„Nie szukałem miłości, więc sama mnie znalazła. Szkoda tylko, że kosztowała mnie wszystkie oszczędności i nowe mieszkanie”
„– Chyba nie myślałeś, że wyjdę za ciebie za mąż? – prychnęła z pogardą. – Ale przynajmniej na coś się przydałeś – dodała i się rozłączyła. A ja zrozumiałem, że właśnie straciłem nie tylko narzeczoną, ale też całe swoje dotychczasowe życie”.

- listy do redakcji
Już we wczesnych latach młodości przekonałem się, że nie jestem facetem, za którym szaleją kobiety. I chociaż początkowo bardzo mi to doskwierało, to z czasem pogodziłem się z losem wiecznego singla. Skupiłem się na pracy, dzięki której osiągnąłem sukces finansowy. I kiedy już myślałem, że nigdy nie zaznam miłości, to ona sama mnie znalazła. Szkoda tylko, że zapłaciłem za nią bardzo wysoką cenę.
Nie należałem do podrywaczy
Jeszcze w szkole średniej uświadomiłem sobie, że nie jestem typem chłopaka, za którym uganiają się dziewczyny. Byłym wysokim i chudym okularnikiem, dla którego książki i komputery dawały więcej radości niż spotkania z dziewczynami. Do tego zdawałem sobie sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie jestem nudny.
– Dziewczyny lubią komplementy – mój najlepszy kumpel próbował dawać mi dobre rady. Ale ja nie potrafiłem odnaleźć się w świecie damsko–męskim i zamiast powiedzieć dziewczynie, że ma ładne oczy, to proponowałem jej naukę programowania. Nic więc dziwnego, że nie cieszyłem się popularnością w damskim gronie.
Jednak na tamtym etapie zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jako nastolatek wolałem spędzać czas przed ekranem komputera niż na randkach z dziewczynami, z którymi nie miałem o czym rozmawiać.
– Ech, beznadziejny z ciebie przypadek – podsumował mój kumpel. A ja się z nim zgadzałem i wracałem do świata komputerów i informatyki.
Na studiach poczułem, że chciałbym jednak poznać jakąś bratnią duszę. Jednak – jak się szybko okazało – to wcale nie było takie proste. Wciąż byłem nieśmiały i wciąż nie wiedziałem, w jaki sposób mam prowadzić rozmowę z płcią piękną. A dodatkowo wciąż nie byłem interesującym typem, z którym dziewczyna chciała by się umówić na randkę. Dlatego też cały czas byłem singlem. I z czasem doszedłem do wniosku, że nie jest to takie najgorsze.
Przestałem szukać miłości, bo zrozumiałem, że nic z tego nie będzie. I wtedy nawet nie przypuszczałem, że miłość sama mnie znajdzie. Nie przypuszczałem też, że to uczucie będzie kosztować mnie bardzo dużo.
Poznałem ją przez przypadek
Już na studiach zostałem zatrudniony w jednej z najlepszych firm informatycznych. Szybko przechodziłem kolejne szczeble kariery i bezpośrednio po obronie pracy dyplomowej zostałem szefem działu programowania. A to wszystko wiązało się z wyraźną poprawą zarobków. Szybko zgromadziłem spore oszczędności i kupiłem swoje pierwsze mieszkanie.
Nic jednak nie zmieniło się w moim życiu osobistym. Wciąż byłem singlem, a gdy tylko na horyzoncie pojawiła się jakaś dziewczyna, to nie miałem pojęcia, jak postąpić, aby zwróciła na mnie uwagę. „Nadal jesteś beznadziejny w te klocki” – wzdychałem w duchu. A potem kolejny raz godziłem się z myślą, że wielka miłość i związek nie są dla mnie.
Wszystko zmieniło się pewnego letniego dnia. Właśnie wracałem z pracy do domu, gdy na mojej drodze pojawiła się Monika. I to dosłownie.
– Jak chodzisz baranie! – usłyszałem oburzony kobiecy głos. I od razu uświadomiłem sobie, że wpadłem na kobietę, której zupełnie nie zauważyłem. Po prostu myślami byłem przy projekcie informatycznym, który od kilku tygodni całkowicie mnie absorbował. A ponieważ rozważałem w myślach wszystkie rozwiązania, to zupełnie nie zwracałem uwagi na to, co się wokół mnie dzieje.
– Przepraszam – powiedziałem zmieszany. I dopiero wtedy zobaczyłem, na kogo wpadłem. Przede mną stała przepiękna blondynka, której niebieskie oczy właśnie w tej chwili rzucały gromy.
– Przepraszam?! – zawołała. – Mało mnie pan nie przewrócił.
Jeszcze raz zacząłem ją przepraszać. A potem – sam nie wiem – dlaczego zaprosiłem ją na kawę. W ramach przeprosin za moje gapiostwo. Monika zgodziła się bez wahania. A ja byłem tak zaskoczony tym faktem, że nawet nie pomyślałem, że jest to dziwne. I dopiero po fakcie uświadomiłem sobie, że całe to niby przypadkowe zderzenie było doskonale ukartowane.
Monika stała się moją bratnią duszą
Już podczas naszego pierwszego spotkania zrozumiałem, że Monika mogłaby zostać moją bratnią duszą. Kiedy zapraszałem ją na kawę, to w głębi duszy wiedziałem, że właśnie się zakochałem. Podczas tych dwóch godzin wpatrywałem się w nią jak w obrazek, a gdy przyszła chwila rozstania, to myślałem, że pęknie mi serce.
– Spotkamy się jeszcze? – zapytałem. I w tej samej chwili moje serce przestało na chwilę bić, bo tak bardzo bałem się odpowiedzi.
– Tak – odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna, która jeszcze niedawno krzyczała na mnie i wyzywała mnie od różnych. A ja poczułem się jak w niebie.
Przez kilka kolejnych miesięcy spotykaliśmy się regularnie. Monika okazała się dziewczyną z moich marzeń. Nic więc dziwnego, że zakochałem się w niej bez pamięci.
– Zamieszkamy razem? – zapytałem po kilku miesiącach naszej znajomości. I chociaż kumpel ostrzegał mnie, że być może narzuciłem zbyt szybkie tempo, to ja nie chciałem go słuchać. Byłem pewien, że Monika jest kobietą mojego życia. I nawet przez chwilę nie zapaliła mi się czerwona lampa, że to wszystkie idzie zbyt szybko.
Monika wprowadziła się do mojego mieszkania i od razu poczuła się w nim jak u siebie. W pewnym momencie zaproponowała nawet, że dołoży się do czynszu i opłat, ale ja nie nie chciałem nawet o tym słyszeć. Co więcej – zaproponowałem jej, żeby została współwłaścicielką naszego gniazdka. „Przecież i tak będziemy małżeństwem” – myślałem. I w myślach już wybierałem pierścionek zaręczynowy, który zamierzałem wręczyć swojej dziewczynie w dniu jej urodzin. Na moje nieszczęście Monika miała zupełnie inne plany.
Wystrychnęła mnie na dudka
Kiedy wręczałem Monice pierścionek zaręczynowy, to nie byłem pewien, jak ona zareaguje. Wprawdzie wielokrotnie powtarzała, że jestem miłością jej życia, to tak naprawdę nigdy nie powiedziała mi, że chciałaby wyjść za mnie za mąż. Co więcej – wydawała się niezależną dziewczyną, dla której papierek potwierdzający związek wcale nie był najważniejszy.
A jednak moje obawy były zupełnie niepotrzebne. Moja dziewczyna przyjęła pierścionek i powiedziała, abyśmy jak najszybciej ustalili datę ślubu.
– Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – powiedziałem kumplowi. A Adam życzył mi powodzenia. Jednocześnie uprzedził mnie też przed tym, abym zachował jednak jakiś rozsądek. A ja tego nie zrobiłem.
Już kilka dni po zaręczynach wyrobiłem Monice upoważnienie do mojego konta.
– Nie mam czasu na przygotowania do ślubu – tłumaczyłem Adamowi, który ostrzegał mnie przed takim krokiem. – Monika wszystkim się zajmie. A będzie znacznie łatwiej, gdy nie będzie musiała za każdym razem prosić mnie o pieniądze – tłumaczyłem swoją decyzję.
I początkowo wszystko szło po mojej myśli. Moja dziewczyna co kilka dni zdawała mi relację z przygotowań do ślubu i pokazywała zdjęcia poświadczające te przygotowania. A ja wierzyłem jej na słowo i ani razu nie zainteresowałem się tym, czy te wszystkie dowody są prawdziwe.
Byłem strasznie naiwny
Wszystko prysło w ciągu jednego dnia. Na kilka tygodni przed ślubem wróciłem do domu i nie mogłem otworzyć drzwi do mieszkania. „Co za czort” – przekląłem w myślach. Spróbowałem jeszcze raz, a gdy kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem, to zadzwoniłem do Moniki. Moja dziewczyna nie odebrała. I nie odbierała ode mnie telefonów przez kilka kolejnych godzin.
Dopiero wtedy pomyślałem, że coś jest bardzo nie w porządku. Mając złe przeczucia sprawdziłem swoje konto bankowe. I jakież było moje zdziwienie, gdy przekonałem się, że moje oszczędności wyparowały. A kilka minut później otrzymałem sms od Moniki, w którym przeczytałem, że za kilka dni skontaktuje się ze mną prawnik w sprawie podziału mieszkania.
Początkowo nie chciałem w tu uwierzyć i sam przed sobą tłumaczyłem, że to tylko jakieś nieporozumienie. Ale gdy w końcu udało mi się skontaktować z moją dziewczyną, to zrozumiałem, że to wszystko jest prawdą.
– Chyba nie myślałeś, że wyjdę za ciebie za mąż? – prychnęła z pogardą. – Ale przynajmniej na coś się przydałeś – dodała i się rozłączyła. A ja zrozumiałem, że właśnie straciłem nie tylko narzeczoną, ale też całe swoje dotychczasowe życie.
Kilka dni zajęło mi dojście do siebie. A potem zrozumiałem, że muszę podjąć walkę. Udałem się do prawnika, który już na wstępie powiedział, że będzie to bardzo trudna sprawa. W końcu wszystko zrobiłem dobrowolnie. Ale nie poddam się. I to nie dlatego, że za wszelką cenę chcę odzyskać pieniądze. Bardziej zależy mi na tym, żeby zająć czymś głowę. Nie chcę myśleć o tym, jak bardzo byłem naiwny i jak bardzo straciłem głowę dla oszustki, która wystrychnęła mnie na dudka.
Tomasz, 27 lat
Czytaj także:
„Zapłaciłam za ferie syna, by spędził czas z ojcem. Drań zamiast zająć się dzieckiem, zwiedzał góry i doliny kochanki”
„Córka zakochała się w moim przyjacielu. Niedobrze mi się robi, kiedy widzę, jak grucha z facetem w moim wieku”
„Mąż chce zamknąć mnie w domu, bym mu służyła. Wymyślił sobie wielką rodzinę, więc mam mu wyhodować drużynę piłkarską”