„Na Wszystkich Świętych ubieram się na cmentarz jak na pokaz mody. Bo przecież trzeba się pokazać rodzinie”
„Zaczynam przygotowania kilka dni wcześniej. Nowy płaszcz? Jest. Paznokcie zrobione. Brwi wyregulowane. Włosy wygładzone prostownicą. Chcę wejść między groby jak aktorka na premierę. Nie dlatego, że to lubię – tylko dlatego, że wiem, że mnie obserwują”.

- Redakcja
Świat dzieli się na dwa typy ludzi: tych, którzy na Wszystkich Świętych ubierają się w stare kurtki oraz takich jak ja – co wyciągają z szafy najdroższy płaszcz, wkładają kozaki na obcasie i robią makijaż smoky eyes, jakby szli nie na cmentarz, tylko na pokaz mody albo spotkanie z byłym. Co roku, pierwszego listopada, zamieniam się w wersję siebie, którą moja rodzina może pochwalić się między grobami. Julka z Warszawy. Julka, która sobie dobrze radzi. Julka, która wygląda, jakby życie miała pod kontrolą.
Mogłabym ten dzień przesiedzieć w mieszkaniu na Ochocie, pić kawę z mlekiem roślinnym i udawać, że pamiętam o święcie w ciszy i skupieniu. Ale nie – coś mnie ciągnie do tej rodzinnej miejscowości. Jakby nieobecność tam w ten dzień oznaczała, że przegrałam. A ja nienawidzę przegrywać.
Dokładnie się szykuję
Więc zaczynam przygotowania kilka dni wcześniej. Nowy płaszcz? Jest. Paznokcie zrobione. Brwi wyregulowane. Włosy wygładzone prostownicą. Chcę wejść między groby jak aktorka na premierę. Nie dlatego, że to lubię – tylko dlatego, że wiem, że mnie obserwują. Mama. Ciotka Bożena. Kuzynka Patrycja – ta święta krowa z doktoratem. Każde ich spojrzenie to jak skan całej mojej osoby. Ile przytyła? Czy jeszcze z tym samym chłopakiem? Pracuje, czy dalej „te internety”?
Najbardziej mnie rozbraja, że ten dzień – który powinien być cichy, skupiony, intymny – w mojej rodzinie przypomina bardziej zjazd towarzyski. Z tymi wszystkimi „A jak tam w Warszawie?”, „Masz kogoś?”, „Kiedy wrócisz na stałe?”. Tyle że nie pytają, żeby usłyszeć odpowiedź. Pytają, żeby porównać do Patrycji.
A ja tylko tęsknię za jednym – za tatą. Jan był jedynym człowiekiem, który naprawdę mnie widział. Nie przez pryzmat ocen, porównań, wyglądu. Gdyby żył, może nie musiałabym się tak stroić. Może mogłabym być na cmentarzu w dresie i płakać, zamiast poprawiać szminkę. Ale jego nie ma. Została tylko rodzina. I obowiązek pokazania się. Więc się pokazuję. Co roku. Dla nich. Ale też trochę – dla siebie.
Mama zwróciła mi uwagę
– Julia, czy ty musisz się tak stroić? – usłyszałam, zanim jeszcze zdążyłam postawić stopę na ścieżce prowadzącej do grobu ojca.
– A co, za ładna jestem na cmentarz? – rzuciłam, poprawiając kołnierz płaszcza i unosząc brew.
– Nie żartuj sobie, to nie wybieg mody – powiedziała mama szeptem, ale tym swoim pełnym jadu tonem, który słyszałam od dziecka. – Twój ojciec nie byłby zadowolony.
Zacisnęłam szczęki. Już? Już się zaczęło. Spojrzałam na nią, jak stała obok mnie w czarnej ortalionowej kurtce, z której wystawała zielona polarowa bluza. Usta zaciśnięte, wzrok wbity w znicz, który próbowała zapalić mimo wiatru.
– Tata kochał mnie taką, jaka jestem. Zawsze to powtarzał – powiedziałam cicho, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszała.
Mama uniosła na mnie wzrok. I wtedy to się stało. Na moment zbladła. Twarz jej zesztywniała, jakby ktoś ją spoliczkował. Nie odpowiedziała. Po prostu odwróciła się, jakby nagle coś sobie przypomniała. Jakby chciała uciec. Patrzyłam za nią w ciszy, a we mnie zaczęło coś pulsować. Co to za mina? Przez całe życie znałam ją na wylot. Wiedziałam, kiedy kłamie, kiedy przesadza, kiedy jest złośliwa dla zasady. Ale tej miny nie znałam.
Zrobiłam kilka kroków w stronę pomnika. Zerknęłam na zdjęcie dziadka. Uśmiechał się na nim łagodnie, tak jak zawsze, kiedy mówił: „Julka, nie przejmuj się, nie wszyscy muszą cię rozumieć, żebyś była wartościowa”.
Coś mi nie pasowało
– Mamo, możemy pogadać? – zapytałam, kiedy po obiedzie siedziała w kuchni nad herbatą. Patrzyła w okno, jakby widok na pusty ogród mógł ją uratować przed rozmową ze mną.
– Teraz? – zapytała bez entuzjazmu.
– Teraz – odpowiedziałam stanowczo i usiadłam naprzeciwko niej.
Przez chwilę była cisza. Tylko tykanie zegara na ścianie. I para z kubka, która ulatywała do góry. Obie patrzyłyśmy na ten sam punkt, tylko z innym bagażem w środku.
– Dlaczego tak zareagowałaś przy grobie dziadka? – zaczęłam. – Powiedziałam tylko prawdę. A ty zbladłaś, jakby coś się stało.
– Julka, ja byłam wzruszona. Emocje... – zaczęła, ale przerwałam jej.
– Nie. Nie zrzucaj tego na emocje. Nie po tylu latach. Ja nie jestem już dzieckiem, mamo. Coś się dzieje. I mam prawo wiedzieć co.
Zacisnęła dłonie na kubku, aż jej palce zbielały.
– Zawsze robisz aferę, Julia. Zawsze musisz dramatyzować.
– Może dlatego, że ty nigdy nie dramatyzujesz? Może dlatego, że ktoś w tym domu musi zadawać trudne pytania? Może dlatego, że całe życie słyszałam, że Patrycja to wzór, a ja… jestem tylko problemem?! – głos mi się załamał, ale nie przerwałam. – Nigdy mnie nie kochałaś, mamo. Zawsze tylko udawałaś, że się mną chwalisz, żeby ciotka Bożena miała kompleksy. A jak już przestałam się wpisywać w twój plan – po prostu przestałaś próbować.
– Julia, przestań! – krzyknęła i jej głos zadrżał. – Nie masz pojęcia, przez co ja… – urwała. – Nie teraz.
– To kiedy? – wstałam. – Kiedy wreszcie przestaniesz robić z życia teatr dla rodziny, a zaczniesz mówić prawdę?
Wybiegła z kuchni i trzasnęła drzwiami do sypialni. A ja zostałam sama. Z sercem w gardle i przeczuciem, że właśnie dotknęłam czegoś, co było zakopane bardzo, bardzo głęboko.
Obgadywały mnie
Nie planowałam tego. Naprawdę. Nie jestem typem, który podsłuchuje rozmowy za drzwiami. Ale kiedy usłyszałam, że ciotka przyszła do mamy późnym wieczorem – kiedy zawsze oglądały swoje seriale i piły nalewkę z aronii – coś mnie tknęło.
Stanęłam przy schodach. Oddychałam najciszej, jak umiałam.
– Widziałam ją dzisiaj – powiedziała Bożena. – Widziałam tę twoją Julię. W tym płaszczu za pół pensji. Pewnie specjalnie kupiony, żeby wszystkim pokazać, jak jej dobrze w tej Warszawie.
– Daj spokój… – westchnęła mama. Jej głos był cichy, zmęczony. – Dzisiaj prawie mi się wymsknęło.
– No to może w końcu jej powiesz? I tak już coś przeczuwa. Widziałaś, jak na ciebie patrzyła?
Cisza. Napięcie zawisło w powietrzu tak gęste, że czułam je przez ścianę.
– Nie mogę, Bożena. Jak mam jej powiedzieć, że jej ojciec... – urwała. – Że całe życie ją okłamywałam?
Zakręciło mi się w głowie. Ręce zaczęły mi drżeć. Cofnęłam się o krok, a potem wbiegłam do salonu.
– CO MIAŁAŚ MI POWIEDZIEĆ?! – wrzasnęłam. Bożena aż podskoczyła na krześle. Mama zesztywniała.
– Julia… – zaczęła, ale ja nie pozwoliłam jej skończyć.
– Usłyszałam wszystko. Mam prawo wiedzieć, co przede mną ukrywacie.
Obie milczały. Bożena patrzyła na mamę z oczekiwaniem, jakby mówiła: „No, teraz twoja kolej”.
– Siadaj – powiedziała mama. Głos miała łamiący się, inny. Poważny. – Pora, żebyś w końcu się dowiedziała.
Byłam w szoku
– To był tylko jeden wieczór – zaczęła mama, nie patrząc na mnie. – Jeden głupi wieczór, kiedy pokłóciłam się z twoim ojcem o... o bzdurę. Wyszedł z domu trzaskając drzwiami. A ja... – zamilkła, jakby miała się udławić własnym wstydem – ja pojechałam na tę nieszczęsną imprezę sama.
Nie odezwałam się. Siedziałam jak zamurowana, wpatrzona w jej dłonie, które drżały, gdy obracała łyżeczkę w zimnej herbacie.
– Wypiłam za dużo. Byłam wściekła, zraniona, dumna. A on tam był. Adam, przyjaciel Bożeny. Pamiętasz go?
Skinęłam głową. Pamiętałam. Często bywał na rodzinnych imprezach.
– Był miły. Za miły. Chciałam tylko porozmawiać... a skończyło się... – zacięła się i zamknęła oczy. – Po prostu... skończyło się, jak się skończyło.
– I nigdy mu nie powiedziałaś? Ojcu? – zapytałam cicho.
– Nie. Nigdy. Po tej nocy twój ojciec wrócił. Przeprosił mnie. Powiedział, że przesadził. Myślałam, że to będzie nasz nowy początek. A potem zaszłam w ciążę i... – spojrzała na mnie pierwszy raz od dłuższej chwili. – Myślałam, że to jego dziecko. Naprawdę w to wierzyłam.
– Myślałaś?
– Julia... kiedy zaczęłaś dorastać, widziałam, że jesteś do Adama podobna. Tylko ja to wiedziałam. Z Bożeną nigdy o tym nie rozmawiałyśmy wprost, ale ona też się domyślała. Dlatego cię tak traktowała.
Złapałam się za głowę. To było za dużo. Za szybko. Za późno.
– Wybaczysz mi kiedyś? – spytała. A ja... nie odpowiedziałam.
Wstałam i wyszłam z domu. Nie mogłam na nie patrzeć.
Ciotka była szczera
Następnego dnia poszłam do ciotki. Drzwi otworzyła szybciej, niż się spodziewałam. Jakby wiedziała, że przyjdę.
– O, Julka. Wchodź – powiedziała bez złośliwości, co samo w sobie było bardziej niepokojące niż wszystkie jej wcześniejsze kąśliwości razem wzięte.
Usiadłyśmy przy stole. Ten sam obrus co zawsze, te same ciastka z supermarketu, które wyglądały jak dekoracja, a nie coś do jedzenia. Bożena nalała herbaty, jakbyśmy miały gadać o pogodzie. A potem spojrzała na mnie i powiedziała:
– I co teraz?
– Wiem, że mama mnie okłamywała. Że Adam… że może… – nie mogłam skończyć zdania.
– Nie ma „może” – przerwała. – Wszyscy wiedzieliśmy. Tylko nikt nie miał odwagi powiedzieć tego na głos. Twoja matka się bała. Że ją znienawidzisz. Że stracisz resztki zaufania. Więc karmiła cię tą bajką, że jesteś córką ideału.
– A ty? Czemu mi nie powiedziałaś?
Wzruszyła ramionami.
– Bo to nie moja rola. Ja mogę być złośliwa, mogę cię oceniać, mogę porównywać cię do Patrycji – to umiem najlepiej. Ale nie mogłam złamać tej resztki więzi, którą miałyście z matką. Choćby była zbudowana na kłamstwie.
– Czy ona mnie chociaż kocha?
Bożena zamilkła na dłuższą chwilę. Potem westchnęła i powiedziała:
– Kochał cię bardziej, niż myślisz. Ale też – mniej, niż potrzebowałaś. To nie była miłość czysta. Była pełna strachu, że się kiedyś dowiesz. I może dlatego tak cię kontrolowała, żeby mieć nad tobą choć trochę władzy. Spojrzałam na nią. Po raz pierwszy od lat nie widziałam w niej rywalki mojej matki. Widziałam kobietę, która zbyt wiele rzeczy musiała przemilczeć.
Wstałam i wyszłam, czując, jak mój drogi płaszcz ciąży mi na plecach.
Julia, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zamiast zapłacić rachunek za gaz, kupiliśmy znicze na Wszystkich Świętych. Ale tak trzeba, bo wszyscy patrzą”
- „Śmiałem się z żony, bo ciągle polowała na promocje. Gdy zobaczyłem, ile zaoszczędziła, zbierałem szczękę z podłogi”
- „Zdradziłam męża tylko raz, ale oszukuję go codziennie. Nigdy nie pozna prawdy o naszym dziecku”

