Biedronce?
Uśmiechnął się krzywo.
— Dla spokoju. Żyjemy w dziwnych czasach. Jak coś się stanie, będę wiedział, gdzie cię szukać. — Znałam ten ton. Udawał, że chodzi o troskę, ale znałam go już na tyle, żeby czuć, że to tylko kolejny sposób, by mieć mnie pod kontrolą.
Zgodziłam się, bo nie miałam nic do ukrycia. Chciałam pokazać mu, że może mi ufać. Wierzyłam naiwnie, że jeśli zobaczy, że nie kłamię, uspokoi się. Przez pierwsze dni nic nie mówił. A potem zaczęły się pytania.
— Co robiłaś na ulicy Tęczowej o 15:17? Tam nie ma żadnego sklepu.
— Przechodziłam skrótem. Tyle razy już tamtędy chodziłam.
— Dziwne, bo wcześniej nigdy cię tam nie widziałem.
Innego wieczoru rzucił:
— Dlaczego byłaś w drodze do domu czterdzieści minut? Z pracy masz piętnaście.
— Bo poszłam na spacer. Miałam ciężki dzień.
Westchnął ciężko, jakby właśnie usłyszał kolejne kłamstwo.
— Ciekawe, z kim tak spacerowałaś.
Nie spacerowałam z nikim. Słuchałam muzyki na słuchawkach i szłam, żeby nie wracać do mieszkania, w którym nawet mój GPS musiał się tłumaczyć. Zaczęłam się łapać na tym, że wychodząc z domu, analizuję trasę tak, by nie wyglądała „dziwnie”. Nie żyłam, tylko poruszałam się według schematów, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
Nic nie odpowiedziałam
Mieliśmy zaproszenie na urodziny u znajomych. Wahałam się, czy iść razem z Michałem, bo już wcześniej potrafił zrobić awanturę w miejscu publicznym, ale nie chciałam znów odmawiać. Wiedziałam, że jeśli nie pójdziemy, uzna, że to przeze mnie, że mam coś do ukrycia, że się z kimś chcę spotkać pod pretekstem imprezy. Poszliśmy więc razem. Uśmiechaliśmy się do ludzi, jedliśmy tort, rozmawialiśmy z innymi parami.
Wszystko było w porządku do momentu, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałam. To była Ala, koleżanka z pracy. Odrzuciłam, ale wiadomość przyszła natychmiast. Napisała, że w poniedziałek mamy zmienioną godzinę zebrania i żebym nie zapomniała. Michał kątem oka zobaczył, kto dzwonił.
— Co ona od ciebie chce w sobotę wieczorem? — zapytał przyciszonym głosem, z twarzą wciąż uśmiechniętą do towarzystwa.
— Informacja z pracy. Ala miała dyżur, przekazuje tylko coś ważnego.
— A może to nie była Ala? Może to tylko tak podpisany kontakt?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
— Chcesz teraz sprawdzać mój telefon? Tutaj, wśród ludzi?
— Nie chcę. Po prostu zastanawiam się, czy ty chcesz, żebym znów miał powody do myślenia.
Staliśmy w rogu salonu, obok tańczyli ludzie, ktoś śmiał się głośno. Ja trzymałam w dłoni kieliszek z winem, którego nie miałam ochoty już dopijać. Wszystko we mnie się napinało.
— Przyszliśmy tu razem. Zaufaj mi chociaż przez jeden wieczór — powiedziałam cicho.
— Zaufanie się buduje — odpowiedział. — A ty je regularnie burzysz.
Nic nie odpowiedziałam. Wróciliśmy do domu wcześniej. W milczeniu.
Zamknęłam oczy
Coraz częściej miałam wrażenie, że niezależnie od tego, co powiem czy zrobię, Michał i tak usłyszy coś zupełnie innego. Mówiłam, że idę do fryzjera, a on pytał, czemu akurat tam, skoro jest bliżej inny salon. Informowałam go, że jadę do siostry, a wtedy dopytywał, kto jeszcze tam będzie. Próbowałam być cierpliwa. Mówiłam prawdę. Nie ukrywałam niczego. A mimo to czułam się tak, jakby każde moje słowo przepuszczał przez filtr własnych lęków.
Pewnego wieczoru wróciłam z pracy zmęczona, z torbą pełną zakupów. Ledwo weszłam do mieszkania, już usłyszałam:
— Miałaś być godzinę temu.
— Byłam jeszcze w sklepie.
— Na pewno? A nie u tego kolegi, co kiedyś z tobą pisał na Messengerze?
Zmroziło mnie. Chodziło o Adama, znajomego ze studiów, który kilka miesięcy wcześniej wysłał mi wiadomość z gratulacjami, kiedy dostałam awans. Michał przeczytał ją, zanim zdążyłam nawet odpowiedzieć. Od tamtej pory traktował go jak zagrożenie, mimo że nie widziałam Adama od lat.
— Naprawdę myślisz, że się z nim spotkałam? — zapytałam, stawiając siatki na podłodze.
— Nie wiem. Niczego już nie jestem pewien.
Zamknęłam oczy, a potem powiedziałam spokojnie:
— Michał, ja naprawdę nie mam nikogo. I nigdy nie miałam. Ale ty tak bardzo boisz się zdrady, że w końcu sam mnie od siebie odepchniesz.
Patrzył na mnie długo, a potem wyszedł do drugiego pokoju, trzaskając drzwiami. Czasem się zastanawiałam, czy on tak naprawdę chce dowodu mojej wierności, czy tylko pretekstu, żeby mnie ciągle oskarżać. Bo wtedy przynajmniej miał poczucie, że nad czymś panuje.
Stał bez słowa
Wszystko się zmieniło, kiedy przez przypadek dowiedziałam się, że Michał czytał moje prywatne wiadomości. Nie te, które widział w telefonie, ale te, które pisałam do siostry na laptopie. Znał hasło do mojego konta, kiedyś podałam mu je, bo miałam problem z logowaniem i poprosiłam go o pomoc. Nie sądziłam, że po tylu miesiącach wciąż je pamięta, a tym bardziej, że z niego korzysta.
Pewnego popołudnia, kiedy rozmawiałyśmy z siostrą o rodzinie, wspomniałam, że Michał znowu się czepia. Napisałam tylko, że jestem zmęczona jego zazdrością i że nie wiem, co dalej. Nic, czego bym nie powiedziała na głos. Dwa dni później, przy kolacji, Michał rzucił od niechcenia:
— Ciekawe, co by twoja siostra powiedziała, gdyby znała całą prawdę.
— Co masz na myśli? — zapytałam zdezorientowana.
— A może to ja powinienem jej napisać, że nie jesteś taka święta, jak ci się wydaje? — Uśmiechnął się sztucznie.
Wtedy zrozumiałam i zerwałam się od stołu.
— Czytasz moje wiadomości?!
— Skoro niczego nie ukrywasz, to czemu tak się denerwujesz? — mówił to spokojnie, jakby robił coś oczywistego. Jakby miał do tego prawo.
— Michał... to już nie jest zazdrość. To obsesja.
Stał bez słowa, z zaciśniętymi ustami. Patrzyłam na niego i widziałam człowieka, który już nie potrafi kochać bez podejrzeń. Tej nocy nie spałam. Myśli krążyły mi po głowie. Uczucie do niego walczyło z rosnącym lękiem. Wiedziałam jedno: coś musi się skończyć. Bo jeśli nie, to ja przestanę być sobą.
Nie żałuję tej miłości
Wyprowadziłam się tydzień później. Bez awantur, bez krzyków. Powiedziałam mu, że to nie kara ani zemsta. Że nie mam nikogo, kogo bym przed nim ukrywała. Że odchodzę, bo nie potrafię już żyć w związku, który codziennie każe mi udowadniać swoją niewinność. Na początku nie wierzył. Myślał, że to tylko emocjonalny szantaż. Potem zaczął błagać. Pisał wiadomości, że się zmieni, że pójdzie na terapię, że wszystko zrozumiał.
Nie odpisałam od razu. Potrzebowałam ciszy. Przez pierwsze dni w wynajętym mieszkaniu nie mogłam spać. Budziłam się w nocy, automatycznie sięgając po telefon, jakby miał się zaraz odezwać. I dzwonił. I pisał. Długo. Aż w końcu przestał. Z czasem zaczęłam znów chodzić na kawę bez strachu, że muszę z niej zdawać relację. Spacerowałam ulicami, które miałam ochotę wybrać, bez analizy, czy moja lokalizacja będzie „logiczna”. Odkrywałam, jak bardzo mnie to wszystko zmieniło. Jak mało we mnie zostało z osoby, którą byłam, zanim zazdrość Michała wciągnęła mnie w swoje tryby.
Nie żałuję tej miłości. Wiele się nauczyłam. O zaufaniu, granicach, o tym, że nawet najbardziej zakochany człowiek nie ma prawa do każdego kawałka mojego życia. Czasem jeszcze ktoś pyta, co u Michała. Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć. Teraz najważniejsze jest to, co u mnie. Mam spokój. Mam siebie. I nie oddam tego za nic.
Weronika, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dla żartu pocałowałam kolegę pod jemiołą w biurze. Przez ten jeden niewinny gest zmieniło się wszystko w moim życiu”
- „Szef uważał, że poza ładnym uśmiechem nie mam żadnych kompetencji. Nowa praca okazała się dla mnie gorzką lekcją”
- „Synowa na Wigilię ubrała się jakby szła na wykopki. Młodzi nie mają dziś za grosz szacunku dla świątecznej tradycji”

