Reklama

Pracuję w szpitalu od siedmiu lat i czasem mam wrażenie, że całe moje życie toczy się między salą zabiegową a dyżurką pielęgniarek. Zmęczenie stało się dla mnie stanem naturalnym – kawę piję już nie dla smaku, ale po to, żeby utrzymać się na nogach. Gdy wracam do naszego mieszkania w centrum miasta, marzę o jednym: ciszy.

Tolerowałam to

Mój mąż, Bartek, jest spokojny, wyrozumiały… przynajmniej na ogół. Zawsze powtarza, że rodzina jest dla niego najważniejsza. Problem w tym, że słowo „rodzina” w jego ustach oznacza nie tylko nas dwoje, ale całą jego wieś, a przede wszystkim mamę.

Pochodzę z miasta. Dla mnie niedziela to okazja, by pospać dłużej, obejrzeć film, poczytać książkę. Dla rodziny Bartka niedziela to święto, które trzeba spędzić razem – w domu teściowej, przy dużym stole, na obiedzie, który potrafi przeciągnąć się do wieczora.

Na początku naszego małżeństwa jeździłam tam co tydzień. Mimo zmęczenia po dyżurach, mimo że czasem miałam ochotę po prostu zaszyć się w domu. Uśmiechałam się, pomagałam w kuchni, słuchałam opowieści o tym, jak to „u nas na wsi zawsze tak było”.

Miała swoje zasady

Teściowa jest kobietą z charakterem – prostolinijną, bezpośrednią, przywiązaną do tradycji. Ma w sobie coś z generała i gospodyni jednocześnie. Potrafi być ciepła, ale też rzucić komentarzem, który trafia prosto w czuły punkt. Od pewnego czasu coraz częściej próbuję tłumaczyć jej przez telefon, że po nocnym dyżurze po prostu nie mam siły na kilkugodzinny obiad i drogę w obie strony.

– Ale Milenka, rodzina jest ważniejsza – słyszę wtedy ten sam ton, w którym nie ma miejsca na dyskusję.

Bartek zwykle próbuje łagodzić sprawę:

– Lepiej nie drażnić mamy – mówi.

I niby ton rozmów jest jeszcze spokojny, ale gdzieś pod skórą zaczyna się zbierać irytacja. Czuję, że to napięcie kiedyś musi wybuchnąć.

Miałam tego dość

Telefon od teściowej zadzwonił późnym popołudniem, gdy akurat parzyłam sobie herbatę. Już wiedziałam, czego będzie dotyczyć rozmowa, ale odebrałam.

– Milenka, to ja. Chciałam się upewnić, że w niedzielę przyjedziecie na obiad.

– Mamo… mam w nocy w sobotę dyżur. Wracam nad ranem, będę wykończona…

– Rodzina jest najważniejsza. Po co wychodziłaś za mojego syna, jeśli nie potrafisz być żoną? – przerwała mi bez cienia wahania.

Zamarłam, ściskając telefon w dłoni. Nie wiedziałam, czy odpowiedzieć, czy po prostu zakończyć rozmowę. W gardle poczułam ciężką kulę, a słowa, które usłyszałam, wwiercały się w głowę.

– Naprawdę nie mogę, mam dyżur… – wyszeptałam, ale Teresa już się żegnała.

Była nieprzejednana

Rozłączyła się. Stałam chwilę w milczeniu, patrząc w jeden punkt. Wtedy do kuchni wszedł Bartek.

– Kto dzwonił? – zapytał, widząc moją minę.

– Twoja mama. Powiedziała… – zawahałam się – że jeśli nie przyjadę, to znaczy, że nie potrafię być żoną.

Bartek westchnął, jakby to, co usłyszałam, było czymś zwyczajnym.

– Nie przejmuj się. Mama tak mówi, ale nic złego nie myśli – uśmiechnął się.

– Może dla ciebie to nic wielkiego, ale ja czuję, że wciąż muszę się tłumaczyć – odparłam, czując rosnącą irytację.

Bartek podszedł i objął mnie, jakby chciał zakończyć temat. Nie odsunęłam się, ale w głowie już wiedziałam, że to nie koniec tej rozmowy.

Od tamtej rozmowy chodziłam poddenerwowana przez kilka dni. W pracy starałam się skupić na pacjentach, ale wieczorami, gdy siedzieliśmy z Bartkiem w kuchni, myśli wracały do niedzielnych obiadów i słów teściowej.

Nie widział problemu

– Nie chcę co tydzień podporządkowywać naszego życia oczekiwaniom twojej mamy – powiedziałam do męża. Mam dyżury, mam swoje obowiązki, czasem po prostu chcę odpocząć.

Bartek zmarszczył brwi.

– Ona taka jest. Rodzina to rodzina. Chce nas widzieć, to chyba normalne.

– Normalne jest chcieć się spotykać, ale to, co się dzieje, to dla mnie presja – odpowiedziałam. – Czuję się tam jak ktoś, kogo trzeba kontrolować, sprawdzać, oceniać.

– Przesadzasz – uciął krótko.

– Nie przesadzam. Może dla ciebie to naturalne, bo się w tym wychowałeś, ale dla mnie nie. Chcę, żebyś to zrozumiał.

Bartek oparł łokcie o stół i patrzył na mnie z lekkim zniecierpliwieniem.

– Myślisz, że ja mam łatwo? Jak powiem mamie, że nie przyjedziemy, to się obraża.

– A ja mam co tydzień udawać, że wszystko jest w porządku, chociaż wracam do domu zmęczona jak po maratonie? – zapytałam ostro.

Byłam w tym sama

Siedzieliśmy tak przez chwilę, każde z nas zatopione w swoich myślach. Czułam, że to była pierwsza prawdziwa kłótnia w naszym małżeństwie i że jej echo jeszcze do nas wróci. Już kolejnego dnia teściowa znów do mnie zadzwoniła.

– Zawiodłaś mnie – powiedziała. – Na wsi już gadają, że się nas wstydzisz.

Zamarłam. Co ona o mnie mówi? Skąd w ogóle taki pomysł?

– Mamo, nie chcę robić awantury przez telefon… – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku aż się we mnie gotowało. – Nie wstydzę się was ani pochodzenia ze wsi. Ale nie będę przyjeżdżać kosztem swojego zdrowia i pracy.

Usłyszałam kpiące parsknięcie teściowej.

– Na wsi takich jak ty nigdy się nie akceptuje do końca. Nie szanujesz tradycji, to i rodzina cię nie pokocha.

– Może i tak. Ale szacunek działa w dwie strony – odparłam spokojnie.

Postawiłam na swoim

Przez chwilę trwałyśmy po obu stronach w milczeniu. Wiedziałam już, że żadna z nas nie ustąpi. W końcu nie wytrzymałam, pożegnałam się i odłożyłam swój telefon z poczuciem, że ten mur między nami będzie już tylko rósł.

Wieczorem Bartek siedział w kuchni i wyglądał, jakby specjalnie na mnie czekał. Na stole stały dwie szklanki i butelka wody.

– Mama powiedziała, że poczuła się zdradzona, kiedy kolejny raz próbowałaś jej odmówić niedzielnego obiadu – zaczął cicho. – Całe życie była pewna, że zawsze będziesz po jej stronie.

Usiadłam naprzeciwko niego.

– Nie zamierzam walczyć o jej aprobatę, jeśli to ma kosztować mnie zdrowie i każdą wolną chwilę. A ty zawsze stajesz po stronie swojej matki, jakbyś w ogóle nie dostrzegał moich wysiłków.

Bartek spuścił wzrok.

– To trudne…

– Wiem. Dlatego pytam wprost: wybrałbyś mnie czy swoją matkę? – zapytałam, czując, jak serce bije mi szybciej.

Nie odpowiedział. Cisza trwała zbyt długo, żeby mogła być przypadkowa. Wiedziałam, że ta chwila będzie wracać w moich myślach jeszcze wiele razy.

Milena, 29 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama