Reklama

Od sześciu lat jestem z Filipem – moim narzeczonym. Oświadczył się pół roku temu, na romantycznej kolacji. Wtedy pomyślałam, że może właśnie tak wygląda dorosłość: bez uniesień, ale bezpiecznie. Równy rytm dni. Ślub, mieszkanie, planowanie dziecka. Stabilizacja.

Potrzebowałam odpoczynku

W pracy mam dobrą pozycję – nie najwyższą, ale nikt mi nie patrzy na ręce. Moje życie przypomina elegancko poukładane pudełko – każda rzecz na swoim miejscu. I tylko ja nie wiem, co z tym pudełkiem zrobić. Z Filipem jesteśmy jak dobrze zgrany zespół projektowy. On racjonalny, zawsze logiczny, ja łagodna, porządna. Znamy się do bólu. Wiem, kiedy będzie chciał mówić, a kiedy woli milczeć. Wiem też, kiedy unika rozmowy.

Zbliżały się moje urodziny. Chciałam zrobić coś innego, coś, co nie byłoby ani jego pomysłem, ani kompromisem. Zaproponowałam weekend w górach. Schronisko, śnieg, wędrówki – coś dla nas dwojga, a jednocześnie trochę dla mnie. Zgodził się. Dzień przed wyjazdem, kiedy siedziałam na kanapie i wybierałam trasę wędrówki, Filip wszedł do pokoju i rzucił jedno zdanie, które zmroziło mi krew w żyłach:

– Basia, nie dam rady. Wyskoczył temat w firmie. Muszę zostać.

Nie zaproponował innego terminu. Po prostu odwołał to.

– Czyli wszystko odwołane? – zapytałam cicho.

– No… tak będzie lepiej – powiedział, nie patrząc mi w oczy. – Sorry, Basia.

Nie pierwszy raz to robił. A ja nie pierwszy raz to znosiłam. Cicho, grzecznie, „bo rozumiem”.

Pojechałam sama

Szkoda mi było przepuścić rezerwację, więc spakowałam plecak i pojechałam w Beskidy sama. Droga do schroniska była dłuższa, niż się spodziewałam. Pociąg, autobus, ścieżka przez las, potem zbocze, które z każdym krokiem stawało się bardziej strome. Przestałam sprawdzać godzinę, nie śledziłam też wiadomości. Telefon schowałam głęboko do plecaka.

Dotarłam późnym popołudniem. W środku pachniało wilgocią, sosnowym drewnem i czymś przypalonym. W jadalni siedziało kilkoro turystów, większość w polarach, przy ciepłych herbatach. Ja usiadłam przy stole pod oknem, z zamiarem niezwracania na siebie uwagi. Zamówiłam zupę i udawałam, że interesuje mnie przewodnik po szlakach, choć nie miałam żadnego konkretnego planu.

– Przyjechałaś sama? – usłyszałam z boku.

Była uprzejma

Podniosłam wzrok. Stała obok mnie dziewczyna z ciemnymi włosami spiętymi w niedbały kucyk, w za dużym swetrze i z uśmiechem, który nie wydawał się wymuszony.

– Tak… właściwie nie miałam w planie, ale ktoś w ostatniej chwili się rozmyślił – odpowiedziałam, nie wdając się w szczegóły.

– Może to znaczy, że masz szansę przeżyć ten weekend dla siebie. Bez świadków – powiedziała z lekkością, jakby to było coś oczywistego.

Przedstawiła się jako Weronika. Studiowała architekturę, miała przerwę między egzaminami i stwierdziła, że kilka dni samotnych wędrówek to najlepsze, co może sobie zafundować. Mówiła swobodnie, nie patrzyła nerwowo na telefon, nie spieszyła się z odpowiedziami. Pytała uważnie, ale niczego nie wymuszała.

Zaczęłyśmy rozmawiać – najpierw o górach, potem o jedzeniu w schroniskach, aż w końcu zeszłyśmy na temat tego, co nas tu właściwie przywiodło. Ja starałam się mówić ostrożnie, ona nie potrzebowała wielu słów, żeby zrozumieć więcej, niż powiedziałam. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak spokojnie. Nikt niczego ode mnie nie chciał, nie miał oczekiwań, nie sprawdzał, czy dobrze się bawię.

Polubiłam ją

Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna usnęłam szybko, z głową pełną zupełnie nowych obrazów i z myślą, że może pierwszy raz od dawna jestem w miejscu, w którym rzeczywiście mam ochotę być.

Drugiego dnia ruszyłyśmy w góry. Szłyśmy przez las, potem przez otwarte przestrzenie, aż w końcu zamilkłyśmy. I to milczenie nie było krępujące. Nie musiałam udawać, że coś wiem ani że mam coś do powiedzenia. Wieczorem siedziałyśmy przy stole w schronisku, obie zmęczone, w ciepłych skarpetach.

Weronika opowiadała o swoich projektach, o tym, że lubi pracować po nocach, kiedy wszystko cichnie. Słuchałam jej i nagle poczułam coś, czego nie umiałam nazwać – jakby obecność drugiej osoby mogła mnie nie przytłaczać, tylko uwalniać. Te trzy dni nie były wypełnione atrakcjami. Chodziłyśmy, milczałyśmy, czasem śmiałyśmy się z rzeczy, które nie miały sensu, ale to właśnie sprawiło, że zaczęłam widzieć swoje życie z dystansu i z przerażeniem zorientowałam się, jak bardzo nie należało do mnie.

Coś do mnie dotarło

Po powrocie do miasta wszystko wydawało się obce. Mieszkanie, które wcześniej było moją bezpieczną przestrzenią, teraz przypominało scenografię, w której przez lata odgrywałam czyjąś rolę. Filip był w domu. Przywitał mnie jak zawsze – ciepło, uprzejmie, ale bez pytania, jak się czuję. Opowiadał o pracy, o jakimś nowym kliencie.

– Cieszę się, że już jesteś – powiedział.

– Filip, ja nie chcę już tak dalej – przerwałam mu.

– To tylko wyjazd. Co się mogło takiego wydarzyć przez trzy dni?

– Wydarzyłam się ja, wreszcie – odpowiedziałam.

Nawet nie zapytał, czy ktoś inny jest w moim życiu. Był zdziwiony, zraniony, może nawet zawiedziony, ale nie złamany. Może dlatego było mi łatwiej wyjść, zostawiając za sobą wspólne plany i pierścionek zaręczynowy na blacie kuchennym.

Zaczęłam od nowa

Złożyłam wypowiedzenie w pracy, bez większych wyjaśnień. Powiedziałam tylko, że chcę spróbować czegoś innego. Kierowniczka popatrzyła na mnie z takim samym zaskoczeniem, jakby właśnie dowiedziała się, że potrafię mówić po chińsku. Wynajęłam niewielki pokój w innym mieście, bez znajomych, bez planu, z oszczędnościami na trzy miesiące życia. Napisałam do Weroniki.

„Wyjeżdżam. Nie wiem, dokąd, ale nie chcę być już tam, gdzie byłam”. Odpowiedziała po kilku godzinach: „Wiedziałam, że masz to w sobie. Daj znać, gdzie cię poniesie”. Jej słowa wystarczyły, żeby poczuć, że nie jestem całkiem sama. Wyjazd nie był ucieczką. Raczej próbą odzyskania czegoś, co zostawiłam za sobą wiele lat temu – siebie.

Nie wiem, co będzie dalej. Może zostanę w tym mieście, a może za kilka miesięcy znów wsiądę do pociągu i pojadę gdzie indziej? Może Weronika wróci, może nie? Czuję wreszcie, że jestem bliżej siebie niż kiedykolwiek.

Barbara, 29 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama