Reklama

Nie wiem, czy bardziej trzęsłam się z zimna, czy z nerwów. Auto stękało na ostatnich kilometrach, a dzieci na tylnym siedzeniu kłóciły się o to, kto pierwszy zajmie się psem babci. Przez chwilę zapragnęłam zawrócić, ale było już za późno.

Byłam zmęczona

Tydzień wcześniej spakowałam torby, dzieci i wyjechałam na Mazury. Taki miał być plan – urlop tylko dla mnie i maluchów, bez Michała. On mówił, że musi zostać w pracy, że szef go nie puści. Miałam żal, ale nie chciałam się kłócić. W końcu zawsze to ja się zgadzałam, zawsze ustępowałam.

Mazury były chłodne jak na czerwiec, ale dzieci były szczęśliwe. Budowaliśmy zamki z piasku, pływaliśmy rowerkiem wodnym, wieczorami piekliśmy kiełbaski na ognisku. Udawałam, że się relaksuję, że oddycham głęboko. Ale w środku czułam napięcie – jakby coś się miało wydarzyć. Michał nie dzwonił. Pisał tylko krótkie SMS-y: „Wszystko ok, uważajcie na siebie”. Nawet nie zapytał, jak dzieci.

Wróciliśmy dzień wcześniej, bo Pola dostała katar, a ja miałam przeczucie. Takie niepokojące, trudne do wytłumaczenia. Miałam ochotę rzucić się w nasze łóżko, wziąć gorący prysznic, usiąść z kubkiem herbaty i poczuć, że znowu jestem u siebie.

Drzwi wejściowe ustąpiły cicho, bez entuzjazmu. W środku było ciemno.

– Lecimy do naszego pokoju! – krzyknęła Pola i pociągnęła za sobą Maksa.

Zdejmowałam buty, kiedy usłyszałam śmiech. Kobiecy, lekki, dławiący mnie jak wrzątek wlany do gardła. Zamarłam. Dźwięk dochodził z naszej sypialni.

Nie spodziewałam się

Otworzyłam drzwi i wszystko we mnie zamarło. Na naszym łóżku leżała kobieta. Leżała swobodnie, z rozrzuconymi włosami, z uśmiechem na ustach. Nawet nie próbowała się zakryć. Obok niej stał Michał, też bez ubrania. Zrobił się czerwony na twarzy. Oboje spojrzeli na mnie jak na ducha.

– Justyna… – wydukał mój mąż i od razu zrobił krok w moją stronę.

Stałam jak wryta. Nie mogłam się ruszyć, a jednocześnie chciałam być już daleko stąd. Serce waliło mi tak, że aż mnie bolała klatka piersiowa. Patrzyłam na tę scenę, jakbym oglądała film, w którym nie chcę brać udziału.

– Mamo! – usłyszałam głos Poli. – Czemu tu jest pani bez ubrań?

Te słowa sprawiły, że wróciłam do rzeczywistości. Odwróciłam się natychmiast. Maks stał w progu i patrzył na kobietę z szeroko otwartymi oczami. Pola kurczowo trzymała się framugi.

– Dzieci, idziemy – powiedziałam najciszej, jak potrafiłam, ale ton mojego głosu był ostry i zdecydowany.

Podjęłam decyzję

Michał ruszył za mną.

– Justyna, zaczekaj. Proszę, pozwól mi to wyjaśnić – biegł za mną jak pies, który zrzucił coś ze stołu.

Zatrzymałam się przy drzwiach. Zapięłam dzieciom kurtki. Ręce mi drżały.

– Wyglądało to dokładnie tak, jak myślę – odpowiedziałam chłodno. – Nie rób scen przy dzieciach.

Nie spojrzałam już w jego stronę. Otworzyłam drzwi, dzieci wyszły pierwsze. Ja za nimi. Zamknęłam drzwi za sobą tak cicho, jakby to wszystko, co właśnie się wydarzyło, miało nigdy nie istnieć.

Pojechałam do teściowej. Stała w progu w porannej koszuli, z włosami związanymi w niedbały kok. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła dzieci z walizkami i mnie z twarzą bladą jak ściana.

– Justynka… – powiedziała cicho i spojrzała na mnie uważnie. – Co się stało?

Nie odpowiedziałam od razu. Po prostu weszłam do środka, a dzieci od razu pobiegły do salonu. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam jej w oczy.

– Zastałam Michała z inną kobietą w naszym łóżku – mówiłam powoli. – Dzieci to widziały.

Teściowa odsunęła się od drzwi, zaprosiła mnie do kuchni i usiadła naprzeciwko przy stole. Trzymała dłoń przy ustach, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co. Milczała przez chwilę, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Potem wstała, nalała nam herbaty. Zwykły gest, ale był w nim jakiś spokój, którego w tej chwili bardzo potrzebowałam.

Wspierała mnie

– Jestem w szoku – powiedziała w końcu. – Ale wierzę ci. I bardzo mi przykro, że mój syn zrobił coś takiego. Nie mieści mi się to w głowie.

– Myślałam, że może coś podejrzewałaś – powiedziałam z żalem. – Że zauważyłaś coś wcześniej.

– Niczego nie zauważyłam – pokręciła głową. – Ale teraz nie będziemy tego zamiatać pod dywan. Michał musi zrozumieć, co zrobił.

Wzięła telefon do ręki i spojrzała na mnie pytająco.

– Mogę?

Skinęłam głową. Wybrała numer. Odebrał szybko, musiał czekać.

– Michał – powiedziała chłodno. – Wiem, co się stało. Justyna i dzieci są u mnie. Nie chcę cię widzieć w tym domu. Masz się wynieść jak najszybciej. I nie próbuj się tłumaczyć.

Rozłączyła się zanim zdążył coś odpowiedzieć. Odłożyła telefon na blat i przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Patrzyłyśmy na siebie w ciszy.

– Jesteś u siebie, Justynko – powiedziała w końcu łagodnie. – Tu nikt cię nie skrzywdzi.

Miał wyrzuty sumienia

Michał przyjechał jeszcze tego samego wieczoru. Stał na progu, z miną jak zbity pies. Teściowa otworzyła mu osobiście i nie wpuściła do środka.

– Przyszedłem porozmawiać – powiedział cicho.

– Z kim? Z dziećmi, które widziały obcą kobietę w sypialni? – odpowiedziała zimno. – Nie masz tu czego szukać.

Zobaczyłam go przez szybę. Wysunęłam się z kuchni, stanęłam w drzwiach.

– Justyna, daj mi chociaż chwilę – poprosił.

Wyszłam do niego, ale nie zamknęłam drzwi za sobą.

– Nie mam pytań – powiedziałam. – Nie potrzebuję wyjaśnień. Potrzebuję spokoju. I dzieci też.

– Przepraszam – rzucił. – Nie wiem, co mi odbiło. To się po prostu… wydarzyło. Zawsze wracałem do was myślami. Kocham cię.

– Dzieci to widziały, Michał. Tego ci nie wybaczę. Nigdy.

Za moimi plecami stanęła teściowa.

– Weź swoje rzeczy z domu i daj Justynie święty spokój. A jak chcesz jeszcze kiedyś spojrzeć dzieciom w oczy, to zacznij od zniknięcia – powiedziała stanowczo.

Zaczęłam od nowa

Michał opuścił głowę i odszedł bez słowa. Stałam chwilę w drzwiach, aż zniknął za rogiem.

Mieszkałam u teściowej przez kilka tygodni. Pomogła mi się podnieść na duchu, wspierała mnie i dzieci. Kiedy po raz pierwszy weszłam do naszego starego mieszkania, w którym już nie było rzeczy Michała, poczułam coś na kształt ulgi. Wiedziałam, że to początek czegoś nowego.

Michał podpisał umowę o alimenty bez słowa. Miał chyba poczucie winy, bo nie oponował, nie kombinował. Poszedł nawet z nami do notariusza i przekazał mi mieszkanie po jego ojcu.

Dzieci pytały o tatę. Nie kłamałam. Mówiłam, że zrobił coś, czego nie powinien, ale że wciąż mogą go kochać. Że ich miłość do niego nie musi być taka sama jak moja. Pola zapytała mnie któregoś wieczoru:

– Mamo, czy teraz już wszystko będzie dobrze?

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam szczerze. – Ale teraz jesteśmy razem. I zrobimy wszystko, żeby było.

Justyna, 38 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama