„Nie wiem, po co brałam ślub, skoro mąż śpi osobno. Przez kłamstwa teścia cała wieś się z nas śmieje”
„Gdyby dotrzymał obietnicy, mielibyśmy już własny dom. Moi rodzice byli gotowi go postawić, ale nie mogli, bo działka, na której miał stanąć, wciąż nie należy do nas. A wszystko dlatego, że ojciec Daniela nagle zmienił zdanie i uparł się, że przepisze ziemię dopiero w testamencie”.

- listy do redakcji
Patrzę na obrączkę na swoim palcu i zastanawiam się, po co w ogóle brałam ślub. W moim życiu nic się nie zmieniło. Nadal mieszkam u rodziców, a mój mąż – u swoich. Tak jakby w ogóle nasz ślub się nie odbył. A wszystko przez mojego teścia, który okazał się zwykłym kłamcą!
Gdyby dotrzymał obietnicy, mielibyśmy już własny dom. Moi rodzice byli gotowi go postawić, ale nie mogli, bo działka, na której miał stanąć, wciąż nie należy do nas. A wszystko dlatego, że ojciec Daniela nagle zmienił zdanie i uparł się, że przepisze ziemię dopiero w testamencie.
– Wiesz, jaki jest ojciec, nie przegadasz go – powtarza Daniel.
I to mnie w nim denerwuje najbardziej. Jest dorosłym facetem, ale nie potrafi postawić się własnemu ojcu. Nawet wtedy, gdy to my mamy rację. A przez to nasze małżeństwo istnieje tylko na papierze, a ja zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniłam ogromnego błędu.
Wszystko było ustalone
Jeszcze przed naszym ślubem wszystko było ustalone. Ojciec Daniela miał przepisać nam kawałek ziemi, na której moi rodzice mieli postawić dom. To był ich prezent dla nas – chcieli, żebyśmy zostali we wsi i byli blisko, gdy się zestarzeją.
Byłam pewna, że to tylko formalność. W końcu obie rodziny się dogadały, a w moim domu słowo było święte. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby nalegać na podpisanie aktu własności przed ślubem. Przecież teść sam powiedział, że chce najpierw zobaczyć akt małżeństwa. Dzisiaj pluję sobie w brodę, że byłam taka naiwna.
Kiedy po weselu upomnieliśmy się z Danielem o ziemię, usłyszeliśmy coś zupełnie innego, niż się spodziewaliśmy.
– Zmieniłem zdanie – oznajmił jego ojciec z kamienną twarzą. – Przepiszę wam działkę, ale dopiero po mojej śmierci.
– Ale przecież umowa była inna! – oburzył się Daniel.
– Nie obchodzi mnie to – uciął teść. – Ale możecie się budować. Kto wam broni?
Mój ojciec aż się zagotował.
– I na czyjej ziemi niby mam ten dom postawić? Na cudzej?!
Teść wzruszył ramionami.
– Na mojej, a ja nie jestem obcy – dodał z przekąsem.
Nie tak miało być
Rozumiem mojego ojca, że się wściekł. Sama byłam w szoku, gdy usłyszałam decyzję teścia. Nie tak się umawialiśmy! Moi rodzice chcieli postawić nam dom, ale jak mieli to zrobić, skoro ziemia nadal należała do ojca Daniela?
– A co, jeśli potem coś się stanie? – pytałam Daniela. – Jeśli twój ojciec się rozmyśli? Jeśli zapisze działkę komuś innemu?
– Nie zrobiłby tego – odparł Daniel, ale nie brzmiał pewnie.
Tylko że przecież już raz zmienił zdanie.
Mój tata był nieugięty
– Nie postawię nikomu domu na cudzej ziemi! Nie jestem idiotą!
Próbowałam tłumaczyć, prosić. Przecież to wszystko dla nas. Nie mogliby dojść do jakiegoś kompromisu? Ale ojciec nie ustępował.
– Nie będę inwestował w coś, co prawnie nie należy do was! – powtarzał.
To samo mówiłam Danielowi.
– Nie rozumiesz? Jeśli twój ojciec się uparł, to może nigdy tej ziemi nam nie przepisze! I co wtedy?
– Wtedy będziemy się martwić – rzucił, jakby to był temat, którym nie warto sobie teraz zawracać głowy.
A ja już wtedy czułam, że to nie jest sprawa, którą można odłożyć na później. Bo przez upór jego ojca, nasze małżeństwo zaczynało wyglądać jak jakiś żart.
Żyjemy osobno
Nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku. Mieszkam u swoich rodziców, Daniel u swoich. Spotykamy się na spacerach, czasem u znajomych, ale co to za małżeństwo, które po ślubie nadal żyje osobno? Wszyscy się z nas śmieją.
– To co, mieliście wesele, ale bez przeprowadzki? – dogadują sąsiedzi.
Daniel się tym nie przejmuje, ale ja nie potrafię. Moi rodzice też nie. Zwłaszcza ojciec.
– Skoro teściowie nie chcą dotrzymać słowa, to twój mąż nie będzie spał pod moim dachem – oznajmił mi pewnego dnia.
Nie pomagały moje prośby.
– Tato, przecież to nie wina Daniela!
– Ale i nie moja – odparł ostro. – Jego rodzina was oszukała, a on nic z tym nie robi!
I niestety miał rację. Daniel mógłby coś zrobić. Mógłby pójść do ojca i zażądać, żeby dotrzymał słowa. Mógłby się wyprowadzić, wynająć coś, cokolwiek. Ale on tylko wzdycha i mówi:
– Wiesz, jaki jest mój ojciec. Jak się uprze, to nie ma rozmowy.
– A ty nie możesz choć raz też się uprzeć i zawalczyć o nas?
Bo jeśli teraz nie walczy o nas, to kiedy to zrobi?
To małżeństwo to żart
Coraz częściej myślę, że moje małżeństwo istnieje tylko na papierze. Co to za życie, w którym mąż i żona mieszkają osobno? Gdy chcę porozmawiać z Danielem wieczorem, muszę do niego dzwonić, a nie po prostu odwrócić się na łóżku i szepnąć coś do ucha. Spotykamy się w dzień, ale gdy przychodzi noc, każde wraca do swojego domu, jakbyśmy wcale nie byli razem. Zaczynam czuć żal do męża.
– Moglibyśmy się wyprowadzić – powiedziałam pewnego dnia. – Wynająć coś, choćby na jakiś czas. Albo przenieść się do miasta.
– I zostawić rodziców? – Daniel spojrzał na mnie, jakbym zaproponowała ucieczkę na drugi koniec świata.
– A co, ja nie zostaję u swoich?! – wybuchłam. – Myślisz, że moi rodzice się cieszą, że tak wyszło?!
Pokręcił głową.
– Ja po prostu nie chcę walczyć.
I to było właśnie to. On nie chciał walczyć ani o dom, ani o nas. Każdego dnia coraz bardziej miałam wrażenie, że ślub niczego nie zmienił. Nadal byliśmy jak dwoje ludzi, którzy kiedyś może będą razem, ale jeszcze nie teraz. I jeszcze długo nie.
Sąsiedzi się z nas śmieją
– To ci nowoczesne małżeństwo – mówią. – Ślub był, ale życia razem nie ma.
Nie chcę tego słuchać, ale trudno mi udawać, że mnie to nie boli. Bo prawda jest taka, że moje małżeństwo od początku było farsą. Daniel czeka. Na cud, na zmianę zdania ojca, na lepszy moment. A ja? Ja nie wiem, jak długo mogę jeszcze czekać.
– Przecież cię kocham – mówi, kiedy próbuję z nim rozmawiać.
Tylko czy sama miłość wystarczy? Kiedy patrzę na inne młode pary, które wspólnie układają sobie życie, coraz częściej myślę, że to ja powinnam podjąć decyzję. Bo jeśli teraz nie zawalczę o siebie, to czy za kilka lat nie obudzę się w tym samym miejscu – nadal czekając?
Hania, 29 lat
Czytaj także:„Po latach samotności zakochałem się w młodszej kobiecie. Dzieci kpią, że to kaprys, a ja chcę kochać i być kochanym”
„Ojciec był moją skarbonką, lecz w końcu stracił cierpliwość. Niech nie liczy, że będę mu zmieniał pampersy na starość”
„Patrzyłam, jak kwitną tulipany, a mój mąż więdnie. Czułam, że ukrywa jakiś sekret i miałam rację”