Reklama

W przeciwieństwie do wielu moich koleżanek nigdy nie marzyłam o białej sukni z welonem i płomiennej przysiędze przed ołtarzem. Zawsze uważałam, że miłość to nie motylki w brzuchu, a codzienne kompromisy. Miałam – i w dalszym ciągu mam – do tematu związków pragmatyczne podejście. Przyznaję jednak, że życie zweryfikowało część moich poglądów.

Między mną a Łukaszem od razu zaiskrzyło. Poznaliśmy się w kinie. Ja przyszłam sama, on też był w pojedynkę, ale salę opuściliśmy już razem. Poszliśmy na kawę i długo rozmawialiśmy o swoich ulubionych filmach. Okazało się, że mamy podobny gust. Zaczęliśmy się spotykać, a nić porozumienia szybko przerodziła się w głębokie uczucie. Przy Łukaszu czułam się dobrze, komfortowo i – co najważniejsze – bezpiecznie.

Kiedy mi się oświadczył, nie miałam żadnych wątpliwości i od razu powiedziałam „tak”. Wtedy mi się wydawało, że jest absolutnym pewniakiem – spokojny, ułożony, mocno stąpający po ziemi. Miał być facetem, u boku którego się zestarzeję. No cóż, stało się inaczej.

Wierzyłam, że trafiłam na tego jedynego

Zanim poznałam Łukasza, spotykałam się z paroma facetami, ale z żadnym z nich nie związałam się na dłużej. Nie byli materiałami na poważnych partnerów. Łukasz różnił się od nich pod każdym względem i tym właśnie mnie ujął.

W przygotowania do ślubu, które zajęły nam niespełna rok, był bardzo zaangażowany. Potraktowałam to jako dobry znak. Razem wybieraliśmy zaproszenia, wspólnie układaliśmy listę gości oraz weselne menu. Od początku nie mieliśmy zamiaru wyprawiać hucznej imprezy. Preferowaliśmy mniejsze, ale sprawdzone grono osób, w których towarzystwie czuliśmy się po prostu dobrze. Nasi rodzice dzielnie nas wspomagali. Cieszyliśmy się, że od razu się polubili i że na tym polu nie dojdzie do starć. Ogólnie rzecz biorąc, przygotowania upływały w pozytywnej atmosferze, bez jakiejś nerwówki i niepotrzebnych spięć. To dawało mi podstawy, żeby z optymizmem patrzeć w przyszłość – na tym etapie widziałam ją w jasnych barwach.

Przed ślubem nie mogło oczywiście zabraknąć wieczoru kawalerskiego. Byłam całkowicie spokojna, ponieważ Łukasz nie był typem faceta rzucającego się w wir dzikich imprez z rozbieranymi tancerkami. Podeszłam zatem do tego bez większych emocji i z zaufaniem.

Wieczór panieński spędziłam z przyjaciółkami w domu na pogaduchach. Zamówiłyśmy sushi. Nie miałam ochoty na szaleństwa. Jestem domatorką. Włóczenie się po klubach to zdecydowanie nie moja bajka. Było przemiło i sympatycznie, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Spać poszłam przed północą. Łukasz wrócił do domu nad ranem, uśmiechnięty i zadowolony.

Dobrze się bawiłeś? – zapytałam.

– Tak, było spoko – odparł i udał się pod prysznic, a ja kontynuowałam spanie.

Bajka zamieniła się w koszmar

W dniu ślubu miałam wrażenie, że dostałam skrzydeł. W moim sercu zagościła lekkość i radość. Miałam fantastyczny humor i piękny makijaż wykonany przez moja serdeczną koleżankę, zajmującą się właśnie wizażem. Suknia leżała na mnie jak ulał. Do odjazdu do kościoła pozostała godzina. Chciałam spędzić ją samotnie i chwilę odpocząć. Wtedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. To była Magda, moja przyjaciółka. Miała twarz bladą niczym ściana i łzy w oczach. Od razu wiedziałam, że coś się stało.

Nie wiem, jak ci to powiedzieć – prawie płakała – ale muszę to zrobić.

W mojej głowie momentalnie pojawiły się dziesiątki czarnych scenariuszy. Udzielił mi się nastrój Magdy. Stała przede mną cała roztrzęsiona.

– Na litość boską, mów, co się dzieje.

Łukasz cię zdradził.

Wpatrywałam się w Magdę z niedowierzaniem. Nogi miałam jak z waty.

– Co takiego?

Właśnie się dowiedziałam.

– Jak to? Od kogo?

– Jacek nie wytrzymał i mi o wszystkim opowiedział. Zaznaczył, że jeśli ja ci nie powiem, to on to zrobi. Ma koszmarne wyrzuty sumienia

Zaszumiało mi w uszach, musiałam usiąść.

Nie rozumiem... – wyszeptałam. – To niemożliwe.

Otóż koledzy Łukasza organizujący wieczór kawalerski, dla „żartu” zamówili striptizerkę. Upili się, a Łukasz zabrał dziewczynę na stronę. Podobno nie trwało to długo, co nie zmienia faktu, że się wydarzyło. Huczało mi w głowie. Jeśli mogłabym o cokolwiek posądzić Łukasza, to na pewno nie o zdradę. Posiedziałam jeszcze kilka minut i pomimo że mój świat runął w gruzach, skończyłam się szykować.

– Jak to? – zdziwiła się Magda. – Nie odwołujesz ślubu?

– Nie.

Chciałam czegoś spróbować

Godzinę później stanęłam z Łukaszem ramię w ramię przed ołtarzem, nie dając niczego po sobie poznać. Wyglądał na szczęśliwego albo takiego udawał. Powtórzyłam za księdzem słowa przysięgi w pełni świadoma tego, że kłamię. Również i w trakcie wesela przebrałam dobrą minę do złej gry, wprawiając w osłupienie Magdę, Jacka i wszystkich tych, którzy byli wtajemniczeni w sprawę.

Wiedziałam już, że moja i Łukasza historia nie zakończy się szczęśliwie. Wiedziałam już, że nie będziemy razem na zawsze. Dopiero kiedy znaleźliśmy się wczesnym rankiem w domu, zapytałam go o wieczór kawalerski.

– Kim była dziewczyna, z którą się przespałeś?

Skąd o tym wiesz? – był w ciężkim szoku.

– To bez znaczenia.

Zaczął się tłumaczyć. Zapewniał, że był to jednorazowy wybryk, który się nigdy nie powtórzy. Przepraszał, mówił, że żałuje i że nie chciał mnie zranić. Błagał, abym z nim została, bo bardzo mnie kocha. Odeszłam, ale nie od razu.

Po paru miesiącach złożyłam pozew o rozwód. Łudziłam się, że mu wybaczę, ale nie potrafiłam i wciąż nie potrafię tego uczynić. Z ogromnym trudem przyszło mu zaakceptowanie mojej decyzji, ale innego wyjścia nie było. Dlaczego z tym zwlekałam? Chyba pragnęłam sprawdzić siebie i przy okazji jego w bardzo trudnej sytuacji. Musiałam pewne rzeczy zrozumieć, dojrzeć do nich. Nie zdołał mnie uprosić o drugą szansę.

Wszyscy zadawali mi to samo pytanie: „dlaczego?”, lecz nie zamierzałam na nie odpowiadać. Łukasz do dziś podejmuje próby nawiązania ze mną kontaktu, chociaż od rozwodu minęło pół roku. Nie reaguję. Nie chcę z nim rozmawiać ani go oglądać. Coś się we mnie na dobre wypaliło. Dawne uczucia nie wrócą, podobnie jak doszczętnie zniszczone zaufanie.

Daria, 32 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama