Reklama

Mój syn, Bartek, zawsze był indywidualistą. Szybko się usamodzielnił i już na studiach mieszkał sam – najpierw z dwoma kolegami, a potem w pojedynkę. Zaraz też znalazł sobie dziewczynę i uparcie jej się trzymał. Ja nie naciskałam, bo i Bartek się zawsze denerwował, że wszystko muszę kontrolować. Oczywiście, przywiózł ją do nas, gdy zrobiło się między nimi poważnie, przedstawił, a potem jako pierwsi dowiedzieliśmy się o zaręczynach.

Reklama

Niewiele wiedziałam o mojej synowej

Wiadomo, że byliśmy z mężem, Tomkiem, na ich ślubie i świetnie się bawiliśmy. Bartek wydawał się w towarzystwie Mariki szczęśliwy, a to było dla mnie najważniejsze. Nie wiedziałam jednak nic o ich planach. Czy chcieli powiększać rodzinę? Czy póki co ona chciała się zajmować karierą? Podobno miała jakieś ważne stanowisko w korporacji, a ja potrafiłam zrozumieć, że młodzież, zwłaszcza kobiety, stawiają teraz na rozwój.

Tak naprawdę wiedziałam o nich bardzo niewiele. Parę razy męczyłam Tomka, żebyśmy do nich wpadli w odwiedziny, zwłaszcza że dopiero co przeprowadzili się do dużego domu pod miastem. Nie powiem – sam dom też bym przecież chętnie zobaczyła.

– Po co będziesz tam jechać? – burknął zirytowany Tomek, gdy nie odpuszczałam. – Jak cię syn zaprosi, to pojedź. Nie będziemy się tam wpraszać na siłę! Bartek ma swoje życie!

– Oj, ty to zawsze – prychnęłam. – Chcę tylko zobaczyć, jak się oboje mają.

– No to jedź sama – stwierdził. – Ja syna dręczył nie będę.

Postanowiłam ich odwiedzić

Wzięłam przyzwolenie męża na poważnie i postanowiłam zjawić się u Bartka już w kolejnym tygodniu. Z początku myślałam o niezapowiedzianej wizycie, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że lepiej go o wszystkim poinformować, żeby nie wszczynać niepotrzebnych awantur.

– W przyszłym tygodniu chce mama przyjechać? – zdziwił się Bartek, gdy do niego zadzwoniłam. – To może…

– Nie! – usłyszałam gdzieś w tle głośny krzyk Mariki. – Bartek, to wykluczone! To zły czas! Niech przyjedzie w kolejnym tygodniu!

Zdziwiłam się trochę, ale uznałam, że może po prostu ma coś ważnego w pracy i nie mogłaby się wyrwać. Nie rozumiałam tylko, czemu Bartek tak ciężko wzdycha. Aż do tego stopnia nie chciał mnie widzieć?

– No dobrze, dobrze – rzuciłam pośpiesznie, zanim zaczął marudzić. – To przyjadę w takim razie w kolejnym tygodniu.

– Jak chcesz, mamo – mruknął zrezygnowany. – Jak chcesz.

Podejście Mariki wbiło mnie w ziemię

Jak ustaliliśmy, tak zrobiłam. Właściwie, po przyjeździe na miejsce, byłam wszystkim mile zaskoczona. Bartek nie wydawał się nawet zły o tę wizytę i nie chodził naburmuszony, jak to on zwykle potrafił. A dom był piękny – duży, przestronny, taki, o jakim każdy marzy na starość. Co się go nachwaliłam, to moje. Aż Marika zaczęła się śmiać.

W ogóle złapałyśmy ze sobą całkiem niezły kontakt. Okazała się miła, spokojna, a przy tym bardzo delikatna. Dużo czasu spędzała przy laptopie – podejrzewałam, że pewnie potrzebuje go do pracy lub kontaktów zawodowych. Nie rozumiałam tylko, czemu Bartek łypał na nią spode łba, gdy tylko zajmowała miejsce przed ekranem. Może uważał, że to już pracoholizm?

Pomogłam im trochę w domu, odrobinę z Mariką posprzątałyśmy, a w sobotni poranek zaproponowałam, żebyśmy się wspólnie wybrali do miasta.

– No wiecie, do galerii, na jakieś wspólne zakupy – zachęcałam. – A potem możemy iść na spacer.

Bartek był nawet chętny, ale to Marika, ku mojemu zdumieniu, pokręciła gwałtownie głową.

– Nie, dziś nie mogę – stwierdziła z pełnym przekonaniem, choć ja w pierwszej chwili nie zrozumiałam, dlaczego nie mogłaby wybrać się z nami na zakupy, skoro miała wolną sobotę.

Bartek tylko machnął ręką i obdarzył mnie spojrzeniem pod tytułem „nie pytaj”.

– Dziś nie powinnam wychodzić z domu – ciągnęła tymczasem moja synowa. – Wróżka Ursula mówiła, że poza miejscem, w którym czuję się bezpiecznie, może mnie spotkać nieszczęście.

