Reklama

Byłam singielką, po kilku nieudanych związkach. Moje przyjaciółki zdążyły już podzielić się na te, które pielęgnowały swoje małżeństwa i dzieci, i na te, które szukały szczęścia za granicą. Ja utkwiłam gdzieś pomiędzy. Ani szczęśliwie zakochana, ani odważna, by spakować walizkę i spróbować od nowa.

Decyzja zapadła pewnego piątkowego wieczoru. Przeglądając oferty wynajmu, kliknęłam „rezerwuj” – mały pensjonat nad morzem, tydzień tylko dla mnie. Wyobrażałam sobie, że będę piła kawę na tarasie i patrzyła, jak słońce topi się w wodzie. Żadnych rozmów, żadnych zobowiązań. Po prostu ja, szum fal i poczucie, że choć na chwilę mogę się zatrzymać. Nie wiedziałam jeszcze, że te wakacje przewrócą moje życie do góry nogami.

Zapomniałam się

Powietrze pachniało solą i smażoną rybą z pobliskiej budki. Morze było jeszcze chłodne, ale słońce rozpieszczało skórę. Usiadłam na plaży z książką. Wpatrywałam się w ludzi i fale. I wtedy zauważyłam go po raz pierwszy. Bartek stał kilka metrów ode mnie, opierając się o rower. Miał jasną koszulę z podwiniętymi rękawami, rozwichrzone włosy i ten nieuchwytny uśmiech kogoś, kto czuje się swobodnie w każdej sytuacji. Złapałam jego spojrzenie i odwróciłam wzrok, trochę speszona. Ale chwilę później usłyszałam jego głos.

Sama? – zapytał.

– Tak. – podniosłam głowę. – A to takie dziwne?

– Raczej rzadkie. Ludzie zwykle boją się własnego towarzystwa.

Usiadł obok, jakby to było najbardziej naturalne na świecie. Rozmawialiśmy o pracy, o filmach, które trzeba zobaczyć, i o tym, że morze ma w sobie coś hipnotyzującego.

– Jakie masz marzenie? – zapytał nagle, zatrzymując się i patrząc na mnie poważnie.

– Chciałabym raz w życiu zrobić coś szalonego, bez kalkulowania konsekwencji – odpowiedziałam po chwili. – A ty?

Uśmiechnął się, ale w jego oczach było coś, czego nie umiałam nazwać. Kilka dni później, przy winie i cichym dźwięku fal za oknem, jego usta odnalazły moje. Było w tym coś namiętnego, a zarazem desperackiego, jakby oboje bali się, że czas ucieka. Tej nocy zapomniałam o wszystkim – o Warszawie, o codzienności, o tym, kim powinnam być. Byłam tylko z nim.

Byłam załamana

Powrót do Warszawy był jak zimny prysznic. Mimo to miałam wrażenie, że unoszę w sobie fragment lata, którego nikt mi nie odbierze. Bartek był jak sen, który nie chciałam zapomnieć. Przez kilka dni czułam się lekka. W pracy zaskakiwałam kolegów dobrym humorem, w weekendy chodziłam z przyjaciółką na spacery. Jednak po kilku tygodniach zaczęłam się źle czuć. Zrzucałam to na stres, kawę, za mało snu. Aż w końcu kupiłam test ciążowy. Dłonie drżały mi tak bardzo, że prawie rozerwałam opakowanie. Kiedy pojawiły się dwie kreski, usiadłam na zimnej podłodze w łazience i nie mogłam złapać oddechu.

Wieczorem powiedziałam Klarze.

– A mówiłam, że nad Bałtykiem można złapać coś więcej niż przeziębienie – rzuciła ironicznie, opierając się o futrynę drzwi.

– Proszę cię... – wyszeptałam, z trudem powstrzymując łzy.

– Ej, nie płacz. To nie koniec świata. Ale musisz się z nim skontaktować – spojrzała na mnie poważniej. – On musi wiedzieć.

Miała rację. Wyciągnęłam telefon, wybrałam numer Bartka. „Abonent czasowo niedostępny”. Spróbowałam ponownie, później jeszcze raz. Nic. Wysłałam SMS-y, krótkie, coraz bardziej desperackie. Bez odpowiedzi.

Moje serce zaczęło bić jak szalone

Kiedy dostałam od niej wiadomość, prawie się wzruszyłam. Łucja – moja przyjaciółka z dzieciństwa. Dawniej byłyśmy nierozłączne, potem nasze drogi się rozeszły. Spotykałyśmy się coraz rzadziej, aż w końcu prawie wcale.

„Musimy się zobaczyć. Tyle lat minęło! Zapraszam na kawę. Mam ci mnóstwo do opowiedzenia”.

Poszłam bez wahania. Spotkanie w małej kawiarni pachnącej świeżo mieloną kawą przypomniało mi czasy, kiedy dzieliłyśmy się sekretnymi pamiętnikami i pierwszymi marzeniami. Łucja wyglądała na szczęśliwą – jej twarz promieniała, choć widać było już pierwsze oznaki ciąży.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś – przytuliła mnie mocno.

– To ja się cieszę. Tyle czasu...

Rozmawiałyśmy długo: o pracy, o dawnych znajomych, o jej rodzinie. Była pełna entuzjazmu, mówiła szybko, z błyskiem w oku.

– Wyobraź sobie, jestem zaręczona! – oznajmiła nagle, pokazując pierścionek na palcu.

– Gratulacje! – odparłam, starając się, by mój głos nie zadrżał.

– On jest... cudowny. – westchnęła. – Taki troskliwy, taki... inny niż wszyscy faceci, których znałam.

– A jak ma na imię? – zapytałam mimochodem, popijając kawę.

– Bartek – odpowiedziała, zupełnie nieświadoma tego, jak moje serce zaczęło bić jak szalone.

Poczułam, że krew odpływa mi z twarzy. Przez chwilę udawałam, że szukam czegoś w torebce, by ukryć panikę. To imię brzmiało jak wyrok.

– Nie mogę się doczekać, aż go poznasz – powtórzyła Łucja z uśmiechem. – Zrobiłam zakupy na kolację. W trójkę będzie jeszcze fajniej.

Uśmiechnęłam się blado, choć w środku krzyczałam.

Nogi miałam jak z waty

Długo wahałam się, czy w ogóle iść. Serce waliło mi na samą myśl o tym spotkaniu. W końcu stwierdziłam, że może to tylko zbieg okoliczności. Podjechałam pod blok Łucji. Kiedy drzwi się otworzyły, nadzieja zgasła. To był on. Zamarł na mój widok, a na twarzy pojawił mu się cień, który szybko próbował zamaskować uśmiechem.

– Daria... – wyszeptał tak cicho, że tylko ja mogłam to usłyszeć.

Znacie się? – Łucja spojrzała zdziwiona.

– Nie, nie... – wyrwało się Bartkowi zbyt szybko. – Po prostu...

Uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam do środka, choć nogi miałam jak z waty. Kolacja była udręką. Łucja trajkotała, zachwycona narzeczonym.

– To takie szczęście mieć obok siebie kogoś, kto zawsze wesprze – powiedziała Łucja, gładząc go po dłoni.

– Jasne... szczęście – wydusił, a ja poczułam, jak ściska mnie w gardle.

Po kolacji Łucja wyszła do kuchni po deser. To był moment, kiedy nasze spojrzenia w końcu się spotkały. Bartek wstał, a ja podążyłam za nim na balkon.

– Co to ma znaczyć? – syknęłam, zaciskając dłonie na poręczy.

To się nie miało wydarzyć – powiedział zrezygnowanym głosem.

– Nie miało się wydarzyć?! – głos mi drżał. – Też jestem z tobą w ciąży!

Zbladł, jakby właśnie ktoś podciął mu nogi.

Wyśmiała mnie

Nie spałam całą noc. Wciąż słyszałam w głowie jego słowa, śmiech Łucji, który teraz brzmiał jak szyderstwo losu. Wiedziałam, że nie mogę tego zostawić. Ona musiała się dowiedzieć. Może znienawidzi mnie do końca życia, ale prawda i tak wyjdzie na jaw. Spotkałyśmy się kilka dni później. Umówiłyśmy się w tej samej kawiarni, w której tak niedawno cieszyła się swoimi zaręczynami. Tym razem patrzyła na mnie podejrzliwie, jakby przeczuwała, że niosę coś złego.

Coś z tobą jest nie tak od tej kolacji – przerwała. – Masz dziwną minę, a Bartek też zachowuje się... inaczej. O co chodzi?

– Byłam z nim. Z Bartkiem – westchnęłam, czując, że głos mi się łamie. – Spotkaliśmy się na moim urlopie nad morzem. Nie miałam pojęcia, że jest zaręczony, a co dopiero z tobą…!

Zamarła. Na jej twarzy pojawił się grymas, którego nie umiałam odczytać – niedowierzanie, wściekłość, ból.

– Wymyśliłaś to, żeby mnie zranić? – syknęła. – Zawsze byłaś zazdrosna!

– Nie! – podniosłam głos, a łzy napłynęły mi do oczu. – To prawda. Nie wiedziałam, że to twój narzeczony. Nie miałam pojęcia! Ale teraz... też jestem w ciąży.

Odsunęła się ode mnie, jakbym nagle stała się obca.

– I co, myślisz, że on zostawi mnie i dziecko dla ciebie? – jej głos drżał od gniewu. – Wiesz, jak okrutnie to brzmi?

– Niczego nie oczekuję! – próbowałam się bronić. – Chciałam, żebyś znała prawdę.

– Prawdę?! – prychnęła. – To twoja wersja. A moja jest taka, że wymyśliłaś tę historię, bo nie potrafisz znieść mojego szczęścia.

Jej oczy, kiedyś pełne ciepła, teraz były zimne jak stal. Wstała gwałtownie, prawie przewracając krzesło.

Nie chcę cię więcej widzieć. Nigdy.

Patrzyłam, jak wychodzi, tak samo, jak resztki nadziei, że cokolwiek da się jeszcze uratować.

Nie mogłam na nim polegać

Wróciłam do mieszkania. Klara próbowała mnie pocieszać, ale każde jej słowo odbijało się ode mnie jak od ściany. Straciłam przyjaciółkę. Bartek zniknął z mojego życia tak samo nagle, jak się w nim pojawił. Zostałam sama – ja i dziecko, które rosło we mnie, przypominając z każdym dniem o wszystkim, co się wydarzyło.

W mojej głowie krążyły pytania, na które nie znajdowałam odpowiedzi. Czy byłam naiwna, wierząc w krótką, wakacyjną miłość? Czy mogłam przewidzieć, że ten mężczyzna ma już swoje życie, swoje zobowiązania? Czy gdybym nie pojechała nad morze, teraz byłoby łatwiej? Nie wiedziałam, co zrobi Bartek. Może zostanie z Łucją, może wybierze milczenie. W głębi serca czułam, że nie mogę na nim polegać. Wszystko, co mi zostało, to decyzja, by być silną – dla siebie i dla dziecka. Ale prawda jest taka, że wcale nie czułam się silna. Czułam się oszukana, zraniona i śmiertelnie samotna.

Kiedy kładłam dłoń na brzuchu, myślałam o tym, że to była moja rzeczywistość. Bez Łucji, bez Bartka, bez odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły. Czy mogłaś to przewidzieć? Może tak, może nie. Ale teraz nie miało to znaczenia. Jedno wiedziałam na pewno, te wakacje zrujnowały mi życie.

Daria, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama