„Narzeczony zasiał we mnie nasionko, ale zapomniał wspomnieć o 2 rodzinie. To, co zaproponował, wbiło mnie w ziemię”
„Odruchowo się rozłączyłam. To musiała być pomyłka. Serce waliło mi jak młot. Patrzyłam tępo w ścianę. Po minucie telefon zadzwonił z powrotem. Nieznany numer. – Sylwia, tak? Nie bój się, nie będę robić scen. Spotkajmy się”.

- Redakcja
Nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że jeszcze kilka miesięcy temu byłam po prostu szczęśliwa. Tak po ludzku. Miałam Jarka – faceta, który z dnia na dzień stał się dla mnie całym światem. Przystojny, dojrzały, zabawny. Intrygował mnie tym, że nie mówił zbyt wiele o sobie – zbywał pytania żartem, mówił, że lubi „żyć tu i teraz”. Może właśnie dlatego go pokochałam. Za to, że wszystko z nim było takie intensywne. Szybkie. Jakbyśmy nie mieli czasu.
Spotykaliśmy się przez pół roku. Najpierw u mnie – zawsze w tygodniu. Potem czasem u niego – w kawalerce w bloku, którą nazywał „przechowalnią”. Nigdy nie było tam zdjęć, nigdy żadnych pamiątek. Ale ja nie pytałam. Wmawiałam sobie, że to nieistotne. Że liczy się to, co jest między nami.
Dwa tygodnie temu zorientowałam się, że spóźnia mi się okres. Zrobiłam test ciążowy. Po dwóch minutach pojawiły się dwie kreski. Trzymałam ten plastikowy kawałek w dłoni i śmiałam się przez łzy. Myślałam, że będzie się cieszył. Że to będzie nasz nowy początek.
– Jarek, muszę ci coś powiedzieć – szepnęłam przygotowawczo do słuchawki, dzwoniąc do niego następnego dnia wieczorem.
Nie odebrał. Spróbowałam raz jeszcze. I jeszcze. Za czwartym razem usłyszałam kliknięcie.
– Halo? – odezwał się kobiecy głos.
Zamarłam.
– Czy mogę rozmawiać z Jarkiem?
– Jarka nie ma. Jestem jego żoną. Kto mówi?
Odruchowo się rozłączyłam. To musiała być pomyłka. Serce waliło mi jak młot. Patrzyłam tępo w ścianę. Po minucie telefon zadzwonił z powrotem. Nieznany numer.
– Sylwia, tak? – Ten sam kobiecy głos, spokojny, prawie chłodny. – Nie bój się, nie będę robić scen. Spotkajmy się. Jutro. W kawiarni „Pianka” przy metrze. O 17. Proszę, przyjdź.
Klik. Rozłączyła się, zanim zdążyłam zapytać, skąd zna moje imię.
Nie żałowałam mu gorzkich słów
Nie spałam prawie całą noc. W głowie miałam wir. Czy to możliwe? Jarek – żonaty? Przecież… Przecież mówił, że jest sam. Że „nie ma nikogo, kto na niego czeka po pracy”. Że czasem czuje się samotny. A jednak ten głos… ten spokojny, kobiecy głos w słuchawce nie pozostawiał wątpliwości.
Czy to jakaś pomyłka? Może to była żona? Może znajoma? Przecież nie mógłby tak kłamać. Nie mój Jarek. Ale z każdą minutą wątpliwości gasły, a ich miejsce zajmował gniew. Wściekłość. Poczucie upokorzenia.
W południe chwyciłam za telefon i wybrałam jego numer. O dziwo – odebrał od razu.
– Sylwia… – odezwał się cicho.
– Jarek, co to, do cholery, miało znaczyć?! – krzyknęłam, zanim zdążył cokolwiek dodać. – Rozmawiałam z twoją żoną. Żoną! Masz coś na swoją obronę?!
– Sylwia… daj mi chwilę, proszę. To nie jest takie proste.
– Nie jest proste? – prychnęłam. – Kłamstwo nigdy nie jest proste, Jarek. Ale chyba trzeba mieć jaja, żeby się przyznać, że przez pół roku wodziłeś mnie za nos!
– Kochanie, proszę… Ja naprawdę chciałem ci wszystko powiedzieć. Ale nie wiedziałem jak. Wiem, że cię skrzywdziłem. Ale…
– Ale co?! – przerwałam mu. – Mam twój głos w głowie, kiedy mówiłeś, że „nigdy wcześniej nikogo tak nie kochałeś”. To też było kłamstwo?
Po drugiej stronie zaległa cisza. W końcu westchnął.
– Nie chcę stracić ani ciebie, ani jej. Sylwia… nie rozłączaj się, błagam. Spotkajmy się, porozmawiajmy…
– Za późno, Jarek – szepnęłam. – Jutro mam spotkanie z twoją żoną.
Rozłączyłam się. Ręce mi się trzęsły. Wiedziałam, że muszę tam pójść. Muszę usłyszeć wszystko. Z jej ust.
O wszystkim wiedziała
Weszłam do kawiarni dziesięć minut wcześniej. Usiadłam w rogu, plecami do drzwi. Bałam się. Nie tego, co powie – ale tego, co poczuję. Czy to będzie wstyd? Złość? A może litość? Nie wiedziałam, jaka jestem w tej całej historii – oszukana, czy współwinna?
Zamówiłam herbatę. Dłońmi obejmowałam filiżankę, jakby mogła mnie ochronić przed światem.
– Sylwia? – Usłyszałam za sobą kobiecy głos.
Podniosłam wzrok. Stała przede mną kobieta w jasnym płaszczu, zadbana, o nienagannym makijażu i oczach, w których nie było cienia emocji. Spokojna. Aż nienaturalnie spokojna.
– Anna – przedstawiła się, siadając naprzeciwko. – Dziękuję, że przyszłaś.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, czy powinnam się przywitać, przeprosić, czy po prostu wstać i wyjść.
– Nie zamierzam robić ci awantury – zaczęła, patrząc mi prosto w oczy. – Wiem o tobie od dawna.
– Słucham? – uniosłam brwi.
– Tak. Wiedziałam, że Jarek z kimś się spotyka. Poznałam jego rytm. Milczenia. Zmiany nastrojów. I zapach perfum na jego koszulach. Ale nie reagowałam. Czekałam, aż sam się przyzna. Ale on… nigdy nie ma odwagi.
– Myślałam, że jest wolny – powiedziałam cicho. – Gdybym wiedziała…
– Wiem – przerwała mi. – Dlatego tu jesteśmy. Żebyś wiedziała.
Zamilkłyśmy na chwilę. W powietrzu unosiła się cisza, gęsta i nieprzyjemna. W końcu Anna uniosła filiżankę i upiła łyk kawy.
– Nie dziwi mnie, że cię oszukał. Jest dobry w tym. Potrafi być czuły, romantyczny, opiekuńczy. Umie mówić to, co chcesz usłyszeć. Zanim się obejrzysz, jesteś zakochana i nie wiesz, jak się z tego wyplątać.
– To nie tak… – zaczęłam, ale przerwała mi znów.
– Powiedz, Sylwia. Naprawdę myślałaś, że jesteś jedyna?
– On mi przysięgał, że mnie kocha – odpowiedziałam, z trudem panując nad głosem. – Że to ze mną chce przyszłości.
Anna uśmiechnęła się. Ale ten uśmiech był gorzki, jakby nie należał do niej.
– Mówił mi to samo. I innej przed tobą też. I pewnie jeszcze komuś po tobie powie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Poczułam, jak dławi mnie coś w gardle.
– Chciałam tylko, żebyś wiedziała – powiedziała na koniec. – Nie po to, byś czuła się winna. Tylko po to, żebyś nie robiła sobie nadziei. On się nie zmieni.
– A ty? Dlaczego z nim jesteś? – spytałam nagle. – Jeśli wiesz o wszystkim?
Spojrzała na mnie przez chwilę, a potem odparła:
– Moja walka skończyła się dawno temu. Teraz tylko obserwuję, jak inne kobiety przechodzą ten sam ból, co ja.
Wstała i wyszła, zostawiając mnie samą z herbatą, która już dawno wystygła.
Jakbym nigdy go nie znała
Siedziałam jeszcze przez kilka minut w tej kawiarni, jakby coś mnie trzymało przy krześle. Nie mogłam się ruszyć. W głowie wciąż słyszałam słowa: „Nie jesteś pierwsza. I nie będziesz ostatnia”.
Tego wieczoru nie odezwałam się do Jarka. Nie miałam siły. Ale on napisał. Kilka razy. „Tęsknię”, „Musimy porozmawiać”, „Wszystko ci wyjaśnię”. Zignorowałam to. Aż do kolejnego poranka.
Wysłałam mu jedno krótkie zdanie: „Spotkajmy się. Dziś. U mnie”.
Przyszedł spóźniony. Jak zwykle. Z tym samym skruszonym spojrzeniem, z którym potrafił przekonać mnie do wszystkiego. Ale nie tym razem.
– Sylwia… – zaczął.
– Siadaj – przerwałam mu chłodno. – I nie mów jeszcze nic. Najpierw ja.
Wskazałam mu krzesło naprzeciwko i sama usiadłam. Wzięłam głęboki oddech. Patrzyłam mu w oczy, a w środku wszystko drżało.
– Spotkałam się z twoją żoną.
Jarek zamarł. Twarz mu pobladła.
– Co… co ona ci powiedziała?
– Prawdę. Całą prawdę. Że wiedziała o mnie. Że wiedziała też o innych. Że prowadziłeś podwójne życie. I że to nie pierwszy raz.
Jarek spuścił wzrok.
– Sylwia, to skomplikowane… Ja… chciałem to zakończyć, ale…
– Ale co? – uniosłam głos. – Ale nie potrafiłeś? Nie umiałeś wybrać między żoną a mną? A może tobie było dobrze tak, jak jest – tu trochę czułości, tam wygodne życie, zero odpowiedzialności?
– Ja cię naprawdę kocham – powiedział cicho. – Ty jesteś inna niż wszystkie.
– Wszystkie? – powtórzyłam z goryczą. – Czyli masz już swoją kolejkę?
Chciałam go uderzyć. Zamiast tego wstałam i stanęłam przy oknie.
– Jarek… ja jestem w ciąży – powiedziałam nagle, odwracając się do niego.
Spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Przez moment nie mówił nic.
– To… niemożliwe.
– Możliwe. Potwierdzone dwoma testami i jednym badaniem.
Wstał. Zbliżył się o krok.
– Sylwia… To zmienia wszystko. Zrobię, co trzeba. Może… może się uda. Jakoś.
– Naprawdę? A z którą z nas zamierzasz wychowywać to dziecko?
Zamilkł. Uświadomiłam sobie, że nie tylko nie potrafi być ojcem – on nie potrafi być nawet mężczyzną, który bierze odpowiedzialność.
– Jarek – powiedziałam twardo – nie chcę, żebyś był ojcem mojego dziecka. Bo jeśli nie potrafiłeś być nim we własnym domu, to dlaczego miałbyś nagle być nim tutaj?
Nie odpowiedział. Stał z opuszczonymi ramionami. Bezradny. Mały. A ja – po raz pierwszy od wielu tygodni – poczułam, że mam nad nim przewagę.
Miałam przed sobą dylemat
Wyszłam z mieszkania zaraz po tym, jak Jarek opuścił moje cztery ściany. Nie mogłam tam zostać – wszystko mi go przypominało. Kawałki jego życia rozrzucone między moimi rzeczami: szczoteczka do zębów, kubek po herbacie, szalik przewieszony przez oparcie krzesła.
Szłam bez celu. Miasto było szare, ciężkie, spowite w sierpniowym upale i tłumie ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że właśnie zawalił się mój świat.
Zatrzymałam się przy fontannie, usiadłam na murku i w końcu pozwoliłam łzom lecieć. Nikt nie zwracał na mnie uwagi – może to i lepiej. Może każdy ma swoją tragedię i po prostu idzie dalej.
W głowie miałam tysiące myśli. Miałam trzy wyjścia: udawać, że nic się nie stało i przyjąć Jarka z powrotem. Wyrzucić go z życia i wychować dziecko sama. Albo... udawać, że nic nigdy nie było. Choć to akurat niemożliwe.
Nie wiedziałam, czego chcę. Nie wiedziałam, kim jestem. Zawieszona między miłością a pogardą, nadzieją a przerażeniem. Nagle poczułam się tak, jakby moje ciało i dusza przestały być ze sobą zsynchronizowane.
Wyciągnęłam telefon. Zadzwoniłam do Marty – mojej przyjaciółki. Po trzech sygnałach odebrała.
– Hej, Sylwia. Wszystko w porządku?
Nie odpowiedziałam od razu.
– Nie. Potrzebuję cię – wyszeptałam.
Godzinę później siedziałyśmy u niej w kuchni. Podała mi herbatę i ciastko, choć wiedziała, że nic nie przełknę.
– Jestem w ciąży – powiedziałam bez owijania.
Marta spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– Jarek?
– Mhm. I jest żonaty. Od początku kłamał mi w żywe oczy. A teraz... udaje, że coś się da jeszcze z tego posklejać.
Marta zacisnęła usta. Była ze mną, gdy się poznaliśmy. Wiedziała, jak bardzo go kochałam.
– Słuchaj, Sylwia. Wiem, że to trudne. Ale teraz musisz przestać o nim myśleć. Zacznij myśleć o sobie. I o dziecku.
– Nie wiem, czy dam radę.
– Dasz. Nie jesteś sama. Ja ci pomogę. Twoja mama też. Ale nie pozwól, żeby to dziecko było karą. Ono może być twoją siłą.
– Ale co, jeśli będę go kochać, ale zawsze widzieć w nim Jarka?
– To nie jego wina. Ty zdecydujesz, kim dla niego będzie.
Siedziałyśmy w ciszy jeszcze długo. W końcu, po raz pierwszy od wielu dni, poczułam coś na kształt spokoju.
Chciał mieć nas obie
Nie chciałam się z nim widzieć. Przez trzy dni ignorowałam jego wiadomości. Wysyłał mi po kilkanaście dziennie – „Tęsknię”, „Chcę naprawić wszystko”, „Błagam, odezwij się”. W końcu napisał: „Jeśli nie chcesz mnie znać, powiedz mi to prosto w twarz. Należy mi się”.
Może i tak. Może faktycznie zasłużył na rozmowę. A może ja sama potrzebowałam tego bardziej, niż chciałam przed sobą przyznać.
Spotkaliśmy się w parku, niedaleko mojego mieszkania. Przyszedł wcześniej. Stał pod drzewem, nerwowo przydeptując kamyki czubkiem buta. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się – nieśmiało, jak dzieciak, który coś przeskrobał i liczy na litość.
– Sylwia… – ruszył w moją stronę. – Dzięki, że przyszłaś.
– Przejdźmy się – powiedziałam bez emocji.
Szliśmy chwilę w ciszy.
– Myślałem o tym wszystkim. O nas. O dziecku. I… może to jakiś znak, rozumiesz? Może to ma sens? – mówił pospiesznie. – Moglibyśmy jakoś to poukładać. Nie chcę cię stracić.
– Za późno, Jarek – powiedziałam cicho. – Straciłeś mnie w momencie, kiedy okazało się, że przez pół roku byłam tylko dodatkiem do twojego życia.
– To nieprawda! Nigdy nie byłaś „dodatkiem”. Ty byłaś… wszystkim – zatrzymał się. – Po prostu nie potrafiłem zrezygnować z tego, co miałem. Ale to nie znaczy, że nie chciałem z tobą przyszłości.
– Właśnie znaczy. Przyszłość to nie jest coś, o czym się mówi. To coś, co się wybiera – odpowiedziałam spokojnie.
– Ale ja nie chcę stracić ciebie ani jej. Musisz to zrozumieć – wypalił nagle. – Każda z was daje mi coś innego. Obie… kocham.
Roześmiałam się. Szczerze, gorzko, z rozpaczą.
– Wiesz, jak to brzmi? Jakbyś mówił o dwóch różnych samochodach. Jeden wygodny, drugi sportowy. I chcesz mieć oba. Ale to nie tak działa, Jarek.
Milczał.
– To dziecko nie będzie twoim zakładnikiem – dodałam. – Nie będę cię błagać, żebyś był obecny. To ja zdecyduję, co będzie dla nas najlepsze.
– Czyli… już nie chcesz, żebym był częścią tego wszystkiego? – spytał. Głos mu się załamał.
Spojrzałam na niego po raz ostatni. I pierwszy raz widziałam w jego oczach lęk. Ale nie o mnie. O samego siebie.
– Chcę, żebyś przestał myśleć, że wszystko ci się należy. Nawet ja – powiedziałam.
Odwróciłam się i odeszłam, nie oglądając się za siebie. Wiedziałam, że to koniec.
Dam sobie radę
Minęły dwa tygodnie. Jarek już się nie odezwał. Nie próbował mnie zatrzymać, nie pisał, nie dzwonił. I dobrze. Ja też nie chciałam, żeby wracał.
Nie jestem jeszcze gotowa, żeby powiedzieć, że wszystko sobie poukładałam. Nadal miewam wieczory, gdy nie mogę zasnąć. Myślę wtedy o tym, jak bardzo dałam się nabrać. Jak łatwo uwierzyłam w jego słowa. Ale są też momenty, kiedy łapię się na tym, że oddycham swobodniej. Że już nie czekam na wiadomość. Że nie mam nadziei.
Ciąża… to nadal brzmi obco. Codziennie uczę się oswajać to słowo. Uczę się kochać kogoś, kogo jeszcze nie widziałam. To już nie jest „problem”. To będzie moje dziecko. Moja decyzja. Moje życie.
Na razie nie wiem, jak sobie poradzę. Może będzie trudno. Może czasem będę płakać po nocach. Ale wiem, że nie wrócę do przeszłości. Mam Martę. Mam mamę. I mam siebie. A to już coś.
Czy kiedyś jeszcze zaufam jakiemuś mężczyźnie? Nie wiem. Ale dziś – po raz pierwszy od dawna – nie boję się tej niewiedzy.
Sylwia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Latem sąsiad zapraszał mnie do swojego sadu, a ja korzystałam. Teraz w moim brzuchu rośnie mała brzoskwinia”
- „Po 20 latach znalazłam swoją pierwszą miłość w internecie. Był wdowcem z 3 dzieci, ale mi to nie przeszkadzało”
- „Zostałam grzybową wdową przez mojego męża. Godzinami suszyłam podgrzybki i borowiki, gdy on bawił się w najlepsze”