Przez moment usiłowałam pojąć, o czym ona w ogóle mówi.

– Dobra, Marika – zaczął mój syn podniesionym głosem. Pozbierał kluczyki od samochodu i gestem zaprosił mnie do drzwi wyjściowych. – To ja z mamą pojadę na zakupy i trochę sobie pochodzimy, a ty tu sobie zostań z wróżką Ursulą i szukaj szczęścia.

Próbowałam rozmawiać z Bartkiem

W samochodzie wciąż byłam mocno oszołomiona. Bartek się nie odzywał, udając bardzo skupionego na drodze.

– Synku, powiedz mi proszę – zaczęłam w końcu, nie mogąc wytrzymać. Zaczekałam tylko, aż staniemy na światłach, żeby przypadkiem nie spowodował przeze mnie jakiegoś wypadku. No jeszcze tego by brakowało! – O co tu chodzi?

Prychnął z irytacją.

– A, daj spokój, mamo, bo już ledwie z tym wytrzymuję.

– Kochanie, ale z czym? – spytałam. – I co to za wróżka Ursula?

Przewrócił oczami.

– Ursula, Matylda, Asteria… trudno to nawet spamiętać! – wybuchnął. – Wielkie wyrocznie mojej żony! A ile kasy na to idzie, jak sobie sesyjki jakieś zamawia! Nawet nie chcesz wiedzieć!

Zamrugałam.

– Ale jak to, poczekaj, ona słucha wróżek? – nie dowierzałam.

– A myślisz, że co ona robi całymi wieczorami przy tym laptopie? – żachnął się. – No czyta jakieś porady dziwnych wróżbitek, słucha ich wydumanych nagrań, a poza tym zaczytuje się w horoskopach – skrzywił się i ruszył ostro, gdy przed nami błysnęło zielone światło. – Ona je porównuje, rozumiesz? Bo jedne są bardziej wiarygodne i oparte na gwiazdach, a drugie mniej!

Wierzy w jakieś wydumane historie

Pokręciłam głową. Nie bardzo wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć.

– Bartuś, a ty z nią rozmawiałeś? – dopytywałam.

Z nią się nie da rozmawiać, mamo – rzucił z przekąsem. – I tobie nie radzę nawet próbować, bo tylko się nakręci i zacznie gadać, że masz złą aurę. Bo ja według niej wciąż jestem przesiąknięty złą aurą!

– No ale to jak do tego ślubu doszło? – drążyłam. – Gwiazdy nie miały żadnych przeciwwskazań?

– Co ty, wtedy to ona była normalna jeszcze – stwierdził. – To przez tę jej głupią koleżaneczkę, co to od niedawna u nich pracuje, Łucję czy jakoś tak. Ona chodzi i o tych wróżbach opowiada, a horoskop to jej biblia normalnie.

– Nie bluźnij, dziecko – przeżegnałam się pośpiesznie. – Nie bluźnij.

– A ty to też – obruszył się. – Ze skrajności w skrajność.

Marudził coś jeszcze, ale ja wiedziałam swoje. Te wszystkie brednie o układach planet, opiece gwiazd i Bóg wie czym… to był efekt tych wszystkich młodocianych wymysłów. Kolejnym pokoleniom wydawało się, że mogą żyć bez Boga, a do kościoła nie chodzili w ogóle. W nic nie wierzyli, więc szukali czegoś, co mogłoby być dla nich odpowiednim kierunkowskazem – i tak Marika pewnie wymyśliła te wróżby i horoskopy. A ta jej koleżanka wpadła w ich sidła tak samo, tylko nieco wcześniej.

– Nie martw się, Bartuś – pocieszałam syna, a w mojej głowie już kształtował się wstępny plan. – Jakoś z tym sobie poradzimy.

Muszę ją koniecznie nawrócić!

Mam teraz nową misję. Obiecałam Bartkowi, że będę często wpadać, bo ktoś musi sprowadzić Marikę z powrotem na właściwą drogę. Mój syn wątpi, że mi się uda i twierdzi, że Marice przydałby się raczej dobry psychiatra, ale ja nie zamierzam się poddawać. Spróbuję wyciągnąć ją do kościoła, porozmawiać o tym, co w życiu naprawdę ważne i trzymać jak najdalej od tych wszystkich horoskopów i wróżek. Jak dobrze pójdzie, taki odwyk na pewno pomoże jej powrócić do rzeczywistości. Bo teraz to ona nie ma z nią żadnego kontaktu.

Trochę żal mi Bartka. To w końcu dobry chłopiec, choć zawsze trzymający się trochę na uboczu. A poza tym, przecież wciąż bardzo ją kocha. Na pewno muszę ratować to małżeństwo. Byle tylko z Mariką nie było już za późno… Bo takie zodiakary to nic dobrego. Znajoma opowiadała mi, że jedna taka kompletnie odcięła się od rodziny, bo przeczytała gdzieś, że ktoś z bliskich chce jej wbić nóż w plecy. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że trzeba działać. I to natychmiast!

Reklama

Ela, 48 lat

Reklama
Reklama
Reklama