„Narzeczony zamiast pracować w delegacji, dobijał interesy z kochanką w Chorwacji. Moją zemstę popamięta na długo”
„To była prawda, której się bałam. I która właśnie wylała się na mnie jak kubeł zimnej wody. Wiedziałam, że coś się dzieje. Od dawna. Ale zobaczyć to? Zobaczyć ją w jego koszuli, w tym łóżku, z tym samym uśmiechem, który kiedyś był tylko dla mnie? Zamknęłam galerię. Odłożyłam telefon”.

- Redakcja
Nie wiedziałam, że te wakacje będą dla mnie początkiem końca czegoś, w co wierzyłam bezgranicznie. Pakowałam walizkę, jakbyśmy wybierali się w podróż poślubną, choć do ślubu jeszcze zostało nam kilka miesięcy. Z Patrykiem jesteśmy razem od trzech lat, zaręczyliśmy się rok temu. To miał być ten wyjazd – ostatni przed ślubem, pełen rozmów o sukni, gościach, miejscu ceremonii. I może... może nawet o dzieciach.
– Kochanie, pamiętaj o tej białej sukience, w której wyglądałaś jak anioł – zawołał z kuchni. – Zabierz ją, zrobimy sobie zdjęcia nad wodą.
Uśmiechnęłam się. Miał tę swoją czułość, to coś, co sprawiało, że każda kobieta czułaby się wyjątkowo. Mimo to, gdzieś w środku od dawna coś mnie uwierało. Cień. Niewidoczny, ale wyraźnie odczuwalny.
Wierzyłam mu. Gdy mówił, że musi jechać do Monachium na tygodniową delegację, nawet nie zadałam pytania. Dlaczego miałabym? Zawsze wracał z jakimś drobiazgiem, pamiątką – raz perfumy, raz magnes na lodówkę z napisem „Ich liebe dich”.
Ale była też Agnieszka.
Nie miałam z nią kontaktu od lat. Kiedyś dzieliłyśmy pokój w akademiku, znałyśmy swoje nawyki, słabości, byłe miłości. Wiedziałam, że kiedyś była związana z Patrykiem, ale to był krótki, niepoważny romans. Tak przynajmniej twierdził. Uwierzyłam, choć w środku mnie zawsze coś drgało, gdy wypowiadał jej imię z tym swoim rozbawieniem. Jakby znał ją lepiej, niż chciał przyznać.
– Przestań analizować, Judyta – mówiłam sobie. – Masz wszystko. Masz miłość.
Ale miłość to nie tylko uczucia. To też zaufanie. A ja chyba od jakiegoś czasu miałam jego tylko namiastkę. Mimo to – pakowałam tę sukienkę. I marzyłam, że Chorwacja ukoi moje wątpliwości. Że morze i słońce wypłuczą ze mnie ten lęk, który nie dawał zasnąć. Bo przecież Patryk by mnie nie okłamał... prawda?
Ziarno niepokoju
Zeszłam wieczorem do restauracji hotelowej po szklanki na wodę. Nie widziałam nikogo z obsługi, więc wzięłam te stojące na blacie. Nagle usłyszałam rozmowę dwóch mężczyzn, Polaków zza drzwi kuchni. Może to byli kelnerzy, a może inni pracownicy.
– Ty, ale numer! – zaśmiał się jeden. – Pamiętasz tego faceta, co tu był miesiąc temu z tą kobietą, co ubierała się na czerwono? Teraz znów jest tym samym pokoju, 214, ale już z inną!
– Hehe, tak, widziałem – odpowiedział drugi. – A ta dedykacja na szampanie wtedy… „Dla Agi – za nasze małe ucieczki”. Romantyk jak się patrzy. Ciekawe, co napisze tej drugiej!
Zamarłam w miejscu. Szklanki zadrżały mi w rękach. Pokój 214. Nasz pokój. Patryk mówił, że zamówi dla nas szampana z hotelowej restauracji. Uśmiechał się wtedy i mówił, że to będzie „na dobry początek wakacji”.
Aga. Agnieszka? Nie, to nie mogło być to. Przecież on... nie... On wtedy był w Niemczech. W delegacji. Mówił, że miał spotkania z klientami. Wysłał mi zdjęcia z lotniska, rachunek z hotelu w Monachium, opowiadał o śniadaniach z samymi kiełbaskami.
Ale jeśli to był ten sam hotel? Ten sam pokój?
– Serio, jakbym miał tyle kasy, też bym zabrał dziewczynę do takiego miejsca. Tylko może nie co miesiąc inną – dodał pierwszy z nich i oddalili się korytarzem, nieświadomi, że świat jednej kobiety właśnie się zawalił.
Zamknęłam się w łazience i usiadłam na boku wanny. Przed oczami stanęła mi Agnieszka. Jej śmiech. Jej białe zęby. To, jak opowiadała, że lubi luksus. I jak Patryk raz – zupełnie mimochodem – wspomniał, że kiedyś zabrał ją „na weekend nad Adriatyk”. Wtedy to zignorowałam.
Teraz nie potrafiłam. Serce waliło mi jak oszalałe. Czy właśnie zaczęłam łączyć fakty?
Konfrontacja
– Patryk… – zaczęłam, gdy tylko zamknął drzwi pokoju za sobą. – Mogę cię o coś zapytać?
– Jasne, co się stało? – odparł, zerkając na mnie spod ręcznika, którym właśnie wycierał włosy. Świeżo po kąpieli, jakby nic się nie działo. Jakby nie miał bladego pojęcia, że w mojej głowie rozgrywa się piekło.
– Byłeś tu miesiąc temu?
Zamarł. Na sekundę. Może dwie. Ale wystarczyło.
– Co? – zapytał z przesadnym zdziwieniem. – Tutaj? W tym hotelu?
– Nawet w tym pokoju – poprawiłam go, patrząc mu prosto w oczy.
Zamrugał. Spuścił wzrok. I wtedy dodałam jeszcze jedno słowo:
– Z Agnieszką?
Zbladł. Ręcznik osunął mu się z dłoni. Miałam ochotę płakać, ale jeszcze się trzymałam.
– Judyta… Agnieszka to… To moja kuzynka – powiedział z wysiłkiem. – Przyleciała na dwa dni do Chorwacji, odwiedzić rodzinę, to… to ją podwiozłem. Pomogłem z noclegiem. Nie chciałem cię martwić, więc nic nie mówiłem. To był jeden wieczór…
– Kuzynka? – przerwałam. – I zamówiłeś jej szampana?
– Co? O czym ty mówisz?
– Słyszałam. Pracownicy hotelu mówili o was. To o szampanie też powiedzieli. To prawda?
Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś obok mnie. Na zasłonę, na lampkę nocną, na wszystko, tylko nie na mnie.
I wtedy przypomniałam sobie: jak kiedyś w kawiarni wybuchł śmiechem, gdy Agnieszka wrzuciła jakiś żart w komentarzach pod zdjęciem. Jak patrzył na telefon, jak uśmiechał się do ekranu.
Jak zbył mnie wtedy machnięciem ręki. „To tylko stara kumpela. Nie bądź zazdrosna”.
Wtedy mu uwierzyłam. Teraz już nie mogłam.
Prawda na ekranie
Patryk wyszedł pod pretekstem – podobno „po lody”. Zostawił telefon w ładowarce. Przez dziesięć minut chodziłam po pokoju, jak tygrys po klatce. Serce waliło mi jak oszalałe, ręce miałam lodowate, mimo że powietrze w pokoju stało jak przed burzą.
W końcu usiadłam na łóżku. Telefon leżał obok. Czarny, gładki, jak tajemnica. Wiedziałam, że nie powinnam. Ale już dawno przekroczyłam granicę spokoju i zaufania.
Wzięłam go do ręki. Odblokowanie – łatwizna. On nie miał przede mną tajemnic… przynajmniej tak sądziłam.
Weszłam w galerię. Szukałam. Zdjęcia z Niemiec, z pracy, z samochodu, z obiadu z klientami. I nagle… folder „Split 2025”. Co? Przecież nie byliśmy wtedy w Splicie.
Kliknęłam.
Pierwsze zdjęcie – balkon z widokiem na zatokę. Drugie – kieliszki wina, dwa. Trzecie – selfie. On i… Agnieszka. Uśmiechnięta, rozczochrana, w jego białej koszuli. Leżeli na tym samym łóżku, na którym teraz siedziałam.
Przybliżyłam datę. Dokładnie trzydzieści jeden dni temu. Dzień, w którym miał być na kolacji służbowej. W Monachium.
Zrobiło mi się niedobrze. Oddech uwiązł w gardle. Nogi zwiotczały, jakby miały się zapaść pod ciężarem tego jednego kadru. Zamknęłam oczy.
To była prawda, której się bałam. I która właśnie wylała się na mnie jak kubeł zimnej wody. Wiedziałam, że coś się dzieje. Od dawna. Ale zobaczyć to? Zobaczyć ją w jego koszuli, w tym łóżku, z tym samym uśmiechem, który kiedyś był tylko dla mnie?
Zamknęłam galerię. Odłożyłam telefon. I usiadłam nieruchomo, jakby czas przestał istnieć. Zdradził mnie. Kłamał. I nie tylko mnie. Zdradził nasze wspólne „jutro”.
Emocjonalne tsunami
Gdy Patryk wrócił, nie powiedziałam ani słowa. Czekałam, aż zamknie drzwi, aż położy torbę z lodami na stole, aż siądzie obok mnie, nieświadomy, że jego świat za chwilę się rozpadnie.
Wzięłam telefon, odblokowałam go i bez słowa podałam mu zdjęcie. To konkretne – ich selfie na łóżku. Ona, półnaga. On, uśmiechnięty. Tło – hotelowy pokój.
– To też twoja kuzynka? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedział. Patrzył na ekran, jakby pierwszy raz widział własne życie. W jego oczach zobaczyłam panikę. Potem przyszedł grymas winy. I... może nawet żal. Ale to było za mało.
– Judyta… To był błąd – szepnął. – Jednorazowy. Nie powinno się to wydarzyć.
– Jednorazowy? – głos mi zadrżał, ale już nie ze smutku. Ze złości. – Jednorazowe rzeczy nie mają folderów z ośmioma zdjęciami. I nie przyjeżdżają z tobą do tego samego pokoju miesiąc później.
– To nie tak... To było przez przypadek, ona wtedy… Judyta, to nic nie znaczyło.
– NIC nie znaczyło?! – krzyknęłam. – Zdradziłeś mnie. Okłamałeś mnie. Patrzyłeś mi w oczy, gdy mówiłeś, że byłeś w Niemczech. A byłeś tutaj. Z nią. Z moją byłą współlokatorką. Człowiekiem, który znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
Rzuciłam telefon na łóżko. Usiadł na krawędzi, jakby ktoś odciął mu nogi. Ja chodziłam po pokoju, ledwo oddychając.
– Myślałam, że cię znam – powiedziałam, cicho tym razem. – Myślałam, że jesteś tym jedynym. Planowałam z tobą życie. Ślub. Dzieci.
– Judyta, błagam... Nie zostawiaj mnie. To był błąd. Ja cię kocham.
Popatrzyłam na niego. Zasłoniłam usta dłonią, bo znów chciało mi się płakać. Ale łzy były inne. Gorące. Wściekłe.
Bez słowa spakowałam swój plecak. Wyszłam z hotelu w sandałach, bez telefonu, bez kierunku. Miasto wirowało, ludzie mówili coś w obcym języku, ale ja słyszałam tylko echo: „To nic nie znaczyło”.
Szedł za mną cień zdrady. I kroków, które kiedyś brzmiały znajomo.
Telefon do Agnieszki
Wróciłam do hotelu, gdy zapadł zmrok. Patryk już spał – albo udawał. Weszłam cicho, wyjęłam telefon z torebki i wyszukałam kontakt: Agnieszka. Numer, który kiedyś podała mi przy winie, śmiejąc się, że „gdybyśmy się zgubiły po imprezie, trzeba się jakoś odnaleźć”.
Wcisnęłam zieloną słuchawkę. Serce waliło mi jak młot.
– Halo? – odezwał się jej głos. Miękki, ciepły, znajomy.
– Cześć, Aga. Tu Judyta.
Cisza. Długa, dusząca.
– Judyta… nie sądziłam, że… – zaczęła, ale przerwałam jej.
– Tak, jestem tu. W pokoju 214. Tym samym. Miesiąc później. Pamiętasz?
Nie odpowiedziała. Słyszałam tylko, jak wciąga powietrze. W końcu powiedziała:
– Nie chciałam, żebyś dowiedziała się w ten sposób.
– A w jaki sposób chciałaś, Agnieszko? Listem? Zaproszeniem na poprawiny po zdradzie?
– Judyta… To wszystko zaczęło się dawno temu. Jeszcze zanim się zaręczyliście. Patryk powiedział mi, że to już się wypaliło. Że to koniec, że jesteście razem tylko z przyzwyczajenia.
– A ty w to uwierzyłaś?
– Chciałam w to wierzyć. Potrzebowałam tego… On zawsze wracał do mnie. Myślałam, że to coś znaczy.
Zamilkłam. W głowie miałam tysiące odpowiedzi, ale żadna nie brzmiała właściwie. W końcu powiedziałam spokojnie:
– Nie zabiłaś mnie tym, Aga. Tylko coś we mnie. Zaufanie.
– Przepraszam… – wyszeptała.
– Nie chcę twojego „przepraszam”. Nie chcę już niczego od was.
Rozłączyłam się. Siedziałam z telefonem w dłoni, patrząc na jego ekran. Żadne łzy nie przyszły. Tylko chłód. Lodowaty, jakby coś we mnie zamarzło na dobre.
Nie musisz nic mówić
Wróciłam do pokoju o świcie. Patryk siedział na łóżku, skulony, z łokciami na kolanach. Spojrzał na mnie, ale nie powiedział ani słowa. W oczach miał to samo, co ja – zmęczenie, rezygnację i świadomość, że wszystko już zostało powiedziane.
Podeszłam do toaletki, zdjęłam pierścionek zaręczynowy i położyłam go na stole.
– Nie musisz nic mówić – powiedziałam cicho. – To koniec. I oboje o tym wiemy.
Nie zaprotestował. Może wreszcie zrozumiał, że jego „to nic nie znaczyło” było gwoździem do trumny, a nie ratunkiem.
Pakowałam się w milczeniu. Rzeczy wrzucane do walizki zdawały się nagle cięższe. Sukienka, którą zabrałam „na zdjęcia nad wodą”, wciąż pachniała perfumami. I wspomnieniami, które właśnie umierały.
Patryk wstał. Podszedł do mnie, jakby chciał mnie dotknąć, ale zatrzymał rękę w połowie drogi.
– Judyta, ja...
– Nie. Po prostu... nie – przerwałam mu, nawet na niego nie patrząc. – Zdradziłeś mnie. Patrzyłeś mi w oczy i kłamałeś. I to nie tylko raz. Nie mam siły udawać, że można to posklejać.
Zamknęłam walizkę. Wzięłam głęboki oddech. Wyszłam z pokoju. Z hotelu. Z życia, które jeszcze kilka dni temu miało być moją przyszłością.
Szłam przez pustą uliczkę, mijając śpiące kawiarnie i zaparkowane skutery. W głowie miałam tylko jedną myśl: już nigdy nikomu tak nie zaufam. Nie po tym wszystkim.
Ale... może to dobrze? Bo jeśli mam budować siebie od nowa, to chcę to zrobić sama. Bez mężczyzny, który całował mnie ustami, którymi jeszcze chwilę wcześniej szeptał coś innej. I bez przyjaciółki, która znała mój zapach, a mimo to wślizgnęła się do mojego świata jak złodziejka.
Nie wiem, co dalej. Nie wiem, gdzie pojadę. Ale wiem jedno – już nie jestem tą samą Judytą. I nie chcę nią być.
Judyta, 31 lat
Czytaj także:
- „Mąż kupił mi blender na rocznicę ślubu. Jeszcze jeden taki prezent, a szybko się wymiksuję z tego małżeństwa”
- „Nie spodziewałam się tego, co zobaczę w domu po powrocie z urlopu. Mąż urządził letnie kino, którego nigdy nie zapomnę”
- „Mój eks zjawił się po 15 latach, jak gdyby nigdy nic. Myślał, że moje drzwi przez te lata były dla niego otwarte”

