Reklama

Po rozwodzie długo nie wierzyłam, że mogę się jeszcze zakochać. Tęsknotę za tym stanem znałam z kolei aż za dobrze. Samotność już od dłuższego czasu była jak cień, ale prawie nie pamiętałam, co to motyle w brzuchu czy napięcie, gdy ktoś pisze ci zwykłe „dobranoc”. Kiedy wreszcie nastąpił przełom, to było jak powrót do życia, o które przerwałam dawno, dawno temu.

Adama poznałam na parapetówce u wspólnej znajomej. Podszedł do mnie z winem i czarującym uśmiechem, a ten z miejsca przebił się przez mur, który tak zawzięcie wokół siebie budowałam.

— Mam najgorsze poczucie humoru w mieście, ale dobrze tańczę — powiedział po chwili rozmowy z zadziornym błyskiem w oku. — Mogę?

Na tym jednym tańcu się nie skończyło. Były spotkania: spacery, kino, śniadania na mieście. Adam potrafił słuchać jak nikt inny, żartować, po prostu był... obecny. Ja, co prawda, po rozstaniu z mężem, zachowywałam stałą czujność, bo nie chciałam się znów sparzyć. Tyle że z Adamem było jakoś inaczej. To chyba dlatego czułam, jak z dnia na dzień pozwalam mu na coraz więcej.

— Nie zakochuj się we mnie za szybko — rzuciłam kiedyś w żartach.

— To się zakochajmy jednocześnie. Będzie uczciwie — uśmiechnął się.

W końcu zaprosił mnie do siebie. To był jesienny wieczór. Deszcz siąpił za oknem, herbata z imbirem rozgrzewała, a ciepłe światło stojącej w rogu lampy wprowadzało romantyczny klimat. Siedzieliśmy na kanapie i słuchaliśmy jazzu. Adam opowiadał o Murakamim, ja o swojej pracy. Było tak cudownie spokojnie, a ja czułam się bezpiecznie. Potem jednak poszłam do łazienki i zobaczyłam coś, co sprawiło, że cały ten czar momentalnie prysł.

Uwierzyłam mu

Zawsze zwracam uwagę na detale. Może dlatego, że pracuję w reklamie — tam wszystko się zaczyna od drobiazgów. Kiedy więc weszłam do jego łazienki, mój wzrok automatycznie wychwycił każdy szczegół. Nie, żebym szukała czegoś podejrzanego, ot, po prostu taki odruch. Chciałam tylko poprawić makijaż i przemyć ręce. W oczy jednak rzuciły mi się rzeczy, które nie powinny stać.

Szminka w ciepłym, ceglastym odcieniu, odżywka do rzęs, taka z wyższej półki – droższa niż moje kremy, a obok tusz z delikatnie wygiętą szczoteczką, jakby ktoś go regularnie używał. Wszystko wyglądało… świeżo, a nie jak coś, co zostało tu przypadkiem, zakurzone i dawno temu zapomniane.

Przez chwilę stałam tam w bezruchu. Potem zrobiłam coś głupiego: powąchałam szczoteczkę tuszu. Tak, jak podejrzewałam, był nowy. Czułam, że powoli sztywnieję. Do salonu wróciłam jednak z kamienną twarzą.

— Adam… — zaczęłam, a on podniósł na mnie wzrok znad herbaty. — Te rzeczy w łazience. One są po twojej byłej?

Uśmiechnął się jakby z zażenowaniem.

— Tak, zostały — przyznał. — Nie miała gdzie zabrać. Wpadła kiedyś po kilka pudeł, ale te… nie wiem. Chyba zapomniała.

— A to często wpada? — drążyłam z udawanym spokojem.

— Nie. W ogóle nie mamy kontaktu — zapewnił. — Przysięgam. — Uśmiechnął się rozbrajająco. — To tylko rzeczy. Nie chciałem cię stresować.

Uwierzyłam mu, a raczej chciałam mu uwierzyć. Mimo to wciąż czułam jakiś wewnętrzny niepokój. W nocy nie mogłam zasnąć, bo w głowie miałam obraz tej szminki – nieprzykurzonej, jakby ktoś używał jej jeszcze... wczoraj.

Musisz wiedzieć

Od rana nie mogłam się skupić. W pracy bezmyślnie patrzyłam w ekran, nie czytając maili. Wciąż wracał do mnie obraz tamtej łazienki, kosmetyków, ich ustawienia i nienaturalnej świeżości.

Napisałam do Magdy, mojej przyjaciółki i powierniczki sekretów od czasów studiów. Nie wdawałam się w szczegóły — wyklikałam tylko jedno zdanie: „Czy to normalne, że facet trzyma w łazience kosmetyki po byłej?”.

Oddzwoniła po minucie.

— Julia, błagam cię, on ci się podoba, ale nie trać głowy — powiedziała poważnie. — Pojedź tam jeszcze raz. Zjaw się bez zapowiedzi. Jak to „po byłej”, to zobaczysz, że nic się nie dzieje. A jak coś ukrywa, to się wyda.

Wahałam się. To nie było w moim stylu. Z drugiej strony coś mi mówiło: „Sprawdź. Musisz wiedzieć”.

Następnego dnia po pracy stanęłam pod jego blokiem. Długo nie mogłam się zdecydować, czy nacisnąć domofon. W końcu ktoś, kto wchodził, przytrzymał mi drzwi. Schody na klatce wydawały się wyższe niż dzień wcześniej. Nie dając sobie zbyt wiele czasu na zastanowienie, zapukałam. Drzwi otworzyły się niemal od razu. I wtedy… zamarłam.

— Tak? — zapytała z uśmiechem kobieta w moim wieku, wysoka, zadbana, w legginsach i T-shircie. — W czym mogę pomóc?

— Ja… pomyliłam piętra — wykrztusiłam. — Jestem sąsiadką z dołu. Przepraszam.

— Spoko. Adam w pracy. Wpadłam na chwilę, bo miałam lot w nocy — rzuciła, zerkając przez ramię. — Coś się stało?

— Nie, nic. — Wymusiłam uśmiech. — Dziękuję. Miłego dnia.

Zeszłam po schodach jak automat, a ręce nie przestawały mi się trząść. Teraz przynajmniej już wiedziałam, że „była” Adama wcale nie była „byłą”.

Co niby miałam powiedzieć?

Przez całą drogę powrotną do domu nie czułam kompletnie nic. Pamiętam tylko, że w radiu leciał jakiś popowy hit, a ja modliłam się, żeby jak najszybciej się skończył. Wszystko mnie drażniło — odgłosy z ulicy, światła, nawet własny oddech.

W domu usiadłam ciężko na łóżku, na stopach wciąż miałam buty. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na telefon. Dwa nieodebrane połączenia od Adama. Była też jedna wiadomość: „Hej, wszystko OK? Nie odpisujesz. Myślałem, że zadzwonisz”.

Zadzwoniłam dopiero wieczorem. Kiedy wybierałam numer, drżały mi palce.

— Julia! — prawie krzyknął. — No w końcu. Co się dzieje?

— Byłam dziś u ciebie — powiedziałam bez wstępów.

Po drugiej stronie zapadła cisza — dokładnie taka, jaka pojawia się przed burzą.

— U mnie? Kiedy? — Jego głos zrobił się dziwnie obcy.

— Po pracy — stwierdziłam spokojnie. — Drzwi otworzyła mi twoja… była?

— Co? Karolina? — wykrztusił. — Była u mnie?

— Nie wiem, Adam — rzuciłam zirytowana. — W twoim mieszkaniu. Otworzyła drzwi. Powiedziała, że tam mieszka. Że akurat miała lot.

— To… to nie jest tak, jak myślisz, Julia — westchnął. — To skomplikowane. Ja… nie chciałem cię stracić.

Nie odpowiedziałam. Co niby miałam powiedzieć?

— Posłuchaj — zaczął znowu. — Ona nie miała się gdzie wynieść. To tylko kwestia czasu. Śpimy w osobnych pokojach. Ja... chciałem z tobą zacząć coś nowego. Ale nie zdążyłem wszystkiego uporządkować.

Czułam, jak świat zaczyna wirować. Tu wcale nie chodziło o to, że kłamał, tylko... zrozumiałam, że miałam być opcją rezerwową. I zaczęłam się zastanawiać, czy to, co nadeszło, to właśnie początek końca.

Wcale nie czułam ulgi

Spotkaliśmy się dwa dni później. Umówiliśmy się w jego ulubionej kawiarni, tej z niskimi stolikami i jazzem w tle. Wcześniej bywałam tam z uśmiechem, ale tym razem czułam, że zaraz mnie zemdli.

Adam przyszedł spóźniony. Usiadł naprzeciwko mnie spięty, jakbyśmy byli na pierwszej randce. Jakby nie rozpadła się właśnie iluzja, w którą włożyłam całe swoje serce.

— Dziękuję, że przyszłaś — zaczął cicho.

Patrzyłam na niego i nie mogłam się nadziwić, jak prędko stał się tak obcy.

— Chcę, żebyś wiedziała wszystko — powiedział. — Karolina… nigdy się nie wyprowadziła. Przeszliśmy przez trudny czas, rozstaliśmy się, ale nie… fizycznie. Została. Bo nie miała gdzie pójść. Bo znała to mieszkanie. Bo tak było wygodniej. I może dlatego, że nie umiałem tego przerwać.

— Ale mnie umiałeś zaprosić — przerwałam mu lodowatym głosem. — Do tego samego łóżka.

— Julia… ja naprawdę chciałem zacząć coś nowego — tłumaczył się. — Z tobą.

— I kim miałam być? — warknęłam. — Opcją na ewentualny nowy rozdział?

— To nie tak. — Schował twarz w dłoniach. — Zawaliłem, wiem. Ale nic nas już nie łączy. Nie ma między nami bliskości. To tylko kwestia formalności i... czasu.

— Czasu? — Zaśmiałam się krótko. — A w tym co niby miałam robić? Czekać na moment, aż wyrzucisz ją z życia? Albo aż ona się w końcu znudzi?

Adam opuścił wzrok i milczał. W tle leciał saksofon — zbyt głośno, a jego melodia była zbyt przyjemna.

Wstałam.

— Powiedz jej, że nie musi się spieszyć z wyprowadzką — rzuciłam spokojnie. — I tak już jej zrobiłam miejsce.

Wyszłam, nie oglądając się za siebie, choć wcale nie czułam ulgi.

Nie była już dla mnie rywalką

Miałam do wyboru: zostawić to i odejść z klasą, albo zawrócić i spojrzeć prawdzie w oczy. Wybrałam to drugie. Kilka dni później, trzymając w dłoni klucz, który Adam dał mi jeszcze na początku naszej znajomości, stanęłam pod jego drzwiami. Tym razem nie udawałam sąsiadki.

Zaskoczyła mnie, gdy otworzyła. Miała na sobie oversize’owy sweter, na twarzy zero makijażu.

— Julia – powiedziała tylko bez zaskoczenia, jakby się mnie spodziewała.

— Nie przyszłam robić awantury — wyjaśniłam. — Chciałam oddać to. — Położyłam klucz na komodzie.

— Chcesz herbaty? — zaproponowała po dłuższej chwili.

Chciałam, choć sama nie wiedziałam dlaczego. Usiadłyśmy więc przy stole w kuchni, gdzie kiedyś Adam podał mi zieloną herbatę z miodem i imbirem. Teraz smakowała zupełnie inaczej.

— On ci powiedział, że jesteśmy po rozstaniu, prawda? — mruknęła.

Skinęłam głową.

— Częściowo to prawda. — Karolina wzruszyła ramionami. — Ale nigdy nie przestał się mną zajmować. Nigdy nie powiedział wprost: „To koniec”. Po prostu przestał przychodzić do łóżka, przeniósł się do drugiego pokoju. Ja myślałam, że to chwilowe.

— A teraz? — spytałam.

— Teraz wiem, że nie jestem jego planem na przyszłość — przyznała. — Chociaż… nigdy mnie z niego nie wykreślił. Po prostu czekał, aż sama się domyślę.

W tej chwili nie była już dla mnie rywalką.

— Mówił, że jesteście razem? — dopytywałam dalej.

— Nie. — Uśmiechnęła się blado. — Ale też nie powiedział, że nie. Traktował mnie jak swoją. Nadal.

Wyszłam stamtąd z uczuciem, którego się nie spodziewałam: współczuciem. Do niej i do siebie. Bo obie dałyśmy się wciągnąć w czyjąś historię, w której żadna z nas nie była główną bohaterką.

Zasługiwałam na więcej

Nie odezwałam się do Adama już nigdy. On do mnie też. Chyba oboje dobrze wiedzieliśmy, że to nie ma sensu, że wszystko, co miało wybrzmieć, już wybrzmiało. Minął tydzień, a potem drugi. Któregoś popołudnia wróciłam do mieszkania i zrobiłam sobie herbatę. Z imbirem, miodem i plastrem pomarańczy. Usiadłam na kanapie, w grubych skarpetach, otulona kocem. Za oknem znowu padał jesienny deszcz – ten sam, który towarzyszył mi, gdy pierwszy raz odwiedziłam Adama. Znowu byłam sama. Ale tym razem… z wyboru.

Karolina pewnie nadal tam mieszkała. Nie miałam pojęcia, czy Adam się w końcu zdecydował, ale jedno wiedziałam na pewno – nie chciałam być dla nikogo drugą „opcją”. Przystankiem w drodze do wygodnego życia ani miękkim lądowaniem po czyimś związku. W końcu byłam kimś więcej i zasługiwałam na więcej.

Wzięłam łyk herbaty. Była gorąca, trochę za słodka, ale prawdziwa. Nie jak słowa, którymi Adam mnie karmił w tych swoich wersjach rzeczywistości.

— Nie chcę być tylko zastępstwem — powiedziałam na głos, choć nikt tego nie słyszał.

I to był ten moment, w którym poczułam, że chociaż serce jeszcze trochę boli, to wszystko już za mną.

Julia, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Zobacz także:


Reklama
Reklama
Reklama