„Nienawidziłem swojej pracy i chodziłem tam jak za karę. Tylko 1 powód trzymał mnie w biurze i to nie były pieniądze”
„W sali zapanowała cisza. Karolina spojrzała na mnie, jakby zobaczyła kogoś, kogo nie zna. Paweł zamarł. Przez chwilę myślałem, że każe mi się wynosić. Ale tylko poprawił mankiet koszuli i powiedział chłodno: – Dziękuję, Kamil. Wrócimy do tego”.

- Redakcja
Nie znosiłem poniedziałków. Ale nie tak jak wszyscy – ja ich naprawdę nienawidziłem. Budzik o 6:30 wbijał się w mózg jak wiertło dentystyczne bez znieczulenia. Przez chwilę leżałem nieruchomo, gapiąc się w sufit, próbując znaleźć choć jeden powód, żeby nie rzucić papierami. I zawsze kończyło się tak samo – prysznic, koszula, kawa w kubku, biuro.
Praca w korporacji zabrała mi wszystko. Energii nie miałem od dawna, marzeń jeszcze dłużej. Dni zlewały się w jedną szarą masę. Spotkania o niczym, maile bez odpowiedzi, targety bez sensu. Paweł, mój szef, dbał o to, by nikt nie czuł się bezpiecznie. Karolina z zespołu sprzedałaby twój sukces jako swój. A ja odliczałem godziny do końca dnia. Potem minuty. Sekundy. Nie miałem motywacji. Ale miałem Lenę.
Lena z HR-u – inteligentna, sarkastyczna, inna niż wszyscy. Spotykaliśmy się na papierosie – chociaż wtedy nie paliłem. Po prostu wychodziłem z kubkiem kawy, żeby stać obok niej. Rozmowy z nią były jak reset – jedyne chwile w ciągu dnia, gdy nie czułem się jak więzień. To dla niej jeszcze tam byłem. Nie dla pieniędzy. Dla tych kilku minut przy śmietniku za biurem. Dla kogoś, kto widział we mnie coś więcej niż tylko numer w systemie.
Po prostu to powiedziałem
Zaczęło się jak zwykle – poranne spotkanie, Paweł w swojej idealnie wyprasowanej koszuli z miną generała tuż przed bitwą. Wszyscy siedzieli spięci, jakby od tego zależała ich przyszłość. Może zależała. Ja już nie miałem nic do stracenia.
Na ekranie wyświetlał się mój raport – ten sam, który robiłem po godzinach, z bólem głowy i wściekłością w sercu. Paweł zerknął, pokręcił głową z teatralnym zawodem i wypalił:
– To nie twoja pierwsza wpadka, Kamil. Może trzeba się zastanowić, czy to miejsce jest dla ciebie.
Zatkało mnie na sekundę. Potem coś się zbuntowało.
– A może trzeba się zastanowić, czy to miejsce jest dla ciebie, skoro niszczysz ludzi, zamiast nimi zarządzać – wypaliłem.
W sali zapanowała cisza. Karolina spojrzała na mnie, jakby właśnie zobaczyła kogoś, kogo nie zna. Paweł zamarł. Przez chwilę myślałem, że każe mi się wynosić. Ale tylko poprawił mankiet koszuli i powiedział chłodno:
– Dziękuję, Kamil. Wrócimy do tego na osobności.
Wyszedłem ze spotkania szybciej, niż ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć. Włożyłem słuchawki, choć nic nie grało. Pulsowało mi w skroniach. Zasłużył na to. Wszyscy to wiedzieli. Ale zamiast ulgi, czułem tylko ciężar. Złość przeszła, została pustka. I jedno imię krążyło mi po głowie, jak mantra: Lena.
Coś się w niej zmieniło
Znalazła mnie na tyłach biura, przy popielniczce obok śmietnika. Trzymałem zimną już kawę i patrzyłem w ścianę jak idiota. Nawet nie zauważyłem, kiedy podeszła.
– Wszystko w porządku? – zapytała cicho.
Nie odpowiedziałem od razu. Tylko wzruszyłem ramionami, jakby to miało znaczenie. Lena zapaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko, potem spojrzała mi w oczy.
– Zaczynam się zastanawiać, kto tu naprawdę zwariował – ja czy oni – powiedziałem w końcu.
– Może wszyscy. Ale niektórzy lepiej to maskują.
Uśmiechnęła się, ale było w tym coś dziwnego. Jakby nieobecność. Jakby była obok mnie, a jednocześnie gdzieś bardzo daleko.
– Przepraszam, że tak przy wszystkich. Nie planowałem tego – rzuciłem, chociaż sam nie wiedziałem, czy naprawdę żałuję.
– Może dobrze, że w końcu ktoś coś powiedział. Szkoda tylko, że to musiałeś być ty.
Spojrzałem na nią pytająco. Co to znaczyło? Dlaczego zabrzmiało jak wyrzut? Chciałem zapytać. O to, czemu jest taka cicha. Czemu patrzy wszędzie, tylko nie na mnie. Ale zamilkłem.
Lena zaciągnęła się po raz ostatni i rzuciła niedopałek do kubka po kawie. Przez sekundę wydawało mi się, że coś powie. Że zaraz się otworzy. Że powie mi, że też coś czuje. Ale zamiast tego tylko rzuciła:
– Uważaj na siebie, Kamil.
I odeszła. Zostałem sam z dymem, który unosił się leniwie w zimnym powietrzu, i z niepokojem w brzuchu, który nie chciał odejść. Coś było nie tak. Coś z nią. Albo ze mną. Albo z nami.
Od początku mnie okłamywała
Szedłem do kuchni po kolejną kawę, tylko dlatego, że musiałem się czymś zająć. Biurko parzyło mnie jak gorący garnek, a każda linijka w tabelkach skakała mi przed oczami. Potrzebowałem ruchu. Albo tlenu. Albo obu.
Drzwi do kuchni były uchylone. Zatrzymałem się, słysząc znajomy głos.
– Nie możesz się tak przy nim zachowywać. On już coś podejrzewa – powiedział Paweł.
Przez chwilę nie zrozumiałem, o kim mówi. Dopiero gdy odpowiedziała Lena, wszystko się poukładało.
– Nie bądź śmieszny. Kamil nie podejrzewa nawet, jak bardzo jest naiwny.
Poczułem, jak coś mi się zaciska w środku. Stałem nieruchomo, czując, że nie powinienem tego słuchać. Że przekraczam granicę. Ale nie potrafiłem się cofnąć.
– Przecież mówiliśmy, że będziesz się trzymać z daleka – kontynuował Paweł. – Przynajmniej do czasu, aż zamkniemy temat z awansem.
– Myślisz, że zrobiłabym to wszystko bez planu?
Ich głosy ucichły. Ktoś z nich chyba podszedł bliżej drzwi. Cofnąłem się cicho i wróciłem do swojego stanowiska jak automat. Serce waliło mi w piersi tak głośno, że słyszałem je w uszach. Wziąłem plecak, płaszcz, zostawiłem komputer otwarty.
Nie pamiętam, jak wyszedłem z biura. Pamiętam tylko, że szedłem przez zatłoczone ulice, jakby mnie nie było. Jakbym dopiero teraz się obudził. Jakbym całe te miesiące żył w jakimś chorym śnie. Wszystko było grą. Ja byłem tylko pionkiem.
Powiedziałem jej wszystko
Złapałem ją przy wyjściu z biura. Stała z telefonem przy uchu, jakby właśnie kończyła rozmowę. Gdy mnie zobaczyła, zamarła. Od razu wiedziała, że wiem.
– Musimy pogadać – powiedziałem. Głos mi drżał, ale nie od strachu. Od złości.
– Kamil, to nie jest najlepszy moment…
– Dziwne, bo dla mnie jest idealny.
Ruszyłem w stronę parku naprzeciwko. Poszła za mną, w ciszy. Usiadłem na pierwszej wolnej ławce. Nie patrzyłem na nią.
– Wiesz, co mnie zabolało najbardziej? – zacząłem. – Że dzięki tobie znosiłem tę całą farsę. Że przez te kilka minut z tobą wierzyłem, że coś jeszcze ma sens. Coś działa.
Nie odpowiadała. Patrzyła gdzieś w bok, zaciskając usta.
– Kiedyś myślałem, że tylko Paweł gra w tę gierkę. Że jesteś jedyną prawdziwą osobą w tym cholernym budynku. A teraz…
– Kamil, nie chciałam cię skrzywdzić – powiedziała cicho. – Ale Paweł... On może mi pomóc wyjść z tego bagna.
Zaśmiałem się, krótko i bez radości.
– I co? Flirtujesz z nim za punkty? Układasz puzzle swojej kariery moimi kosztem?
– Nie jesteś dla mnie żadnym kosztem. Ale... nigdy nie byłeś też częścią planu. Przepraszam.
Zrobiło się cicho. Wiatr poruszył liśćmi. Patrzyłem na nią i widziałem kogoś obcego. Kogoś, kogo sobie wymyśliłem. Lena, którą znałem, istniała tylko w mojej głowie. Wstałem. Nie chciałem już nic więcej usłyszeć.
– Powodzenia, Lena – powiedziałem. – Obyś dostała ten swój awans.
Zostawiłem ją samą. Tym razem naprawdę samą.
Zdecydowałem się wreszcie
Wszedłem do biura punkt dziewiąta. Nie miałem ze sobą nic poza kopertą z wypowiedzeniem. Byłem bez laptopa, bez torby, bez złudzeń. Nikt się nie odezwał. Nikt nie zapytał, gdzie byłem wczoraj. Może wszyscy już wiedzieli. Może nikt nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
Przeszedłem przez korytarz jak przez pustynię. Złożyłem papiery w HR-ze – krótko, rzeczowo. Lena nie była na miejscu. Podobno zniknęła „na spotkaniu”. Nawet dobrze.
Został mi tylko Paweł. Zapukałem do jego gabinetu. Nie czekałem na zaproszenie, wszedłem od razu. Siedział za biurkiem z tą swoją wieczną miną człowieka, który uważa, że świat mu coś jest winien.
– Kamil. Widzę, że przyszedłeś się pożegnać – powiedział z udawanym spokojem. – Szkoda. Miałeś potencjał. Ale brak ci kręgosłupa.
Podszedłem bliżej, oparłem ręce na jego biurku.
– A tobie – krzty godności. Ale jakoś tu jesteś, więc może nie ma sprawiedliwości.
Zamilkł. Przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Zrozumiałem, że jemu naprawdę nie zależy. Że nie jestem ani pierwszym, ani ostatnim, który stąd odchodzi ze zgniłym posmakiem w ustach.
Odwróciłem się i wyszedłem. Nie pożegnałem się z nikim. Karolina spojrzała na mnie spod oka, ale nie powiedziała słowa. Winda zjechała powoli, jakby chciała, żebym się rozmyślił. Nie zrobiłem tego. Za mną został tylko kurz, niedopite kawy i jedno spojrzenie Leny zza szklanych drzwi. Patrzyła. Ale nie podeszła.
Poszukam siebie gdzieś indziej
Wyszedłem z budynku bez oglądania się za siebie. Kroki same prowadziły mnie przez zatłoczone ulice, aż w końcu trafiłem do parku. Usiadłem na ławce i pierwszy raz od dawna po prostu… byłem. Bez planu. Bez powodu. Słońce przebijało się przez chmury. Dzieci biegały po trawie, ktoś grał na gitarze. Świat toczył się dalej, zupełnie nieprzejęty tym, że właśnie skończył się dla mnie pewien rozdział.
Nie wiedziałem, co teraz. Nie miałem żadnego „planu B”. Ale pierwszy raz od miesięcy nie czułem ciężaru na plecach. Pierwszy raz oddychałem bez tego dziwnego ścisku w klatce piersiowej.
Pomyślałem o Lenie. Nie z gniewem. Ze smutkiem. Była dla mnie czymś, czym nie była w rzeczywistości. Latarnią w ciemności, która okazała się tylko odbiciem. Ale to nie jej wina. Może po prostu potrzebowałem kogoś, kto sprawi, że poczuję się mniej samotny. Nie wszystko, co nas boli, musi być czyjąś winą.
Wstałem z ławki i ruszyłem przed siebie. Nie miałem pojęcia dokąd. Ale byłem gotów zacząć od nowa. Może wszyscy jesteśmy trochę pogubieni, wszyscy kogoś udajemy. Ale jeśli mam się już pogubić, wolę to robić gdzieś, gdzie nikt nie udaje, że jest w porządku. Tym razem pójdę tam, gdzie nikt nie patrzy na mnie tylko jak na etat.
Kamil, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Obrzydliwa plotka zniszczyła moją karierę. Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, kto ją rozpuścił”
- „Byłem bezrobotny, więc żona i teściowa zaczęły knuć coś na boku. Nie wiedziały, że jestem sprytniejszy i mam plan B”
- „Moja żona zakochała się w pracy, więc uznałem romans z sąsiadką za sprawiedliwe rozwiązanie. To ja dostałem po łapach”

