Reklama

Szczerze mówiąc, czasem czuję się, jakbym prowadziła dwa życia. W jednym jestem tą „ogarniętą” – mieszkam w Poznaniu, mam stabilną pracę w finansach, wieczorami gotuję z Markiem i oglądamy seriale, które i tak przysypiam po dziesięciu minutach. Żyjemy spokojnie. Nie mamy dzieci, mamy kredyt i kota.

W drugim życiu – tym, które aktywuje się jesienią – wracam na kilka dni do rodzinnego miasta, do Magdy. Wtedy znowu jestem „tą starszą siostrą”, która musi wiedzieć, co się kupuje, ile się zapala zniczy i gdzie najlepiej zamówić nowy wieniec z żywych kwiatów, „żeby nie było siary”. I to właśnie to drugie życie mnie wykańcza.

Każdego roku wygląda to tak samo

Magda przysyła mi długą wiadomość na Messengerze z listą rzeczy do zrobienia. Wiesz: trzy znicze z aniołkiem, jeden z „pamiętamy”, wieniec w kształcie serca, i koniecznie te chryzantemy z tego droższego punktu przy cmentarzu. A potem jeszcze wypominki, zdjęcia, ramki – wszystko jak z katalogu.

– A może w tym roku po prostu weźmiemy jeden znicz, porządny, symboliczny? – rzuciłam ostatnio nieśmiało przy kolacji.

Marek spojrzał na mnie z powątpiewaniem.

Powiedziałaś jej to już?

– Zwariowałeś? Nie mogę tak po prostu powiedzieć, że chcę ograniczyć wydatki. Dla Magdy to jakby... jakbym mówiła, że nie chcę pamiętać o mamie i tacie.

– Ale przecież to nieprawda – powiedział spokojnie, odkładając widelec. – Pamiętasz ich. Po prostu nie chcesz udawać przed nikim.

– To nie są tylko znicze. Dla niej to jakaś wojna o pamięć – westchnęłam. – Jakbym musiała co roku na nowo udowadniać, że kochałam mamę i tatę.

Marek nie skomentował. Wiedział, że to nie jest coś, co da się rozwiązać logiką. Rodzina rządzi się innymi prawami. A z Magdą... zawsze było jak po linie.

Pokłóciłyśmy się

– Hej, myślałam, że już zamawiasz wieńce, bo ja dzisiaj byłam u tej babki spod bramy i wykupiła mi dwa ostatnie serca! – zaczęła Magda tonem wyrzutu, zanim zdążyłam się odezwać.

– Właśnie o to chciałam ci powiedzieć… Może w tym roku zrobimy trochę inaczej? Skromniej?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Skromniej? – powtórzyła. – W jakim sensie?

– W sensie… po co aż tyle? Wystarczyłby jeden duży znicz, może bukiet. Taki zwykły, bez tego całego przepychu. Chodzi przecież o pamięć, a nie o pokaz, nie?

– Aha. Czyli dla ciebie to pokaz. Super – w jej głosie pojawił się chłód. – Boże, jak ty to zawsze potrafisz ubrać w te swoje logiczne argumenty. Ale ja ci powiem jedno: mama i tata zasługują na coś więcej niż byle znicz z dyskontu.

– Nie powiedziałam, że…

– Wiesz co? – przerwała mi. – Ty od dawna chcesz zapomnieć. Zawsze miałaś z tym problem. Byłaś tu tylko wtedy, kiedy musiałaś. A teraz? Nawet kwiatów ci się nie chce kupić. Naprawdę się zmieniłaś.

– Magda, to nie tak… – czułam, jak zaciska mi się gardło.

Dla ciebie to kasa, a dla mnie to pamięć. Dla mnie to nie jest „skromniej”. To jest „nie obchodzi mnie już”. I wiesz co? Rób, co chcesz. Ja pójdę sama. – Odłożyła słuchawkę.

Patrzyłam na ekran telefonu, który zgasł. A może właśnie na to zasłużyłam?

Chciała mnie przekonać

Magda stanęła w drzwiach mojego mieszkania z miną, jakby ktoś ją zmusił do tej wizyty. W ręce trzymała folder z wydrukowaną ofertą kwiatów – kolorowe zdjęcia, ceny wypisane flamastrem, zaznaczone serduszka.

Przyjechałam osobiście, żebyś się jeszcze raz zastanowiła. Zobacz, te z grawerem są przecudne.

– Magda, posłuchaj mnie… – zaprosiłam ją do środka, ale już wiedziałam, że to nie będzie spokojna rozmowa. – Naprawdę nie chodzi o to, że mi nie zależy. Po prostu... mam wrażenie, że to się robi chore. Że to jakaś coroczna licytacja – kto kochał bardziej.

– Co ty gadasz? – zmarszczyła brwi. – Dla mnie to normalne. Jedyny dzień w roku, kiedy możemy się pokazać jako rodzina, zrobić coś razem. A ty chcesz to rozwalić?

– A może właśnie dlatego, że robimy to „na pokaz”, to nie ma już w tym serca?

– Przepraszam, ale jak inaczej mam pokazać, że pamiętam? Mówiąc „myślę o was” w myślach?! Super. To se myśl sama. Ja zrobię swoje.

– Ty nic nie „robisz”. Ty się unosisz, narzucasz i oczekujesz, że wszyscy zatańczą, jak im zagrasz. Jak nie zrobię dokładnie tego, co ty, to znaczy, że nie kocham naszych rodziców?!

– A ty nie masz pojęcia, jak to jest mieć w sobie poczucie winy! – wrzasnęła. – Ty zawsze byłaś tą rozsądną, idealną, a ja…? Ja przynajmniej się staram, okej?!

Zamilkła. Ja też. Jej oczy nagle zrobiły się szkliste. Nie o znicze tu chodziło. Wiedziałam to już wtedy. Ale jeszcze nie rozumiałam – o co dokładnie.

Podsłuchałam rozmowę

Nie planowałam tam jechać. Naprawdę nie. Ale wyszłam z pracy wcześniej, szaro-bura jesień przesiąkła mi przez płaszcz aż do kości, i nagle poczułam potrzebę… żeby kogoś usłyszeć. Kogoś, kto znał moją matkę lepiej niż ja.

Wujek Jurek otworzył drzwi w szlafroku, z kubkiem herbaty w ręku i radiem szumiącym w tle.

– Ania! – zaskoczony, ale ucieszony. – Co za okazja?

– Po prostu... potrzebowałam się przejść. Mogę chwilę?

Uśmiechnął się i wpuścił mnie do środka. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Głos Magdy usłyszałam już w korytarzu.

– Wujku, masz chwilę? Bo znowu pokłóciłam się z Anką, a ja już nie wiem, czy ja jestem nienormalna, czy co…

Zamarłam. Wujek spojrzał na mnie pytająco. Pokiwałam głową. Chciałam posłuchać. Usiadła w salonie. Wujek nalał jej herbaty, a ja została w kuchni, tuż za uchylonymi drzwiami.

– Boję się, że jak tego nie zrobię... jak nie zrobię wszystkiego idealnie, to tak jakby ich nigdy nie było. A ja... ja nie byłam dobrą córką, wujku – powiedziała cicho.

– Magduniu... – westchnął. – Nie musisz się katować, żeby pamiętać.

– Ale ja chcę. Inaczej... boję się, że ich zapomnę. Że ja też zniknę. A Anka tego nie rozumie. Dla niej wszystko to jakieś zadanie do wykonania. Ale dla mnie... to ostatni sposób, żeby jeszcze być czyjąś córką.

Zacisnęłam usta. Wstyd i wzruszenie zawiązały mi w gardle supeł. Weszłam do pokoju. Magda zamarła, gdy mnie zobaczyła.

– Słyszałam – powiedziałam tylko.

Nie uciekła. Nie wstała. Spojrzała na mnie, pierwszy raz naprawdę bezbronnie.

– Przepraszam – powiedziała. – Za wszystko.

A ja nie umiałam nic odpowiedzieć. Po prostu usiadłam obok niej.

Siostra czuła się winna

Siedziałyśmy u mnie na kanapie, obie z kubkami herbaty, w ciszy. Magda miała na sobie mój stary sweter, którego kiedyś nienawidziła. Przykryła się nim jak tarczą.

Mama zmarła zła przeze mnie – zaczęła. – Wiesz o tym?

Popatrzyłam na nią, zdziwiona. Pokręciłam głową.

– Pokłóciłyśmy się dzień przed wypadkiem. O pierdołę. O to, że nie odebrałam jakiegoś dokumentu z urzędu. Wrzasnęłam wtedy na nią... powiedziałam, że jej nienawidzę. Że mnie zawsze traktuje jak dziecko.

Zacięła się, ale nie płakała.

– I to były ostatnie słowa, jakie jej powiedziałam. Potem już tylko telefon z policji. Że nie mieli szans.

Siedziałam osłupiała. Ja, która myślałam, że wszystko wiem. Że Magda po prostu lubi dramaty, stroiki, świeczki. A to był jej sposób, żeby odpokutować.

– Od tamtej pory… muszę. Rozumiesz? Muszę wszystko robić idealnie. Wypominki, kwiaty, znicze, wieńce. Bo może chociaż tak mnie "usłyszy", skoro za życia tylko się darłam.

– Magda... nie wiedziałam – szepnęłam. – Teraz rozumiem.

Pokiwała głową.

Nie chcę cię szantażować emocjonalnie, Anka. Ale czasem po prostu nie umiem inaczej. Boję się, że jeśli przestanę robić wszystko perfekcyjnie, to znaczy, że już jej naprawdę nie ma. I że ja też wtedy przestanę być córką.

Objęłam ją. Po raz pierwszy od dawna nie czułam się jej wrogiem.

Poszłyśmy razem na cmentarz

Było zimno. Taki listopadowy chłód, który wchodzi w kości i zostaje na dłużej. Szłyśmy obok siebie, obie w czarnych kurtkach, z jednym zniczem i skromnym stroikiem. Magda nie niosła nic więcej. To był nasz wspólny wybór.

Cmentarz pachniał woskiem i ziemią. Było jeszcze wcześnie, ludzie dopiero zaczynali się zjeżdżać. Minęłyśmy kilka osób, które nie wiedziały, czy się uśmiechnąć, czy współczuć.

– Wiesz – powiedziała Magda, stając przed grobem – nigdy nie myślałam, że będę w stanie nie przynieść tego wielkiego wieńca.

– A jednak tu jesteśmy – odpowiedziałam, stawiając znicz. – I to chyba pierwszy raz, kiedy nie kłócimy się przy nagrobku.

Zerknęła na mnie z przekąsem. –

Jeszcze mamy czas.

Uśmiechnęłam się. Potem zamilkłyśmy. Stałyśmy tak dobre kilka minut. Cicho. Normalnie Magda by już coś poprawiała – tu przesunęła znicz, tam zmieniła kwiaty. Ale teraz tylko patrzyła.

– Przepraszam, że czasem cię tak denerwuję – powiedziała nagle.

– To nie znicze cię rozgrzeszą – odparłam. – Ale ja cię rozumiem. I kocham.

Zacisnęła palce na mojej dłoni. Chwilę później łzy popłynęły jej po policzkach. Pozwoliła im płynąć. Ja trzymałam ją za rękę, jak wtedy, kiedy byłyśmy małe, i bała się burzy. I chyba pierwszy raz od dawna obie czułyśmy, że to wystarczy.

Anna, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama