„Nawet nad trumną ojca kłóciliśmy się o miejsce jego wiecznego spoczynku. Okazało się, że sam zmarły miał inne zdanie”
„Poszedłem do pokoju ojca. Tyle lat mieszkaliśmy pod jednym dachem, a nie wiedziałem, gdzie chciał spocząć. Nie powiedział mi tego. Mnie. Temu, który przy nim siedział do końca. Dlaczego? Teraz już za późno. Pozostały mi tylko puste pytania”.

- Redakcja
Cisza. Ostatnio tego było najwięcej w moim życiu – ciszy. Takiej, która nie daje wytchnienia, tylko przygniata. Może dlatego od rana włączyłem radio, żeby cokolwiek się działo w tym cholernie pustym mieszkaniu. Ojciec już nie sapał z fotela, już nie przeklinał pod nosem, nie kazał mi wyłączać telewizora. Już go nie było.
Odszedł tydzień temu. Szybko, za szybko. Lekarze mówili, że to kwestia dni, ale i tak nie wierzyłem. Ojciec był z tych, co zawsze trwają. Nie przytulają, nie całują, ale są. Jak mur. Czasem zimny, czasem obojętny, ale zawsze obecny. I choć nigdy nie powiedział „kocham cię”, to jak trzeba było podjechać na izbę przyjęć o trzeciej w nocy, to jechał. Taki był.
Z moją matką przeżył trzydzieści pięć lat. Nie była idealna. Krzyczała, rzucała talerzami, potrafiła wyjść i nie wracać przez dwa dni. Ale jakoś trwali. Byłem ich jedynakiem. Prawdziwym synem, jak lubił mówić ojciec, kiedy już zaczął mieszać przeszłość z teraźniejszością. „Ty jesteś mój chłopak. Tyś ze mną był, kiedy leżałem z tą rurką”. Tak mówił. Ja byłem. Wojtka nie było.
Wojtek... Nawet nie wiem, od czego zacząć. To syn z pierwszego małżeństwa ojca. Matka zostawiła ich, jak miał ledwo pięć lat. Wyjechała za granicę i wracała raz na ruski rok z prezentami i pretensjami. Ojciec z trudem się podniósł, poznał moją matkę i próbował zacząć od nowa. Ale Wojtek zawsze był jak cień tamtego życia. Potem pojawiał się na święta z wymuszoną grzecznością i znikającym uśmiechem.
Nie rozmawiamy od lat. Ostatni raz widziałem go, kiedy ojciec trafił do szpitala jesienią. Wszedł w garniturze, z tą swoją pewnością siebie, i od razu zaczął mówić lekarzowi, co i jak. Jakby go obchodziło. A potem zniknął. Ja siedziałem przy ojcu dzień w dzień. Gdy pielęgniarka nie miała czasu, to ja go myłem. Gdy nie mógł mówić – zgadywałem, co chce powiedzieć. I chociaż czasem mnie przeklinał, chociaż nieraz miałem dość – zostałem.
Teraz zbliża się pogrzeb. I znów mam się spotkać z Wojtkiem. Tylko tym razem nie będzie już nic do udawania. Bo ja nie zamierzam się cofać. Ojciec zasłużył na godne pożegnanie – moje pożegnanie. I nie pozwolę, żeby ktoś, kto zniknął, teraz przyszedł i udawał rodzinę.
Nawet nad grobem się kłócił
Zimny wiatr szarpał poły płaszcza, gdy staliśmy wokół grobu. Ziemia była jeszcze miękka, wilgotna. Ksiądz mówił coś o miłosierdziu i wiecznym spoczynku, ale ja słuchałem tylko jednym uchem. Patrzyłem na trumnę. Drewnianą, prostą, bez przepychu. Taką by chciał. A potem kątem oka zobaczyłem jego – Wojtek stał po drugiej stronie, z rękami złożonymi na piersi, jakby przyszło mu to z trudem. Wzrok miał utkwiony gdzieś poza horyzontem. Nawet teraz nie potrafił patrzeć na ojca.
Gdy skończyli z opuszczaniem trumny i zaczęli przysypywać ją ziemią, ludzie zaczęli się rozchodzić. Ciotki, kuzyni, sąsiedzi, wszyscy z tymi samymi półsłówkami: „Trzymaj się, Darek”, „Był porządnym człowiekiem”, „Szkoda, że tak nagle”. Kiwałem głową, ale czekałem, aż zostaniemy sami. I w końcu zostaliśmy. Tylko ja, Wojtek i jeszcze jedna ciotka, która kręciła się w pobliżu z niepokojem w oczach.
– Chcę, żeby spoczął obok mamy – powiedział nagle Wojtek, bez spojrzenia w moją stronę.
Zamrugałem z niedowierzaniem.
– Obok mamy? – powtórzyłem. – Masz na myśli swoją matkę?
– I naszego ojca. Tak. Obok jego pierwszej żony.
– Przecież ona go zostawiła. Odeszła. I nigdy nie wróciła. A on żył z moją matką przez trzydzieści pięć lat. To był jego dom, jego rodzina.
Wojtek spojrzał na mnie z chłodnym spokojem.
– Ale matka była jego pierwszą miłością. Nie możesz tego zrozumieć. Byłeś tylko dodatkiem do jego życia.
Zacisnąłem dłonie w kieszeniach płaszcza. Dodatkiem. Siedziałem przy nim, gdy tracił mowę. Karmiłem go, zmieniałem pościel, znosiłem jego humory, kiedy nie poznawał mnie w nocy. Ale to ja byłem dodatkiem?
– Nie było cię przy nim przez ostatnie pięć lat – powiedziałem. – Nawet nie wiedział, gdzie mieszkasz. Nie odbierałeś telefonów. Nie przychodziłeś. A teraz chcesz decydować?
– Bo nie chciałem patrzeć, jak się rozpada – odpowiedział. – I tak nic nie mogłem zrobić.
– Ale ja mogłem? Myślisz, że mi było łatwiej?
Ciotka podeszła bliżej, próbując nas uciszyć.
– Chłopcy, to nie miejsce, nie czas…
– Nie wtrącaj się, ciociu – rzucił Wojtek. – To jest nasza sprawa.
– Nasz ojciec nie chciał tam wracać – mówiłem dalej, spokojnie, ale stanowczo. – Kiedyś powiedział, że tamten rozdział się zamknął. Że mama dała mu spokój, jakiego potrzebował.
– To był twój punkt widzenia – odpowiedział. – A jego? Pytałeś kiedyś?
Zamilkłem na chwilę. Nie, nie pytałem. Ojciec nigdy nie mówił wprost. Ale był z nami. Z nami umierał. I to chyba wystarczający dowód, gdzie należał.
– On już nie powie, gdzie chciał spocząć – dodał Wojtek, ciszej. – Ale nie ty jeden masz prawo do wspomnień.
Patrzyliśmy na siebie długo, bez słów. W końcu ciotka odeszła, rzucając tylko smutne spojrzenie. Zostaliśmy we dwóch. Dwie wersje jednej historii. I jedna trumna między nami.
Zacząłem się zastanawiać
Wróciłem do domu i od razu zdjąłem płaszcz, jakby wciąż pachniał tą rozmową z cmentarza. Było późne popołudnie, ale nie zapaliłem światła. Usiadłem przy stole i po prostu siedziałem. Telefon leżał obok, głuchy, jakby wiedział, że i tak nikt nie zadzwoni.
Zadzwoniłem sam. Najpierw do ciotki Janki. Nie odebrała. Potem do wujka Romana – wyłączył telefon. W końcu wybrałem numer ciotki Ireny. Odebrała, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, powiedziała:
– Darek… lepiej nie dzwoń przez kilka dni. Atmosfera jest napięta. Wszyscy potrzebują czasu.
Nie zdążyłem zapytać, o co chodzi. Rozłączyła się. Przez chwilę wpatrywałem się w ekran. Potem wyłączyłem telefon i wsunąłem go do szuflady.
Poszedłem do pokoju ojca. Krzesło pod oknem wciąż stało lekko przekrzywione, jak wtedy, gdy ostatni raz z niego wstał. Na szafce butelka z wodą, nieotwarta. Spojrzałem na jego ulubiony sweter, który zostawił na oparciu. Zawsze mówił, że nie potrzebuje ciepła, bo ciepło trzyma w sobie.
Tyle lat mieszkaliśmy pod jednym dachem, a nie wiedziałem, gdzie chciał spocząć. Nie powiedział mi tego. Mnie. Temu, który przy nim siedział do końca. Dlaczego?
Położyłem się na jego łóżku i patrzyłem w sufit. Cisza już nie była tylko ciszą. Była pytaniem.
Ojciec zaskoczył nas obu
Telefon zadzwonił w czwartek rano. Nieznany numer, ale odebrałem bez namysłu.
– Pan Dariusz...? Mówi notariusz, nazywam się… – nazwiska nie zapamiętałem. – Proszę wybaczyć, że kontaktuję się tak wcześnie, ale pana ojciec zostawił dokument, który powinien pan zobaczyć. Sprawa dotyczy decyzji o miejscu pochówku. Czy może pan przyjść jutro, powiedzmy, o dziesiątej?
Zamilkłem na chwilę. Byłem pewien, że nie ma żadnego dokumentu. Przecież mówił, że nie lubi papierów, że wystarczy, że my wiemy, co robić.
– A Wojciech? – zapytałem ostrożnie.
– Również został zaproszony. Oboje jesteście wskazani jako osoby uprawnione do zapoznania się z treścią dokumentu.
Zgodziłem się. Następnego dnia wszedłem do kancelarii i już w poczekalni zobaczyłem Wojtka. Siedział wyprostowany, w płaszczu, który wyglądał na nowy. Nie powiedzieliśmy sobie nic. Notariusz zaprosił nas do środka.
– Panowie – zaczął, wyjmując teczkę – wasz ojciec, świętej pamięci, zostawił pisemne oświadczenie. Spisane w obecności dwóch świadków, opatrzone datą i podpisem.
Wyciągnął kartkę i przeczytał: „Oświadczam, że chcę zostać pochowany na cmentarzu w mieście K... w sektorze 12B, miejsce 89, obok pani Haliny W.”.
Spojrzałem na niego.
– Halina kto?
– Halina W. – powtórzył spokojnie notariusz. – Kobieta zmarła dwa miesiące temu. Pański ojciec wykupił miejsce obok niej kilka tygodni przed śmiercią.
Wojtek poruszył się niespokojnie. Ja poczułem, jak robi mi się gorąco na karku.
– Kim ona była? – zapytałem.
– Tego nie wiem – odparł notariusz. – Mogę jedynie powiedzieć, że dokument jest ważny. I że zgodnie z nim pana ojciec nie chce spocząć ani przy jednej, ani przy drugiej z żon.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy.
– Może to była jego siostra? Stara znajoma? – rzucił Wojtek. Ale sam nie wierzył w to, co mówi.
Nie odpowiedziałem. Coś w środku mówiło mi, że to nie była przypadkowa kobieta. I że ojciec jednak miał swoje tajemnice.
Byłem w totalnym szoku
Nie mogłem usiedzieć w domu. Wyszedłem zaraz po śniadaniu, choć nie miałem żadnego planu. Po prostu musiałem coś zrobić, bo sama myśl, że ojciec kupił miejsce przy jakiejś obcej kobiecie, doprowadzała mnie do szału.
Pojechałem na cmentarz. W administracji starszy mężczyzna w okularach spojrzał na mnie z powagą, gdy zapytałem o Halinę W.
– Tak, zmarła niedawno – powiedział. – Spoczywa w sektorze 12B, miejsce 88. A obok... – przerzucił kartkę w zeszycie – no tak, miejsce zarezerwowane na nazwisko pańskiego ojca. Pan to...?
Podałem mu nazwisko. Skinął głową.
– On często tu bywał. Zawsze chodził do niej. Przychodził, zanim jeszcze zachorowała. Zawsze z kwiatami. Czasem coś czytał. Cicho, spokojnie.
– A wie pan, kim ona była?
Mężczyzna uniósł brwi.
– Wdowa. Mieszkała sama. Mówiła, że nie ma dzieci.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Podziękowałem i wyszedłem. Postanowiłem, że sprawdzę jej adres w urzędzie parafialnym. Nie obyło się bez tłumaczeń i dowodu osobistego, ale w końcu dostałem to, czego szukałem. Mieszkała kilka ulic od naszego domu. Przez lata.
Adres prowadził do starej kamienicy z balkonami pełnymi doniczek. Zatrzymałem się pod drzwiami z numerem 6 i zapukałem. Po chwili otworzyła starsza kobieta w swetrze i z rozczochranymi włosami.
– Szukam rodziny pani Haliny W., to pani? – zapytałem.
– Halina zmarła. Ja jestem jej sąsiadką. Pomagałam jej trochę. A pan to kto?
Przedstawiłem się.
– O... Tak. Pan musi być synem tego miłego pana, który do niej przychodził. Widywałam go. Czasem z zakupami, czasem z gazetą. Przychodził regularnie jak mąż.
– Jak mąż? – powtórzyłem.
– No, tak to wyglądało. Siedzieli razem na balkonie, rozmawiali, pili herbatę. Lubiła go bardzo. Mówiła, że to dobry człowiek. I że przy nim nie czuje się sama.
Stałem w progu, patrząc na kobietę, a w głowie miałem tylko jedno: ojciec miał drugie życie. I nawet się o tym nie zająknął.
Podziękowałem i odszedłem. Po raz pierwszy nie byłem wściekły. Było mi smutno. Ojciec, ten zamknięty, chłodny człowiek... potrafił być z kimś blisko. Tylko nie z nami.
To jedno nas pogodziło
Zadzwoniłem do Wojtka po kilku dniach. Zaskoczyło go to – słyszałem to po jego głosie.
– Spotkajmy się – powiedziałem tylko.
Wybraliśmy kawiarnię przy dworcu. Neutralny grunt. Przyszedł wcześniej, siedział już przy stoliku z kawą. Usiadłem naprzeciwko, nie zamawiając nic.
– Byłem u niej – zacząłem bez wstępów.
Spojrzał na mnie uważnie, bez słowa.
– W mieszkaniu tej Haliny. Ojciec przychodził do niej latami. Sąsiadka mówiła, że wyglądało to na... coś więcej. Że byli blisko. Nie rozumiem, dlaczego nam o tym nie powiedział.
Wojtek oparł się na łokciu. Po chwili westchnął.
– Może dlatego, że wiedział, że byśmy nie zrozumieli.
– Ale dlaczego nie powiedział mi? Przecież byliśmy razem do końca. Każdego dnia. Mógł... – urwałem. – A ty? Wiedziałeś?
– Nie. Myślałem, że tylko my i te dwie kobiety – nasze matki – były ważne. Że tylko między nimi wybierał. A może nie chciał żadnej z nich?
Zaskoczyło mnie to. Wojtek spojrzał na mnie z jakimś dziwnym spokojem.
– Może ta Halina była pierwszą osobą, przy której naprawdę był sobą.
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na stolik, na ślad po jego filiżance. Po chwili dodałem:
– A my się kłóciliśmy nad jego trumną. Jakbyśmy mieli prawo do decyzji.
Milczeliśmy chwilę.
– Wiesz, Darek – powiedział Wojtek cicho – czasem myślę, że ojciec był lepszy, niż potrafiliśmy to zrozumieć.
Skinąłem głową. Nie od razu, ale w końcu. Coś w tym było. Może naprawdę żaden z nas znał go do końca i nie mógł decydować o jego życiu, a co dopiero pochówku.
Darek, 30 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pomagaliśmy finansowo matce, bo myśleliśmy, że klepie biedę. Po jej śmierci okazało się, że spała na pieniądzach”
- „Odziedziczyłam po nieznajomym mężczyźnie pokaźny spadek i tajemnicę. Całe moje życie okazało się wielkim kłamstwem”
- „Od lat odkładaliśmy na wyjazd do Norwegii. Mój mąż nie wsiadł do samolotu, bo wcześniej odebrał go anioł śmierci”

