„Nie mogłam się doczekać wizyty brata z rodziną. Po 2 godzinach pożałowałam, że przekroczyli próg mojego mieszkania”
„Pies kręcił się po salonie, raz po raz kładąc na moim nowym dywanie, ale machnęłam na to ręką. Po kolacji dzieci zaczęły bawić się w berka, a Rico, nakręcony ich energią, nagle wgryzł się w brzeg dywanu i zaczął szarpać materiał”.

- Redakcja
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się cieszyłam. Tomek, mój brat, miał przyjechać z Londynu po prawie czterech latach, z żoną Magdą i dwójką dzieci. Przez ostatnie tygodnie chodziłam jak nakręcona. Sprzątałam każdy kąt mieszkania, robiłam zakupy jak na święta i układałam w głowie plan atrakcji: wycieczka nad jezioro, kolacja w nowej restauracji na rynku, może nawet wypad w góry.
Byłam podekscytowana
Patrzyłam z dumą na mój odświeżony salon – nowa kanapa, miękka, elegancka. I ten dywan, który wybierałam miesiącami, żeby pasował idealnie. Wszystko pachniało świeżością i moim wysiłkiem. Chciałam, żeby czuli się jak u siebie, ale też żeby zauważyli, że włożyłam w to serce. Kilka dni przed ich przyjazdem Tomek zadzwonił.
– Wszystko aktualne, w piątek będziemy – rzucił wesoło. – Aaa, i jeszcze jedno… przywieziemy Rico.
– Rico?
– Psa. Ale spokojnie, on jest grzeczny, nawet go nie zauważysz – machnął ręką, jakby to była najmniejsza rzecz na świecie.
– Duży? Mały?
– No… taki trochę większy labrador, ale super łagodny. Nic się nie martw.
Odłożyłam telefon z dziwnym uczuciem, ale zaraz sama siebie zganiłam. To w końcu rodzina. Przecież damy radę.
Byli nieznośni
Przez pierwsze godziny było naprawdę miło. Rozpakowali się, ja podawałam obiad, Tomek opowiadał anegdoty z Londynu. Czułam tę radość, na którą czekałam tyle miesięcy. Pies kręcił się po salonie, raz po raz kładąc na moim nowym dywanie, ale machnęłam na to ręką. Po kolacji dzieci zaczęły bawić się w berka, a Rico, nakręcony ich energią, nagle wgryzł się w brzeg dywanu i zaczął szarpać materiał.
– Rico, przestań! – Tomek podniósł głos, ale pies zdążył już wyciągnąć kilka włókien. Patrzyłam na to z lekkim niedowierzaniem, starając się zachować spokój.
– No ładnie… – powiedziałam, zmuszając się do uśmiechu. – Dobrze, że nie jest z jedwabiu.
– Oj, to tylko dywan – machnęła ręką Magda.
Chciałam uwierzyć, że to drobiazg, że wystarczy przesunąć stolik, żeby nie było widać zaciągnięcia. Jednak wieczorem, kiedy podałam dzieciom sok, Kuba zahaczył o róg stolika i cała zawartość wylądowała na kanapie. Wpatrywałam się w ciemniejącą plamę, czując, jak cierpliwość zbliża się do granicy.
Zbagatelizowała to
– Nic się nie stało, to tylko dzieci – powiedziała Magda tonem, który miał zamknąć temat. – Wypierze się.
– Mam nadzieję – odparłam cicho, choć w środku buzowało we mnie.
Przez resztę wieczoru uśmiechałam się mechanicznie, ale w myślach wracałam do obrazu szarpanego dywanu i kanapy z plamą. Zaczęło do mnie docierać, że ten pobyt może nie być tak beztroski, jak sobie wyobrażałam.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Tomkiem, zanim sytuacja wymknie się spod kontroli. Poczekałam, aż Magda zajmie się dziećmi, a on usiądzie z kawą. Usiadłam naprzeciwko i przez chwilę zbierałam myśli.
– Musimy pogadać o wczoraj – zaczęłam spokojnie. – Ten dywan był naprawdę drogi, a kanapa jest nowa. Wolałabym, żebyście uważali trochę bardziej.
– Przecież nic wielkiego się nie stało – odpowiedział, kręcąc głową. – Nie przesadzaj.
– Może dla ciebie to drobiazg – próbowałam mówić łagodnie, choć czułam, że rośnie we mnie złość. – Ale dbam o ten dom i chcę, żeby był w dobrym stanie.
– Słuchaj, w Londynie nikt by się takimi rzeczami nie przejmował – przerwał mi. – To tylko rzeczy, one są po to, żeby z nich korzystać.
Nie widział problemu
Poczułam, jak coś mnie ściska w gardle. Miałam wrażenie, że mówi do mnie jak do dziecka.
– To jest mój dom – powiedziałam wyraźnie. – Mam prawo oczekiwać szacunku do tego, co w nim jest.
– Szacunek? – prychnął. – Przecież to nie muzeum.
Rozmowa nabierała ostrzejszego tonu, a ja widziałam, jak Tomek coraz bardziej się unosi. Zaczęliśmy mówić szybciej, przerywając sobie nawzajem. On twierdził, że dramatyzuję, ja czułam, że kompletnie lekceważy moje zdanie. W końcu wstał od stołu.
– Nie będę się z tobą kłócił o dywan i kanapę – rzucił, wychodząc do kuchni.
Po raz pierwszy od ich przyjazdu poczułam, że w moim własnym mieszkaniu brakuje mi powietrza. W mojej głowie pojawiła się myśl, że brat chyba wcale mnie nie rozumie, a może nawet nie próbuje.
Byłam wściekła
Od tamtej rozmowy atmosfera zrobiła się gęsta jak mgła. Wspólne śniadania, które planowałam z radością, zamieniły się w milczące posiłki jedzone osobno. Tomek i Magda coraz częściej zabierali dzieci na spacery bez słowa, a ja wolałam zaszyć się w swoim pokoju albo udawać, że mam coś do zrobienia w kuchni.
Nawet Rico jakby wyczuwał napięcie, bo częściej leżał w korytarzu, zerkając to na mnie, to na swoich właścicieli. Miałam wrażenie, że całe mieszkanie jest przytłumione ciężarem niewypowiedzianych pretensji.
Ostatniego dnia nie było już żadnych pozorów serdeczności. Pakowali się w ciszy, wymieniając tylko krótkie zdania między sobą. Kartony i torby znikały w przedpokoju, a ja stałam w kuchni, słuchając odgłosu zamykanych zamków i szurania walizek po podłodze. W normalnych okolicznościach przygotowałabym wspólne śniadanie, ale tym razem nawet o tym nie pomyślałam.
Miałam ich dość
Wyszłam dopiero gdy usłyszałam, że Tomek zapina psu smycz.
– Już wyjeżdżacie? – zapytałam, opierając się o framugę.
– Tak. Idziemy, bo spóźnimy się na samolot – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.
Magda zajęta była zapięciem kurtek dzieciom. Oliwia tylko pomachała mi ręką, a Kuba mruknął coś pod nosem. Rico pociągnął w stronę drzwi, jakby też chciał mieć to wszystko za sobą. Tomek skinął głową w moją stronę, a potem wyszli. Drzwi zamknęły się bezgłośnie, a ich kroki szybko zniknęły na schodach.
Zostałam w pustym przedpokoju, patrząc na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stały ich bagaże. Czułam jednocześnie ulgę i dziwną pustkę. Ulga brała się z tego, że cisza wróciła do mieszkania, a pustka – z poczucia, że coś między nami skończyło się na dobre.
Zawiedli mnie
Przeszłam do salonu. Dywan miał wciąż ten sam zaciągnięty brzeg, a kanapa – lekko rozmytą plamę, której nie udało mi się do końca usunąć. Usiadłam i przez chwilę tylko patrzyłam w okno, zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda nam się naprawić tę relację.
Próbowałam znaleźć w tym jakąś lekcję. Może to ja zbyt wiele oczekiwałam, może za bardzo chciałam, żeby wszystko było idealne. Z drugiej strony miałam poczucie, że Tomek i Magda potraktowali mój dom jak przystanek w podróży, nie zastanawiając się, co dla mnie znaczy dbałość o przestrzeń, w której żyję.
Myślałam o tym, czy jeszcze kiedyś przyjadą. A jeśli tak, czy ja będę chciała ich zaprosić. Nie chodziło już o dywan czy kanapę, tylko o to, jak trudno jest czasem spotkać się po latach, kiedy każdy ma już swoje przyzwyczajenia i sposób patrzenia na świat.
Katarzyna, 42 lata
Czytaj także:
- „Brat przeprowadził się 10 lat temu do Anglii i zadziera nosa. Zapomniał, że pochodzi z małej wiochy na Podkarpaciu”
- „Marzyłam o wakacjach w Tunezji, ale mąż uparł się na Mazury. Przez ten jego męską dumę o mało nie doszło do tragedii”
- „Odkryłam zdradę mojego męża przez domowe pierogi z jagodami. Ktoś słodził mu o wiele bardziej, niż wypadało”

