Reklama

Kiedy wychodziłam za mąż za Marka, byłam przekonana, że to najbardziej uczciwy i prostolinijny człowiek, jakiego znam. Tymczasem on nie tylko zdradził mnie kilka lat po ślubie, ale na dodatek nie rozumiał, dlaczego robię z tego aferę. Zamiast zgodzić się na rozwód, to zaproponował coś, co nie mieściło mi się w głowie.

Przyszła szansa na życiowe zmiany

Kilka lat po studiach znalazłam się na życiowym rozdrożu. Nie tylko przestałam odczuwać radość z dotychczasowej pracy, ale także zaczęłam dusić się w niezbyt szczęśliwym związku.

– To może czas na zmiany? – zapytała mnie przyjaciółka. Nie miała na myśli jedynie złożenia wypowiedzenia z obecnej firmy, ale także zmiany w moim życiu osobistym.

– No nie wiem – westchnęłam.

Piotrek był kolejnym facetem w moim życiu, z którym niezbyt dobrze mi się układało. Tak naprawdę przestałam już wierzyć, że jeszcze kiedykolwiek uda mi się stworzyć udany i szczęśliwy związek.

Zamierzasz tkwić w tym marazmie? – usłyszałam. Widziałam na sobie karcący wzrok przyjaciółki.

– Nie jest tak źle – odburknęłam. – Zresztą łatwo ci mówić – dodałam z lekką pretensją.

Kaśka miała kochającego męża, który poza nią nie widział świata. A ja wiecznie trafiałam na mężczyzn, dla których nigdy nie byłam najważniejsza. A Piotrek i tak nie był najgorszy. Wprawdzie zdarzały nam się gorsze dni, ale przynajmniej mnie nie zdradzał i nie próbował wykorzystywać mnie finansowo. A to już było coś.

Przyjaciółka tylko pokiwała głową, ale wiedziałam, że nie pochwalała mojej decyzji. Ja też nie byłam zadowolona z tego, że nie jestem w stanie dokonać w swoim życiu jakichś zmian. W głębi duszy miałam nadzieję, że w końcu odważę się, aby coś zmienić.

Szansa na przemeblowanie swojego życia przyszła dość szybko. Najpierw okazało się, że moją firmę czeka restrukturyzacja.

– Bardzo mi przykro – usłyszałam od szefa, który wręczył mi wypowiedzenie po kilku latach harówki i zaangażowania. – Mam nadzieję, że jakoś pani sobie poradzi – dodał jeszcze.

A ja, trzymając w ręku kartkę papieru, poczułam, że być może to jest właśnie szansa, na którą czekałam.

Faktycznie tak było. Kilka dni po wypowiedzeniu dostałam propozycję pracy w branży, o której zawsze marzyłam. Postanowiłam pójść za ciosem. Rozstałam się z Piotrkiem.

– Od teraz skupię się przede wszystkim na sobie – powiedziałam przyjaciółce.

Znalazłam wreszcie miłość swojego życia

Przestałam rozpaczliwie poszukiwać faceta, który mnie pokocha. Miłość przyszła sama. Pewnego dnia na parkingu przed sklepem spożywczym moje auto odmówiło posłuszeństwa. Spotkałam wtedy Marka, a on pomógł ogarnąć mi to całe zamieszanie.

Dasz się teraz zaprosić na kawę? – zapytał kilka minut po tym, jak pomoc drogowa odholowała mojego grata.

– Jasne, czemu nie – zgodziłam się. I od tego wszystko się zaczęło.

Na kawie spędziliśmy kilka godzin, a już następnego dnia umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Potem było kino, wspólna wycieczka i kolacja. Po pół roku zamieszkaliśmy razem, a po kolejnych kilku miesiącach stanęliśmy przed ołtarzem.

Wreszcie poczułam, że jestem w najlepszym momencie swojego życia. Byłam szczęśliwa, zakochana i pełna optymizmu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Marek to kolejny facet w moim życiu, który zamiast szczęścia i miłości przyniesie mi głównie ból i rozczarowanie.

Na początku było idealnie

Doskonale pamiętam dzień swojego ślubu. Było ciepło i słonecznie, a wokół roznosił się zapach świeżych kwiatów. W tym wszystkim byłam ja – zakochana, szczęśliwa i pewna, że czeka mnie wspaniałe życie.

– Ogłaszam was mężem i żoną – usłyszałam słowa księdza. Spojrzałam w oczy Marka i ujrzałam w nich uczucie, jakim do tej pory nie darzył mnie nikt. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i dałam się pocałować. „To najszczęśliwszy dzień w całym moim dotychczasowym życiu” – pomyślałam radośnie. A potem bawiłam się do białego rana.

Pierwsze lata małżeństwa były idyllą niczym z bajki. Każdego dnia zasypiałam się i budziłam obok mężczyzny, którego kochałam najbardziej na świecie. Każdego dnia szczypałam się, aby nie zapomnieć, że to właśnie mnie spotkało takie szczęście.

W późniejszych latach bywało gorzej. Po euforii przyszła proza życia, a ja uświadomiłam sobie, że w małżeństwie nie zawsze jest miesiąc miodowy.

– Tak się zdarza – pocieszała mnie Kaśka, której zwierzałam się, że na moim idealnym do tej pory małżeństwie zaczynają pojawiać się pierwsze rysy. – Nawet w najszczęśliwszych związkach przychodzą gorsze dni – mówiła.

Owszem, doskonale o tym wiedziałam. Mimo to było mi ciężko ze świadomością, że razem z Markiem zaczynamy się od siebie oddalać.

