Reklama

Walentynki. Czerwone serca w witrynach sklepowych, tandetne pluszaki i kwiaty, które w tym okresie kosztują dwa razy więcej. Wszyscy dookoła wariują na punkcie romantycznych kolacji, miłosnych wyznań i publicznych oświadczyn, które, nie wiedzieć czemu, zawsze kończą się owacjami przypadkowych gapiów. Ja? Ja wolę spędzić ten dzień tak jak zawsze – w swoim własnym towarzystwie, bez presji i bez rozczarowań.

Reklama

Po co to komu?

Nie mam nic przeciwko miłości. Po prostu nie widzę sensu w tym całym zamieszaniu. Nie potrzebuję kogoś, żeby czuć się szczęśliwa. Nie potrzebuję róż, czekoladek i fałszywych obietnic. Wolę świętować Dzień Singla, bo dobrze mi samej.

Dzień Singla. Brzmi jak marna rekompensata dla tych, którzy nie znaleźli sobie pary na Walentynki, ale dla mnie to powód do świętowania. Tego dnia zamawiam ulubione jedzenie, oglądam filmy, które mnie interesują, i nikt nie przeszkadza mi swoimi ckliwymi opowieściami o „drugich połówkach”.

– Może w tym roku dasz się gdzieś wyciągnąć? – zapytała Anka, moja przyjaciółka i zagorzała miłośniczka romantyzmu. – Jakaś impreza, może speed dating?

– Nie, dzięki – odpowiedziałam, przewracając oczami. – Nie mam ochoty oglądać ludzi udających, że są w szczęśliwych związkach.

Anka westchnęła ciężko. Dla niej bycie singielką było stanem przejściowym, czymś, co trzeba jak najszybciej naprawić. Ja natomiast czułam się w tym swobodnie. Nie musiałam się tłumaczyć, dlaczego nie odpisałam na wiadomość, nie przejmowałam się cudzym humorem i nie rozgryzałam ukrytych znaczeń w pozornie niewinnych zdaniach.

– Nie uważasz, że trochę przesadzasz? – zapytała ostrożnie. – Miłość nie jest taka zła.

– Nie twierdzę, że jest – wzruszyłam ramionami. – Ale nie jest mi do niczego potrzebna.

Zresztą, wiedziałam, jak to wszystko wygląda. Zakochani robią z siebie idiotów, przestają być sobą, a potem zostają z rozczarowaniem i stertą wspólnych zdjęć, których nie mają serca wyrzucić. Po co mi to?

– Dobra, jak chcesz – Anka wzniosła ręce w geście poddania. – Ale wiedz, że tracisz dobrą zabawę!

A ja byłam pewna, że wręcz przeciwnie.

Świętowałam sama ze sobą

Dzień Singla obchodziłam według swojego rytuału. Zamówiłam sushi z ulubionej knajpy, otworzyłam butelkę wina i włączyłam film, który nie miał nic wspólnego z romantycznymi uniesieniami. W tym roku padło na thriller psychologiczny – idealny na wieczór bez zbędnych wzruszeń. Było mi dobrze. Naprawdę dobrze. Do momentu, kiedy telefon nie zaczął wibrować. Anka.

– Wiedziałam, że siedzisz sama! – zawołała z entuzjazmem. – Słuchaj, jestem na imprezie i musisz tu przyjść.

– Anka…

– Bez wymówek! Nie każę ci umawiać się na randkę, tylko wpaść i wypić drinka. Przecież nie umrzesz od odrobiny zabawy!

Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że jeśli nie przyjdę, będzie mnie męczyć przez kolejne tygodnie. Może faktycznie powinnam się odrobinę rozruszać?

– Dobra, ale tylko na godzinę – rzuciłam, podnosząc się z kanapy.

– Wiedziałam, że się zgodzisz! Widzimy się za pół godziny!

Rzuciłam okiem na swoje dresy i luźny sweter. Nie nadawały się na imprezę. Z niechęcią ruszyłam do szafy i wyciągnęłam coś bardziej odpowiedniego. Przecież i tak nie zamierzałam się z nikim wdawać w rozmowę. Wpadnę, wypiję drinka i wrócę do siebie. Nie wiedziałam, że ten wieczór potoczy się zupełnie inaczej, niż planowałam.

Dałam się namówić

Lokal był pełen ludzi. Już od progu uderzyła mnie mieszanka muzyki, śmiechów i zapachu alkoholu zmieszanego z perfumami. Z trudem przecisnęłam się przez tłum, aż w końcu dostrzegłam Ankę przy barze.

– Wiedziałam, że przyjdziesz! – zawołała, machając do mnie energicznie.

– Tak, tak, oto jestem. Teraz mogę już wracać? – rzuciłam z przekąsem.

– Ani mi się waż! – złapała mnie za rękę i postawiła przede mną drinka. – Chociaż raz się wyluzuj!

Westchnęłam i upiłam łyk. Było całkiem smaczne. Może faktycznie jeden wieczór wśród ludzi mnie nie zabije.

Poznaj mojego znajomego! – powiedziała nagle Anka i odwróciłam głowę w stronę mężczyzny, który właśnie do nas podchodził.

Był wysoki, miał ciemne włosy i lekki zarost. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem i uśmiechnął się.

– Cześć, jestem Michał – przedstawił się, wyciągając rękę.

Nie miałam ochoty na grzecznościowe pogawędki, ale nie chciałam też być nieuprzejma, więc uścisnęłam jego dłoń.

– Cześć.

To ta twoja słynna singielka? – zwrócił się do Anki z rozbawieniem. – Ta, która nie wierzy w miłość?

– Och, proszę cię – przewróciłam oczami. – Nie jestem żadnym dziwadłem, po prostu dobrze mi samej.

– Jasne, rozumiem – skinął głową, ale miałam wrażenie, że nie do końca mi wierzy.

– Tylko się nie łudź, że mnie przekonasz do zmiany zdania – dodałam, patrząc mu prosto w oczy.

– Nawet nie próbuję – odparł, ale ten uśmiech mówił coś zupełnie innego.

Nie wiedziałam, że właśnie zaczynam grę, której nie planowałam.

Wymyśliła sobie swatanie

– Więc dlaczego tak bardzo bronisz swojego bycia singielką? – zapytał Michał, sącząc drinka i patrząc na mnie z ciekawością.

– Nie bronię, po prostu nie widzę potrzeby, żeby być w związku – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

– Bo faceci są beznadziejni? – uniósł brew z rozbawieniem.

– Bo związki są skomplikowane i często kończą się rozczarowaniem – poprawiłam go. – Ludzie na początku udają, że są idealni, potem pokazują prawdziwe oblicze i nagle zaczynają się problemy.

Michał zaśmiał się cicho.

– Brzmisz, jakbyś miała za sobą jakąś bolesną historię.

– Może po prostu dobrze obserwuję świat – rzuciłam, upijając kolejny łyk drinka.

– Czyli twierdzisz, że nikt nie jest szczęśliwy w związku?

– Myślę, że większość ludzi wmawia sobie, że są szczęśliwi, bo tak wypada. Boją się być sami, więc trwają w czymś, co dawno przestało mieć sens.

Michał przyjrzał mi się uważnie, jakby analizował każde moje słowo.

– A jeśli trafisz na kogoś, kto nie udaje? Kogoś, kto nie będzie cię ograniczał i przy kim będziesz mogła być sobą?

– To czysta teoria – uśmiechnęłam się lekko.

– Może, a może po prostu nie spotkałaś jeszcze właściwej osoby?

Zerknęłam na Ankę, która z ukrytym uśmiechem obserwowała naszą rozmowę.

– Brzmi, jakbyś się zgłosił na ochotnika – zauważyłam z ironią.

– A co, jeśli tak? – Michał uśmiechnął się łobuzersko.

Westchnęłam. Ten wieczór robił się coraz bardziej skomplikowany.

Zależało im bardziej niż mnie

– Jeśli się zgłaszasz, to muszę cię rozczarować – oznajmiłam, odstawiając pustą szklankę na bar. – Nie szukam związku, przygody, romansu ani niczego, co wymagałoby emocjonalnego zaangażowania.

Michał uniósł brwi.

– Czyli zostaje nam tylko rozmowa?

– Jeśli nie masz nadziei na coś więcej, to tak – uśmiechnęłam się lekko.

– Wiesz, że brzmisz jak ktoś, kto z góry zakłada, że wszystko musi się źle skończyć? – zauważył, przyglądając mi się uważnie.

Brzmię jak ktoś, kto zna życie – poprawiłam go. – Ludzie się zakochują, szaleją na swoim punkcie, a potem kończy się jak zawsze.

– Jak zawsze?

– Jedno zdradza, drugie się nudzi, ktoś zaczyna kłamać, a ktoś inny zostaje z żalem i niespełnionymi obietnicami.

Michał pokręcił głową z uśmiechem.

– Brzmisz, jakbyś miała za sobą naprawdę kiepskie doświadczenia.

– Może po prostu jestem realistką? – uniosłam brew.

– Albo tchórzem?

Zamrugałam, zaskoczona jego bezpośredniością.

– Słucham?

– Może po prostu boisz się, że jeśli się zaangażujesz, to rzeczywiście coś może pójść nie tak – wyjaśnił spokojnie.

– To nie strach, to świadomość, jak działa świat – rzuciłam chłodno.

– Może. A może po prostu łatwiej ci udawać, że tego nie potrzebujesz – powiedział, dopijając drinka.

Zaczęłam się irytować.

– Myślisz, że mnie przeanalizowałeś?

– Myślę, że masz ciekawszą historię, niż chcesz przyznać – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.

I właśnie dlatego powinnam była zostać w domu.

Po co ja tam poszłam?

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w napiętej ciszy. Michał chyba czekał, aż coś powiem, ale ja nie miałam zamiaru wdawać się w dalsze dyskusje na temat mojego rzekomego strachu przed miłością.

– Cóż, miło się rozmawiało – powiedziałam w końcu, sięgając po torebkę. – Ale ja wracam do domu.

– Już? – uniósł brwi. – Przecież dopiero zaczęłaś się dobrze bawić.

– Myślisz, że analizowanie mojej osobowości to dobra zabawa? – rzuciłam z ironią.

– Myślę, że z kimś takim jak ty rozmowa to wyzwanie.

Westchnęłam. Ten facet miał w sobie coś, co mnie irytowało, ale jednocześnie… nie mogłam odmówić mu błyskotliwości.

– Dzięki za rozmowę, Michał – powiedziałam, posyłając mu wymuszony uśmiech. – Ale naprawdę lepiej czuję się sama.

Wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia, ale zanim zdążyłam dojść do drzwi, usłyszałam jego głos tuż za sobą.

– Hej, skoro tak dobrze ci samej, to dlaczego się odwracasz?

Zatrzymałam się na ułamek sekundy, po czym przyspieszyłam kroku. Nie miałam zamiaru wdawać się w dalsze dyskusje. Wyszłam na chłodne, lutowe powietrze i wzięłam głęboki oddech. Zaczęłam iść w stronę domu, ale czułam dziwne ukłucie niepokoju. Czy naprawdę ceniłam swoją samotność tak bardzo, jak zawsze twierdziłam? Nie wiedziałam.

Ale jedno było pewne – Michał swoim gadaniem zasiał we mnie coś, czego nie chciałam czuć. I to mnie najbardziej denerwowało.

Może jednak mają rację?

Przez całą drogę do domu próbowałam wyrzucić Michała z myśli. To była zwykła rozmowa, kilka wymienionych zdań z przypadkowym facetem, który najwyraźniej lubił bawić się w psychologa. Nie miałam powodów, by się tym przejmować. A jednak… coś we mnie drgnęło.

Weszłam do mieszkania, rzuciłam torebkę na fotel i nalałam sobie wina. W tle leciał jeszcze ten sam film, który oglądałam przed wyjściem. Powinnam była wrócić do swojego wieczoru, ale czułam, że już nie jestem w tym samym nastroju.

– A jeśli ma rację? – mruknęłam do siebie, sięgając po pilota.

Czy naprawdę bycie samą było moim świadomym wyborem, czy tylko bezpieczną ucieczką? Może po prostu wolałam nie ryzykować rozczarowania, więc wmówiłam sobie, że związki są niepotrzebne?

Nie, to absurd. Jest mi dobrze tak, jak jest. Ale co, jeśli tylko tak sobie powtarzałam, żeby w to uwierzyć?

Westchnęłam i wyłączyłam telewizor. Nagle miałam dość zarówno filmów, jak i Walentynek, i całego tego wieczoru. Położyłam się do łóżka, zakopując się pod kołdrą, jakby to miało pomóc mi odgonić te głupie myśli. Jutro wstanę i wrócę do normalności. Do życia, które świadomie wybrałam.
Tylko… dlaczego pierwszy raz nie byłam tego taka pewna?

Dorota, 34 lata

Reklama

Czytaj także:
„Walentynki spędziłam na tylnej kanapie Poloneza teścia. Mimo dużego mrozu, atmosfera między nami była gorąca”
„Mąż zamiast różanych perfum dał mi na walentynki krem na zmarszczki. Czy można być bardziej bezczelnym?”
„Kelnerka zamiast deseru podała mi tajemnice o moim facecie. To co powiedziała, w ogóle mi się nie spodobało”

Reklama
Reklama
Reklama