Reklama

Szkoła mnie dobijała. Każdy dzień wyglądał tak samo – pobudka, śniadanie, lekcje, zadania domowe, sen, powtórka. Nawet weekendy nie przynosiły ulgi, bo nauczyciele mieli jakąś obsesję na punkcie zadawania pracy domowej. Po ostatnim sprawdzianie z matematyki czułam, że muszę odpocząć, zanim eksploduję. Kiedy Klaudia zaproponowała, żebyśmy zrobiły sobie małą przerwę od szkoły, miałam mieszane uczucia.

Reklama

Raz nie zawsze

Nie byłam aniołkiem, ale też nigdy nie wagarowałam. Za to wizja siedzenia w dusznej klasie, gdy za oknem świeciło słońce, była nie do zniesienia. Klaudia miała plan – pociąg do sąsiedniego miasta, dobra pizza i zero stresu. Ola początkowo marudziła, że to głupi pomysł, ale w końcu dała się przekonać. Nie wiedziałyśmy jeszcze, że ten dzień skończy się zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałyśmy.

Pociąg kołysał się lekko, a my śmiałyśmy się, jakbyśmy właśnie wygrały na loterii. Klaudia wyciągnęła paczkę żelków z plecaka i podrzucała je do góry, próbując złapać je ustami. Ola co chwilę zerkała przez ramię, jakby spodziewała się, że któryś z nauczycieli wyskoczy zza siedzenia i zrobi nam awanturę.

– Wyluzuj, Ola – powiedziałam, gryząc żelka w kształcie misia. – Jesteśmy w innym mieście. Co mogłoby się stać?

– Mhm, na przykład to, że dyrektor ma akurat dzisiaj sprawę w urzędzie i spotykamy go na peronie? – rzuciła, marszcząc czoło.

Klaudia przewróciła oczami.

– Litości, dziewczyno. Chociaż raz odpuść tę swoją paranoję. To najlepszy dzień ever!

Miała rację. Miałam wrażenie, jakbyśmy na chwilę wyszły z nudnego schematu codzienności. Szum torów, rozmowy ludzi, gwar miasta, które było obok, ale jakby nie nasze…

– A jeśli ktoś już zgłosił, że nas nie ma? – Ola najwyraźniej nie potrafiła się wyluzować.

– Nauczyciele nie mają radarów – Klaudia machnęła ręką. – Nie są aż tak błyskotliwi.

Uśmiechnęłam się. Lubiłam to w niej – tę pewność siebie, beztroskę. Patrząc na nią, można było pomyśleć, że życie to gra, w której zawsze się wygrywa. Pociąg zwolnił, z głośników rozległo się: „Zbliżamy się do stacji docelowej”. Klaudia klasnęła w dłonie.

– Czas na pizzę, dziewczyny!

Nie wiedziałyśmy, że na miejscu czeka nas niespodzianka, która skutecznie popsuje nam apetyty.

Nie uciekłyśmy przed szkołą

Wyszłyśmy z pociągu roześmiane, czując się jak bohaterki filmu o wielkiej ucieczce. Miasto pachniało kawą i spalinami, a słońce odbijało się od witryn sklepów. Klaudia prowadziła nas pewnym krokiem do pizzerii, jakby była jej stałą bywalczynią.

– Czuję to! Najlepsza pizza w moim życiu! – zawołała, popychając drzwi lokalu.

W środku pachniało oregano i świeżo wypieczonym ciastem. Zdjęłyśmy kurtki i zaczęłyśmy debatować, co zamówić. Ola wyciągnęła telefon.

– Zamówię margar… – urwała nagle i zamarła.

Podążyłam za jej spojrzeniem i w jednej sekundzie poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Przy stoliku w kącie siedziała pani Beata, nasza nauczycielka angielskiego. Popijała kawę, uśmiechając się pod nosem. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uniosła brew.

– Cześć, dziewczyny – powiedziała swobodnie. – A wy nie powinnyście być teraz na lekcji?

Klaudia pierwszy raz w życiu nie wiedziała, co powiedzieć. Ja czułam, jak serce wali mi w piersi. Ola, biedna Ola, próbowała ratować sytuację.

– My… eee… przyszłyśmy na szkolną wycieczkę?

Pani Beata odstawiła filiżankę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Wycieczkę? A dokąd?

– Do… pizzerii? – Klaudia spojrzała na mnie błagalnie.

Czułam, że tonę.

– Tak, edukacyjna wycieczka… o jedzeniu… we Włoszech – dodała Ola, jakby to miało nas uratować.

Nauczycielka westchnęła i pokręciła głową.

– Naprawdę? To ciekawe, bo dzisiaj mam was na angielskim.

I w tym momencie wiedziałyśmy, że jesteśmy ugotowane.

Próbowałyśmy ratować sytuację

Siedziałyśmy przy stoliku jak trzy uczennice czekające na wyrok. Pani Beata spokojnie mieszała łyżeczką swoją kawę, jakby miała całą wieczność, żeby nas upokorzyć.

– No dobrze – zaczęła. – Która pierwsza chce mi wyjaśnić, dlaczego zamiast siedzieć w szkole, jecie pizzę w innym mieście?

Nikt się nie odezwał. Klaudia bawiła się papierową serwetką, Ola wpatrywała się w blat stołu, jakby szukała na nim jakiegoś wyjścia awaryjnego, a ja… cóż, próbowałam nie zemdleć.

– Wie pani, to jest taka długa historia… – zaczęła w końcu Klaudia. – W zasadzie to miałyśmy zamiar wrócić do szkoły, ale…

– Ale pociąg odjechał w złym kierunku? – zapytała nauczycielka, unosząc brew.

– Tak! – przytaknęła Klaudia, jakby właśnie znalazła sposób na ratunek. – Właśnie tak się stało!

– I jakimś cudem wysadził was prosto pod pizzerią?

Znowu cisza. Anglistka westchnęła i dopiła swoją kawę.

– Dobra, słuchajcie. Nie zamierzam was zgłaszać dyrektorowi.

Poderwałyśmy głowy.

– Ale… – dodała z uśmiechem. – Mam pewien warunek.

Ola przełknęła ślinę.

– Jaki?

Pani Beata oparła się na łokciach i spojrzała na nas jak drapieżnik na trzy małe ofiary.

– W przyszłym tygodniu organizuję konkurs z angielskiego. I wy, moje drogie wagarowiczki, zgłaszacie się wszystkie.

Klaudia jęknęła. Ola zamknęła oczy, jakby próbowała udawać, że to się nie dzieje. A ja? Ja już wiedziałam, że moja wolność właśnie się skończyła.

Taka jest cena wolności

W drodze powrotnej siedziałyśmy w pociągu w ciszy. Nikt nie miał ochoty na żelki ani głupie żarty. Klaudia wpatrywała się w okno z miną skazańca, Ola nerwowo scrollowała telefon, a ja… próbowałam znaleźć w tym wszystkim choć odrobinę sensu.

– Czyli co? – odezwała się w końcu Klaudia. – Dajemy się zaszantażować?

– A masz lepszy pomysł? – mruknęła Ola. – Wolisz, żeby zadzwoniła do dyrektora?

Klaudia przewróciła oczami.

– Ale konkurs z angielskiego?! Serio?! Toż to tortura!

To tylko jeden konkurs – powiedziałam, choć wcale nie byłam taka pewna, że to „tylko” wystarczy. – Przeżyjemy.

– Może ty! – Klaudia wskazała na mnie palcem. – Bo ty faktycznie coś tam umiesz. Ale ja?! W życiu niczego nie wygrałam!

– Spokojnie – westchnęła Ola. – Nie musimy wygrać. Mamy się tylko zgłosić i wziąć udział.

– Łatwo ci mówić – burknęła Klaudia. – To kara za to, że chciałyśmy jeden dzień poczuć się wolne.

I to było właśnie najgorsze. Cały dzień zapowiadał się tak cudownie – adrenalina, ucieczka, pizza w obcym mieście. A skończyłyśmy gorzej, niż gdybyśmy po prostu poszły na angielski.

– Dobra, może nie będzie tak źle – powiedziałam, próbując się pocieszyć.

– Jasne – Klaudia skrzywiła się. – A może pani Beata zrobi z nas gwiazdy anglistyki i jeszcze pojedziemy na olimpiadę?

Ola i ja spojrzałyśmy na siebie z niepokojem. Coś czułam, że ten konkurs nie będzie zwyczajnym konkursem.

Niespodzianka od anglistki

Konkurs miał się odbyć w piątek. Cały tydzień pani od angielskiego nie dawała nam spokoju. Za każdym razem, gdy mijałyśmy ją na korytarzu, posyłała nam uśmieszek, który mówił: Nie zapomniałam o was, moje drogie wagarowiczki.

– To jest jakiś koszmar – jęknęła Klaudia w środę, gdy nauczycielka ogłosiła, że przygotowała dla nas dodatkowe materiały do nauki. – Po co ja wtedy otworzyłam usta?!

– Może dla odmiany powinnaś się czasem zastanowić, zanim coś powiesz? – mruknęła Ola, przepisując słówka do zeszytu.

Ja siedziałam cicho. W głowie miałam jedną myśl: Co jeśli totalnie się skompromitujemy? Nadszedł piątek. Sala była pełna uczniów, ale to nas pani Beata postanowiła zaprosić na środek.

– A teraz, moi drodzy, trzy ochotniczki, które z własnej woli zgłosiły się do konkursu – oznajmiła nauczycielka z przesadnie słodkim uśmiechem.

Klaudia posłała jej mordercze spojrzenie. Pierwsza część konkursu poszła jako tako – test wyboru. Ale druga…

– A teraz – pani Beata spojrzała na nas z błyskiem w oku – część ustna!

Zamarłyśmy.

– Wylosujcie tematy. Macie minutę na przygotowanie.

Wzięłam kartkę i spojrzałam na napis: Opisz swoją najlepszą przygodę.
„Super – pomyślałam. – Czy mogę opowiedzieć o tym, jak wpadłam na wagarach i zostałam zmuszona do tego konkursu?”. Spojrzałam na dziewczyny. Klaudia wyglądała jak przed egzekucją. Ola miała zamknięte oczy, jakby modliła się o cud. Zaczęłam mówić.

Nauczka na przyszłość

Mój głos drżał, ale mówiłam. O przygodzie życia, o spontanicznej decyzji, o tym, jak jeden dzień miał być wolnością, a skończył się zupełnie inaczej, niż planowałyśmy. Oczywiście, pominęłam szczegóły, takie jak wpadka w pizzerii i szantaż ze strony pani Beaty.

– It was an unforgettable experience – zakończyłam.

Ola mówiła po mnie, a potem Klaudia, której temat brzmiał: Co zrobiłabyś, gdybyś wygrała milion dolarów? Patrzyła na kartkę, potem na panią od angielskiego i powiedziała tylko:

– I would buy a new teacher.

Sala wybuchnęła śmiechem. Pani Beata przewróciła oczami, ale chyba było w tym coś na kształt rozbawienia. Kiedy skończyłyśmy, czekałyśmy na wyniki. Z ulgą usiadłyśmy w ławkach, przekonane, że to koniec. Ale nie.

– Dziewczyny – nauczycielka podeszła do nas z triumfalnym uśmiechem. – Gratuluję odwagi. Nieźle sobie poradziłyście.

– Więc… to koniec? – zapytałam niepewnie.

– Nie do końca – odparła. – Skoro tak świetnie wam poszło, chciałabym, żebyście reprezentowały szkołę w konkursie międzyszkolnym.

Klaudia zamarła. Ola jęknęła. Ja prawie się zadławiłam.

– Ale… ale… – Klaudia próbowała coś powiedzieć, ale tylko machnęła ręką.

Wychodząc z sali, spojrzałam na nią i Olę.

– No cóż – westchnęłam. – Następnym razem, jak przyjdzie nam do głowy ucieczka z lekcji, to może pójdziemy do kina zamiast do pizzerii?

– Albo po prostu zostaniemy w szkole – dodała Ola.

– Nigdy! – jęknęła Klaudia.

I tak oto nasz jeden dzień wolności skończył się jeszcze większą odpowiedzialnością. Ale przynajmniej pizza była dobra.

Eliza, 18 lat

Reklama

Czytaj także:
„Działka miała być naszym miejscem na ziemi, a stała się największym koszmarem. W polu chwastów utopiliśmy fortunę”
„Gdy zobaczyłam ryflowany pierścionek zaręczynowy, bardzo się zdziwiłam. Myślałam, że to jakaś tania podróbka z bazaru”
„Szykowałam się na karnawał w Wenecji, a wylądowałam w remizie strażackiej pod Rzeszowem. Wcale nie żałuję”

Reklama
Reklama
Reklama