Reklama

Lubię mieć wszystko poukładane. Plan dnia, plan obiadu, plan życia. I kiedy coś odbiega od tego planu – wpadam w złość. Marek, mój mąż, mówi, że powinnam iść na jogę albo na jakieś relaksacje. A ja mówię, że ludzie nie powinni mnie irytować i wtedy nie byłoby problemu.

Nie lubiłam zięcia

Najwięcej nerwów kosztuje mnie Michał. Mój zięć. Mężczyzna bez ambicji, bez kręgosłupa moralnego, bez pomysłu na życie. Od początku wiedziałam, że to zły wybór. Magda była zawsze taka bystra, zaradna – a on? Cichy, wiecznie spięty, nie patrzy w oczy, tylko siedzi w telefonie albo dłubie coś w komputerze. Kiedyś, przy obiedzie, zapytałam, czy planuje w końcu jakieś porządne stanowisko, to odparł, że „pracuje zdalnie, prowadzi projekty”. Projekty?! Dla mnie to słowo może znaczyć wszystko – i nic.

Nie dogadywaliśmy się od początku. Michał unikał mnie jak ognia, a ja nie zamierzałam mu tego ułatwiać. Każda nasza rozmowa była spięta, pełna aluzji. Magda próbowała łagodzić sytuację, ale przecież widziała, że on do tej rodziny nie pasuje.

Pamiętam ostatnią kolację. Robiłam moją pieczeń, specjalnie dla Magdy. Michał przyszedł spóźniony, nawet nie zdjął butów.

– Michał, rozgość się. Może nawet umyj ręce, skoro już zaszczyciłeś nas swoją obecnością – rzuciłam z ironią, nakładając ziemniaki.

– Mamo... – mruknęła Magda, próbując mnie uciszyć.

– Przepraszam, miałem spotkanie, przeciągnęło się – odparł Michał, unikając wzroku.

– A, no tak. Te twoje „projekty”. Mam nadzieję, że Magda kiedyś zobaczy, że zasługuje na coś więcej niż mężczyznę, który nie potrafi nawet zorganizować sobie czasu.

Magda westchnęła głośno i spuściła wzrok. A Michał? Michał nic nie powiedział. Jak zwykle. I to mnie chyba najbardziej w nim wkurzało – ta jego bezradna cisza.

Teraz nadchodzi weekend. Magda jedzie służbowo na integrację. Marek poleciał do Monachium na trzy dni. A ja... zostałam z Michałem. W jednym domu. Sami. I coś czuję, że ten weekend będzie próbą nerwów. Albo... czymś jeszcze.

Zostaliśmy we dwoje

W sobotę rano w kuchni panowała cisza. Tylko ekspres do kawy wydawał jakieś życie. Michał stał przy blacie, w t-shircie i spodniach dresowych, jakby był u siebie. U siebie! Przeszłam obok niego bez słowa, udając, że go nie widzę, choć aż się gotowałam.

– Dzień dobry – mruknął, nie odrywając wzroku od filiżanki.

– Jeśli dla ciebie dzień dobry zaczyna się od zostawienia syfu na blacie i okruchów na podłodze, to chyba mamy inne definicje poranka – odpowiedziałam, nie patrząc na niego.

– Wycierałem. Może coś zostało – rzucił spokojnie.

– A może po prostu nigdy nie nauczyłeś się sprzątać po sobie?

Odwrócił się do mnie, wolno, jakby zbierał siły.

– Naprawdę? Tak będzie wyglądał cały weekend?

– Jaki weekend, taka rozmowa – odparłam ostro.

Nigdy mnie nie lubiłaś – powiedział cicho, z nieoczekiwaną szczerością. – Od początku byłem dla ciebie nikim.

Zamilkłam. Zaskoczył mnie. Patrzył na mnie bez tej swojej obojętnej maski.

– Bo jesteś nijaki, Michał. Praca zdalna, życie zdalne, emocje bylejakie. Moja córka zasługuje na kogoś obecnego, silnego. Nie na chłopca chowającego się za ekranem.

– A ty co? Wszystko wiesz najlepiej? Może gdybyś przestała kontrolować wszystkich dookoła, Magda oddychałaby swobodniej?

To już było za dużo. Oparłam się o blat, żeby nie krzyknąć.

– Magda oddycha tak, jak ją wychowałam. A ty... nie byłeś nigdy na tyle odważny, by być jej wsparciem. Tyle mam do powiedzenia.

Zapadła cisza. Taka ciężka, niewygodna. Patrzyliśmy na siebie długo. Potem Michał wyszedł z kuchni, a ja zostałam, czując, że to dopiero początek.

Zaczęliśmy szczerze rozmawiać

Wieczór nadszedł cicho. Przez cały dzień unikaliśmy siebie jak ognia. Ja czytałam książkę, której nie potrafiłam zapamiętać choćby jednego zdania. Michał zamknął się w pokoju Magdy i coś stukał w klawiaturę. Około dwudziestej wzięłam kieliszek wina i usiadłam w salonie. Potrzebowałam chwili ciszy – tej prawdziwej, bez bitew i napięcia.

– Też mogę? – zapytał cicho, pojawiając się w drzwiach.

Spojrzałam na niego – niech będzie, skoro już tu stoi. Podałam mu kieliszek. Usiadł na fotelu naprzeciwko. Długo milczeliśmy. W końcu odezwał się pierwszy:

– Wiesz, że mój ojciec zmarł, gdy miałem dziewięć lat?

Zmarszczyłam brwi. Nigdy nic takiego nie wspominał.

– Zawał. Mama była sama z trójką dzieci. Ja byłem najstarszy. Nie było czasu na dzieciństwo. Potem też nie było czasu na nic.

– Magda nigdy o tym nie mówiła – rzuciłam nieufnie.

– Bo jej nie mówiłem, a ona nie pytała nigdy.

Popatrzyłam na niego inaczej. Nagle zobaczyłam w nim nie niezaradnego chłopca, tylko mężczyznę, który dźwigał coś, czego nawet nie znałam.

– Może i byłam ostra – przyznałam niechętnie. – Ale dla mnie rodzina to wartość. Chciałam, żeby Magda była bezpieczna.

– A ja nie chciałem jej zawieść. Tylko… może nie umiem być takim facetem, jakiego sobie wyobrażałaś.

Zrobiło mi się głupio. Ten Michał był inny. Cichy, ale szczery. Prawdziwy.

– Wiesz, Michał… Może za dużo chciałam od ciebie. Ale dziś… chyba pierwszy raz widzę, jaki naprawdę jesteś.

Uśmiechnął się delikatnie.

– Dobrze, że w końcu mogliśmy normalnie pogadać.

Spojrzałam na niego. I wtedy pierwszy raz poczułam coś, czego nie potrafiłam nazwać.

Spędzaliśmy razem czas

Następnego dnia rano zaskoczył mnie. Wyszedł do ogrodu i kręcił się koło rabaty. Patrzyłam na niego przez kuchenne okno, z kubkiem kawy w ręce. Miał na sobie bluzę i stare dżinsy . Wyglądał na skupionego. Zrobiło mi się ciepło, choć przecież jeszcze wczoraj chciałam, żeby wyjechał jak najdalej.

– Pomóc ci? – zapytałam godzinę później, stojąc już z konewką przy grządkach.

Myślałem, że to ty rządzisz w ogrodzie – uśmiechnął się lekko.

– Nie tylko ja mam ręce.

Zabraliśmy się za przesadzanie kwiatów. Michał śmiał się, że moje doniczki to jak plan pięcioletni – wszystko zaplanowane, a i tak chaos.

– A ty? Te twoje projekty? – zagadnęłam z przekąsem, ale już bez złośliwości.

– Dzisiaj moim projektem są bratki. I szczerze? To pierwszy raz od dawna, kiedy czuję, że coś robię naprawdę – spojrzał na mnie poważnie.

Zamilkłam.

Po południu zaparzyłam herbatę, usiedliśmy na kanapie, na film. Długo się nie odzywaliśmy, aż w końcu powiedział:

– Danusiu… Wiesz, Magda czasem mnie nie słucha. Ale to ty zawsze wiesz, co powiedzieć. Nawet jak boli.

Za późno na komplementy – rzuciłam, ale ton miałam łagodny.

W jednej chwili spojrzeliśmy na siebie. Było coś w jego oczach. Bliskość? Głód czułości? Nie wiem, kto się pochylił pierwszy. Nasze usta się spotkały, delikatnie, potem mocniej. Namiętnie. A ja nie protestowałam. W mojej głowie nie było ani Magdy, ani Marka. Byłam tylko ja – kobieta, która pierwszy raz od lat poczuła się szczęśliwa.

Czułam wstyd

Obudziłam się wcześniej. Leżałam w swoim łóżku, ale czułam się, jakby coś się we mnie rozpadło i nie chciało się poskładać. Słońce wpadało przez zasłony, a ja patrzyłam w sufit, jakbym mogła tam znaleźć odpowiedź. Michał siedział już w kuchni. Pił kawę i przewracał gazetę, której pewnie nawet nie czytał. Weszłam cicho, niemal niezauważona.

– Dzień dobry – powiedział, nie patrząc na mnie.

– Tak… – odpowiedziałam bez przekonania.

Usiadłam naprzeciwko. Cisza była nieznośna.

– Nie będziemy o tym rozmawiać? – zapytał w końcu. – O wczoraj?

Michał… To był błąd. Straszny błąd – odpowiedziałam szorstko.

Podniósł wzrok. Był w nim ból.

– Dla mnie nie – powiedział. – Dla mnie to był pierwszy raz od dawna, kiedy czułem coś więcej niż pustkę.

– Nie mów tak. To... nie powinno się zdarzyć.

– Ale się zdarzyło.

– I właśnie dlatego musimy o tym zapomnieć. Ty jesteś mężem mojej córki!

Michał wstał. Zostawił filiżankę na stole, jakby nagle ważyła tonę.

– Ja wiem, kim jestem. Ale może pierwszy raz czułem się kimś więcej niż tylko dodatkiem do czyjegoś życia.

Nie miałam słów. Było mi wstyd. Nie za to, co się wydarzyło… ale za to, że tego nie żałowałam tak, jak powinnam. Patrzyłam, jak wychodzi z kuchni. Drzwi zamknęły się za nim cicho.

To będzie nasz sekret

Dźwięk klucza w drzwiach sprawił, że serce podskoczyło mi do gardła. To była Magda. Stałam przy drzwiach z dłońmi w kieszeniach fartucha, jakby mogły ukryć całą moją winę.

– Cześć, mamo! – zawołała radośnie. – Ale się stęskniłam!

Uśmiechnęłam się, mechanicznie. Przytuliłam ją, a jednocześnie walczyłam z chęcią ucieczki.

– A Michał? – zapytała, rozpinając płaszcz. – Co robił beze mnie?

– Cicho siedział. Zajęty swoimi sprawami – rzuciłam z pozornym spokojem.

W kuchni Magda usiadła do śniadania i paplała jak nakręcona. O tym, jak było super, o grach integracyjnych, o jakiejś prezentacji, na której dostała brawa. A potem – jakby mimochodem – rzuciła:

– Michał podobno ostatnio był dla mnie jakiś taki… czuły. Dziwne, nie? Może tęsknił. Nawet wysłał mi kilka ładnych wiadomości. Zupełnie nie w jego stylu.

Zaparłam się, żeby nie drgnąć. Nie pokazać nic.

– Chyba zaczynam widzieć w nim coś więcej. Może dojrzewa wreszcie, co? – zaśmiała się.

W tej chwili Michał wszedł do kuchni. Magda rzuciła się mu na szyję, całując go w policzek. Ja wstrzymałam oddech.

– Dzień dobry – powiedział cicho, zerkając na mnie kątem oka.

– A tobie co? – spytała Magda, widząc jego bladość.

– Nic. Po prostu… dziwny weekend.

– O tak – szepnęłam, uśmiechając się z trudem. – Dziwny.

Patrzyliśmy na siebie ponad głową Magdy. W tej kuchni było duszno, choć okno było uchylone. W tej kuchni było zbyt wiele sekretów.

Udaję, że nic się nie stało

Powinnam jej powiedzieć? Zniszczyć wszystko w imię uczciwości? Ale przecież to nic nie zmieni. Nie cofnie tego pocałunku. Nie wymaże czułości, jakiej doświadczyłam. A przecież… to nie był tylko fizyczny impuls. Coś we mnie pękło. Coś, co trzymałam w sobie latami. Tęsknota. Samotność. Potrzeba, by ktoś mnie zobaczył – nie jako matkę, nie jako żonę. Jako kobietę. Ale jak mogę z tym żyć?

Patrzę na Magdę. Jest spokojna. Nieświadoma. A Michał? Czasem rzuca mi ukradkowe spojrzenia, jakby pytał: „I co teraz?”. A ja nie mam odpowiedzi. Bo nie wiem. Nie wiem, czy to zapomnę. Nie wiem, czy on zapomni.

Jedno wiem na pewno – nigdy nie będę już tą samą Danutą. I ten dom, pełen ciepła i zapachu pieczeni, już nigdy nie będzie miejscem bez tajemnic. Nie wszystko da się posprzątać. Nawet jeśli zetrę kurz, nawet jeśli pozmywam naczynia – to, co między nami się wydarzyło, zostanie.

Danuta, 58 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama