Reklama

Czasem zastanawiam się, kiedy dokładnie przestaliśmy być małżeństwem. Czy to był moment, gdy Artur zaczął zostawać dłużej w pracy? Gdy przestał mnie całować na dzień dobry? A może wtedy, kiedy położył się obok mnie w łóżku i zamiast mnie dotknąć, odwrócił się bez słowa plecami?

Nie wiem. Wiem tylko, że od miesięcy czuję się w naszym domu bardziej jak opiekunka do dzieci niż żona. Zajmuję się dziewczynkami, gotuję, sprzątam, ogarniam wszystko. A on? Przychodzi późno, je w milczeniu i znika w swoim gabinecie. Jakbyśmy byli współlokatorami. Obcymi ludźmi pod wspólnym dachem.

I wtedy pojawia się Michał. Najlepszy przyjaciel Artura od liceum. Ten, co zawsze przynosi wino na kolację i robi naleśniki z dziewczynkami, kiedy zostaje na noc. On jeden mnie jeszcze zauważa. Pyta, jak się czuję. Śmieje się z moich głupich żartów. Patrzy na mnie tak, jak Artur patrzył kiedyś.

Nie szukałam niczego. Naprawdę. Michał był po prostu blisko. A ja po raz pierwszy od dawna poczułam się widzialna. Żywa.

Klaro, ty się śmiejesz z jego sucharów? – zapytał Artur ostatnio z ironią. – Kiedyś miałaś lepszy gust.

Nie odpowiedziałam. Bo nie chodziło o żarty. Chodziło o to, że Michał mnie widział. A Artur... nie wiem, czy jeszcze w ogóle patrzy.

Byłam w szoku

Michał wyznał mi miłość w najgorszym możliwym momencie. W kuchni, między zmywarką a półką z kubkami, kiedy dziewczynki już spały, a Artur poszedł pod prysznic.

Stałam tyłem, układałam talerze, gdy nagle poczułam jego obecność zbyt blisko. Odwróciłam się i wtedy to powiedział.

– Wiem, że to nie powinno się wydarzyć, ale… ja cię kocham, Klaro.

Zamarłam. Serce zabiło mi mocniej, jakby próbowało mnie ostrzec. Michał patrzył na mnie z tą swoją szczerą twarzą, jakby właśnie wyznał coś najzwyklejszego. Jakby mówił: "Kupiłem mleko", a nie: "Właśnie burzę ci życie".

Michał, co ty wygadujesz? Ty jesteś przyjacielem mojego męża! – wyszeptałam, ale głos mi drżał.

– I to się nigdy nie zmieni. Ale nie mogę już udawać. Widzę, co się dzieje między wami. A raczej, co się nie dzieje. On cię jeszcze kocha? Bo z tego, co widzę… chyba przestał dawno temu.

Zacisnęłam dłonie na blacie, jakby miały mnie podtrzymać. Nie powinnam tego słuchać. Ale każda jego sylaba wbijała się we mnie celnie – tam, gdzie od miesięcy bolało najbardziej.

– Nie mów tak. Nie masz prawa – szepnęłam, ale brzmiało to bardziej jak prośba niż groźba.

– Klaro… – Michał zrobił krok w moją stronę, ale się cofnął. – Przepraszam. Musiałem. Nie oczekuję niczego. Po prostu… już nie mogłem milczeć.

Potem wyszedł. Zostawił mnie z trzęsącymi się dłońmi i chaosem w głowie. Wrócił Artur. Spojrzał na mnie przelotnie, jakby nie zauważył, że moje serce właśnie rozpadło się na kawałki.

– Michał już poszedł? – zapytał, sięgając po piwo.

– Tak.

– Aha.

I to było wszystko. Zero zdziwienia. Zero pytań. Jakby też go już nic nie obchodziło.

Powiedziałam mężowi

Zebrałam się na odwagę dwa dni później. Artur siedział w salonie z laptopem, stukając w klawisze. Weszłam bez słowa, usiadłam naprzeciwko i długo nic nie mówiłam. Dopiero kiedy zrozumiał, że nie odejdę, spojrzał na mnie.

– O co chodzi?

– Możemy… porozmawiać?

Wzruszył ramionami. Zamknął laptop, odchylił się na kanapie.

– Jasne. Mów.

Serce mi waliło. Nie wiedziałam, od czego zacząć, ale milczenie zaczynało być jeszcze bardziej duszne niż te nasze rozmowy ostatnich miesięcy.

Czy ty… jeszcze coś do mnie czujesz?

– Czuję… zmęczenie – powiedział po chwili. – Pracą. Tym wszystkim.

To wszystko, co miał do powiedzenia.

– Michał powiedział, że mnie kocha – wyrzuciłam w końcu, patrząc mu prosto w oczy. – Powiedział mi to tutaj. Dwa dni temu.

Cisza. Nawet nie drgnął. Przez chwilę myślałam, że może nie usłyszał. Ale po sekundzie skinął głową, jakby właśnie dostał maila z wiadomością "przyjęto do wiadomości".

– No to masz wybór – powiedział tylko.

– Wybór?

– Między nim a mną. Jeśli uważasz, że to coś zmienia. Ja nie będę nikogo trzymał na siłę.

Zatkało mnie. Miałam wrażenie, że całe powietrze uszło z pokoju.

– Nic więcej nie powiesz?

– A co mam powiedzieć? Że mam ci za złe, że Michał zakochał się w mojej żonie? Że nie potrafiłem cię zatrzymać? Że… nie mam już siły udawać?

Wstałam. Szklanki w oczach nie dało się już powstrzymać.

– Więc to tak? Po tylu latach? "No to masz wybór"?

Artur nie odpowiedział. Patrzył gdzieś poza mnie. Jakby ta rozmowa już się skończyła.

Miałam mętlik w głowie

Nie spałam prawie całą noc. Siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej herbaty, gapiąc się w pustkę. W głowie miałam tylko jedno zdanie: "No to masz wybór." Jakby ktoś zrzucił na mnie cały ciężar świata i powiedział: radź sobie sama.

Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy. Mojej przyjaciółki od liceum. Zawsze potrafiła wyczuć, kiedy kłamię. Kiedy tonę.

– Jasne, przyjedź – powiedziała od razu, a ja wsiadłam w auto jak na autopilocie.

Siedziałyśmy w jej kuchni. Pachniało cynamonem i ciastem. Tak jak kiedyś, gdy nocowałam u niej po kłótniach z mamą.

Michał wyznał mi miłość – powiedziałam w końcu. – A Artur… powiedział, że mam wybór.

Magda spojrzała na mnie bez zdziwienia. Jakby wiedziała to od dawna.

– I co czujesz?

– Że jestem w potrzasku. Że nieważne, co wybiorę – wszystko się rozpadnie.

Zamilkła na chwilę, popijając kawę.

– Tylko pamiętaj, że Michał to nie ten sam człowiek, którego znasz jako „przyjaciela domu”. Jeśli z nim pójdziesz, wszystko się zmieni. I nie będzie odwrotu.

– A jeśli zostanę? – zapytałam. – To co? Będę dalej udawać, że wszystko jest w porządku?

– Może Artur już dawno przestał walczyć o was. Ale pytanie brzmi: czy ty nadal chcesz walczyć?

Spojrzałam przez okno. Świat był spokojny. Ludzie robili zakupy, dzieci wracały ze szkoły. Jakby nikt nie wiedział, że we mnie właśnie kończy się coś bardzo ważnego.

Może byłam naiwna, że tak długo czekałam… – wyszeptałam.

Magda położyła mi rękę na dłoni.

– Na miłość warto czekać. Ale nie na obojętność.

Nie wiedziałam, co robić

Spotkałam się z Michałem w parku. Zadzwoniłam do niego dzień po rozmowie z Magdą. Odebrał niemal natychmiast, jakby czekał na ten telefon.

– Nie musisz nic mówić – powiedział na wstępie. – Po prostu… chciałem cię zobaczyć.

Usiedliśmy na ławce przy stawie. Michał przyniósł kawę w papierowych kubkach. Pachniało jesienią i napięciem.

Przepraszam, że tamten wieczór tak wyglądał – zaczął, patrząc gdzieś na taflę wody. – Nie chciałem cię zmuszać do żadnych decyzji. Wiem, że to trudne. Może nawet niemożliwe.

– Michał… – urwałam. Nie miałam gotowych zdań, tylko plątaninę uczuć. – Ja nie wiem, co robić.

– Nie musisz wybierać dzisiaj – odpowiedział łagodnie. – Ale wiedz, że jestem gotowy. Jeśli zdecydujesz… pójść ze mną dalej. Jestem.

Spojrzałam na niego. Na znajomą twarz, która nagle stała się jakby obca. Nie był już tylko Michałem, przyjacielem rodziny. Stał się opcją. Alternatywą. Żywym pytaniem: „a co jeśli…?”

– Boże… – westchnęłam. – Czemu to wszystko nie mogło być prostsze?

Po powrocie do domu zastałam Artura na podłodze w salonie, otoczonego mąką i uśmiechniętymi dziewczynkami. Robili naleśniki. Kuchnia wyglądała jak po bombardowaniu, ale one piszczały ze śmiechu.

– Zobaczcie, tata robi naleśniki! Kto pierwszy miesza? – rzucił z entuzjazmem, którego nie widziałam od miesięcy.

Stałam w drzwiach i patrzyłam na to wszystko, jakbym była intruzem w czyimś szczęściu. Coś we mnie drgnęło. Nie radość. Nie nadzieja. Raczej… zamęt. I jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi.

Mąż nie chciał walczyć

Czekałam, aż dziewczynki zasną. Artur siedział przy stole, przeglądał dokumenty, udając, że nie widzi mojego wzroku. W końcu odłożyłam filiżankę, wstałam i usiadłam naprzeciwko niego.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.

– Już rozmawialiśmy – mruknął, nie podnosząc wzroku.

– Nie. Ty rzuciłeś hasło: "masz wybór", jakby to była jakaś umowa najmu. A ja… ja wciąż nie wiem, czy w ogóle jeszcze jesteśmy małżeństwem.

Spojrzał na mnie z tą swoją zmęczoną twarzą. Bez gniewu. Bez czułości. Po prostu… pusto.

– Czy ty chcesz, żebym z nim odeszła?

– Jeśli tego potrzebujesz, nie będę cię zatrzymywał – powiedział.

Zamknęłam oczy. Chciałam, żeby się zdenerwował. Żeby walczył. Albo chociaż zapytał, jak się czuję. Ale nic.

– To wszystko, co masz mi do powiedzenia po tylu latach? – szepnęłam.

Wzruszył ramionami.

– Chyba tak.

– Dlaczego?

Milczał dłuższą chwilę.

– Bo chyba już za długo próbujemy coś reanimować, czego od dawna nie ma. I oboje to wiemy. Ale nikt z nas nie miał odwagi tego powiedzieć.

Wstałam powoli. Nogi miałam jak z waty.

– To powiedz mi przynajmniej jedno. Czy gdyby Michał nie powiedział, że mnie kocha, czy cokolwiek by się zmieniło?

Spojrzał wreszcie prosto w moje oczy.

– Nie wiem.

Wyszłam z kuchni. Za drzwiami usiadłam na podłodze, przytuliłam kolana do piersi i płakałam. Nie dlatego, że zdradziłam męża. Bo tak się nie czułam. Płakałam, bo ktoś, z kim dzieliłam życie, nawet nie spróbował mnie zatrzymać.

Klara, 39 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama