„Nie sądziłam, że w sanatorium odkryję swoją drugą naturę. Bardziej niż złamane serce bolało mnie uczucie porażki”
„Któregoś dnia grupa kuracjuszy zbierała się na spacer po okolicy. Antoni stał z boku, opierając się o drewniany płotek. Na ramieniu przewiesił marynarkę, jakby chciał udowodnić, że nawet spacer to okazja, by wyglądać stylowo”.

Nigdy nie sądziłam, że wyląduję w sanatorium. W mojej głowie takie miejsca były dla starszych ludzi, którzy chcą się pożalić na bóle w krzyżu, posiedzieć w kółku przy brydżu, a potem narzekać na to, co im podano na kolację. Ale cóż, samotność bywa gorsza od tych wszystkich stereotypowych atrakcji.
Wpadłam w rutynę
Po śmierci mojego Zbyszka dzień za dniem przetaczał się tak samo: kawa, książka, telewizor. Odwiedziny dzieci raz na miesiąc, rozmowy z sąsiadką w windzie – to nie wystarczało, by zapełnić pustkę. W końcu dzieci przekonały mnie, że ten wyjazd do sanatorium może mi wyjść na zdrowie.
– Mamo, to nie tylko leczenie. Może poznasz nowych ludzi, odpoczniesz od tej rutyny – przekonywała córka.
Niechętnie, ale się zgodziłam. Pierwsze dni spędziłam sama, spacerując po parku zdrojowym i obserwując innych kuracjuszy. Aż do dnia, kiedy w stołówce zobaczyłam Antoniego. Wysoki, elegancki, z lekkim zarostem. Wydał mi się jakby z innego świata – bardziej zadbany i pewny siebie niż wszyscy wokół. Jego nonszalancja była urzekająca.
Nie byłam jednak jedyna, która to zauważyła. Energiczna dama, pani Kazimiera, z włosami ułożonymi jak na bal, już krążyła wokół niego.
Któregoś dnia grupa kuracjuszy zbierała się na spacer po okolicy. Antoni stał z boku, opierając się o drewniany płotek. Na ramieniu przewiesił marynarkę, jakby chciał udowodnić, że nawet spacer to okazja, by wyglądać stylowo. Ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Sama nie wiem, jak to się stało, że znalazłam się obok niego.
– Piękna okolica, prawda? – zagadnęłam, zerkając na niego ukradkiem.
– Nie wiem, czy to okolica, czy pani tak ją rozświetla – odpowiedział, a ja poczułam, jak rumieńce wkradają się na moje policzki.
Chciała go zdobyć
Nie byłam pewna, czy się droczy, czy mówi poważnie, ale jego głos miał w sobie coś uspokajającego i magnetycznego zarazem. Nie musiałam się obracać, by zauważyć, że pani Kazimiera nas obserwuje. Była za nami, ale jej wzrok niemal mnie parzył. W pewnym momencie przyspieszyła kroku i zrównała się z nami.
– Antoni, mówiłeś, że uwielbiasz lilie – powiedziała, wtrącając się do rozmowy i kierując spojrzenie na rabaty w parku. – Widzisz, tam są!
Antoni odwrócił głowę w stronę wskazaną przez Kazię.
– Naprawdę? Muszę to zobaczyć – rzucił i ruszył w stronę kwiatów, a ona pospieszyła za nim.
Zostałam w tyle, walcząc z rosnącym poczuciem porażki. Kiedy wróciliśmy ze spaceru, Antoni uśmiechnął się do mnie, zanim zniknął w wejściu do swojego budynku.
Kolejne dni mijały w leniwym rytmie sanatorium. Poranne zabiegi, spacery, wieczorki taneczne. Antoni jednak wprowadzał powiew świeżości, ożywiając nasze dni. Jego nonszalancja przyciągała nie tylko mnie, ale i inne kuracjuszki.
Mimo to udawało mi się spędzać z nim coraz więcej czasu. Po kolacjach często siadaliśmy na tarasie. Rozmowy płynęły swobodnie – o książkach, o jego dawnych podróżach, a czasem o zwykłych rzeczach, jak ulubione dania z młodości.
Nie odpuszczała
Pewnego wieczoru, gdy wszyscy zgromadzili się na wieczorku tanecznym, poczułam, że ten czas może być wyjątkowy. Antoni podszedł do mnie i ukłonił się lekko.
– Czy mogę prosić do tańca? – zapytał.
– Oczywiście – odpowiedziałam, starając się ukryć drżenie w głosie.
Tańczyliśmy w milczeniu, a ja czułam, jak ciepło jego dłoni kruszy kolejne warstwy smutku, które przez lata budowały wokół mnie mur.
– Od pierwszego dnia czułem, że jest pani wyjątkowa – jego głos był cichy.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo nagle, jak na zawołanie, pojawiła się Kazimiera.
– Antoni, chyba należy mi się jeden taniec. Tyle razy próbowałam cię złapać na parkiecie – rzuciła, chwytając go za ramię.
Antoni spojrzał na nią z zakłopotaniem, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Kazimiera niemal siłą odsunęła mnie na bok.
– Oczywiście, proszę – powiedziałam z wymuszonym uśmiechem, robiąc krok w tył.
Patrzyłam, jak tańczą. Antoni był uprzejmy, uśmiechał się, ale jego wzrok co chwilę powracał w moją stronę. Kazimiera mówiła coś żywo, śmiejąc się z własnych słów, ale on zdawał się jej nie słuchać.
Była jak zaraza
Poczułam ukłucie zazdrości, którego nie potrafiłam stłumić. Czy to możliwe, że Antoni bawił się moimi uczuciami? Ale następnego dnia na śniadaniu Antoni podszedł do mojego stolika, ignorując wzrok Kazimiery, która siedziała po drugiej stronie sali.
– Pani Janino, mam nadzieję, że nie jest pani na mnie zła za wczorajszy wieczór – powiedział, kładąc dłoń na oparciu mojego krzesła.
Spojrzałam na niego, próbując zatuszować swoje emocje.
– Nie mam prawa być zła, panie Antoni. Ma pan przecież prawo wybierać, z kim spędza czas.
Jego spojrzenie zmiękło, a głos obniżył się niemal do szeptu:
– Ale to z panią chcę spędzać czas.
Zaskoczenie sprawiło, że przez chwilę nie mogłam znaleźć odpowiednich słów. Tymczasem za moimi plecami usłyszałam dźwięk odsuwanego gwałtownie krzesła. To była Kazimiera. Wyszła z sali szybkim krokiem, a ja wiedziałam, że ten dzień przyniesie więcej napięć niż wszystkie poprzednie.
Nie musiałam długo czekać. Na obiedzie zjawiła się ubrana jeszcze szykowniej niż zazwyczaj, z włosami upiętymi w misterny kok i ostrym makijażem. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że robiła to wszystko tylko po to, by Antoni nie mógł oderwać od niej wzroku.
Nie pomyliłam się
Już wkrótce Kazimiera zaczęła swoją subtelną, ale niezwykle skuteczną grę. Gdy Antoni podszedł do mnie z propozycją popołudniowego spaceru, Kazimiera nagle zjawiła się obok.
– Spacer? Doskonały pomysł! – rzuciła entuzjastycznie, nie czekając na zaproszenie. – Może do tego parku, gdzie są te piękne magnolie? Uwielbiam magnolie.
Antoni uniósł brew, jakby zastanawiał się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
– Myślałem, żeby pójść w stronę jeziora, prawda, pani Janino? – odpowiedział, zerkając na mnie.
Kazimiera nie dała za wygraną.
– Ależ jezioro jest przecież w planie wycieczki jutro. Proszę, Antoni, zróbmy coś innego. Pani Janina na pewno się zgodzi.
Właśnie o to chodziło Kazimierze – zmusić mnie, bym przytaknęła, bym sama zrezygnowała z jego towarzystwa. Ale nie zamierzałam się poddać.
– Spacer nad jezioro to idealny pomysł – powiedziałam, starając się brzmieć spokojnie, choć moje serce biło jak szalone.
Zrobiła cyrk
Kazimiera zacięła usta, ale tylko na moment. W końcu zdobyła się na fałszywy uśmiech i wycofała się, choć jej spojrzenie mówiło jasno: „To nie koniec”.
Wieczorem, podczas wspólnego koncertu, posunęła się jeszcze dalej. Kiedy zajęłam miejsce obok Antoniego, ona pojawiła się niczym burza i usiadła… pomiędzy nami.
– To najlepsze miejsce, żeby wszystko dobrze widzieć – rzuciła teatralnym tonem, ignorując fakt, że zepchnęła mnie na sam brzeg ławki.
Antoni rzucił mi przepraszające spojrzenie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Kazimiera już trajkotała o pięknie muzyki i swoim zamiłowaniu do koncertów. Przez cały wieczór jej głos zagłuszał wszystko. Kiedy koncert się skończył, Antoni odprowadził mnie do mojego pokoju. Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał mi w oczy.
– Janino, przepraszam za ten chaos. Nie chciałem, żeby tak to wyglądało.
– Antoni – zaczęłam cicho, z wahaniem. – Muszę wiedzieć czy Kazimiera… jest dla pana kimś ważnym?
Musiał zdecydować
Zamilkł na chwilę, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa.
– To pani jest dla mnie kimś wyjątkowym – powiedział w końcu. – Ale przyznaję, że Kazimiera nie zamierza się wycofać.
Patrzyłam na niego, próbując zdecydować, czy te słowa wystarczą, by uciszyć moje wątpliwości. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Antoni dotknął mojej dłoni.
– Proszę mi zaufać – dodał z łagodnym uśmiechem.
Chciałam mu zaufać. Ale gdzieś głęboko czułam, że ten trójkąt emocji może skończyć się boleśnie.
Bal karnawałowy miał być chwilą beztroski, ale atmosfera od początku była napięta. Antoni zaprosił mnie do tańca, a ja czułam się jak w bajce. Do czasu, gdy Kazimiera wkroczyła na parkiet z pretensjami.
– Naprawdę? Po całym tym czasie bawisz się tylko z nią? – Rzuciła ostro, przerywając nasz taniec.
– Kazimiero, nie rób scen – Antoni próbował zachować spokój.
– Niech Janina sama powie, czy nie widzi, co tu się dzieje – dodała Kazimiera, patrząc na mnie prowokacyjnie.
– To nie miejsce na takie rozmowy – powiedziałam twardo, starając się zachować godność.
Wszystko się rozpadło
Kazimiera odwróciła się i wybiegła z sali, zostawiając nas w niezręcznej ciszy. Antoni westchnął ciężko, a ja czułam, że coś się w nim załamało. Ten bal nie był końcem rywalizacji. Był punktem zwrotnym.
Po balu wszystko zaczęło się psuć. Antoni stał się bardziej zdystansowany, jakby ciężar sytuacji go przerastał. Spotkaliśmy się kilka dni później na samotnym spacerze.
– Janino, musimy porozmawiać – zaczął, unikając mojego wzroku.
Poczułam, że to nie wróży nic dobrego.
– Nie jestem gotowy na związek. Nie chcę, żeby ktokolwiek cierpiał z mojego powodu – powiedział.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie chciałam ich pokazać.
– Rozumiem – odpowiedziałam cicho, choć wcale tak nie było. – Dziękuję za szczerość.
Wróciłam do pokoju i długo nie mogłam zasnąć. Antoni był jak powiew świeżości w moim życiu, ale teraz czułam się, jakbym znowu wracała do pustki.
Janina, 64 lata
Czytaj także:
„Po śmierci ojca matka spała z jego zdjęciem i ciągle się modliła. Nie znała jego tajemnicy ukrytej w górach”
„Po ślubie zrozumiałam, że wyszłam za niewłaściwego brata. Każde spotkanie ze szwagrem sprawia, że płonę jak pochodnia”
„Dostałam w spadku dom po obcym facecie. Cieszyłam się tylko przez chwilę, bo odkryłam, w jakim kłamstwie żyłam”

