„Niespodziewany gość w Wigilię wywrócił moje życie do góry nogami. Od teraz będę się bała stawiać wolne miejsce przy stole”
„Zamarłam. W korytarzu stał Piotrek. Ten Piotrek. Przyjaciel mojego brata z liceum. Ten, który kiedyś pojawił się w moim życiu na chwilę i narobił w nim więcej zamieszania niż jakakolwiek burza. Mój brat go kiedyś uwielbiał. Ja – przez chwilę też”.

Niektórzy twierdzą, że życie to nieustanna zmiana, ale ja uważam, że to tylko wymówka dla chaosu, który sami sobie fundują. Ja chaosu nie znoszę. Mam 28 lat i z wyboru jestem singielką. Pracuję jako graficzka i od lat żyję w uporządkowany sposób. Poranna kawa, lista zadań, obowiązkowy spacer, a wieczorem książka lub serial. Lubię rutynę, kontrolę.
Święta Bożego Narodzenia również podlegają tej zasadzie. Od lat wszystko wygląda identycznie – te same rytuały, te same potrawy, te same rozmowy. I tak ma być. Wracam do rodzinnego domu na wsi, gdzie mama wita mnie zapachem pierników, a brat, jak co roku, udaje, że znowu zapomniał kupić prezentów. Tam jest bezpiecznie. Znajomo. Nic mnie nie zaskakuje – i to właśnie cenię najbardziej.
Nie potrzebuję emocjonalnych rewolucji. Nie tęsknię za dramatami. Uważam, że ludzie komplikują sobie życie, bo nie umieją być sami. Ja umiem. Mam swoje życie pod kontrolą. Tak przynajmniej mi się wydawało. W tym roku wszystko się zmieniło.
Przyszedł „niespodziewany gość”
Zajechałam na podwórko późnym popołudniem. Mróz szczypał w policzki, a z komina unosił się znajomy dym – ten zapach dzieciństwa, drewna i zupy grzybowej. Mama wyjrzała zza firanki i już po chwili stała w drzwiach, wycierając ręce o fartuch.
– Jesteś, córeczko – przytuliła mnie mocno. – Zobacz, kto jeszcze do nas wpadł.
Zamarłam. W korytarzu, z jedną torbą w ręku, stał Piotrek. Ten Piotrek. Przyjaciel mojego brata z liceum. Ten, który kiedyś pojawił się w moim życiu na chwilę i narobił w nim więcej zamieszania niż jakakolwiek burza. Mój brat go kiedyś uwielbiał. Ja – przez chwilę też.
– Cześć, Natalia – powiedział cicho. – Wiem, że to dziwne, że się pojawiłem tak nagle.
– Nie... to tylko zaskoczenie – odparłam. – Nie spodziewałam się ciebie. Nie widziałam cię od tylu lat.
Uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach było coś nowego. Coś ciężkiego. Nie wiedziałam, czy to wstyd, czy zmęczenie. Weszliśmy do kuchni. Brat rozmawiał z mamą jak gdyby nigdy nic, a Piotr usiadł cicho przy stole, jakby nie chciał rzucać się w oczy. Jego obecność rozciągała się w powietrzu jak napięta struna.
W środku drżałam. Minęły lata, a ja wciąż czułam w sobie tamtą złość, niedopowiedziane słowa i żal. Przypomniałam sobie jego dłonie, uśmiech, jego nagłe zniknięcie bez słowa. Miałam przeczucie, że nie przyjechał tylko w odwiedziny.
Nie mogłam go słuchać
Od rana pachniało smażonym karpiem i pierogami, a mama chodziła po kuchni jak generał przed bitwą. Mój brat żartował, próbując rozładować atmosferę, ale nikt się nie śmiał. Piotr cały czas gdzieś się kręcił. Pomagał. Kroił cebulę, rozstawiał talerze. Nic nie mówił. Tylko że cisza też potrafi krzyczeć.
– Piotruś, a co cię właściwie sprowadza? – zapytała mama, odcedzając buraki. – Tyle lat cię nie było…
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
– Chciałem… coś naprawić.
Zawisła niezręczna cisza. Udawałam, że szukam czegoś w szafce, ale całe moje ciało było spięte. Później, kiedy zostaliśmy na moment sami, nie wytrzymałam.
– Po tylu latach? Naprawić? – rzuciłam przez zaciśnięte zęby. – Wiesz, ile kosztowało mnie twoje milczenie?
On spuścił wzrok. Zabrakło mu słów. To bolało najbardziej – że znowu nie potrafił nic powiedzieć.
– Nie miałem odwagi – wyszeptał w końcu. – Zawaliłem, wiem.
– Nie musisz mi mówić, co wiem od dawna – rzuciłam i wyszłam z kuchni, zanim moje oczy zrobiły się zbyt szkliste.
Resztę dnia spędziliśmy w pozornej zgodzie. Piotr rozmawiał z moim bratem jak dawniej, mama udawała, że nie widzi napięcia, a ja wciąż czułam, że coś jest nie tak. Na pewno nie przyjechał tylko z żalem. Czułam, że przywiózł jakąś prawdę, której wcale nie chciałam znać.
Sekret wyszedł na jaw
Nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, nasłuchując ciszy domu, w którym dorastałam. Światła dawno zgasły, ale w mojej głowie huczało. Nagle usłyszałam szept. Ktoś rozmawiał w kuchni. Wstałam po cichu, założyłam sweter i zeszłam po schodach. Zatrzymałam się przy drzwiach. Poznałam głos Piotra i mojego brata.
– Musisz jej powiedzieć – szepnął mój brat.
– Wiem, tylko... jak? – Piotr brzmiał, jakby z trudem łapał oddech. – Nie miałem odwagi przez tyle lat.
– Dłużej tak nie możesz. Zwłaszcza teraz.
– Myślisz, że mi wybaczy?
– Nie wiem. Ona musi wiedzieć. Prawda w końcu i tak wyjdzie.
Zamarłam. Cofnęłam się o krok, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Wiedziałam tylko jedno – nie zamierzam czekać, aż ktoś mi coś łaskawie powie.
Następnego dnia, tuż po śniadaniu, złapałam Piotra za rękę i pociągnęłam na ganek.
– O czym wczoraj rozmawialiście z moim bratem? – zapytałam prosto. – Słyszałam.
Zbladł.
– Natalia, ja... to nie miało tak wyjść. Nie chciałem tego powiedzieć tak…
– To powiedz to teraz – przerwałam mu chłodno.
Westchnął. Patrzył na mnie długo, jakby chciał zapamiętać moją twarz przed burzą.
– Kiedy wtedy zniknąłem… – zaczął. – Nie zniknąłem bez powodu. Twoja mama mnie o to poprosiła.
Zmroziło mnie. Cofnęłam się o krok.
– Co ty mówisz?
– Powiedziała, że mam zniknąć z twojego życia. Bo nie byłem dla ciebie wystarczający. Bo… coś ukrywała przede mną. I przed tobą też.
To zmieniło wszystko
Wyszłam z domu jak w transie. Śnieg skrzypiał pod butami, a nocne powietrze szczypało w policzki, ale nie czułam zimna. Przeszłam przez furtkę, dalej na polną drogę. Wiedziałam, że nikt mnie nie zatrzyma. Wszyscy udawali, że nic się nie dzieje – że to wciąż te same święta co zawsze.
„Twoja mama mnie o to poprosiła”. Te słowa krążyły mi w głowie jak echo. Moja mama – ta sama, która przez lata piekła mi serniki i głaskała mnie po włosach, kiedy miałam gorszy dzień – miała wpływ na coś, co do dziś mnie bolało. Zabrała mi uczucia. Zabrała mi Piotra.
Usiadłam na ławce przy boisku, które kiedyś było całym naszym światem. Zimno przebijało się przez materiał spodni, ale wciąż nie wracałam. Wspominałam tamten sylwester sprzed lat. Piotr pocałował mnie pod jemiołą, jakby świat naprawdę należał tylko do nas. A potem... cisza. Pustka. Żadne wyjaśnienie. Żaden list, żadna wiadomość.
– To miały być idealne święta – powiedziałam szeptem do siebie. – Miało być spokojnie. Dlaczego każda miłość kończy się kłamstwem?
Nagle usłyszałam śnieg chrzęszczący pod czyimiś krokami. Odwróciłam głowę. To był Piotr. Szukał mnie.
– Nie powinieneś tu być – powiedziałam.
– Muszę. Natalia, nie chciałem, żeby tak to wyglądało, ale to nie wszystko.
Zamarłam.
– Co jeszcze przede mną ukrywasz?
Spojrzał na mnie długo, aż w końcu wyszeptał:
– Ona wiedziała, że byłem wtedy z tobą. W noc, kiedy miała wypadek. Prosiła mnie o pomoc, ale jej nie dostała. Była sama, bo ja wybrałem ciebie. Nigdy mi nie wybaczyła.
Nigdy mu nie wybaczyła
Staliśmy przez chwilę w ciszy. Tylko śnieg padał lekko, cicho, jakby próbował zamieść to, czego nie da się cofnąć.
– To miał być nasz wieczór – zaczął Piotr cicho. – Sylwester. Ty, ja i ten cały głupi świat. Pamiętasz?
Pamiętałam aż za dobrze.
– A moja mama…?
– Zadzwoniła do mnie wcześniej. Powiedziała, że źle się czuje, że coś się dzieje. Ale ja już byłem w drodze do ciebie. Uznałem, że przesadza. Że zawsze przesadzała, kiedy chodziło o ciebie. Myślałem… że może chce mnie odciągnąć.
Zacisnęłam powieki. Poczułam, jak łzy spływają po policzkach, gorące, w przeciwieństwie do mrozu.
– Wtedy miała ten wypadek… – powiedziałam. – Sama. Bo ty pojechałeś do mnie.
– Nie wiedziałem, że to będzie… koniec – odpowiedział. – Gdy się dowiedziałem, wróciłem. Było za późno. A potem... nie miałem odwagi stanąć przed tobą. Ani przed sobą.
– I pozwoliłeś mi myśleć, że mnie porzuciłeś. Że po prostu się znudziłam.
– Byłem tchórzem – powiedział. – Nigdy nie przestałem o tobie myśleć. Ani przez chwilę.
Popatrzyłam na niego. Śnieg osiadał mu na rzęsach, włosach, kurtce. Wyglądał jak chłopak, którego kiedyś znałam. Ale nie był już nim.
– Nie wraca się po tylu latach i nie burzy się komuś życia jednym zdaniem – powiedziałam.
Nie odpowiedział. Tylko stał i patrzył, jakby chciał coś dodać, ale wiedział, że nic już nie zmieni. Zrobiłam krok w jego stronę, potem drugi... i przystanęłam. Światło księżyca odbijało się od śniegu. Wszystko było tak spokojne. Tylko we mnie wciąż wrzało.
– A teraz co, Piotrek? Co teraz?
Zawsze będę go pamiętać
Święta minęły, choć nie przypominały żadnych wcześniejszych. Choinka wyglądała tak samo, potrawy smakowały identycznie, ale ja już nie byłam tą samą dziewczyną, która przyjechała tutaj kilka dni wcześniej z walizką i planem spokojnych dni.
Piotrek został do drugiego dnia świąt. Nie rozmawialiśmy dużo, ale milczenie między nami nie było już pełne napięcia. Raczej smutku. Straconego czasu. Niedopowiedzianych słów, których nie da się już wypowiedzieć tak, jak powinny były paść kiedyś. Wyszedł rano, zanim reszta domu się obudziła. Tylko ja słyszałam jego kroki na schodach i cichy trzask drzwi. Nie pożegnał się. Chyba to było najlepsze, co mógł wtedy zrobić.
Od tamtej pory minął rok. Każde święta są teraz inne. Choć stół ten sam, choć świece pachną tak jak zawsze – we mnie już czegoś brakuje. Spokoju. Tej złudnej pewności, że wszystko mam pod kontrolą. Czasem zastanawiam się, czy mu wybaczyłam. Czy sobie wybaczyłam. Czy w ogóle trzeba wszystko wybaczać, żeby iść dalej. Nie wiem. Wiem tylko, że prawda potrafi zmienić człowieka. A już na pewno potrafi zmienić święta. Może właśnie dlatego ludzie tak bardzo boją się prawdy. Bo raz usłyszana, zmienia wszystko.
Natalia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zabrałam dzieci na jarmark bożonarodzeniowy, żeby poczuły magię świąt. Wróciły głodne, bo nie dam 30 zł za kiełbaskę”
- „Moja synowa zgłupiała i zapomniała o tradycji. Zamiast polskiego makowca postawiła na stole szwedzkie cynamonki”
- „Rodzinne święta to była podstawa w moim domu, a zięć wszystko popsuł. Woli grzać się pod palmami niż łamać opłatkiem”

