„Narzeczony powinien dostać nagrodę za oskarową rolę tchórza. Zobaczył 2 kreski i wziął nogi za pas”
„Pytałam, co jest grane, ale twierdził, że nie mam się czym przejmować. Nie brzmiało to przekonująco. Drążyłam temat z uporem maniaka. W końcu nie wytrzymał i oznajmił rozgoryczony, że nie jest gotowy na dziecko”.

- listy do redakcji
Zawsze marzyłam o tym, aby zostać mamą. Nie przypuszczałam jednak, że stanie się to tak szybko. Razem z Michałem mieliśmy wiele planów na przyszłość, przy czym założenie rodziny nie było priorytetem. Chcieliśmy trochę pojeździć po świecie i rozwijać się zawodowo, a tu taki klops.
Mieliśmy wspólne plany
Michała poznałam na ostatnim roku studiów. Zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Był całym moim światem. Nigdy do nikogo czegoś takiego nie czułam. Wierzyłam w to, że spotkałam swoją bratnią duszę – kogoś, u czyjego boku się zestarzeję. Urzekł mnie poczuciem humoru, czułością oraz umiejętnością słuchania, co uważam za rzadkie u facetów. Przynajmniej ja wcześniej takiego mężczyzny nie spotkałam.
Po pół roku randkowania zaręczyliśmy się – ku wielkiej uciesze moich rodziców, którym bardzo zależało na wydaniu mnie za mąż. Już dawno przywykłam do tego, że są tradycjonalistami, aczkolwiek czasami ich poglądy mnie irytowały.
Niedługo po zaręczynach poczułam się dziwnie. Początkowo wydawało mi się, że to zwykłe przemęczenie, które przejdzie, jeśli trochę odpocznę. Miała ostatnio sporo na głowie. Tymczasem nic takiego nie nastąpiło i wtedy przemknęła mi przez głowę myśl, że być może jestem w ciąży. Potwierdził to test, jaki zrobiłam w tajemnicy przed Michałem. Chciałam mieć pewność przed przekazaniem mu tej nowiny. Sama nie końca wiedziałam, co myśleć. Z jednej strony autentycznie się cieszyłam, a z drugiej żywiłam mnóstwo obaw. Zastanawiałam się też, jak zareaguje mój ukochany. Nie rozczarował mnie.
– Skarbie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz – zapewniał.
– Nawet nie wiesz, jak jestem szczęśliwa.
Dwie kreski zmieniły wszystko
Uwierzyłam w jego słowa i wszystko od razu nabrało intensywniejszych kolorów. Wpadłam w wir zakupów. Gromadziłam ubranka i przydatne akcesoria, co sprawiało mi ogromną radość. Powoli zaczynałam oswajać się z myślą, że już wkrótce zostanę mamą. Ustaliliśmy, że do momentu narodzin malucha nie chcemy znać jego płci. Niech to będzie niespodzianką. Rodzicom udzielił się mój entuzjazm, bo ponad wszystko pragnęli wnuka.
Niestety, sielanka nie trwała długo. Michał nagle się zmienił. Spędzał coraz więcej czasu w pracy, często pozostawał po godzinach, a na domiar złego unikał zbliżeń. Między nami układało się coraz gorzej. Pytałam, co jest grane, ale twierdził, że nie mam się czym przejmować. Nie brzmiało to przekonująco. Drążyłam temat z uporem maniaka. W końcu nie wytrzymał i oznajmił rozgoryczony, że nie jest gotowy na dziecko.
Nie dowierzałam własnym uszom, kiedy mówił, że perspektywa zostania ojcem go przerasta. Jeszcze niedawno opowiadał coś zupełnie innego. Zniknął z dnia na dzień. Przysłał jedynie SMS-a z prośbą o wybaczenie. Jak gdyby nigdy nic, ot tak po prostu, wymeldował się z mego życia.
Gdyby nie rodzice, nie dałabym sobie rady
Bardzo ciężko zniosłam odejście Michała. Popadłam w depresyjny nastrój, co bardzo martwiło moich rodziców. Starali się wspierać mnie najlepiej, jak tylko potrafili. Przeprowadziłam się do nich, ponieważ sama nie byłabym w stanie ogarniać wszystkich spraw. Wielokrotnie próbowałam skontaktować się z Michałem, ale bezskutecznie. Zmienił numer telefonu. W ogóle nie interesował go przebieg ciąży.
Po cichu liczyłam na to, że kiedy dzidziuś pojawi się na świecie, to coś mu się odmieni. Jednak jak mawia stare przysłowie, nadzieja jest matką głupich. Byłam doszczętnie załamana. Nie umiałam zrozumieć, jak można tak postąpić, wykazując się bezdusznością i totalnym brakiem odpowiedzialności.
– Nie martw się, kochanie, damy sobie radę – pocieszała mnie mama, podczas gdy ja miałam ochotę umrzeć.
Kiedy urodziłam Milenkę, pojawiła się wiara w lepsze jutro. Niemniej wciąż nie potrafiłam pogodzić się z tym, że moja córeczka nie ma ojca. Z całych sił zaangażowałam się w opiekę nad słodką i niewinną kruszynką, w czym rodzice dzielnie pomagali. Co tu ukrywać, rola dziadków ich zachwycała. W miarę upływu czasu poczucie zadowolenia i głębokiej satysfakcji zastępowało smutek i rozgoryczenie. Rana się zabliźniła, ale byłam pewna, że nigdy się nie zagoi.
Bez rodziców bym przepadła. Nakłonili mnie do powrotu na rynek pracy. Po narodzinach córki odkryłam nową pasję. Założyłam bloga o rodzicielstwie, którego pisałam wieczorami, gdy Milenka spała. Ku mojemu zaskoczeniu w dość krótkim czasie pozyskałam szerokie grono czytelników, dzięki czemu ponownie zaczęłam wierzyć we własne możliwości. Moja samoocena dramatycznie spadła po zniknięciu Michała. Jedna z moich znajomych powiedziała mi, że widziała go z nową dziewczyną. Zastanawiałam się, czy ją również wystawi do wiatru, jeśli okaże się, że zaszła w ciążę.
Marnotrawny chciał wrócić po latach
O Michale nigdy nie zapomniałam, aczkolwiek stał się nieprzyjemnym wspomnieniem. Poukładałam swoje puzzle od nowa. Kiedy Milenka miała 3 latka, poznałam Szymona. Był w bardzo podobnej sytuacji – żona zostawiła jego i ich synka. Nie przypuszczałam, że mężczyznom też się takie rzeczy przytrafiają. To nas zbliżyło do siebie i zaczęliśmy się spotykać. Rok później wzięliśmy ślub. Szymon to wspaniały człowiek i wiem, że mogę na niego liczyć.
Jest też niezwykle wyrozumiały, dlatego nie zataiłam przed nim informacji o tym, że Michał niespodziewanie się odezwał. Znalazł mój profil na Facebooku i zwrócił się z prośbą o aktualny numer telefonu. Odmówiłam. Napisał, że bardzo żałuje swojego postępku i chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o naszym dziecku. Szczytem bezczelności było zapytanie, czy mógłby je zobaczyć.
Nie chciałam mieć z nim niczego wspólnego. Potraktował mnie podle, a teraz zamierzał bawić się w dobrego tatusia. Kazałam mu się odczepić. Zagroziłam, że jeżeli nie da mi spokoju, zgłoszę sprawę na policję i wystąpię o sądowy zakaz zbliżania się, co okazało się na tyle skuteczne, że zamilkł.
– Jestem z ciebie dumny – usłyszałam od męża. – Taki typ zasługuje jedynie na to, żeby się smażyć w piekle.
– Całkowicie się z tobą zgadzam – przytaknęłam.
Dzisiaj wiem, że po burzy wychodzi słońce. Życie pisze różne scenariusze, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Justyna, 31 lat
Czytaj także:
„Ksiądz z ambony potępiał zdradę, a sam miał grzeszki na koncie. Nawet pielgrzymka nie wystarczy za pokutę”
„Nigdy nie rozumiałam złośliwych dowcipów o teściowej. Do czasu aż moja wlazła z buciorami w moje życie”
„Mąż spał z pilotem na kanapie, więc ja zasypiałam w objęciach 20-letniego trenera. W życiu trzeba korzystać z okazji”