„Narzeczony stracił pracę, a ja od razu się odkochałam. Dla mnie miłość bez pieniędzy nie istnieje”
„– Mam kilka kontaktów, jestem w trakcie pisania CV – dodał, próbując mnie pocieszyć. – Wiesz, że jestem dobry w tym, co robię. – Wiem – odpowiedziałam odruchowo. Ale nie wiedziałam, czy mnie to jeszcze obchodzi. Bo pierwszy raz nie zobaczyłam w nim faceta, który ogarnia. Zobaczyłam gościa w dresie, który będzie siedział na kanapie, pił kawę i czekał”.

- Redakcja
Pracuję w korporacji, dobrze sobie radzę, jestem samodzielna i wiem, czego chcę. Może nie brzmi to romantycznie, ale wierzę, że związek to nie tylko uczucia, ale też konkretne decyzje. Miłość? Jasne, ale życie kosztuje. Właśnie dlatego tak długo byłam singielką – czekałam na kogoś, z kim będę mogła budować coś stabilnego. Paweł był takim facetem. Pracował jako menedżer IT, zarabiał dobrze, nie był rozrzutny, był odpowiedzialny, spokojny, czułam się przy nim bezpieczna. Po roku się zaręczyliśmy. Wydawało się, że wszystko mamy zaplanowane: ślub w przyszłym roku, kredyt na mieszkanie w Wilanowie, wakacje na Bali. Kiedy opowiadałam o nim Agnieszce, mówiłam z dumą.
– Paweł to złoto. Wszystko ogarnia, mogę na niego liczyć.
– No proszę. Kiedyś to ty byłaś tą, która ogarnia za dwóch – śmiała się Agnieszka.
I wtedy właśnie wszystko zaczęło się sypać. Paweł stracił pracę. Z dnia na dzień. Wrócił do domu z tą informacją i pierwszy raz poczułam... że coś we mnie zgasło. A przecież mówił, że "to tylko przejściowe". Że "da sobie radę". Ale ja przestałam w to wierzyć szybciej, niż powinnam.
Zaczęłam panikować
– Nie panikuj, Aneta. Dostałem wypowiedzenie, ale to nie koniec świata – powiedział spokojnie Paweł, ściągając kurtkę. Stał w progu z torbą w dłoni, jakby wrócił z siłowni, a nie właśnie stracił pracę, na której opierał się cały nasz plan na życie.
– Żartujesz sobie? – warknęłam. – Przecież mamy za trzy tygodnie podpisać umowę kredytową!
– Wiem – odparł. – Ale mówiłem ci, że coś wisiało w powietrzu. W firmie zaczęli zwalniać ludzi od miesięcy. Nie dało się tego uniknąć.
Usiadłam na brzegu łóżka. Przez chwilę tylko patrzyłam na niego, jak rozwiązuje buty. Spokojny, jakby mówił o pogodzie. A ja miałam ochotę krzyczeć.
– No jasne… tylko żeby nie trwało miesiącami – rzuciłam z udawaną obojętnością, choć w środku wrzałam.
Położyłam rękę na telefonie i instynktownie sprawdziłam saldo konta. Byłam przerażona.
– Mam kilka kontaktów, jestem w trakcie pisania CV – dodał, próbując mnie pocieszyć. – Wiesz, że jestem dobry w tym, co robię.
– Wiem – odpowiedziałam odruchowo.
Ale nie wiedziałam, czy mnie to jeszcze obchodzi. Bo pierwszy raz nie zobaczyłam w nim faceta, który ogarnia. Zobaczyłam gościa w dresie, który będzie siedział na kanapie, pił kawę i czekał. Zupełnie jakby z dnia na dzień zmienił się ktoś, na kogo liczyłam… w kogo wierzyłam. A teraz wszystko zaczęło się przesuwać. I nie wiedziałam, czy to jeszcze jest miłość.
Było coraz gorzej
– Mówię ci, nie poznaję go – szepnęłam do słuchawki, siedząc na ławce przed biurem. – Siedzi w domu od rana do nocy, w dresie, z laptopem na kolanach i kawą. Trzecią. Albo czwartą.
– A ty co, masz teraz być żywicielką? – zapytała Agnieszka. – Bo on ma kryzys egzystencjalny?
Zamilkłam. Chciałam powiedzieć, że to przecież normalne, że ludzie tracą pracę, że trzeba wspierać się w trudnych chwilach, ale nic mi nie przeszło przez gardło.
– On… nie wychodzi z domu. Nawet się nie goli. I nie pyta mnie już o nic. Nie mówi, co planuje. Ja nie wiem, czy on w ogóle chce jeszcze coś planować.
– Może nie kochasz go aż tak, jak myślałaś – podsumowała Agnieszka brutalnie.
Te słowa mnie uderzyły. Bo zaczęłam się nad tym zastanawiać. Czy to naprawdę była miłość, czy tylko spokój? Stabilizacja? Ciche weekendy i wspólne zakupy? Czy czułam do niego namiętność, podziw, pożądanie? A może tylko wdzięczność, że wszystko było poukładane? Coraz częściej wracałam późno z pracy. Udawałam, że mam spotkania. Zasłaniałam się zmęczeniem. Coraz częściej nie chciało mi się wracać. A kiedy wracałam, widziałam, jak Paweł próbuje coś gotować, jak na siłę uśmiecha się i pyta, jak minął dzień. Ale nie byłam w stanie powiedzieć, że dobrze. Bo wszystko we mnie mówiło, że to nie jest to samo. Że ja też już nie jestem tą samą Anetą.
Zaczęliśmy się kłócić
Wróciłam późno. W drzwiach uderzył mnie zapach czosnku i ziół prowansalskich. Kuchnia była rozświetlona ciepłym światłem, na stole stały dwa talerze, wino, świeczki. A pośrodku tego wszystkiego – Paweł, w świeżo wyprasowanej koszuli, z nerwowym uśmiechem.
– Hej… – powiedział cicho. – Myślałem, że może… spróbujemy jakoś to naprawić. Że usiądziemy razem. Porozmawiamy.
– Miałam ciężki dzień – rzuciłam, ściągając buty.
– Wiem. Ja też. Każdy dzień ostatnio jest ciężki. Ale jesteśmy w tym razem, prawda?
Usiadłam naprzeciwko, sięgnęłam po kieliszek. Chciałam się uśmiechnąć, naprawdę chciałam, ale nie potrafiłam.
– Wiem, że to trudne – mówił dalej, próbując trzymać fason. – Ale mamy siebie. To się liczy, nie?
– Naprawdę? – zapytałam ostro, sama nie wierząc, że to powiedziałam.
Zamilkł. Po chwili odsunął krzesło i wstał.
– Nie widzisz, że się staram? Że próbuję znaleźć nową pracę?
– Widzę tylko, że siedzisz w domu i pijesz trzecią kawę dziennie – wypaliłam. – I nie masz planu. Żadnego. Tylko miłe gesty i kolacyjki.
– Aneta… powiedz mi wprost. Czy ja cię zawodzę?
Patrzyłam na niego. Na człowieka, z którym planowałam ślub, dzieci, Bali. Ale nie mogłam już sobie wyobrazić nawet wspólnego śniadania.
– Może po prostu… nie jestem tą, która chce zaczynać od zera – powiedziałam cicho.
Wino straciło smak. Czułam, że właśnie coś pękło. Coś, czego nie da się już posklejać.
Poradziłam się mamy
Siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem zimnej herbaty. Nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam pytanie Pawła: Czy ja cię zawodzę? i własną odpowiedź, której nie potrafiłam cofnąć.
Odruchowo sięgnęłam po telefon i wybrałam numer mamy. Była późna godzina, ale odebrała po trzecim sygnale.
– Aneta? Co się dzieje?
– Nic. Po prostu... nie mogę spać. Muszę pogadać.
– Pokłóciliście się?
– Nie. To znaczy... tak. Tylko to nie jest już kłótnia. Ja po prostu... nie czuję już tego wszystkiego. Jakby coś we mnie umarło.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Wiedziałam, że mama analizuje każde moje słowo, każde westchnięcie.
– Wiesz, że nie musisz się nikomu tłumaczyć – powiedziała w końcu. – Ale też wiesz, że zawsze ci powtarzałam jedno.
– Miłość to luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko bogaci – dokończyłam za nią.
– Widzisz, jak życie szybko weryfikuje bajki?
– Ale przecież to nie powinno tak działać… – wyszeptałam.
– A jak powinno? – zapytała. – Że bieda was zbliży? Że będziecie siedzieć razem w cieple, popijać kawkę i czekać, aż coś się zmieni? Aneta, miłość to poważne decyzje i kalkulacje.
Przez chwilę tylko oddychałam w słuchawkę.
– Czy to znaczy, że jestem wyrachowana? Że nie potrafię kochać, jak trzeba?
– Nie, kochanie. To znaczy, że jesteś realistką. I że może… to wcale nie była miłość.
Wiedziałam, że go skrzywdzę
Kolejnego dnia wróciłam do mieszkania późnym popołudniem. Paweł siedział na kanapie, wpatrzony w ekran telewizora, ale niczego nie oglądał. Obok niego leżała bluza, którą przez ostatnie dni nosił jakby był w niej bezpieczniejszy. Usiadłam naprzeciwko. Od razu się wyprostował.
– Coś się stało?
– Paweł… musimy porozmawiać.
Zbladł. Jakby wiedział.
– Nie chodzi o ciebie. Chodzi o mnie – zaczęłam klasycznie, nienawidząc siebie za każde kolejne słowo. – Nie jestem już tą samą osobą. Coś we mnie… zgasło.
– A może nigdy nie byłaś – odpowiedział spokojnie. Zbyt spokojnie. – Może nigdy nie byłaś tą, która chciała być przy kimś bez planu i pensji.
Zamilkłam.
– Chcesz odejść?
– Chcę być uczciwa. Po prostu nie potrafię już tego udawać.
– Udawać… że mnie kochasz?
Nie odpowiedziałam. Wstał.
– Powiedz mi jedno – zatrzymał się przy drzwiach. – Czy kiedykolwiek mnie kochałaś? Czy tylko to, co mogłem ci dać?
Spojrzałam mu w oczy. I milczałam. Bo każda odpowiedź byłaby kłamstwem albo okrucieństwem.
– A jednak chodziło ci tylko o kasę... – dodał i wyszedł.
Zostałam sama. I chyba właśnie wtedy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam i co straciłam.
Aneta, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż kpił ze mnie, że jestem tylko sprzątaczką. Obraził mnie o 1 raz za dużo i teraz sprzątam po jego wyprowadzce”
- „Gdy wygrałem 4 miliony w loterii, chciałem odzyskać dawną miłość. Szybko zrozumiałem, że szczęścia nie da się kupić”
- „Córka jeździ co weekend do spa, a mi żałuje pożyczki na rachunki. W podeszłym wieku można liczyć już tylko na siebie”

