Reklama

Zawsze uważałam, że jestem rozsądna i trzeźwo patrzę na otaczający mnie świat. Może i chodzę ubrana w skromne garsonki i oglądam programy śniadaniowe, a popołudniami wybieram się na msze do kościoła. Ale nie jestem żadną dewotką, której tylko paciorki różańca w głowie i śpiewanie pobożnych pieśni przed świętą figurką. Nie robię ludziom wyrzutów sumienia, nikogo niepotrzebnie nie oceniam. Staram się iść z duchem czasu. Nawet smartfona mam – od wnuczki. Ale to, co ta dziewczyna ostatnio wyprawia. O matko i córko! To naprawdę woła o pomstę do nieba.

Przestałam rozumieć wnuczkę

Nie chodzi o to, że młoda, że modnie się ubiera czy, że farbuje włosy na niebiesko. Chociaż, jak dla mnie, w tym dziwacznym kolorze, wygląda trochę jak kredka świecowa. Chodzi o to, co ona robi z tym telefonem. Ciągle tylko nagrywa i wrzuca do internetu – jakieś tańce, wygłupy, dziwne miny. TikTok, mówi. A ja, głupia, myślałam, że to jakiś nowy napój. I nawet zapytałam jej, jak smakuje.

– To coś jak cytrynowa lemoniada? – szczerze mnie zaciekawiła.

Ależ się wtedy ze mnie śmiała.

– Oj babciu, babciu. Ty naprawdę jesteś niemożliwa – niemal piszczała, łapiąc się za brzuch.

Myślałam, że zaraz się z tego śmiechu przewróci. Ale w końcu skończyła i zaczęła mi tłumaczyć, że to żadna nowa lemoniada. I pokazała mi na ekranie swojego smartfona. Tego, którego nie odkłada nawet na chwilę. Jest różowy i błyszczący, z naklejonymi na okładkę kwiatuszkami.

A ten Tik Tok okazał się jakąś aplikacją – tak przynajmniej mi objaśniała. To właśnie tam wstawia te swoje filmiki, miny i wygibasy, które nagrywa przed lustrem. Tłumaczyła mi, że ludzie tam zaglądają i to obserwują czy komentują. Dokładnie nie pamiętam. W każdym razie, ponoć te jej wygłupy mają mnóstwo fanów, a ona niedługo zacznie zarabiać na tym krocie.

– Zobaczysz babciu. Firmy będą się same do mnie zgłaszać, żebym je reklamowała. Ludzie na tym zarabiają miliony.

Akurat. Pieniądze są z pracy, a nie wygłupów w internecie. Chociaż... Przecież teraz ten świat stanął na głowie. To może i coś takiego jest być możliwe?

Dzień jak co dzień, a ja viralem zostałam

Monika przyjechała do mnie na weekend. Moja córka wyjechała służbowo i nie chciała zostawiać dziecka samego. Tak się przynajmniej wyraziła.

– Mamo, zajmiesz się Monią, prawda? Wiesz, że jak zostanie sama w mieszkaniu, to mogą jej przyjść jakieś głupie pomysły do głowy. To ten szalony wiek i nigdy nie wiadomo, co się po niej spodziewać – Kasia trajkotała do telefonu, a ja zastanawiałam się, czy ona, aby nie za często wyjeżdża służbowo.

W tym roku chyba już czwarty raz. No, ale przecież nie zostawię wnuczki w potrzebie, prawda? Zawsze pod moim czujnym okiem będzie bezpieczniejsza. W końcu sama zauważyłam, że ona ostatnio robi się coraz bardziej szalona.

– Babciu, posiedzę u ciebie parę dni. Zrobimy kluski śląskie z tym twoim dobrym sosem i surówką z kapusty. Dla tego smaku nie warto liczyć kalorii – rzuciła z uśmiechem.

Na te słowa ucieszyłam się, jak dziecko. W końcu, która babcia nie lubi karmić wnusi pysznościami? Ja od lat słynęłam w naszej okolicy jako najlepsza kucharka. Dawniej to nawet sąsiadki z bloku zamawiały u mnie niektóre dania na chrzty i komunie. Ale już siły nie te. Zresztą, teraz i tak już nikt nie robi takich imprez w domu. A restauracje mają swoje własne menu. Gotować nadal jednak uwielbiam. Na co dzień nie mam jednak komu. A dla samej siebie, to zwyczajnie się nie chce.

W sobotę zrobiłyśmy zakupy w osiedlowym sklepie, potem lepiłyśmy te kluski. Ja w swoim dyżurnym fartuchu i chustce na głowie, żeby przypadkiem jakiś włos nie wpadł do jedzenia. Ona niby też pomagała, ale telefon miała cały czas w ręce.

– Babciu, powiedz: „Się lepi, się żyje”– rzuciła do mnie nagle.

– Co? – zapytałam zdziwiona.

– No powiedz. To będzie hit!

Nie rozumiałam, o co jej chodzi, ale powiedziałam. No i dobrze, że tylko tyle.

Z czego tu się śmiać?

Następnego dnia na klatce spotkałam Halinę, sąsiadkę z dołu. Ta już z daleka wypaliła:

– Krystynko, ale się pani wyginała na tym TikToku. Cała rodzina oglądała. Nasz Karol włączył. Mój Heniek to aż herbatę rozlał, tak się zdziwił pani widokiem na tym filmiku.

Jakim znowu TikToku?! O czym ona w ogóle do mnie mówi? Wróciłam do domu, a tam... filmik. Ja, pochylona nad stolnicą, w fartuchu w serduszka, z mąką na nosie i tekstem: „Się lepi, się żyje”, a potem moja wnuczka tańczy, a w tle leci jakaś głośna piosenka disco polo. Miałam kilkanaście tysięcy wyświetleń. I serduszka. I komentarze typu: „Ta babka to sztos!” albo „XD”.XD?! Co to niby znaczy?! To jakiś kod, który znają tylko młodzi?

– Monika! – wrzasnęłam, gdy wróciła z piekarni. – Ty mnie do internetu wrzuciłaś?! Jakim prawem?! Ja się przecież nawet nie uczesałam. Nie przebrałam. Nic mi nie powiedziałaś. Nie zapytałaś o zgodę. Tak nie wolno!

– Ale babciu, to było takie śmieszne. Ludzie od razu cię pokochali. Jesteś hitem w sieci. A mój profil ma mnóstwo nowych polubień i komentarzy.

– Hit to może być w radiu. A nie ja, ubrana jak ostatnia kucharka z baru mlecznego w filmie Barei! – zaczęłam na nią wrzeszczeć. – Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Że można tak bezkarnie naśmiewać się z własnej babki?

Ale ona nic sobie nie robiła z mojej złości. Nadal się śmiała. Jakby to była zabawa. A ja przecież nie jestem klaunem, tylko poważną kobietą. Babcią, która ma już swoje lata i od której ludzie wymagają jednak pewnych zasad zachowania.

Święty obrazek w tle

Ale to był dopiero początek. Bo już następnego dnia poszłam do pokoju, a tam ona siedzi i nagrywa „challenge”. Dokładnie tak to nazwała, chociaż nie mam zielonego pojęcia, co to słowo niby znaczy. W tle – Jan Paweł II i moja kolekcja aniołków, które zbieram od lat. A ona robi coś, co nazwała „tańcem brwi” – marszczy czoło i kręci biodrami. Przed papieżem! No ludzie kochani! Czy ta dziewczyna już kompletnie zwariowała? Nie poszanuje żadnych świętości?

– Monika, zlituj się! – zawołałam. – To jest dom, a nie dyskoteka. Jak możesz tak się zachowywać? Jeszcze tuż przed świętym obrazem? Co by powiedział na to polski papież?

Babciu, nie przesadzaj! To tylko TikTok. Każdy tak robi – zaczęła mi tłumaczyć.

– Może każdy, ale nie w moim domu i nie przed świętym obrazem z samym Janem Pawłem II – już całkowicie straciłam do niej cierpliwość.

– Papież nie był sztywny. On świetnie dogadywał się z młodzieżą i na pewno by mnie zrozumiał – rzuciła tym swoim przemądrzałym tonem, a mnie dosłownie ręce opadły.

Zrobiłam jej awanturę. Taką porządną, jakiej nie było u mnie od lat. Nie mogłam przecież pozwolić, żeby moja wnuczka tak się zachowywała. To wszystko wołało o pomstę do nieba.

– Ty nie masz za grosz wstydu? Robisz ze mnie pajaca, ośmieszasz świętości, kręcisz się po kuchni jakbyś była w kabarecie. Co się z tobą dzieje, dziecko?

A ona patrzyła na mnie, jakbym była dinozaurem.

– Babciu, to nie jest żadne ośmieszanie. To rozrywka. Ludzie potrzebują luzu, śmiechu. Ty jesteś super, tylko nie widzisz, że świat się zmienił.

– Świat światem, ale zasady to zasady.

Poszła do pokoju, trzaskając drzwiami. A ja usiadłam w fotelu i, jak Pan Bóg mi świadkiem, miałam łzy w oczach. Nie ze złości. Tylko ze smutku. Czy naprawdę tak bardzo się różnimy?

List w telefonie

Nazajutrz miała wracać do domu. Rano zostawiła mi telefon na stole.

– Zobacz, babciu – powiedziała cicho. – Wrzuciłam nowy filmik. Dla Ciebie.

Otworzyłam aplikację. Tym razem był to prosty filmik. Ja i ona, siedzące razem przy stole, lepimy pierogi. W tle spokojna muzyka i napisy:

Moja babcia. Mądra, dobra i prawdziwa. Uczy mnie więcej niż szkoła i internet razem wzięte.

Pod spodem komentarze: „Wzruszające”, „Taka babcia to skarb”, „Też tęsknię za swoją...”. Spojrzałam na Monikę. Stała w progu z oczami mokrymi od łez.

Przepraszam, babciu. Czasem się zapędzam, ale nie chciałam Cię skrzywdzić.

– Ja też przepraszam. Może za dużo krzyczę. Ale wiesz... jak się kogoś kocha, to się człowiek martwi.

Od tamtego dnia mamy umowę. Monika może nagrywać, ale nie wtedy, gdy się modlę albo robię coś w fartuchu. I nie przed święty obrazem. A ja... Ja czasami występuję u niej świadomie. Wczoraj nawet zatańczyłam „Makarenę”. W swetrze, nie w fartuchu. I tylko trochę się potknęłam przy tych wygibasach. A co? Niech ludzie wiedzą, że i babcia czasami wrzuca na luz.

Wiecie co? Wcale nie jestem dewotką. Ale jestem babcią i uczę się, że miłość do wnuczki wymaga wejścia w świat, który zupełnie nie przypomina mojego. Czasami lepimy kluski śląskie, a czasami nagrywamy śmieszne filmiki. Bo zawsze warto łączyć stare z nowym.

Krystyna, 62 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama