Reklama

Mój brat zawsze był ode mnie lepszy. W oczach rodziny, dziewczyn, znajomych – był pewniakiem. Przystojny, wygadany, z głową pełną pomysłów i niesamowitym refleksem w każdej rozmowie. Ja przy nim wypadałem blado. Nie miałem zbyt wielu sukcesów w relacjach z kobietami, a moje nieśmiałe podejścia kończyły się fiaskiem. Dlatego chciałem skorzystać z jego wiedzy i umiejętności, ale przesadziłem.

Plan mojego brata

– Ty się musisz nauczyć jednej rzeczy, młody – powiedział Patryk, siadając przede mną. – Kobiety nie zakochują się w nudnych facetach. Musisz być tajemniczy, zabawny i... zaskakujący. Jak magiczna kula. Nigdy nie wiadomo, co z niej wypadnie.

Siedzieliśmy wtedy na tarasie jego domu. On zadowolony z życia, z pracy, z żony, a ja znowu po nieudanej randce z jakąś Ewą, która w połowie spotkania zaczęła przeglądać telefon. Patryk postanowił wziąć mnie „na warsztat”. Dosłownie tak to nazwał.

– Trzy tygodnie i poznasz wszystkie moje patenty – rzucił pewnym siebie tonem.

Nie do końca wiedziałem, co przez to rozumie, ale zaczął z zapałem – od rozmowy, potem ćwiczyliśmy „charyzmatyczne wejście”, spojrzenia, uśmiechy, a nawet sposoby trzymania kubka w towarzystwie kobiety.

– Chcesz być zapamiętany. Nawet jak się pomylisz, zrób to z klasą – powtarzał.

Z czasem przeszliśmy do poważniejszych rzeczy – komplementy „na poziomie”, dotyk w odpowiednim momencie, mowa ciała. Brat był świetny w tej grze. Opowiadał historie, których słuchałem jak zahipnotyzowany. Byłem pod wrażeniem, ale jednocześnie coraz bardziej sfrustrowany. Wciąż miałem wrażenie, że wszystko, co robię, brzmi sztucznie.

Wtedy właśnie wpadłem na pomysł, by poćwiczyć te wszystkie techniki na kimś znajomym. Kimś, przy kim nie będę się stresować, że znowu coś zawalę. Wtedy spojrzałem na Paulinę.

Pierwsze testy na Paulinie

Paulina była zupełnie inna niż dziewczyny, które do tej pory próbowałem poderwać. Nie rzucała się w oczy, nie siliła się na uwagę. Lubiła siedzieć z książką w kącie salonu, śmiała się do seriali i piekła najlepszy sernik, jaki jadłem. Była... zwyczajna. Ale w tej zwyczajności była jakaś siła, która przyciągała.

Zawsze traktowała mnie jak młodszego brata Patryka – z lekkim rozbawieniem, pobłażliwością i szczyptą ironii. To dawało mi komfort, którego nie miałem przy żadnej innej kobiecie. Kiedy więc brat wyjechał na weekendowy wyjazd służbowy, uznałem, że to dobry moment na „trening”.

– Ależ ty dzisiaj świetnie wyglądasz – powiedziałem, kiedy przyszła do kuchni w starym swetrze i koczku. Zerknęła na mnie z uniesioną brwią.

– Czy ty właśnie próbujesz mnie poderwać? – zapytała z uśmiechem, nalewając sobie herbaty.

– A jeśli tak? – odparłem z uśmiechem, ćwicząc „flirtujący ton”, który brat kazał mi trenować.

Zaśmiała się krótko, ale nie uciekła. Usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Rozmawialiśmy prawie godzinę. I, co dziwne, czułem, że nie udaję. Że naprawdę mnie interesuje, co myśli, co czuje. To nie była żadna gra. Przynajmniej nie dla mnie.

Z każdym kolejnym dniem „ćwiczeń” z Pauliną czułem się bardziej pewny siebie. A jednocześnie coraz bardziej zdezorientowany. Bo zacząłem czekać na te rozmowy. Czekać na nią.

Wpadłem w ten wir

Paulina zaczęła się zachowywać inaczej. Na początku były to drobiazgi – dłuższe spojrzenia, częstsze pytania o moje plany, wiadomości wysyłane wieczorem: „Jak ci poszło na uczelni?” albo „Oglądam właśnie coś głupiego, może byś kiedyś dołączył?”. Wydawało mi się, że to normalne, że po prostu się lubimy. Ale coś mi nie dawało spokoju.

– Ona zaczyna z tobą flirtować, stary – powiedział Adam, mój kumpel, kiedy opowiedziałem mu o jednej sytuacji z kuchni.

– Przestań, to żona mojego brata – próbowałem to zbyć. Ale on tylko spojrzał na mnie z powagą.

– Właśnie dlatego to mówię. Bo jak się nie zatrzymasz teraz, to potem nie będzie odwrotu.

Nie posłuchałem. Nie chciałem słuchać. Zamiast tego wpadłem w ten wir jeszcze bardziej. Paulina zaczęła częściej zostawać przy mnie, nawet gdy Patryk był w domu. Siadała na kanapie bliżej niż wcześniej, śmiała się z moich kiepskich żartów, a raz, kiedy podała mi kubek z herbatą, jej palce dotknęły mojej dłoni i… nie cofnęła ich od razu.

– Uważaj, bo cię rozpieścimy tą herbatą – powiedziała żartobliwie. Ale jej głos był cichszy, niż powinien.

Czasem łapałem ją na tym, że patrzyła, jak rozmawiam z innymi dziewczynami. Jakby oceniała. I wtedy przyszła myśl, która powinna mnie zatrzymać: „Co, jeśli ona też zaczęła to traktować poważnie?” Ale nie zatrzymałem się. Przeciwnie – chciałem więcej.

Uwięzieni we własnej grze

Któregoś dnia Paulina zaproponowała, że pomoże mi z prezentem urodzinowym dla dziewczyny, z którą zacząłem się spotykać. Umówiliśmy się w galerii handlowej. Patryk był w pracy. Kiedy przyszła, wyglądała... inaczej. Włosy rozpuszczone, lekki makijaż, nowe kolczyki. Miała na sobie prostą sukienkę i płaszcz, który wcześniej widywałem tylko na rodzinnych uroczystościach. Pachniała innymi perfumami.

– Wow, naprawdę się przygotowałaś na te zakupy – rzuciłem, udając żart.

– A może po prostu lubię się ładnie ubrać – odpowiedziała, zerkając na mnie z ukosa.

Przez dwie godziny chodziliśmy razem, śmialiśmy się, przymierzaliśmy rzeczy, jakbyśmy byli parą. W końcu usiedliśmy w kawiarni. Rozmowa zeszła na związki. Zapytała, czy zależy mi na tej nowej dziewczynie.

– Chyba nie – powiedziałem bez wahania. – Czuję się przy niej jak aktor w filmie, w którym nie chcę grać.

Nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę tylko patrzyła na mnie. A potem cicho powiedziała:

– Wiesz, że ja też czasem tak mam? Że udaję kogoś, kim nie jestem?

Wieczorem odprowadziłem ją do samochodu. Stała przy drzwiach, z ręką na klamce. Zamiast wsiąść, odwróciła się w moją stronę.

– Dziękuję ci za dzisiaj. Dawno się tak nie czułam – powiedziała i... przytuliła mnie. Nie długo. Nie za blisko. Ale to wystarczyło.

Zamiast jej odpowiedzieć, po prostu przytrzymałem ją chwilę mocniej. I w tej jednej chwili wiedziałem, że jesteśmy w czymś, z czego nie będzie łatwego wyjścia.

Więcej niż flirt

Zaczęliśmy się mijać. Tak specjalnie. Ona wracała później do domu, ja częściej bywałem u Patryka. Niby przypadkiem, ale oboje dobrze wiedzieliśmy, że to nie są przypadki. Nasze rozmowy były krótsze, bardziej konkretne, a jednocześnie pełne napięcia. Kiedyś wystarczyło, że podałem jej szklankę wody – nasze palce się dotknęły i to wystarczyło, żeby zamilknąć.

Była sobota, Patryk miał wieczorny wyjazd z kolegami z pracy. Paulina została w domu. Ja wpadłem oddać mu książkę, ale jego już nie było. Zastałem ją w kuchni. Stała przy kuchence, w koszuli nocnej i swetrze. Spojrzała na mnie bez słowa.

– Chciałem tylko zostawić książkę – powiedziałem, nie ruszając się z progu.

– Chcesz coś do picia?

– Mogę zostać na chwilę.

Usiedliśmy przy stole. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Gdzieś w tle grała cicho muzyka. W pewnym momencie zaczęła się śmiać, opowiadając jakąś historię z pracy. Patrzyłem na nią i wiedziałem, że się zatracam. Ale nie mogłem oderwać wzroku.

– Dlaczego patrzysz na mnie tak, jakbyś chciał mnie pocałować? – zapytała cicho.

– Bo właśnie to chcę zrobić – odparłem bez zastanowienia.

Nie powiedziała nic. Po prostu się nachyliła. Ten pocałunek był jak wyładowanie. Nic romantycznego. Wszystko, co tłumiłem przez tygodnie, znalazło ujście w tej jednej chwili.

Kiedy się odsunęła, była blada.

– To był błąd – powiedziała, ale jej głos był niepewny.

– Tak – odpowiedziałem. – Ale nie żałuję.

Zbyt późne wyznania

Po tym wieczorze wszystko się posypało. Paulina zaczęła mnie unikać. Przestała pisać, przestawała odzywać się nawet wtedy, gdy byliśmy w jednym pomieszczeniu. Patryk niczego się nie domyślał. Nadal opowiadał mi, jakie mam postępy, chwalił moje przemiany, śmiał się, że wkrótce sam będę łamał serca. Nie miał pojęcia, że jego żona już dawno zostawiła kawałek swojego u mnie. Pewnej nocy napisała tylko: „Musimy przestać. On na to nie zasłużył. Ty też nie”. A ja... nie umiałem jej zaprzeczyć.

Kilka tygodni później zaprosiła mnie na spacer. Spotkaliśmy się wieczorem. Było chłodno, wiał wiatr. Paulina miała zapięty płaszcz pod samą szyję, jakby próbowała się ochronić nie tylko przed zimnem.

– Chciałam, żebyś wiedział – zaczęła cicho – że to nie była twoja wina. Ja też dałam się wciągnąć. I gdybyś wtedy powiedział coś więcej... może wszystko potoczyłoby się inaczej.

– A może i tak było za późno – odpowiedziałem.

– Albo za wcześnie – uśmiechnęła się smutno.

Nie pocałowałem jej. Nie przytuliłem. Tylko patrzyłem, jak odchodzi. I z każdą sekundą miałem coraz większe wrażenie, że przegrałem coś więcej niż tylko grę o uwagę kobiety. Przegrałem z kimś, kim się stałem, ucząc się „sztuczek”.

Patryk do dziś nie wie. Ich małżeństwo się nie rozpadło, ale już nigdy nie widziałem ich razem tak swobodnych jak kiedyś. Paulina nie patrzyła już na niego tak samo. A ja? Nigdy nie spróbowałem tych sztuczek na nikim innym.

Kamil, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama