„Nie protestowałam, gdy sąsiad pocałował mnie na klatce schodowej. Mąż nie wie, że mam swój sekrecik”
„Nie kontrolowałam tego. Kiedy nasze usta się zetknęły, na moment czas jakby stanął w miejscu. A ja nie wiedziałam, czy to się dzieje naprawdę, czy wciąż w mojej wyobraźni”.

- Listy do redakcji
Wyszłam za mąż bez żadnego większego powodu. To nie był jakiś super romantyczny związek, nie mieliśmy z Krzyśkiem nawet za wielu wspólnych tematów. Jakoś tak się złożyło, że dobijałam do trzydziestki, a wszystkie koleżanki wokół miały już mężów. Nie mogłam więc uciec od ciągłych pytań w stylu: „A kiedy ty wreszcie wyjdziesz za mąż?”. Męczyły mnie nimi nie tylko ciekawskie rówieśniczki, ale i najbliżsi – a problem nasilił się, gdy moja młodsza siostra się zaręczyła.
Moje małżeństwo było nudne
U Krzyśka był ten sam problem. On jeszcze dodatkowo był dwa lata starszy ode mnie i miał babcię, która powtarzała do znudzenia, że w jego tempie zdąży umrzeć, nim on zdecyduje się ożenić. Wykorzystaliśmy okazję i wspólną znajomość. A że pracowaliśmy w tej samej firmie, tylko w różnych działach, nie było szczególnie trudno.
– Nareszcie! – cieszyła się moja mama. Czekałam tylko, aż zacznie skakać z tatą pod sufit. – Ile to było trzeba na to czekać!
Szczerze mówiąc, ja w swoim małżeństwie nie widziałam niczego niezwykłego. Mogłabym nawet śmiało zaryzykować twierdzenie, że lepiej mi było samej. Lepiej i swobodniej. Teraz czułam się cały czas uwiązana, zależna od kogoś, kogo nawet dobrze nie znałam. No, ale miałam dobrą sytuację finansową, koleżanki doceniały moje zaangażowanie w związek, a rodzina wreszcie się odczepiła, więc uznałam, że lepiej mieć święty spokój.
Czasem włączał mi się jednak ten romantyczny tryb, który ciągle tkwił gdzieś z tyłu głowy. Prawdziwa miłość, związek z facetem, który naprawdę by mnie kochał – tak, to były mrzonki, ale czasem po prostu miło było coś takiego sobie wyobrazić. Mogłam to mieć choć przez moment, gdy zamykałam oczy.
Marzyłam o chwilach uniesienia
Nie lubiłam nudnego, powtarzalnego życia, które dzień w dzień nie potrafiło mnie zaskoczyć niczym nowym. Czy szukałam rozrywki? Cóż, to fakt, że trochę bałam się eksperymentować. Bo co, jeśli coś by poszło nie tak? Mimo to zazdrościłam dwóm koleżankom, które twierdziły, że w ich sypialniach rzeczywiście iskrzy. My z Krzyśkiem prawie ze sobą nie sypialiśmy, a jeśli już to bardziej z musu, jakby… z obowiązku.
– Nie to jest przecież w życiu najważniejsze – twierdził Krzysiek, kiedy po raz kolejny wymawiał się zmęczeniem po pracy. – Nie mamy przecież po dwadzieścia lat!
No, nie mieliśmy. Nie chciałam wyjść na niepoważną czy taką, która robi problemy z niczego, więc nie naciskałam. Zwłaszcza że on nawet jakoś bardzo mnie nie pociągał. Może właśnie ze względu na tę swoją codzienną samotność zdecydowałam się przygarnąć psa. Trefl, bo tak nazwałam małego, czarnego kundelka, którego znalazłam w schronisku, stał się moim najwierniejszym towarzyszem. Paradoksalnie to dzięki niemu, a nie własnemu mężowi, mogłam powiedzieć, że nie jestem wreszcie sama.
Zaczęłam z nim wychodzić na spacery – z początku dość krótkie, z czasem jednak zaczęliśmy wracać coraz później. Krzysiek oczywiście nic sobie z tego nie robił. Rzadko zauważał, czy jestem w domu, czy mnie nie ma, w końcu sam się tym przesadnie nie interesował.
To właśnie podczas jednego z takich wyjść z psem natknęłam się na Adama. On także spacerował z psem, rudawym Reksem, trochę przypominającym wilczura. Jak się później okazało, mieszkał dwa bloki dalej, więc był naszym sąsiadem. Już od dłuższego czasu szukał kogoś, kto mógłby mu towarzyszyć w codziennych spacerach.
Lubiłam nasze spacery
Bardzo szybko złapaliśmy wspólny język. Adam… był taki odmienny od Krzyśka. Dużo się śmiał, nie brał wszystkiego na serio, a poza tym doskonale rozumiał moje poczucie humoru (z czym mój mąż niestety od samego początku miał problem). Nadawaliśmy na tych samych falach, więc podczas naszych małych wypraw bez trudu znajdowaliśmy tematy do rozmowy.
Adam też był sam. Rozwiódł się trzy lata wcześniej, bo, jak wspominał, nie był szczęśliwy. Teraz miał przy sobie Reksa i nie chciał za wiele zmieniać. Tyle że stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Po pewnym czasie zaczęłam z niecierpliwością wyczekiwać popołudniowego spaceru, i to nie tylko dlatego, że lubiłam sobie pochodzić trochę z Treflem. Przy Adamie czułam się inaczej. Pewniej. Mniej ograniczona. Jakby wszystko wokół przestało się liczyć.
– Ty też nie jesteś szczęśliwa – powtarzał mi niejednokrotnie. – Zostaw go. Spróbuj być ze mną. Wiesz, że byłoby ci lepiej.
Tyle że ja nie chciałam ryzykować. Nie potrafiłam tak po prostu zostawić za sobą bezpiecznego życia, które było po prostu wygodne. Starałam się go ignorować, aż któregoś dnia, zamiast odprowadzić mnie tylko pod blok, wszedł za mną do klatki.
Adam mnie zaskoczył
– Co ty robisz? – spytałam w głębokim zdumieniu. Roześmiałam się, choć zrobiłam to trochę nerwowo.
– Przekonuję cię – szepnął i pochylił się w moją stronę.
Nie kontrolowałam tego. Patrzyłam w te jego wielkie, brązowe oczy i czułam, jak z mózgu wietrzeją mi wszystkie trzeźwe myśli. To musiało się zdarzyć. Po prostu musiało. A ja nie miałam na to zbyt wielkiego wpływu. Kiedy nasze usta się zetknęły, na moment czas jakby stanął w miejscu. A ja nie wiedziałam, czy to się dzieje naprawdę, czy wciąż w mojej wyobraźni.
To było cudowne. Lepsze niż kiedykolwiek sobie wyobrażałam. Wiedziałam jednak, że nie może trwać wiecznie. Że muszę wracać do mojego szarego, nudnego życia. Kiedy więc odsunęliśmy się od siebie, uśmiechnęłam się i wymamrotałam niemrawe pożegnanie.
– Będę czekał, Beata – odezwał się jeszcze, nim zniknęliśmy z Treflem w windzie.
Mogłam chwilę pomarzyć
Tej nocy nie potrafiłam zmrużyć oka. Przewracałam się z boku na bok, stale myśląc o Adamie. O tym, co nas łączyło i zastanawiając się, czy nasza relacja mogłaby mieć przyszłość. Wiedziałam jednak, że on nie chce ślubu. Nie wierzył już w małżeństwo, od kiedy tylko rozstał się ze swoją byłą żoną. A ja… cóż, nie mogłam funkcjonować bez tego. Bo przecież rodzice, znajomi, wszyscy oczekiwali, że będę mieć męża. Że nie stanę się jakimś dziwadłem.
Pewnie, że miło było pomarzyć o życiu u boku Adama – nawet takim niesformalizowanym. Tylko czy miałam na to dość siły? Czy nie bałam się, co będzie, gdy już zostanę z tym sama? W tamtym momencie to wszystko wydawało się takie proste… Byłam gotowa zadzwonić do Adama i rozpocząć nowe życie tu i teraz. Zerkając na chrapiącego miarowo Krzyśka, tylko się w tym utwierdzałam. Bo co mnie jeszcze przy im trzymało?
Musiałam wrócić do rzeczywistości
Nie wiem, co sobie wyobrażałam tamtej jednej jedynej nocy. Może to był wpływ tego pocałunku, tej wyjątkowej magii, jaką wokół siebie roztoczył. Kolejnego dnia wiedziałam już jednak, że po prostu przeżyłam chwilę słabości. Nie mogłam niczego zmieniać. Tak było dobrze i tego powinnam się trzymać. Co prawda chciałam, żeby popołudniowe spacery pozostały taką naszą tradycją, ale obawiam się, że nic z tego nie będzie.
Adam nie rozumie mojego podejścia. Wtedy, po tym pocałunku na klatce, był chyba przekonany, że rzucę wszystko i ucieknę z nim jak w jakiejś rzewnej romantycznej komedii. No, tylko że życie, zwłaszcza moje, to nie bajka i nie można dokonywać samych lekkomyślnych wyborów. Tyle że Adam nie zamierzał najwyraźniej słuchać moich tłumaczeń. Obraził się i stwierdził, że nie będzie więcej się ze mną spotykał, bo nie interesuje go coś, co nie ma przyszłości, a przyjaźń ze mną mu nie wystarcza. Uznał zresztą, że nie potrafi się przyjaźnić z tchórzem, którym według niego byłam.
Cóż, jest mi może odrobinę przykro, ale płakać nie będę. Pozostanę przy swoim monotonnym życiu, ale będę korzystać ze wszystkich bezpiecznych szans, jakie rzuci mi los. Zresztą, będzie przy mnie nadal mój wierny Trefl, któremu jest wszystko jedno, czy spacerujemy sami, czy z kimś jeszcze. A ja bardzo się cieszę, że wtedy zdecydowałam się wziąć go ze schroniska.
Beata, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Odebrałam telefon, a ktoś z płaczem podawał się za mojego wnuka. Słyszałam o oszustach, ale to było zbyt prawdziwe”
- „Trafiłem 6 w totka, ale nie podzieliłem się z rodziną. Zamiast tego zrobiłem coś, czego nikt się nie spodziewał”
- „Zamiast borowików znalazłam w lesie faceta. I choć nie znam jego imienia, noszę teraz jego dziecko”

