Reklama

Kiedy Maciek mi się oświadczył, myślałam, że to początek najpiękniejszego rozdziału mojego życia. Romantyczna kolacja przy świecach, pierścionek z diamentem ukryty w deserze, dreszcze wzruszenia i ten błysk w jego oczach. Wszystko było jak z komedii romantycznej. A ja przecież zawsze chciałam przeżyć miłość jak z filmu. Taką, co kończy się happy endem, białą suknią i długim welonem z pięknej koronki. No i słynnym, bajkowym „i żyli długo i szczęśliwie”.

Nasz ślub planowaliśmy przez prawie rok. Wcale nie urządzaliśmy hucznego wesela na dwieście osób w drogich hotelu, z salą stylizowaną na dworek, wyszukanym menu i dużym przepychem. To miało być kameralne przyjęcie w ogrodzie, z muzyką na żywo i stołem słodkości, bo Maciek kochał bezy. Towarzyszyć mieli nam najbliżsi. Rodzina, z którą widujemy się na co dzień i przyjaciele. Razem niecałe pięćdziesiąt osób.

Wybrałam uroczą suknię ślubną. Prostą i bez zbędnych ozdób, ale doskonale podkreślającą moją figurę. Do tego wymarzony koronkowy welon i kwiaty w niebieskim kolorze. Moim ulubionym. Wspólnie zaprojektowaliśmy zaproszenia, zamówiliśmy ich wykonanie w drukarni. Chcieliśmy, żeby każdy detal był wyjątkowy. Dopracowany i nasz. Nawet mieliśmy już w domu drobne prezenciki dla wszystkich gości, które chcieliśmy wręczyć w podziękowaniu za ich obecność podczas naszej wielkiej chwili. Wszystko miałam dopięte na ostatni guzik.

Nie spodziewałam się

Przygotowania szły zgodnie z planem, dlatego sądziłam, że nic nie jest w stanie zepsuć nam tego momentu i zakłócić naszego szczęścia. Mój wieczór panieński był szalony jak na mnie. Bo tak naprawdę spokojna ze mnie dziewczyna. Kilka najbliższych przyjaciółek, prosecco, karaoke i dużo śmiechu.

Siedziałyśmy w jednym z modnych klubów, gdy podeszła do mnie Ewelina, dawna znajoma z liceum, z którą widywałam się bardzo rzadko. Byłam zdziwiona jej obecnością. No ale przecież Ewelina mogła przez przypadek znaleźć się akurat w miejscu, gdzie świętuję swój ostatni wieczór przed ślubem.

– Ty wychodzisz za Maćka? – zapytała z lekkim wahaniem.

– Tak, za tydzień. Znasz go? – odpowiedziałam, zaciekawiona, bo nie miałam pojęcia, że moja dawna koleżanka z klasy zna mojego narzeczonego.

– Mieszkam na osiedlu jego byłej. To znaczy Zuzy. Ona mieszka w mojej klatce. Czasem przychodził do niej z kwiatami. Całkiem niedawno go widziałam, chyba kilka miesięcy temu. Myślałam, że może znowu są razem.

Myślałam, że to żart

W jednej sekundzie przestałam słyszeć muzykę, która dudniła w głośnikach. Krew odpłynęła mi z twarzy, a w głowie zrobiło się pusto. Co ona właśnie powiedziała? O czym ta dziewczyna w ogóle mówi? Mój narzeczony odwiedza swoją byłą? Czy przypadkiem coś się jej nie pomieszało?

– Z kwiatami? Niedawno? Po ich rozstaniu, a nie przed laty? – powtórzyłam jak echo.

Ewelina uniosła ramiona.

– Może nie ma czym się przejmować. Może jest jakieś logiczne wytłumaczenie tych jego wizyt. Ale pomyślałam, że powinnaś wiedzieć.

Dobra zabawa skończyła się w jednej chwili. Przestałam mieć ochotę na jakiekolwiek świętowanie, a koleżanki szybko zauważyły mój kiepski humor. Odwiozły mnie do domu jeszcze na grubo przed północą. Nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok i myślałam: „A jeśli to prawda? Jeśli on naprawdę do niej chodził?”.

Ufałam mu

Znam Maćka od pięciu lat. Zawsze mówił, że ich związek był toksyczny i że Zuzka to zamknięty rozdział. Nie opowiadał o niej zbyt wiele, ale byłam pewna, że ostro się pokłócili i żadne z nich nie ma ochoty na powtórkę z rozrywki. A jednak coś mnie niepokoiło. Następnego dnia nie wytrzymałam. Pojechałam do niego i postawiłam sprawę jasno.

– Maciek, czy ty widujesz się z Zuzą?

Zbladł. Skąd taka reakcja? Gdyby Ewelinie coś się pomyliło, najpewniej po prostu by zaprzeczył. Zresztą co mogło jej się pomylić? Przecież go znała. Trudno, żeby pomyliła go z kimś innym.

– Skąd ten pomysł? – próbował się uśmiechnąć, ale jakoś tak blado. Od razu było widać, że ten jego uśmiech jest sztuczny.

– Tylko odpowiedz mi szczerze. Ktoś powiedział, że cię widział u niej w bloku. Z kwiatami.

Westchnął, potarł dłonią twarz i w końcu usiadł.

– Byłem tam kilka razy. Ale to nie jest tak, jak myślisz.

Próbował się tłumaczyć

A niby jak? Po kryjomu dorabia jako kurier i został zatrudniony przez pocztę kwiatową? I akurat nosi bukiety do swojej byłej dziewczyny? Czy on naprawdę ma mnie za kompletną idiotkę? Jakie niby jest wytłumaczenie biegania z kwiatami do swojej byłej? Bo ja nie widzę żadnego, które nie tylko byłoby logiczne, ale które w ogóle mogłoby trzymać się kupy.

– Maciek, błagam, nie mów, że to nie tak. Przychodziłeś z kwiatami do swojej byłej. Czego tutaj można nie rozumieć?

Spojrzał na mnie bezbronnie, jakby naprawdę nie widział w tym nic złego.

– Po prostu… Wiem, że wtedy ją skrzywdziłem. Myślałem, że może od czasu do czasu dobrze jej zrobi, jak pokażę, że ktoś o niej pamięta. I… jej mama bardzo mnie lubiła, zapraszała czasem na herbatę – dukał, a ja robiłam ogromne oczy ze zdziwienia.

Parsknęłam śmiechem. Gorzkim.

– Herbata, kwiaty i jej mama, która nadal cię lubi. Naprawdę subtelne pożegnanie przeszłości. I kiedy to się niby skończyło?

Czułam się oszukana

Maciek się zawahał.

– Ostatni raz byłem tam… w styczniu.

Dwa miesiące po tym, jak ustaliliśmy datę ślubu. Po naszych romantycznych zaręczynach. W chwili, gdy ja planowałam nasze wymarzone przyjęcie ślubne i wierzyłam, że jestem jedyną kobietą w jego życiu. On w tym samym czasie zanosił kwiaty swojej byłej, żeby nie było jej smutno. No i dlatego, że jej mama go lubiła.

Czy ja w ogóle znam faceta, z którym planuję spędzić resztę życia? Czy mogę mu ufać? Przecież gdyby nie przypadek, o niczym bym się nawet nie dowiedziała. Sam niczego by mi nie powiedział. Po prostu miał pecha, że znam Ewelinę i że ona akurat mieszka w tym samym bloku, co Zuza, a jej koleżanka postanowiła powiedzieć mi prawdę wtedy w klubie, podczas mojego wieczoru panieńskiego.

Byłam zdruzgotana

Wróciłam do domu i zamknęłam się w sypialni. Patrzyłam na wiszącą w szafie suknię ślubną i nie mogłam przestać myśleć: dlaczego nie potrafił po prostu być uczciwy? Dlaczego mnie okłamywał? I po co w ogóle chodził do Zuzki, skoro zawsze twierdził, że ich związek był toksyczny?

Czy on coś jeszcze do niej czuł? Czy planując ślub ze mną, myślał o swojej byłej i zastanawiał się, jakby to było, gdyby zostali jednak razem? W mojej głowie rodziły się kolejne pytania, które nie dawały mi spokoju. Targały mną emocje i nie miałam pojęcia, jak sobie z nimi poradzić.

Moja mama zawsze mówiła: „Jeśli ktoś zostawia uchylone drzwi do przeszłości, to znaczy, że nie jest gotowy na przyszłość”. Teraz te słowa brzmiały w mojej głowie jak mantra. Nie mogłam się ich pozbyć, bo doskonale pasowały do sytuacji, w której się znalazłam.

Zdaje się, że mój narzeczony wcale jednak swojej przeszłości nie zamknął. On chciał budować przyszłość ze mną, ale przeszłość wciąż tkwiła gdzieś w jego głowie i nie dawała mu spokoju.

Podjęłam decyzję

Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do Maćka.

– Nie potrafię wziąć ślubu z kimś, kto nie zamknął przeszłości. Odwołuję wszystko. To nie ma sensu.

Milczał długo, zanim wyszeptał:

– Przepraszam.

Nie było łatwo. Musiałam zadzwonić do sali, DJ-a, fotografa. Powiadomić gości, że nie będzie ślubu. Bo Maciek zostawił wszystko na mojej głowie. Nawet jego rodzice dowiedzieli się ode mnie. Ale czułam też ulgę. Bo prawda była taka, że nie chciałam spędzić życia z kimś, kto nie był w stanie odciąć się grubą kreską od poprzedniego rozdziału.

Po kilku dniach spakowałam walizkę i pojechałam sama na urlop, który miał być naszą podróżą poślubną. Do Toskanii. Pomyślałam, że skoro już zapłaciłam, niech przynajmniej będzie pięknie. W samolocie usiadł obok mnie mężczyzna z książką pod pachą. Uśmiechnął się. Ja też. Może to nowy początek? A może tylko przelotna znajomość? Nie wiem. Ale wiem, że nie ma sensu niczego budować na siłę.

Paulina, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama