„Nasze wesele wyglądało jak z bajki. Czar prysł, gdy miesiąc później mąż uciekł z całym moim majątkiem”
„Mieszkanie było puste. A gdy zadzwoniłam do męża, to okazało się, że jego telefon jest poza zasięgiem. I wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Szybko sprawdziłam szafy i okazało się, że nie ma w nich ciuchów mojego męża”.

- Listy do redakcji
Wszyscy mi mówili, że jestem ładna, inteligentna i zabawna. Tylko co z tego, skoro te wszystkie atrybuty nie przynosiły mi szczęścia w miłości.
– Może po prostu jeszcze nie trafiłaś na tego jedynego – próbowała pocieszać mnie moja przyjaciółka.
Właśnie rozstałam się z kolejnym facetem i jak zwykle wypłakiwałam się jej w rękaw.
– A może po prostu to ja jestem jakaś wybrakowana – stwierdziłam ze smutkiem.
Miałam pecha w miłości
Od kilku lat próbowałam ułożyć sobie życie uczuciowe i kompletnie nic z tego nie wychodziło. Za każdym razem trafiałam na gościa, któremu nie w głowie było stworzenie prawdziwego związku. Jeden był leniem, kolejny myślał tylko o sobie, a następny przez cały czas podejrzewał mnie o zdradę. Jednak najgorszy był ten ostatni, którego po kilku miesiącach znajomości nakryłam w łóżku z koleżanką z pracy. Nic więc dziwnego, że miałam już dosyć.
–Trochę więcej optymizmu – powiedziała Marta i pocieszająco poklepała mnie po plecach.
A ja przez jedną chwilę poczułam złość. Moja przyjaciółka od wielu lat była w szczęśliwym związku i tak naprawdę nie miała pojęcia, co przeżywam. Zaraz jednak się opamiętałam i przywołałam na twarz swój firmowy uśmiech.
– Postaram się – powiedziałam z radością w głosie. Jednak wcale jej nie czułam.
Tak szczerze powiedziawszy, to powoli zaczynałam godzić się z tym, że już nigdy nie spotkam miłości i już zawsze będę sama. Jeszcze przez wiele tygodni po rozstaniu próbowałam dojść do siebie. A wcale nie było to łatwe, bo wszędzie wokół siebie widziałam szczęśliwe pary.
– Nie możesz wiecznie tego rozpamiętywać – usłyszałam któregoś razu od przyjaciółki, gdy kolejny raz żaliłam się jej na swój nieszczęśliwy los. – Musisz wziąć się w garść – powtarzała.
W końcu wzięłam jej radę do serca. Zrozumiałam, że użalanie się nad sobą nic nie zmieni. "Czas iść do przodu" – pomyślałam. I dokładnie tak zrobiłam.
Postanowiłam skupić się na pracy. Już wcześniej czułam, że marnuję się w obecnej firmie i nie do końca wykorzystuję swój potencjał. Dlatego postanowiłam to zmienić. Przeszłam do konkurencji i z zapałem rzuciłam się w wir nowych obowiązków.
Adama poznałam w pracy
Wtedy też poznałam Adama. Pewnego dnia zepsuł mi się służbowy komputer i byłam zmuszona wezwać na pomoc informatyka.
– Niestety nie mam dobrych wieści – powiedział niemal od razu. Okazało się, że mój komputer nadaje się na złom, a ja jestem zmuszona do zaopatrzenia się w nowy sprzęt. A do tego wszystkiego trzeba było odzyskać wszystkie dane. – Ale to nie jest żaden problem – niemal natychmiast zapewnił mnie informatyk. Pewnie zauważył moje przerażenie związane z tym, że stracę efekty mojej wielomiesięcznej pracy.
– Jest pan pewien? – upewniłam się jeszcze.
Kiedy uzyskałam potwierdzenie, to mogłam odetchnąć z ulgą.
Przez następne dni informatyk był częstym gościem przy moim stanowisku pracy. Okazało się, że wcale nie jest to takie proste.
– Na szczęście się udało – powiedział po wielu godzinach spędzonych przy moim biurku. – Ale w podziękowaniu za mój trud należy mi się kawa – dodał z uśmiechem.
Początkowo chciałam odmówić, bo nie zamierzałam wiązać się w żadne relacje damsko – męskie. Ale po chwili zmieniłam zdanie. Facet był przystojny zabawny i wygadany. A przecież jedno wspólne piwo to jeszcze nie koniec świata.
– Ok – zgodziłam się. – Jestem Ewa – szybko się przedstawiłam, uświadamiając sobie, że nawet nie znamy swoich imion.
– Adam – usłyszałam w odpowiedzi. Od razu mocniej zabiło mi serce. "To przeznaczenie" – pomyślałam. Szybko zapomniałam o danym sobie słowie, aby nie brnąć w jakikolwiek związek.
Szybko się zakochałam
Wspólna kawa szybko miała swój dalszy ciąg. Już kilka dni później Adam zadzwonił z propozycją kolacji.
– Randka? – zapytała przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swojego zauroczenia przystojnym informatykiem.
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ale w głębi duszy miałam nadzieję, że nasze spotkanie będzie właśnie randką.
I tak się stało. Adam przez cały wieczór mnie adorował i robił wszystko, abym dobrze zapamiętała to spotkanie. A ja czułam się jak księżniczka, która w końcu znalazła swojego księcia. I kiedy w końcu przyszedł czas pożegnania, to poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca. Co tu dużo mówić – zakochałam się.
– Spotkamy się jeszcze? – poczułam na sobie pytający wzrok Adama. Nie mogłam odmówić. Zgadzając się, wiedziałam, że właśnie rozpoczynam nowy etap życia. I tylko szkoda, że nie przewidziałam, że na tym nowym etapie zostanę z niczym.
Szybko zamieszkaliśmy razem. Oboje doszliśmy do wniosku, że nie ma na co czekać.
– Kocham go – tłumaczyłam swoją decyzję mamie, która pytała mnie, czy na pewno przemyślałam ten krok. – Zresztą nie ma na co czekać – dodałam.
I dokładnie tak myślałam. Adam był pierwszym facetem w moim życiu, z którym na poważnie myślałam o przyszłości. A on myślał podobnie.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytał mnie któregoś wieczoru.
Oszalałam ze szczęścia. Gdy pierścionek zaręczynowy znalazł się na moim palcu, to nic więcej do szczęścia nie było mi potrzeba. Ustaliliśmy datę ślubu. A ponieważ oboje chcieliśmy jak najszybciej zalegalizować nasz związek, to zdecydowaliśmy się na pierwszy wolny termin.
– Nie zmienisz zdania? – zapytał mnie Adam, gdy bukowaliśmy termin.
– Nigdy w życiu – powiedziałam i podpisałam wszystkie stosowne dokumenty.
Byłam szczęśliwa
Adam chciał mieć skromny ślub, ale ja marzyłam o uroczystości, którą zapamiętam do końca życia. Mój narzeczony nie wtrącał się w przygotowania, zostawiając mi we wszystkim wolną rękę. A ja zaplanowałam i przygotowałam uroczystość z pompą.
– To był przepiękny ślub – słyszałam od weselnych gości, którzy jeszcze przez wiele dni zachwycali się uroczystością – Oby wasze dalsze dni były równie piękne jak ten – składali życzenia. A ja nie wątpiłam, że właśnie tak będzie.
Kilka dni po naszym wielkim dniu przyszły kolejne dobre wiadomości. Okazało się, że gotówka z kopert jest na tyle sowita, iż spokojnie wystarczy na wkład własny do naszego wymarzonego mieszkania. A ponieważ znalazł się także kupiec na moją kawalerkę, to nasze plany zaczęły nabierać realnych kształtów.
– Czekają nas wspaniałe lata wspólnego życia – zapewniał mnie mój mąż. A ja nie miałam powodów, aby mu nie wierzyć.
W ciągu kilku kolejnych dni wpłaciłam pieniądze z prezentów na konto, a zaraz potem sfinalizowałam sprzedaż mieszkania. A jednocześnie wyrobiłam upoważnienie dla swojego męża.
– Przecież i tak teraz wszystko jest wspólne – powiedziałam z uśmiechem.
I zaraz potem zaprosiłam Adama na romantyczną kolację, na której wznieśliśmy toast za naszą przyszłość.
Mąż mnie okradł
Moje szczęśliwe życie skończyło się szybciej, niż tak naprawdę się zaczęło. Tego dnia wracałam do domu w podskokach. Właśnie zarezerwowałam naszą podróż poślubną i już nie mogłam się doczekać, aby powiedzieć o tym Adamowi.
Mieszkanie było puste. A gdy zadzwoniłam do męża, to okazało się, że jego telefon jest poza zasięgiem. I wtedy zapaliła mi się czerwona lampka. Szybko sprawdziłam szafy i okazało się, że nie ma w nich ciuchów mojego męża. Podobnie było z jego kosmetykami i rzeczami osobistymi. Wszystkie zniknęły.
A i tak nie to było najgorsze. Kiedy w przypływie paniki przeglądałam wszystkie schowki i zakamarki mieszkania, to do głowy przyszła mi znacznie gorsza myśl. "Tylko nie to" – myślałam gorączkowo. Jednocześnie logowałam się na konto bankowe. A kiedy zobaczyłam jego stan, to nie chciałam uwierzyć w to, co widzę. Było puste.
Początkowo próbowałam szukać racjonalnego wytłumaczenia, ale w głębi duszy już wiedziałam, że takiego nie ma. A kiedy zorientowałam się, że zniknęła także moja biżuteria, to już nie mogłam zaprzeczać faktom. "Okradł mnie" – pomyślałam zrozpaczona.
Policja niewiele mogła zrobić. Tak naprawdę to Adam był moim mężem i miał upoważnienie do konta. Gdzie tu przestępstwo? Mój mąż ulotnił się z wszystkimi moimi pieniędzmi, a ja zostałam bez mieszkania, kasy i z kiepskimi perspektywami na przyszłość. I sama nie wiem, jak mam wybrnąć z tej sytuacji.
Ewa, 30 lat
Czytaj także:
- „Wróciłam do męża i szybko tego pożałowałam. Teraz mam nauczkę, by nie wchodzić 2 razy do tej samej rzeki”
- „Odszedłem do bogatej kochanki, ale szybko zrozumiałem błąd. Nie mam pojęcia, czemu żona nie chce mnie znać”
- „Los rozdzielił nas na 30 lat, ale naszego uczucia nie dało się przerwać. Stara miłość nie rdzewieje”