Nie poddawałam się jednak. Wciąż zapewniałam męża o swoim uczuciu i starałam się, aby nigdy nie zapominał, że go kocham. On starał się nieco mniej. Aż któregoś dnia odkryłam, dlaczego mój mąż coraz mniej przebywa w domu i coraz rzadziej ma ochotę na miłosne igraszki.

Pewnego dnia odkryłam tajemnicę męża

Koniec mojego dotychczasowego życia nastąpił pewnego deszczowego dnia. Właśnie wracałam z pracy do domu i marzyłam jedynie o ciepłej kąpieli, herbacie i najnowszej książce ulubionego pisarza. „Zgodziłabym się jeszcze na wieczór w ramionach męża” – pomyślałam i uśmiechnęłam się do swoich myśli.

Potem postanowiłam zrealizować swój plan. Pojechałam do sklepu, aby kupić kilka produktów na romantyczną kolację, którą zamierzałam przygotować. Wtedy dostałam SMS-a od Marka: „Nie czekaj z kolacją. Wrócę późno, bo mam dużo pracy” – napisał. Od razu pogorszył mi się humor. Już od wielu miesięcy Marek pracował bardzo dużo i wiecznie zostawał po godzinach. A do tego zdarzały mu się pracujące weekendy i wyjazdy w delegacje. Wcale mi się to nie podobało.

– Przecież wiesz, że to dla naszego dobra – tłumaczył mi. – Dzięki ciężkiej pracy na pewno uda mi się awansować – mówił. A ja mu oczywiście wierzyłam. I chociaż czasami wyczuwałam od niego zapach alkoholu i perfum, to nie dopuszczałam do siebie czarnych myśli. „Przecież pracuje z innymi kobietami” – usprawiedliwiałam go przed samą sobą. A potem o wszystkim zapominałam.

Tym razem też nie byłam zadowolona z tego, że mój mąż spędzi wieczór poza domem. Mimo to i tak postanowiłam zrobić zaplanowane zakupy. „To wszystko przyda się na jutro” – pomyślałam i z uśmiechem na twarzy ruszyłam do najbliższego sklepu.

Gdy zbliżałam się do kasy, zobaczyłam Marka. Początkowo myślałam, że to ktoś podobny do niego, ale przecież nie mogłam pomylić własnego męża z kimś innym. „Co on tu robi?” – pomyślałam. Sklep był na drugim końcu miasta, a Marek powinien być w tej chwili w biurze. Ale to nie to było najgorsze. Marek nie był sam. Obok niego stała kobieta, która go obejmowała i co kilka chwil składała pocałunek na jego ustach. A mojemu mężowi najwyraźniej sprawiało to radość. Wcale nie wyglądało to na zwykłą koleżeńską znajomość. Od razu przyszło do głowy pytanie, jakich perfum używa ta kobieta.

Mąż zaproponował mi nietypowy układ

Początkowo chciałam do nich podejść i obojgu zetrzeć z twarzy te ich uśmieszki. Ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego schowałam się za sklepową półką, a gdy Marek razem ze swoją towarzyszką opuścili sklep, ruszyłam za nimi. Odkryłam, że zmierzają w stronę luksusowego hotelu. Przesz szklane drzwi widziałam, jak mój mąż bierze od recepcjonistki klucz od pokoju i razem z nieznajomą kobietą zmierza w stronę windy.

Mój świat runął w jednej chwili. Wprawdzie mogłam sobie tłumaczyć to co widziałam na różne sposoby, ale nie byłam aż tak naiwna. Doskonale wiedziałam, co właśnie odkryłam. „Ta kanalia mnie zdradza” – pomyślałam, a łzy same zaczęły lecieć mi po policzkach. Od razu wszystko skojarzyłam – późne powroty, wyjazdy, zapach perfum, oddalanie się od siebie i niechęć do miłosnych igraszek. Mój mąż najzwyczajniej w świecie znalazł sobie kochankę.

Zrozpaczona wróciłam do mieszkania. Postanowiłam poczekać na Marka, który wrócił do domu grubo po północy.

W czym ona jest lepsza ode mnie? – zapytałam, gdy tylko przekroczył próg. Marek spojrzał na mnie zaskoczony. Na początku wyglądał tak, jakby chciał zaprzeczyć, to koniec końców do wszystkiego się przyznał.

To tylko pożądanie – tłumaczył. – Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie – powiedział. A ja nie byłam w stanie zrozumieć, jak można zdradzać kobietę, którą podobno darzy się tak wielkim uczuciem.

Zażądałam rozwodu. Byłam pewna, że mój mąż się na niego zgodzi, ale on kolejny raz mnie zaskoczył.

– A po co nam rozwód? – zapytał. – Przecież to tylko niepotrzebne formalności. A poza tym ja przecież wcale nie chcę się z tobą rozwodzić – zapewniał mnie. A potem zaproponował, żebyśmy żyli w otwartym związku.

– Słucham? – zapytałam zszokowana. Właśnie do mnie dotarło, że mój szanowny mąż chce mieć i żonę i kochankę. – Oszalałeś?

– Nie – Marek tylko westchnął. – Po prostu uważam, że związek otwarty jest bardzo wygodny – powiedział.

„Ciekawe dla kogo” – pomyślałam z sarkazmem. A potem kazałam mu spakować walizki i zniknąć z mojego życia.

Ostatecznie złożyłam wniosek o rozwód. Marek próbował mnie jeszcze przekonać, abym zmieniła zdanie, ale ja nie zamierzałam tego robić. Nie planuję dzielić się nim z nikim innym. A podpisując papiery rozwodowe, kolejny raz przekonałam się, że jednak nie mam szczęścia do facetów. I znowu moje życie uczuciowe legło w gruzach.

Anna, 32 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama