Reklama

Marta śpi obok, zwinięta w kłębek, jak zwykle bokiem, z dłonią pod policzkiem. Dla świata jesteśmy zgodnym małżeństwem: dwanaście lat razem, dom, samochód, wakacje raz do roku. W rzeczywistości żyjemy obok siebie. Marta coraz częściej pyta o dzieci, a ja od lat unikam odpowiedzi. Kiedyś mówiłem: „Jeszcze nie czas”. Potem przestałem mówić w ogóle.

Zanim poznałem Martę, byłem z Anką – koleżanką z pracy. Krótki romans, intensywny i nieodpowiedzialny. Po jej wyjeździe do Niemiec dostałem od niej maila: „Adam, jestem w ciąży. Nie musisz nic robić. Chciałam, żebyś wiedział. To dziewczynka. Będzie miała na imię Lena”. Przeczytałem. Skasowałem. Schowałem to do głowy i serca, jak się chowa brudne rzeczy do szafy. Żyłem dalej. Z każdym rokiem było trudniej się przyznać.

Bo co miałbym powiedzieć Marcie? Że gdzieś tam jest dziecko, moja córka, którą olałem, zanim się urodziła? Od dziesięciu lat noszę ten sekret, a on z roku na rok waży coraz więcej. A jednak myślałem, że może jakoś uda się to nieść do końca. Aż do tamtego wieczoru, kiedy ktoś zapukał do drzwi.

Została tylko ona

Siedzieliśmy z Martą przy kolacji. Ona mówiła coś o nowej sąsiadce z góry, ja kiwałem głową, nie bardzo słuchając. Talerze jeszcze nieopróżnione, w tle cicho brzęczało radio. Typowy wieczór. I wtedy rozległo się pukanie do drzwi.

Czekasz na kogoś? — zapytała Marta, unosząc brwi.

— Nie — odpowiedziałem, zerkając w stronę przedpokoju. Ktoś pukał znów, wyraźnie, stanowczo.

Marta wstała pierwsza.

— Może to sąsiadka… — mruknęła i poszła otworzyć.

Usłyszałem, jak naciska klamkę. A potem nastąpiła głucha cisza. Wstałem z krzesła i zajrzałem do holu. Marta stała z szeroko otwartymi oczami, jakby zobaczyła ducha. Przed nią zobaczyłem dziewczynkę, może dziesięcioletnią, z plecakiem i różową czapką zsuniętą na oczy.

— Szukam Adama — powiedziała cicho, ale wyraźnie. — To mój tata.

Marta powoli odwróciła głowę w moją stronę, a ja… zamarłem. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa.

— Adam?! Co to ma być?! — warknęła Marta. — Kto to jest?! Jaki tata?!

Stałem jak idiota. Dziewczynka spojrzała na mnie z nadzieją. I wtedy poznałem oczy. Moje oczy. Moje dziecko.

— Marta… Ja… — wyjąkałem, ale nie umiałem dokończyć.

— Nie wierzę… — Marta cofnęła się o krok. — Czy ty ukrywałeś przede mną dziecko?!

Lena, bo przecież to musiała być ona, ścisnęła mocniej ramiączka plecaka. Wyglądała na przestraszoną, ale odważną. Zrobiła krok w moją stronę. Marta krzyknęła jeszcze coś, ale nie słyszałem. Wszystko wokół się rozmyło. Została tylko ona — dziewczynka z mojej przeszłości, która przyszła po swoje odpowiedzi.

Nie miałem słów

Marta wpadła do kuchni jak burza. Ja za nią, oszołomiony, ze ściśniętym gardłem. Lena została w przedpokoju, oparta o ścianę. Milczała. Tak jak ja.

— Ukrywałeś przede mną DZIECKO?! — ryknęła Marta, uderzając dłonią o blat. — Przez dwanaście lat żyję z facetem, który ma córkę i nic mi nie mówi?!

Stałem oparty o lodówkę, jakby miała mnie podtrzymać.

— Ja… nie wiedziałem, czy to moje. Anka… napisała tylko raz. Potem zniknęła. Bałem się. Byłem młody… głupi. Nie wiedziałem, co zrobić.

— Więc zrobiłeś najgorsze. Nic. — Marta splunęła tym słowem jak przekleństwo. — A ja? Ja przez lata myślałam, że nie możemy mieć dzieci, że może to moja wina. A ty?! Ty po prostu miałeś już jedno i milczałeś!

Nie miałem słów. Cokolwiek bym powiedział, brzmiałoby jak tania wymówka. A Marta… Marta płonęła.

— Nie wiem, co jest gorsze — kontynuowała z łamiącym się głosem. – Że mnie zdradziłeś… czy że przez dziesięć lat patrzyłeś mi w oczy i udawałeś, że jesteś porządnym człowiekiem.

— To nie była zdrada. To było… przed tobą.

— Ale milczenie było już przy mnie! — krzyknęła.

Za drzwiami coś zaszurało — taki cichy szmer. Lena. Stała tam i wszystko słyszała. Naszą kłótnię. Moje tchórzostwo. Martę, która rozpadała się na kawałki.

Co ona ma teraz zrobić, Adam? — spytała Marta ciszej, ale z jeszcze większym bólem. — Ta dziewczynka… Twoja córka. Bo przecież nie moja.

Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć, bo... prawda dopiero zaczynała wypływać. I tonęliśmy w niej wszyscy.

Jej głos zadrżał

Zamknąłem się w gabinecie. Telefon drżał mi w dłoni. Numer Anki miałem zapisany w mailu od lat, ale nigdy nie zadzwoniłem. Teraz ręce mi się trzęsły, jakbym miał dwadzieścia lat i wyznawał komuś miłość. Zadzwoniłem.

— Halo? — Poznałem ją po głosie, choć był starszy, zmęczony.

— Anka… tu Adam.

Cisza. Długa. A potem:

— Wiedziałam, że w końcu zadzwonisz. Lena cię znalazła, prawda?

— Tak… Ona… Ona stoi w moim przedpokoju. Anka, co ty zrobiłaś?

— Co ja zrobiłam? — westchnęła. — To nie ja, Adam. To Lena. Ona nalegała. Od lat zadawała pytania. A teraz… nie mogłam już jej zatrzymać.

— Mogłaś mnie uprzedzić!

— A co byś zrobił? Uciekł znowu? – Jej głos zadrżał. — Dostałam kontrakt poza Europą, a to... ogromna szansa. Nie mogę jej zabrać. To twoja córka. Twoja krew.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Miałem wrażenie, że ktoś mi odciął powietrze.

— Ona chce cię poznać. Nie chce pieniędzy, współczucia. Chce wiedzieć, kim jesteś. I kim ona jest.

Rozłączyła się. Zostałem sam, jak idiota, z telefonem w dłoni i sercem, które waliło jak młot.

Marta weszła bez pukania. Oczy miała czerwone, policzki mokre. Popatrzyła na mnie.

— To prawda? – spytała cicho.

Skinąłem głową. Nie umiałem nic powiedzieć. Zamilkła na chwilę, po czym bez słowa obróciła się na pięcie i wyszła z mieszkania. Zostałem sam. Z Leną. Moją córką. Której nie wiedziałem, jak spojrzeć w oczy.

Przestałem widzieć wyraźnie

Siedzieliśmy w salonie. Lena piła herbatę z kubka Marty — tego z rysunkiem lawendy. Zawinęła się w koc i wyglądała na mniejszą, niż była. Ja siedziałem naprzeciwko, w fotelu, jakby między nami była szklana ściana. Każde z nas udawało, że nie dostrzega napięcia.

Dlaczego mnie nie chciałeś? — zapytała w końcu.

Nie podniosłem wzroku.

— Nie chodziło o to, że cię nie chciałem… Bałem się. Byłem głupi. Wtedy wszystko wydawało się trudne.

— Mama mówiła, że jesteś dobrym człowiekiem. — Lena spojrzała na mnie poważnie. — Ale dobry człowiek nie ucieka przed dzieckiem.

Nie miałem żadnego argumentu, bo miała rację.

— A mama… ona płakała co noc. Myślała, że nie słyszę, ale słyszałam. Płakała, bo musiała robić za dwóch. I za tatę.

Przełknąłem ślinę. Przestałem widzieć wyraźnie, piekły mnie oczy.

— Przepraszam — wyszeptałem. — Wiem, że to nic nie zmienia, ale… przepraszam, Leno.

— Miałam cię tylko raz zapytać o wszystko i wrócić. Ale mama wyjeżdża. I powiedziała, że muszę cię poznać. Że nie może mnie zostawić samej.

Zapadła cisza. Dziesięć lat milczenia i jedna rozmowa, która wszystko komplikuje.

— Teraz… co? Będziesz moim tatą?

Spojrzałem jej w oczy.

— Jeśli pozwolisz.

Po chwili położyła głowę na poduszce, zwinęła się pod kocem i zamknęła oczy. Zasypiała. Nie powiedziała „dobranoc”, ale nie odeszła. Przykryłem ją ostrożniej, niż kiedykolwiek przykrywałem kogokolwiek.

Oczy miała zapuchnięte od płaczu

Marta wróciła nad ranem. Słyszałem klucz w zamku, odgłos kroków, potem długą ciszę w przedpokoju. Nie ruszyłem się z fotela. Siedziałem tam całą noc, czuwając nad śpiącą Leną. Gdy Marta weszła do salonu, spojrzała na dziewczynkę — wtuloną w poduszkę, z rozczochranymi włosami. Potem na mnie.

— Spała spokojnie — powiedziałem cicho.

Marta usiadła na skraju kanapy, na drugim końcu. Między nami była Lena. Po raz pierwszy naprawdę razem.

— Nie wiem, co dalej — powiedziała. — Nie wiem, czy potrafię ci to wybaczyć. Nie wiem, czy potrafię być obok kogoś, kto tak długo mnie okłamywał.

— Marta, ja… — zacząłem, ale uniosła dłoń.

— Nie. Teraz ja mówię. Przez lata myślałam, że coś ze mną jest nie tak. Że nie chcemy dziecka, bo może jestem za słaba, za mało kochana. A ty po prostu miałeś już dziecko i nie miałeś odwagi o tym powiedzieć. Przez dziesięć lat żyłam w kłamstwie, które nawet nie miało głosu.

Nie próbowałem się bronić. Nie miałem czym.

— Ale ona… – Marta spojrzała na Lenę. — Ona nie jest niczemu winna. Nie mogę jej tego odbierać.

Podniosłem wzrok. Była zmęczona, oczy miała zapuchnięte od płaczu. Ale była tu.

Co to znaczy?

— Potrzebuję czasu. I przestrzeni. — Spojrzała mi w oczy. — Proszę o separację, Adam. Nie rozwód. Jeszcze nie wiem. Ale nie potrafię teraz być twoją żoną.

Serce mi się ścisnęło, ale skinąłem głową.

W tym momencie Lena poruszyła się, przetarła oczy. Spojrzała na Martę. Ta delikatnie się uśmiechnęła i zapytała:

— Chcesz zjeść śniadanie?

Adam, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama