„Nie kochałam narzeczonego. Uciekłam sprzed ołtarza ze świadkiem, który był miłością mojego życia”
„Odwróciłam się gwałtownie i biegiem ruszyłam przed siebie, podtrzymując prawą ręką przeszkadzającą mi połę sukienki. Czułam, że ktoś mnie goni, ktoś za mną coś krzyczy. Ale nic nie słyszałam”.

Nie podobała mi się ta sukienka. Niby na pierwszy rzut oka była OK – starannie uszyta, z misternymi, ręcznie wykonanymi zdobieniami i nawet nieźle na mnie leżała, ale czegoś w niej brakowało. Nie było w niej odlotu. Nie tak wyobrażałam sobie moją ślubną kreację.
– Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi, córeczko – strofowała mnie mama, gdy po piątej przymiarce wciąż grymasiłam. – Przecież uszyta jest dokładnie na twoją figurę. To co, że wypożyczona? Wkrótce nie będziesz o tym w ogóle pamiętać... Michał świetnie zarabia. Ten chłopak to skarb...
Praktyczność mojej mamy doprowadzała mnie do szału
Od kiedy pamiętam zawsze wszystko kalkulowała, przeliczała i porównywała. Zupełnie, jakby w głowie miała kalkulator.
– Akurat, nie będę pamiętać – pomyślałam z przekąsem.
Pamięć miałam niestety doskonałą. Moją pierwszą wielką miłością był Janek – szczupły, blondyn o niebieskich oczach. Wciąż we mnie tkwiły te szalone niepohamowane uczucia, których doznawałam w jego obecności. Gdy serce biło mi dwa razy szybciej niż zwykle, nogi robiły się miękkie, a język plątał się. To pierwsze uczucie wciąż we mnie żyło. Ale Janek zniknął z mego życia zaraz po maturze. Wyjechał do Anglii.
Później był jeszcze Andrzej, Krzysztof i Paweł. Gdy o nich myślę, do dziś czuję przyjemne ciepło w okolicach serca. Ale młodzieńcze miłości żyły krótko. Jak motyle. Kończyły się, zanim na dobre zdążyły się zacząć.
– Przestań, Kasiu, wydziwiać – mówiła mama, gdy odchodzili ode mnie kolejni chłopcy. – Popatrz na ciotkę Hanię. Ona, gdy była młoda, też szukała wielkiej miłości i nigdy jej nie zaznała. A teraz mieszka sama z kotem... Chcesz skończyć jak ona? Nie kieruj się emocjami, lecz rozumem.
Hania była moją ulubioną ciocią. Najlepsza przyjaciółką i całkowitym przeciwieństwem mamy. Odwiedzałam ją przy każdej okazji, żeby pogadać i się pozwierzać. Rozumiałyśmy się doskonale. Znałam jej historię. Chłopak, którego kochała, zginął w wypadku samochodowym, a ona nie była w stanie pokochać nikogo innego. Była samotna z wyboru. Mówiła, że to lepsze niż być z kimś, kogo się nie kocha.
No ale ja nie umiem być sama. Więc kiedy na imprezie u Uli spotkałam Michała, nie wydziwiałam. Był przystojny i najwyraźniej zauroczony moja osobą. Znałam go jeszcze ze szkoły, z tym że wtedy nie zwracałam na niego uwagi, bo obok był Janek. A teraz pochlebiało mi, że ktoś w końcu zwrócił na mnie uwagę (od rozstania z moim ostatnim chłopakiem minęły prawie dwa lata). Gdy zadzwonił następnego dnia, ucieszyłam się. Znów miałam chłopaka. Mogłam się nim pochwalić. Przejść pod rękę przez miasto. Miałam o czym opowiadać koleżankom.
Ale czas mijał i z mojego związku z Michałem zaczęło wiać nudą, zagłuszaną wspólnymi wizytami w kinie, wypadami na basen czy imprezami w klubie. Początkowe emocje wygasły i wszystko stało się jakieś letnie i nijakie. Randka podobna do randki. Dzień do dnia. Wiodłam nudne, choć przykładne życie z bezbarwnym, choć solidnym facetem.
– Ty to masz szczęście – mówili znajomi i cieszyła się rodzina.
Mama była w siódmym niebie.
– To kiedy planujecie wesele? – pytała. – W końcu tyle jesteście już razem...
Niech się dzieje wola nieba – pomyślałam w końcu. Może rzeczywiście jest tak, jak mówi mama, że miłość przyjdzie po ślubie.
By nie mieć czasu na myślenie i wątpliwości, rzuciłam się w wir ślubnych przygotowań. Przyjęcie, zaproszenia, dobór biżuterii, wiązanki, sukni. Nie miałam czasu na rozmyślania. Niepokoiło mnie tylko, że nie czułam zupełnie nic, żadnych emocji. A przecież miało być inaczej.
Gdzie te motyle w brzuchu? Gdzie przyspieszone bicie serca? Gdzie adrenalina pulsująca w żyłach? – dręczyły mnie wątpliwości. – Może robię źle?
Oczywiście, że dobrze – odpowiadał (głosem mamy) rozsądek. Gdzie znajdziesz drugiego tak solidnego chłopaka?
A później, jak grom z jasnego nieba, pojawił się Janek. Michał przyprowadził go nagle do domu i uśmiechnięty od ucha do ucha powiedział, że właśnie znalazł świadka.
– Musiałem go przekonywać niemal siłą, bo nie chciał – śmiał się, zadowolony z siebie.
Oczy wyszły mi z orbit, gdy po tylu latach ujrzałam przed sobą nagle swoją pierwszą miłość. W jednej chwili wszystko wróciło. Zaczęłam się jąkać, nogi zrobiły mi się miękkie, a w brzuchu poczułam stado szalejących motyli.
To był naprawdę Janek
Tyle że już mężczyzna, a nie chłopiec, którego pamiętałam. Przed tygodniem wrócił do kraju i następnego dnia wpadł na ulicy na Michała.
– Pięknie wyglądasz Kasiu – powiedział, gdy zostaliśmy na chwilę sami. Szukałem cię... Przez chwilę wydawało mi się, że głos mu lekko zadrżał. Ale to było tylko krótkie, ulotne wrażenie.
– Po co wróciłeś? Dlaczego przez tyle czasu nie dałeś znaku życia? – spytałam.
– Pisałem, ale nie odpowiadałaś – usłyszałam w odpowiedzi.
Mama. Przecież mama zawsze odbierała pocztę ze skrzynki – przemknęło mi przez myśl. Ona nigdy nie ukrywała, że nie lubi Janka. Ale żeby zbierać listy...
– Ciułałem pieniądze, żeby móc założyć rodzinę – ciągnął patrząc gdzieś przed siebie. Bo po szkole nie miałem nic. Tylko perspektywę mieszkania gdzieś kątem i klepania biedy. A tego nie mogłem zaoferować kochanej kobiecie – spojrzał na mnie smutno.
– Tylko chyba trochę za długo tam byłem – dorzucił po chwili.
Nie spałam całą noc w przeddzień ślubu. Walczyłam sama ze sobą. Płakałam. Czułam, że zabrnęłam za daleko. Przecież nie możesz się już wycofać. Goście zaproszeni, przyjęcie przygotowane, ksiądz czeka – przypominał rozsądek. Od tego momentu wszystko zaczęło się dziać jakby poza mną. Jakby ktoś odtwarzał z taśmy film. Kościół rozświetlony był światłami mosiężnych żyrandoli. Miarowy dźwięk organów dobiegający z chóru i dwa szpalery wystrojonych i uśmiechniętych gości po obu stronach głównej nawy. W tym roześmianym tłumie tylko jedna, jedyna twarz była poważna – twarz cioci Hani. Tylko ona znała stan mojej duszy. Tylko jej mogłam się zwierzyć.
Sunęłam powoli w kierunku ołtarza, trzymając pod rękę Michała. Za sobą słyszałam odgłos kroków Janka. Czułam na plecach jego oddech. Jeszcze chwila i staniemy przed księdzem...
– Czy ty Katarzyno... – usłyszałam głos, dochodzący jakby zza kadru. Nie mogłam nic powiedzieć. Coś mi nie pozwalało. Odwróciłam głowę i w tłumie zobaczyłam znów smutną twarz cioci, a w jej oczach już nie tylko smutek, ale jakby strach. To uczucie nagle z niepohamowaną siłą udzieliło się również mnie. Poczułam narastający, paniczny lęk. Odwróciłam się gwałtownie i biegiem ruszyłam przed siebie, podtrzymując prawą ręką przeszkadzającą mi połę sukienki. Czułam, że ktoś mnie goni, ktoś za mną coś krzyczy. Ale nic nie słyszałam. W ostatniej chwili dopadłam do odjeżdżającego autobusu. Ktoś chyba wskoczył za mną.
Ciężko dysząc, opadłam na siedzenie i przymknęłam oczy.
– Rozdarłaś sobie sukienkę – usłyszałam za sobą głos Janka.
– Nie szkodzi, i tak mi się nie podobała, nie było w niej odrobiny szaleństwa, tylko zwyczajność. Nie, nie była dla mnie.
Czytaj także:
„Próbowałem odebrać sobie życie. Żona mówi mi, że wszystko będzie dobrze, ale już nawet w to nie wierzę”
„Wychowuję córkę siostrzenicy, która się jej wyrzekła. Teraz próbuje mi ją odebrać, a mała płacze, że się zabije”
„Narzeczony zostawił moją córkę, bo zaszła w ciążę. Umawiali się, że nigdy nie będą mieć dzieci...”
„Nudzi mnie życie żonki i mamusi. By poczuć, że żyję, znalazłam kochanka i kradnę dla zabawy w sklepie”

