„Narzeczony odwołał ślub 2 tygodnie przed terminem. Stwierdził, że obrączka na palcu będzie mu przeszkadzać w planach”
„Patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. Wolność? – myślałam. Paweł, który zawsze twierdził, że chce założyć rodzinę, teraz mówił, że się dusi na samą myśl o zobowiązaniach?”

Jeszcze dwa tygodnie temu miałam być mężatką. Jeszcze dwa tygodnie temu wierzyłam, że Paweł to mężczyzna mojego życia. Miał być moim oparciem, partnerem, ojcem naszych dzieci. A dzisiaj? Dzisiaj siedzę w sypialni rodziców, w małym domu na wsi, gdzie wszystko przypomina mi o tym, co straciłam.
Wierzyłam, że będzie pięknie
Kiedy Paweł poprosił mnie o rękę, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Ślub miał być spełnieniem naszych marzeń – rodzinne wesele w stylu rustykalnym, wszyscy nasi bliscy, ciepła, wrześniowa noc, świece i lampki zawieszone w sadzie... Wtedy jeszcze myślałam, że to Paweł jest tą jedyną osobą, z którą chcę spędzić resztę życia. Teraz wiem, że uwierzyłam w iluzję.
Poznałam Pawła cztery lata temu. Przystojny, pewny siebie, z uśmiechem, który potrafił rozjaśnić każdy ponury dzień. Pracowaliśmy razem w firmie informatycznej i już od pierwszych dni czułam, że coś między nami zaiskrzyło. Z początku byliśmy tylko przyjaciółmi, ale szybko przerodziło się to w coś więcej. Paweł miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się wyjątkowa, kochana. Dla mnie był ideałem – zawsze opanowany, dowcipny, gotowy do pomocy. Był moim rycerzem na białym koniu. A może po prostu chciałam w to wierzyć?
Wszystko zaczęło się zmieniać kilka miesięcy temu, kiedy zaczęliśmy poważniej myśleć o ślubie. Początkowo Paweł był entuzjastycznie nastawiony, pomagał w planowaniu, wybieraniu dekoracji i próbował dopasować się do naszych wspólnych marzeń o tym dniu. Jednak z czasem coś w nim zaczęło się zmieniać. Stał się bardziej zdystansowany, mniej zaangażowany. Z początku myślałam, że to po prostu stres związany z organizacją, ale nie mogłam wyzbyć się uczucia, że dzieje się z nim coś złego.
Próbowałam rozmawiać z nim o jego obawach, ale za każdym razem zbywał mnie słowami, że wszystko jest w porządku. „To tylko kwestia stresu” – powtarzał. Uwierzyłam, że potrzebuje przestrzeni, więc przestałam naciskać. Może to był mój błąd, może powinnam była zauważyć, że jego serce oddala się od tego, co planowaliśmy.
Wyznał to bez emocji
Dwa tygodnie temu, kiedy przyszłam do niego z wydrukowanym planem stołów weselnych, nie wyglądał na zadowolonego. Siedział na kanapie, zapatrzony w telewizor, jakby w ogóle go to nie obchodziło. To była jedna z tych chwil, kiedy miałam ochotę potrząsnąć nim i zapytać: „Co się dzieje?! Gdzie jest mój ukochany i co z nim zrobiłeś?!”. Ale zamiast tego usiadłam obok i powiedziałam:
– Paweł, czuję, że coś jest nie tak. Możesz mi powiedzieć, co się dzieje?
Zamiast spojrzeć mi w oczy, wzruszył ramionami.
– Nic takiego. Po prostu... muszę o czymś z tobą porozmawiać – odpowiedział od niechcenia.
To, co stało się potem, pamiętam jak przez mgłę. Jego słowa, choć wypowiedziane spokojnie, były ostre i bolesne jak nóż, który powoli wbijał się w moje serce.
– Hania, nie wiem, czy chcę się żenić. Mam wrażenie, że małżeństwo to... coś, co mnie ograniczy. Jeszcze tyle rzeczy chcę zrobić, tyle miejsc zobaczyć. A ślub? Obrączka na palcu? Nie wiem, czy jestem na to gotowy.
Byłam w szoku. Dostałam kubeł zimnej wody wylany prosto na głowę. Przez moment myślałam, że może żartuje. Ale jego poważna mina i unikające spojrzenie mówiły same za siebie.
– Dwa tygodnie przed ślubem?! – wykrztusiłam. – Paweł, my mamy wszystko zaplanowane, zaprosiliśmy gości, zamówiliśmy salę, suknię, kwiaty... Nie możesz teraz tak po prostu tego odwołać!
– Wiem, Hania, wiem – jego głos był cichy, niemalże pełen żalu. – Ale ja... po prostu nie mogę. Małżeństwo mnie przeraża. Myśl o tym, że przez resztę życia będę musiał być ustatkowany, poukładany... Nie mogę zrezygnować z wolności, jest dla mnie zbyt ważna.
Patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. „Wolność?” – myślałam. Paweł, który zawsze twierdził, że chce założyć rodzinę, teraz mówił, że się dusi na samą myśl o zobowiązaniach?
– A co ze mną? Co z nami? – spytałam cicho, z trudem hamując łzy. – Czy to, co mieliśmy, już nie ma dla ciebie znaczenia?
Jego wzrok na chwilę skrzyżował się z moim, ale zaraz znowu odwrócił głowę.
– Hania, ja cię kocham, ale... po prostu nie jestem gotowy. Chcę jeszcze pożyć. Jestem młody, ty zresztą też.
W tamtej chwili poczułam, jak wszystko, co budowaliśmy przez te lata, rozsypuje się w pył. Byłam jak w transie, kiedy wychodziłam z jego mieszkania. Świat, który wydawał się tak stabilny, runął w jednej chwili. Wyprowadziłam się dwa dni później, choć próbował mnie zatrzymać. Nie chciałam go słuchać. Jak mogłabym dalej być z kimś, kto mnie w ten sposób upokorzył? Kto zabawił się moimi uczuciami?
Złamał mi serce
Od tamtego dnia minęły dwa miesiące, a ja wciąż nie mogę się otrząsnąć. Codziennie rano budzę się z nadzieją, że to tylko zły sen, że za chwilę usłyszę jego głos i wszystko wróci do normy. Ale to się nie dzieje. Każdego dnia czuję, jak moje serce pęka na nowo.
Ludzie mówią, że czas leczy rany, ale na razie czas tylko pogłębia mój ból. Każde spojrzenie w lustro w garderobie przypomina mi o sukni ślubnej, którą mam schowaną w szafie. Każda rozmowa z rodziną tylko przypomina, że nie udało mi się uratować naszego związku. Rodzice nie pomagają. Od początku byli sceptyczni wobec Pawła, a teraz chełpią się tym, że ich wątpliwości okazały się słuszne.
– Mówiłam ci, Hania, że on nie był odpowiedni – powtarza mama za każdym razem, kiedy rozmawiamy. – I co teraz? Wydaliśmy tyle pieniędzy na wesele, a ty zostajesz z niczym.
– Zawsze byłaś naiwna, jeśli chodzi o facetów – dorzuca ojciec. – Trzeba było go sprawdzić, zanim tak się zaangażowałaś.
Ich słowa bolą, choć wiem, że chcą dla mnie dobrze. Ale nie przynoszą ulgi, wsparcia, których tak bardzo teraz potrzebuję. W oczach mojej rodziny porażka mojego związku to moja wina. To ja źle wybrałam, to ja naraziłam ich na koszty, to ja zawiodłam.
Do tego dochodzą plotki. W małej miejscowości, jak nasza, wszyscy o wszystkim wiedzą. Każda moja wizyta w sklepie, każde spotkanie ze znajomymi to przypomnienie, że moje życie stało się tematem rozmów. Ludzie pytają, choć dobrze wiedzą, co się stało. Czasem zastanawiam się, czy nie cieszy ich moja porażka. W końcu kto by się spodziewał, że „perfekcyjna” Hania zostanie porzucona tuż przed ślubem?
Muszę się jakoś pozbierać
W całym tym chaosie próbuję odnaleźć coś, co dałoby mi siłę. Przez kilka pierwszych dni po rozstaniu zamknęłam się w pokoju, płacząc bez przerwy. Czułam, że moje życie nie ma sensu. Ale w końcu musiałam się podnieść – dla siebie, dla mojego zdrowia psychicznego. Zrozumiałam, że Paweł podjął decyzję, na którą nie miałam wpływu. Mogłam jedynie kontrolować swoją reakcję na to, co się wydarzyło. Nie zrobiłam niczego złego, nie zawiniłam.
Czy nadal go kocham? Nie wiem. Może kocham wspomnienie o nim, człowieka, którym wydawał mi się być na początku. Człowieka, który obiecywał mi, że będziemy razem na zawsze. Ale teraz wiem, że to była tylko iluzja. Paweł nie był gotowy na małżeństwo, na odpowiedzialność, na prawdziwe życie. Może nigdy nie będzie.
Zaczęłam wracać do rzeczywistości małymi krokami. Przestałam unikać ludzi, choć wciąż czuję na sobie ich współczujące i wścibskie spojrzenia. Drażnią mnie, ale już nie bolą, nie sprawiają, że mam ochotę zapaść się pod ziemię. Wróciłam do pracy, choć z trudem skupiam się na obowiązkach. Powoli, ale konsekwentnie staram się odbudować siebie. To, co stało się między mną a Pawłem, nie definiuje mnie. To była lekcja – bolesna, ale jednak lekcja.
Czasem zastanawiam się, co by było, gdybyśmy rzeczywiście wzięli ślub. Czy Paweł byłby szczęśliwy? Czy może żałowałby swojej decyzji do końca życia? A może wkrótce i ja stałabym się nieszczęśliwa? Wiem jedno – lepiej, że odszedł teraz, niż gdyby miał zrobić to później. Oszczędził mi przynajmniej czasu i pokazał, kim jest naprawdę. W dodatku, utwierdził w przekonaniu, że zasługuję na kogoś, kto będzie chciał być ze mną na dobre i na złe.
Nie jestem jeszcze gotowa na nowe związki. Moje serce wciąż leczy rany, ale wiem, że kiedyś będzie lepiej. W końcu życie to nie tylko jeden człowiek. To ja muszę odnaleźć swoje szczęście – z kimś albo sama. Na razie jednak muszę nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości. Zaczynam od nowa.
Hania, 25 lat
Czytaj także:
„Wybiegłam sprzed ołtarza prosto w objęcia tajemniczego kochanka. Narobiłam matce wstydu, ale mam to gdzieś”
„Mąż mnie nudził, więc znalazłam sobie młodego kochanka. Dostałam taką nauczkę, że aż mnie zatkało”
„Brat utknął w toksycznym związku. Żona zrobiła z niego pantoflarza i sponsora, a nas traktuje jak śmieci”

