„Nie mogłam patrzeć na smutne oczy teściowej i się wtrąciłam. Gdyby nie ja, 30 lat małżeństwa poszłoby w piach”
„Byłam w kuchni teściów, szykowałam herbatę, kiedy usłyszałam cichy szelest za drzwiami. Teściowa rozmawiała przez telefon, ale jej głos brzmiał inaczej niż zwykle – szeptem, z drżącym tonem. Stanęłam w bezruchu. Nie chciałam tego słyszeć”.

Zawsze mówiłam, że mam wyjątkowe szczęście do teściów. Inne koleżanki narzekały na kontrolujące teściowe, na apatycznych teściów z piwem w ręku, a ja – ja miałam Zosię i Edwarda. Byli jak moja druga para rodziców. Szczególnie teściowa, Zosia. Po ślubie z Michałem stałyśmy się sobie bardzo bliskie. Gotowałyśmy razem, chodziłyśmy na zakupy, a czasem po prostu siadałyśmy przy winie i rozmawiałyśmy do późna. Ona też nie miała córki, więc mówiła, że jestem jej spełnieniem marzeń.
Z Edwardem było inaczej. Był raczej zdystansowany, opanowany, czasem aż za bardzo. Ale zawsze uprzejmy, zawsze kulturalny. Idealna przeciwwaga dla Zosi, która była wulkanem emocji.
Ostatnio jednak coś się zmieniło. I to nie było coś, co można było zlekceważyć. Zosia zniknęła z naszych spotkań na kawę. Edward przestał się uśmiechać, a w ich domu zapanowała jakaś... nienazwana cisza. Nawet Michał to zauważył, choć udawał, że wszystko jest w porządku.
– Michał, nie wiem, co się dzieje z twoimi rodzicami, ale coś jest nie tak – powiedziałam, odkładając kubek na stół.
– Chyba przesadzasz – westchnął. – Może po prostu mają gorszy tydzień?
– Tydzień? Michał, oni od miesiąca prawie ze sobą nie rozmawiają. Twoja mama wczoraj płakała, a ojciec nawet nie zauważył.
– Agnieszka, nie mieszaj się w to. To ich sprawa.
– Może... Ale jeśli się rozstaną, to będzie też nasza sprawa.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że moje przeczucia to tylko wierzchołek góry lodowej.
Teściowa coś podejrzewała
Byłam sama w kuchni teściów, szykowałam herbatę, kiedy usłyszałam cichy szelest za drzwiami. Teściowa rozmawiała przez telefon, ale jej głos brzmiał inaczej niż zwykle – szeptem, z drżącym tonem. Nagle stanęłam w bezruchu.
– On już mnie nie kocha – wyszeptała. – Widzę, jak patrzy w telefon. Wiem, że kogoś tam ma… – po chwili zaszlochała, tłumiąc płacz w dłoni.
Poczułam, jak serce mi zamiera. Stałam z czajnikiem w ręku, wpatrując się w szafkę przed sobą, jakbym tam miała znaleźć odpowiedź. Nogi mi zdrętwiały. To nie był tylko kryzys. To był dramat. Zdrada?
Gdy wróciłam do siebie, Michał siedział na kanapie z telefonem, zupełnie nieświadomy.
– Michał, twoja mama… Ona myśli, że tata ją zdradza – powiedziałam cicho, siadając obok niego.
Podniósł wzrok, zmarszczył brwi.
– Co? Skąd to wiesz?
– Przypadkiem usłyszałam, jak rozmawiała z kimś przez telefon. Płakała. Mówiła, że widzi, jak ojciec zerka w telefon i że już nie czuje się kochana...
– Aga, błagam cię, nie rób z igły widły. Może ma po prostu gorszy dzień. Albo się z kimś pokłóciła. Nie zagłębiaj się w to, dobrze?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Nie chodziło przecież o chwilową burzę, tylko o coś, co miało moc rozsadzenia ich małżeństwa.
– Michał, nie rozumiesz... To coś więcej. I ja... ja nie potrafię udawać, że nic się nie dzieje.
Zamilkł. A ja wiedziałam, że podjęłam decyzję. Może to nie moja sprawa. Ale nie potrafiłam przejść obok obojętnie.
„Czy naprawdę powinnam w to wchodzić?” – zapytałam siebie w myślach. I odpowiedzi jeszcze nie znałam.
Nie mogłam patrzeć obojętnie
Teściowa siedziała na tarasie, owinięta w gruby, kremowy sweter, który jeszcze niedawno sama mi polecała w sklepie. Patrzyła gdzieś daleko w bezruchu. Niosłam jej kubek herbaty z cytryną. Nie chciałam robić tego tak szybko, tak bezpośrednio… ale nie mogłam dłużej milczeć.
– Mamo, mogę się dosiąść?
Skinęła głową, nie odrywając wzroku od pustki przed sobą.
– Przyniosłam twoją ulubioną. Z dużą cytryną – uśmiechnęłam się blado.
– Dziękuję, Agnieszko… jesteś kochana.
Usiadłam obok i przez chwilę tylko siedziałyśmy w ciszy. Wreszcie zdobyłam się na odwagę.
– Co się dzieje? Martwię się o ciebie.
Teściowa od razu spuściła wzrok. Zaczęła bawić się obrączką.
– Nic takiego, kochanie. Po prostu z wiekiem... wszystko się zmienia.
– To nieprawda. Ja... słyszałam, jak rozmawiałaś z kimś przez telefon. Nie chciałam podsłuchiwać. Ale nie mogę przestać myśleć o tym, co powiedziałaś.
Zamarła. Przez chwilę myślałam, że się na mnie obrazi.
– To wstyd – wyszeptała. – Po tylu latach... on mnie już nie widzi. Jestem jak ściana. Niewidzialna.
– Mamo, czy ty myślisz, że tata cię zdradza?
Spojrzała na mnie w końcu. Oczy miała czerwone, spuchnięte.
– Tak. Ale nie mam dowodów. I nie mam odwagi zapytać. Boję się usłyszeć prawdę.
Położyłam dłoń na jej dłoni.
– Ja się dowiem. Obiecuję ci. Ale jeśli to tylko domysły… musimy być ostrożne.
Zamknęła oczy i skinęła głową. A ja w tej chwili przestałam być tylko synową. Stałam się jej sprzymierzeńcem.
Widziałam ich razem
Plan nie był specjalnie wyrafinowany. Pewnego razu po prostu pojechałam za Edwardem. Wyszłam z pracy wcześniej, zostawiłam Michałowi wiadomość, że muszę załatwić coś pilnego. Serce biło mi szybciej niż podczas matury. Czułam się jak w kiepskim serialu. A jednak to było moje życie – i życie kobiety, którą szczerze kochałam.
Teść wyszedł z biura dokładnie o 16:15. Wsiadł do samochodu jak zawsze opanowany. Ruszył w kierunku centrum. Jechałam za nim, trzymając się na bezpieczny dystans.
Zaparkował pod jakąś kawiarenką. Pół minuty później podeszła do niego kobieta – może pięć lat młodsza ode mnie, długie rude włosy, czerwony płaszcz. Widziałam, jak się obejrzała, po czym cmoknęła go w policzek. Edward objął ją i weszli razem do środka. Zrobiło mi się gorąco. Ręce zaczęły mi się trząść.
Zrobiłam zdjęcie. Jedno, drugie. Potem jeszcze, przez szybę – jak trzyma ją za rękę. Miałam dowód. I serce w gardle.
Nie wiedziałam, co robić. Zamiast wracać do domu, pojechałam wprost pod dom teściów. Gdy teść pod wieczór wrócił, wyszłam mu naprzeciw.
– Dobry wieczór – powiedziałam zimno.
Spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
– Agnieszka… coś się stało?
– Tak. Stało się. Widziałam cię dzisiaj w kawiarni. Z tamtą kobietą.
Zamarł. Spuścił wzrok, jakby nagle nie wiedział, gdzie się schować.
– To nie tak, jak myślisz...
– To dokładnie tak, jak myślę – wyciągnęłam telefon. – Mam zdjęcia. Ale nie o dowody tu chodzi. Chodzi o mamę, o Zosię. O kobietę, która od trzydziestu lat jest przy tobie. Nie zasłużyła na takie upokorzenie.
– Ja… pogubiłem się. Ale to nic poważnego, to nie…
– Nie kończ. Nie mnie powinieneś się tłumaczyć.
Odwróciłam się i weszłam do środka. A jego zostawiłam z prawdą i wyborem: rodzina czy kłamstwo.
Prawda wyszła na jaw
Teściowa siedziała przy stole jak cień samej siebie. Palce zaciśnięte na kubku z zimną już herbatą. Kiedy powiedziałam jej, że wiem, że to prawda, że Edward ją zdradza, nie zareagowała wcale. Jakby ta informacja była tylko potwierdzeniem czegoś, co już dawno zaakceptowała w sobie, cicho, po cichu.
– Wiedziałam – powiedziała bez emocji. – Kobieta wie. Zawsze wie. Ale wiesz, co boli najbardziej? Że nawet nie próbował się ukryć.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie umiałam. Patrzyłam, jak zdejmuje z palca obrączkę. Jej dłoń drżała.
– Musisz z nim porozmawiać – odezwałam się w końcu. – Zasługujesz na wyjaśnienia. Na prawdę.
– A co, jeśli nie chcę jej znać? – spojrzała na mnie. – Co, jeśli ta prawda mnie dobije?
– To znaczy, że już cię dobiła. Tylko jeszcze nie wiesz, że można oddychać bez ciężaru w piersi. Ja z nim porozmawiałam. Teraz ty musisz.
Zostałam z nią. Wieczorem teść wrócił wcześniej niż zwykle. Wszedł do kuchni jak skazaniec. Teściowa wstała, wyprostowana, gotowa do walki.
– Dlaczego? – zapytała bez powitania. – Dlaczego mi to zrobiłeś?
– Nie wiem… – wyjąkał. – Byłem samotny. Miałem wrażenie, że przestaliśmy być dla siebie ważni. A ona... ona mnie widziała.
– A ja przez trzydzieści lat patrzyłam na ciebie i wierzyłam, że jestem wystarczająca – głos Zofii drżał. – Że moja obecność ci wystarcza.
– To nie chodzi o ciebie. To ja się zgubiłem. Ja... Ja cię kocham, Zośka. Tylko wszystko się jakoś rozmyło. Zniknęło.
Widziałam, że teściowa nie wie, czy płakać, czy rzucić w niego kubkiem. Ale nie zrobiła nic. Patrzyła mu w oczy, tak, jakby próbowała znaleźć w nich choć okruch dawnych uczuć.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziała.
– Nie proszę cię o to dzisiaj. Proszę tylko... żebyś nie zamykała przede mną drzwi.
Milczeli. Patrzyłam na nich i czułam się, jakbym siedziała w samym środku cudzego trzęsienia ziemi. Ale nie uciekłam.
– Nie odwracajcie się od siebie. Może to jeszcze nie koniec – szepnęłam.
Wiedziałam, że robię dobrze
Cisza po burzy była najgorsza. Przez kilka dni teściowie unikali siebie nawzajem. W jednym domu, a jakby na innych planetach. Ja przychodziłam codziennie, niby tylko z obiadem, niby z herbatą… ale tak naprawdę z nadzieją. I za każdym razem wracałam do domu, ściskając kierownicę tak mocno, jakby to miało mi pomóc wytrzymać ich dystans.
Aż któregoś dnia, kiedy zapukałam do drzwi, to teść mi otworzył. Zmęczony. Nieogolony. W oczach miał coś... czego jeszcze nie widziałam. Strach? Pokorę?
– Jest w ogrodzie – powiedział tylko.
Teściowa podlewała pelargonie. Dłoń jej zamarła, gdy mnie zobaczyła, ale zaraz wróciła do podlewania.
– Powiedział, że chce wrócić. Że zerwał z tamtą – mruknęła. – Że to był błąd.
– I co mu powiedziałaś?
– Że nie wiem, czy potrafię mu znów zaufać. Bo nie chodzi o tę kobietę. Chodzi o to, że on przestał ze mną być. Dużo wcześniej.
Usiadłam na ławce obok niej. Podała mi konewkę, jakbyśmy miały zająć się teraz wyłącznie kwiatami.
– Ale może... może warto spróbować? Dla siebie. Nie dla niego – powiedziałam cicho.
Teściowa skinęła głową. Cicho. Delikatnie. Jakby bała się, że to poruszy coś, czego nie chce już dotykać.
Tego wieczoru teść wrócił z rzeczami do sypialni. Nie do salonu. Teściowa go nie wyrzuciła. Ale też nie przyjęła go całkowicie. To był pierwszy krok. Na własnych warunkach.
A mój mąż, Michał? Kiedy w końcu usiedliśmy razem przy kolacji i opowiedziałam mu, co się wydarzyło, spuścił głowę.
– Nie wierzę, że to wszystko się działo pod naszym nosem. Myślałem, że oni są jak z żurnala. Idealni.
– Idealni ludzie nie istnieją – powiedziałam, nalewając mu zupę. – Ale może istnieją tacy, którzy potrafią się pozbierać.
Patrzył na mnie przez chwilę. A potem wstał i pocałował mnie w czoło.
– Dziękuję, że się wtrąciłaś. Chociaż mówiłem, żebyś nie robiła nic.
Uśmiechnęłam się. Cicho. Dla siebie.
Agnieszka, 30 lat
Czytaj także:
- „Gdy ojciec spoczął w trumnie, uznałam matkę za wieczną wdowę. Po 60. to przecież wstyd biegać na randki z facetami”
- „Mąż woli chodzić z kolegami na ryby, niż być ze mną. Mówi, że tylko gdy siedzi z kijem w wodzie, nikt mu nie zrzędzi”
- „Zięć latami traktował mnie jak śmiecia. Gdy zostałam bogatą emerytką, nagle chciał mnie całować po stopach”

