Reklama

Nie wierzę w przesądy i powiedzenia, ale coraz częściej myślę o tej historii z siedmioma chudymi latami i nadzieją na lepszy czas po nich. Ciekawe, czy coś by się zmieniło, gdybym patrzyła na swoje życie z takiej perspektywy. Jeśli nie zdecydowałabym się wyjść za mąż za Mateusza, nie mielibyśmy Martynki. Jej ojciec ostatecznie okazał się ostatnim draniem i samolubem, ale to nie zmienia faktu, że córeczka jest światłem mojego życia.

Nie ma co wracać do życiowych porażek – to dobrze już wiem. Często wraca do mnie ulubione powiedzonko cioci Teresy: „Życie trzeba wyciskać jak cytrynę, inaczej ono wyciśnie ciebie”. Staram się działać według tego planu.

Po rozwodzie nie miałam złudzeń, że spotka mnie coś innego niż trudne życie samotnej matki. Nie liczyłam na to, że znajdę mężczyznę chętnego na związek z kobietą po przejściach i z dzieckiem na utrzymaniu. Stało się jednak inaczej i poznałam Adriana. Chociaż serce szybko zdecydowało, przez długi czas próbowałam działać rozumnie i spokojnie. Gdybym była zwykłą singielką, mogłabym zaryzykować, ale jako matka musiałam się upewnić.

On także miał swój bagaż doświadczeń. Był po rozwodzie i to dawało mi do myślenia, mimo że sama miałam podobne przejścia. Dopóki nie znałam całej historii, nie mogłam się w pełni zaangażować w tę znajomość. Nie miałam najmniejszej ochoty wpakować się w jeszcze większe tarapaty, niż te, które już miałam.

Musiał zadbać o swoje dzieci

Długo działałam ostrożnie, aż w końcu dałam się ponieść uczuciom, gdy prześwietliłam Adriana już kilka razy. To wspaniały mężczyzna – troskliwy, delikatny i odpowiedzialny. Poznałam też kilka mniej kolorowych faktów o nim – nie zarabiał kokosów i nie miał w planach piąć się po szczeblach kariery na sam szczyt. Podobno właśnie to stało się powodem większości jego kłótni z byłą żoną.

Tymczasem ja w przeszłości musiałam radzić sobie z czymś całkowicie przeciwnym. Mój były mąż wpadł w pracoholizm. Mimo iż sporo zarabiał, nie miałam jak cieszyć się z dostatku pieniędzy, bo wiecznie go nie było. Sama musiałam się zmagać z tym, co przynosiło mi życie. Nie wypełniał praktycznie żadnych domowych obowiązków, trudno było z nim cokolwiek ustalić. Teraz wiem, że lepiej mieć mniej w budżecie, ale za to móc czuć się kimś więcej niż „czepialską babą”, „pasożytem” i „kurą domową”.

Marzyłam o dziecku

Gdy już nacieszyłam się początkami związku z Adrianem, miałam już tylko jedno wielkie marzenie. Mianowicie chciałam, żebyśmy mieli razem dziecko. To by nas połączyło na zawsze i byłoby owocem naszej miłości. Dla mnie to najpiękniejszy dowód uczucia. Chciałam dać mojej córeczce rodzeństwo, a Adrianowi upragnionego syna. Do tej pory dorobił się jedynie bliźniaczek, które wychowywała jego była żona. A ich relacja nie była najlepsza.

Moim zdaniem ta kobieta dosłownie żeruje na Adrianie. Jej słowa nie pokrywają się z rzeczywistością, kłamie, kręci i po prostu robi z niego durnia! Nie raz słyszałam, że dziewczynki są chore, ale ostatecznie nie dała im leków, na które wzięła pieniądze. Kasa na książki czy zeszyty wyparowywała bez śladu, a zamiast na ubrania dla dzieci, mam wrażenie, że wydawała na cichy dla siebie. To my wiecznie robiliśmy dla dziewczynek zakupy na początek roku szkolnego, wakacje i święta. Na dodatek niektóre rzeczy kupione przez nas rozpływały się w powietrzu – czyżby ta kobieta je sprzedawała? Z nią wszystko było możliwe.

Zaczęłam nawet bawić się w jej metody i zostawiałam część nowych rzeczy u nas, a dzieci wracały do domu w swoich starych ubraniach. Ale przecież to nie może tak wiecznie wyglądać. Mój partner musi wyrzucić na to wszystko niemal połowę wypłaty, a ona i tak wiecznie prosi o więcej. To jakiś skandal. Na dodatek ona zgarnia wszystkie dopłaty od państwa. Tłumaczy się tym, że niby nie może znaleźć stałej pracy przez opiekę nad dziećmi. Ja jakoś potrafiłam sobie poradzić jako samotna matka, więc podejrzewam, że gdyby chciała, też dałaby sobie radę. Adrian non stop zabierał bliźniaczki do siebie, nie tylko w weekendy.

Starałam się w to nie mieszać, bo ciśnienie skakało mi na samą myśl. Jednak było mi bardzo szkoda mojego faceta, który dawał się wykorzystywać tej bezczelnej babie.

Tego było już za wiele

Przez długi czas udawało mi się ignorować najnowsze pomysły byłej żony Adriana. Kiedy jednak pewnego dnia po pracy przyszedł smutny jak deszczowa chmura, domyśliłam się, że jego eks znowu coś wymyśliła. Intuicja dobrze mi podpowiadała – dostał list z powiadomieniem o wniosku o podniesienie kwoty alimentów.

– Wnioskuje o kolejne kilka stówek na dziewczynki – wydusił w końcu Adrian. – Bo wszystko drożeje, jedzenie, opłaty, książki… Wszystko opisała dokładnie w dokumencie – pokazał mi list. – Jeszcze wpisała, że mam „większe możliwości zarobkowe”, bo to ona ma dzieci w tygodniu.

To już było naprawdę bezczelne zagranie.

– Podobno chce je zapisać na dodatkowe zajęcia, ale przecież wiem, że to nie ona by je zawoziła, bo nie ma prawka – skwitował gorzko. Już wolałbym dostać sam opiekę nad dziewczynkami, przynajmniej nie musiałbym się z nią użerać.

A może warto spróbować? – podsunęłam mu pomysł. – Sam wiesz, że ja lubię twoje dzieci.

– Dziękuję, ale moja była pewnie zrobiłaby wszystko, żeby zrobić ze mnie potwora, któremu absolutnie nie można powierzyć nawet psa, a co dopiero dziecka… W końcu dostaje kupę kasy na dzieci, nie myśl sobie, że to z miłości do nich.

Zrobiłam rachunek w głowie

Nagle do głowy wpadła mi zupełnie inna myśl niż to, o czym rozmawialiśmy. Mój plan na wspólne dziecko. Zaczęłam robić rachunki w głowie i doszłam do wniosku, że nie stać nas na powiększenie rodziny. Co za okropna myśl! Nie mamy pieniędzy na kolejne dziecko, bo ja zarabiam minimalną płacę, a Adrian niewiele ponadto. Do tego dochodzi wynajem mieszkania, opłaty, utrzymanie Martynki… O kupnie własnego lokum mogę tylko pomarzyć.

Jak miałabym sobie poradzić z maleństwem po urlopie macierzyńskim? Od razu wrócić do pracy, żeby mieć na życie, a dziecko oddać do żłobka? O ile znajdzie się miejsce w placówce. A nawet jeśli to się uda, to była kobieta Adriana może znów żądać podwyżki alimentów, bo powie, że stać nas na dziecko, to i na pozostałe. Do tego wszystko faktycznie drożeje coraz szybciej… Od tych rozważań rozbolała mnie głowa. Gdzie tu miejsce na radość z powiększania rodziny?

Prosiłam Adriana, by rozważył napisanie tego pisma do sądu o przyznanie opieki. To było chyba najlepsze wyjście z tego całego chaosu, który nas otaczał. Może wtedy los jakimś cudem odwróciłby się na naszą korzyść. Teraz on się nad tym zastanawia, a ja łamię sobie głowę, jak spiąć nasz budżet i nie zwariować.

Małgorzata, 29 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama