Reklama

Nie było mnie tu pięć lat. Wysiadłem z autobusu i przez chwilę stałem w miejscu, jakby czas się zatrzymał. Ten sam zapach mokrego asfaltu, te same obdrapane tablice na peronie. Ale ja już byłem inny. Obcy. W kieszeni ściskałem paczkę fajek – chociaż rzuciłem trzy lata temu – bo przeczuwałem, że tego dnia nie wytrzymam bez nich.

Mama nie żyje. Gdy babcia zadzwoniła, że zmarła nagle, nie zapytałem nawet jak. Po prostu spakowałem się i ruszyłem. Dla niej.

Z moim ojcem nie rozmawialiśmy od ponad czterech lat. Od momentu, kiedy trzasnąłem drzwiami i powiedziałem, że więcej mnie nie zobaczy. Byłem zmęczony jego ciszą, jego chłodem, tym wiecznym rozczarowaniem w oczach, którym mnie karmił przez całe dzieciństwo. Mama próbowała być tarczą, ale nie zawsze dawała radę. Z czasem przestała próbować.

A teraz miałem iść za jej trumną. Obok niego. Nie wiem, co czuję. Smutek? Wściekłość? Wstyd, że nie było mnie przy niej, gdy umierała? Próbuję nie myśleć. Skupić się na chodniku, na brzęku zapalniczki, na tym, żeby nie odpysknąć ojcu przy pierwszym spotkaniu. Ale coś we mnie drży. Wiem, że tej ciszy między nami długo już nie utrzymamy.

Nie mogłem milczeć

Deszcz dzwonił o parasole, jakby chciał zagłuszyć wszystko. Ale nie potrafił. Nie zagłuszył jego słów.

– No proszę, łaskawie się zjawił – mruknął ojciec, kiedy podszedłem z wiązanką do świeżo zasypanego grobu.

Zamarłem. Palce zacisnęły się na wstążce kwiatów. Odetchnąłem głęboko. Policzyłem w myślach do pięciu. Ale to nie wystarczyło.

– Tato, daj spokój – rzuciłem przez zęby. – To nie jest miejsce.

– A jakie byłoby odpowiednie? Może zadzwonić do ciebie za granicę, skoro jesteś taki zajęty? – jego ton był chłodny, śliski jak błoto pod nogami.

Odwróciłem się do niego powoli. Staliśmy naprzeciw siebie, zaledwie metr dzielił nasze twarze. Ludzie zaczęli się odsuwać.

Nie odezwałeś się ani razu, kiedy mama była chora. Ani słowa – w jego głosie była pretensja, ale nie smutek. Raczej wyrok.

– Bo bałem się, że ją znowu zastanę z siniakiem – głos mi się załamał. – Myślisz, że zapomniałem, jak traktowałeś matkę?

– Nie wiesz nic, gówniarzu. Nic nie wiesz.

Wiem, że ją wygaszałeś. Powoli, dzień po dniu. Twoim milczeniem, twoją obojętnością.

– Kacper… – babcia Jadwiga chwyciła mnie za rękaw. Miała łzy w oczach. – Proszę cię. Nie tutaj. Nie przy niej.

Ale to już nie miało znaczenia. Raz ruszonego kamienia nie da się cofnąć.

Może gdybyś nie uciekł, a został i pomógł jej, to… – zaczął ojciec.

– Żeby co?! – krzyknąłem. – Żebym patrzył, jak ją wykańczasz?! Sam się boję, ile w tobie było zimna! Nawet teraz – zero łez, tylko pretensje!

Cisza. Ludzie patrzyli. Babcia płakała. A my staliśmy nad grobem matki i rzucaliśmy się słowami jak nożami.

Wszyscy bali się o tym mówić

Drzwi do mieszkania babci trzasnęły za mną cicho. Pachniało zupą jarzynową i starością. Siedziała przy stole w kuchni, skulona, z dłońmi splecionymi na kolanach. Na jej widok cofnęło mnie w czasie – do dzieciństwa, kiedy siedziałem tu z kubkiem kakao, a mama śmiała się z jakiegoś głupiego żartu taty. Jeszcze wtedy potrafił żartować.

– Usmażyłam ci naleśniki – babcia próbowała się uśmiechnąć. – Z twarogiem, tak jak lubiłeś…

– Babciu, ja nie przyjechałem tu jeść – usiadłem naprzeciwko niej. – Muszę coś zrozumieć. Potrzebuję wiedzieć.

Spojrzała na mnie niepewnie.

Czemu nikt nigdy nie powiedział, co się działo między nimi? Dlaczego to wszystko było zamiatane pod dywan?

– Kacper… – westchnęła ciężko. – To nie było takie proste.

– To powiedz mi, proszę. Ja teraz siedzę tu i nie wiem, czy znałem własną matkę – głos mi się łamał. – Dlaczego pozwoliliście jej tak żyć? Z nim?

Milczała. Tylko dłonie jej drżały.

– On ją niszczył. Widziałem to. Byłem dzieckiem, ale widziałem – uderzyłem pięścią w stół, aż podskoczyła. – A ja uciekłem. Zostawiłem ją samą. Nikt nie miał odwagi wyciągnąć prawdy.

– Twoja mama… – zaczęła cicho. – Ona nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział. Zawsze mówiła: „Nie rób wstydu rodzinie”. Myślała, że to przejdzie, że Roman się zmieni… A potem było już za późno. Wstydziła się. I bała.

Patrzyłem na nią, jakbym zobaczył ją pierwszy raz. Zaczynałem rozumieć, że prawda była pogrzebana nie tylko z matką. Ale i z całą tą rodziną.

Sąsiadka wyznała coś dziwnego

Spałem na starym rozkładanym fotelu w salonie. Dom był cichy, tylko zegar w kuchni tykał uparcie jak bomba. Nie mogłem zasnąć. Głowę miałem ciężką od wspomnień i babcinych niedopowiedzeń. O drugiej w nocy usłyszałem skrzypnięcie drzwi wejściowych. Zerwałem się z łóżka.

Po schodach zszedłem cicho jak duch. Przez lekko uchylone drzwi kuchni zobaczyłem ojca. Siedział przy stole z sąsiadką, panią Marią. Była wdową, od zawsze trochę wścibska, ale to ona jako pierwsza przynosiła zupę, gdy ktoś był chory.

– …a ja jej mówiłam wtedy, że nie można tak w sobie dusić. Ale ona tylko patrzyła przez okno. Pamiętasz ten wieczór?

– Pamiętam. Miała łzy w oczach – głos ojca był zduszony, miękki, jakby nie jego.

– A ty nic. Jak kamień.

To nie był mój wybór. Ona nie chciała, żeby Kacper wiedział.

Zrobiło mi się zimno. Cofnąłem się, ale nadepnąłem na schodek – drewno zaskrzypiało. Z kuchni zapadła cisza. Wszedłem bez słowa.

Czego miałem nie wiedzieć? – zapytałem, patrząc mu prosto w oczy.

Ojciec zamarł. Maria spuściła wzrok.

– Kacper… – zaczął.

– Mów. Jeśli znowu zaczniecie kręcić, wyjdę i nie wrócę. Nigdy.

– Twoja matka… – zacisnął dłonie. – Nie chciała, żebyś znał całą prawdę.

– A ja chcę ją znać. Teraz.

Spojrzał na mnie tak, jak nigdy wcześniej – nie z gniewem, nie z chłodem. Z lękiem.

– Przez całe życie nie byłem pewien… czy jesteś moim synem.

Tego się nie spodziewałem

Milczeliśmy. Tylko zegar tykał. Ojciec wpatrywał się w stół, jakby miał tam znaleźć słowa, których nie umiał z siebie wydusić. Ja siedziałem naprzeciwko z sercem walącym jak młot.

– Wychowywałem cię, ale nigdy nie miałem pewności, że jesteś mój – powiedział w końcu cicho. – Dowiedziałem się... przez przypadek. Podsłuchałem rozmowę twojej matki z jej koleżanką. Mówiła coś o tamtym lecie, o tym, że... nie była pewna, kto jest ojcem.

Zacisnąłem szczękę.

– I co? Przestałeś ją kochać? Przestałeś mnie kochać?

– Nie przestałem – odpowiedział, jakby to go bolało. – Ale coś się we mnie złamało. Nagle wszystko, co miałem, przestało być pewne. Patrzyłem na ciebie i widziałem... pytanie.

– I ja przez całe życie miałem być karą za jej jeden błąd?

– To nie kara. Ale był strach. Nie umiałem tego przełknąć. Nie zapytać. Nie wybaczyć – westchnął. – A potem było już za późno. Milczenie było łatwiejsze niż prawda.

Wstałem. Musiałem się ruszyć, oddychać. Chciałem wrzasnąć, rozwalić coś, ale… tylko oparłem się o framugę.

– I co teraz? Myślisz, że to cię usprawiedliwia? Że wszystko się wyjaśniło?

– Nie – ojciec podniósł wzrok. – Ale może zrozumiesz, że nie każdy, kto rani, robi to z nienawiści.

Spojrzałem na niego. Pierwszy raz nie jak na kata, tylko jak na człowieka. Zmęczonego, zżartego przez tajemnicę.

– Może. Ale nie dziś.

Odwróciłem się i wyszedłem. Musiałem przetrawić to sam.

Zrozumiałem ich oboje

Babcia Jadwiga szła powoli, opierając się na lasce. Co kilka kroków przystawała, poprawiała apaszkę pod szyją, jakby chciała zebrać siły, zanim coś powie. Ja niosłem znicz i milczałem. Tego dnia nie chciałem mówić nic. Chciałem słuchać.

Przy grobie mama wyglądała spokojnie. Zdjęcie na płycie nagrobnej – to, które zawsze lubiła – patrzyło na nas z cichym smutkiem.

– Wiesz, że nie chciała mieć pogrzebu z księdzem? – odezwała się babcia, zaskakująco twardo. – Ale twój ojciec się uparł. Jak zawsze. Nawet po śmierci musiała ustąpić.

Usiadłem na ławeczce.

Powiedział mi – zacząłem ostrożnie. – Że nie był pewien, czy jestem jego synem.

Babcia przymknęła oczy. Jakby właśnie tego się spodziewała.

– Ona cię kochała nad życie – powiedziała w końcu. – I bardzo się bała, że ta prawda cię zrani. Że kiedy dorośniesz, przestaniesz ją kochać, jeśli się dowiesz. Dlatego milczała. Nie chciała niszczyć tej jednej, czystej miłości, jaką miała – do ciebie.

– Kim był? – zapytałem cicho.

– Nikt nie wie. Mówiła tylko, że to był jej młodzieńczy błąd. Że to się zdarzyło, zanim poznała Romana. A on... był gotów ją wtedy zostawić. Ale został. I to też była jego kara – że nigdy nie zapytał wprost, ale przez całe życie żył z domysłem.

Spojrzałem na zdjęcie mamy. Miała tam może trzydzieści pięć lat, uśmiechnięta, jakby nic złego nigdy się nie wydarzyło.

Czy ona była szczęśliwa?

Babcia pokręciła głową.

Była dzielna. A to nie zawsze to samo.

Zapaliliśmy znicz. A ja po raz pierwszy pomyślałem, że może ojciec też był ofiarą tej historii. Tylko innego rodzaju.

Kacper, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama