„Na wigilii firmowej miałem ochotę nie tylko na potrawy świąteczne. Skusił mnie czerwony barszcz i czerwona sukienka”
„Nie, nie mogłem o tym po prostu zapomnieć. Wpatrywałem się w sufit, próbując zdecydować, co dalej. Powiedzieć prawdę? Uciec? Grać dalej? Dopiero wtedy, po raz pierwszy, przyznałem to w myślach głośno: zdradziłem ją”.

- Redakcja
Czasem człowiek nie zauważa, kiedy wszystko zaczyna się psuć. To nie jest nagłe, dramatyczne bum. To raczej cichy proces. Tak było z moim małżeństwem. Mam na imię Romek, mam 34 lata. Pracuję w dziale marketingu w dużej korporacji. W domu zawsze czeka na mnie Ania, moja żona od dziesięciu lat. Troskliwa, dobra, cicha. Za cicha. Coraz mniej nas łączyło. Coraz częściej milczeliśmy, a ja coraz częściej sięgałem po telefon, zamiast patrzeć jej w oczy. Tamten wieczór jeszcze nie był zdradą, jeszcze nie. Jednak już coś się zaczynało kruszyć.
– Zjesz jeszcze trochę zupy? – zapytała Ania, nie patrząc na mnie.
– Nie, wystarczy. Dzięki – odparłem, też nie patrząc na nią.
Cisza między nami była gęsta i ciężka. A ja już wtedy czułem, że coś we mnie się zmienia. Że duszę się od środka. I wtedy w pracy Marek rzucił:
– Będziesz na wigilii firmowej? Justyna wynajęła fajne miejsce. Klaudia też będzie.
– Będę – odpowiedziałem, choć jeszcze nie wiedziałem, że po tym wieczorze nie będę już tą samą osobą.
Dałem się ponieść chwili
Wigilia firmowa. Ten dziwny moment w roku, kiedy wszyscy udają, że się lubią. Że jesteśmy jedną wielką rodziną, a nie grupą ludzi, którzy tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Justyna – nasza szefowa – wynajęła restaurację z białym obrusem, prosecco na wejściu i elegancką obsługą. Usiadłem gdzieś z boku, z Markiem. Klaudia pojawiła się później. W czerwonej sukience, takiej, która nie pozostawiała zbyt wiele dla wyobraźni.
– No cześć, chłopaki. Zdążyłam przed życzeniami? – rzuciła, poprawiając włosy.
– Dobrze, że jesteś, bo Romek już prawie zasypia – zaśmiał się Marek.
– Ja? W życiu. Jestem w szczytowej formie – uśmiechnąłem się do Klaudii.
Zrobiła ten swój półuśmiech. I spojrzała tak, jak nikt od dawna na mnie nie patrzył. Kieliszki szybko poszły w ruch. Potem życzenia, przemówienie Justyny, barszcz, karp, żarty. A potem Klaudia szturchnęła mnie łokciem i szepnęła:
– Idziemy się przewietrzyć?
Zgodziłem się bez namysłu. Na tyłach restauracji było zimno, ciemno i cicho.
– Fajnie dziś wyglądasz – powiedziała.
– Ty też. Bardzo fajnie.
Pocałowała mnie pierwsza. I to nie był pocałunek „dla żartu”. To było coś, co sprawiło, że serce zaczęło mi walić jak młot. Oparła się o ścianę. Moja ręka powędrowała pod jej płaszcz.
– Nie powinienem... – szepnąłem.
– A jednak wciąż tu jesteś.
Zdrada nie zaczyna się w łóżku. Zaczyna się od decyzji, by nie cofnąć się o krok.
Próbowałem to ukryć
Gdy przekręcałem klucz w zamku, serce waliło mi jak oszalałe. Wszedłem do mieszkania jak złodziej. Ania siedziała na kanapie w piżamie, owinięta kocem, z kubkiem herbaty w dłoniach.
– Hej – rzuciła cicho. – Dobrze się bawiłeś?
– Było okej. Trochę się przeciągnęło – mruknąłem, zdejmując buty.
– Marek mówił, że wyszliście po jedenastej.
Zamarłem. Wiedziała, ale tylko częściowo. Jeszcze nie wszystko.
– A potem z Klaudią i kilkoma osobami poszliśmy jeszcze do jednego lokalu – powiedziałem, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Ania pokiwała głową. Nic nie powiedziała. Rano, przy śniadaniu, nie patrzyła mi w oczy. A ja miałem wrażenie, że całe moje ciało pachnie Klaudią. Nawet kawa nie smakowała jak zawsze. Masło nie chciało się rozsmarować, a chleb był jak z waty.
– Co dziś masz w pracy? – zapytała beznamiętnie.
– Standard. Kampania, zebranie z Justyną – odburknąłem.
Telefon zawibrował w kieszeni. SMS od Klaudii: „Dzięki za wczoraj. Było… intensywnie. Nie panikuj. Nie musimy niczego komplikować”. Odłożyłem telefon na blat. Tyle w tym było ironii – bo właśnie wszystko się skomplikowało. W drodze do pracy zadzwonił Marek.
– Musimy pogadać, stary.
– O czym?
– O tym, co wczoraj widziałem. I o tym, co może się wydarzyć, jeśli ktoś inny też to zobaczył.
Zrobiło mi się niedobrze. W głowie szumiało. Paranoja zaczęła kiełkować. Może już nie chodziło tylko o mnie i Klaudię. Może to wcale nie był koniec. Może to był dopiero początek końca.
Byłem innym człowiekiem
Spotkaliśmy się z Markiem w barze niedaleko biura. Usiadł naprzeciwko mnie, zamówił espresso, po czym przez chwilę tylko się we mnie wpatrywał. Bez uśmiechu, bez ironii. Po prostu z tą cholerną, ciętą szczerością, którą zawsze miał w oczach.
– Stary, serio? Klaudia?
Nic nie powiedziałem. Może skinąłem głową, a może nie. Nie pamiętam.
– Widziałem, jak wychodziliście razem. A potem Klaudia wróciła sama. Czerwona na twarzy, włosy w nieładzie. A ty zniknąłeś.
– Marek…
– Nie. Nie próbuj się tłumaczyć. Nie jestem twoją żoną, ale też nie chcę się w to wcinać. Tylko ostrzegam – ktoś jeszcze mógł to widzieć. A wiesz, jak to działa w firmie. Jedna plotka i…
Przerwał. A ja widziałem, jak bardzo mu się nie podoba rola świadka. Wieczorem napisałem do Klaudii krótką wiadomość: „Musimy pogadać”. Odpisała: „Nie ma o czym. To był jeden raz. Dla mnie to tyle. Ty też powinieneś o tym zapomnieć”. Zamknąłem oczy. A w głowie znowu byłem z nią – tam, za restauracją. Jej oddech na mojej szyi. Nie, nie mogłem o tym po prostu zapomnieć.
Wróciłem do domu późno. Ania już spała albo udawała, że śpi. Wpatrywałem się w sufit, próbując zdecydować, co dalej. Powiedzieć prawdę? Uciec? Grać dalej? Dopiero wtedy, po raz pierwszy, powiedziałem to w myślach głośno: „zdradziłem ją”. I nic się nie zmieniło. Nadal leżałem w tym samym łóżku. Z tą samą kobietą. Tyle że czułem się już innym człowiekiem.
Wszystko wyszło na jaw
– Romek, możemy porozmawiać?
Ania stała w progu sypialni, oparta o framugę. Miała splecione ręce, jakby próbowała się powstrzymać przed czymś… przed czym? Płaczem? Krzykiem?
– Jasne – odpowiedziałem, choć serce zaczęło bić jak szalone.
Usiedliśmy na kanapie. Ta cisza między nami już dawno przestała być bezpieczna. Teraz była groźna. Ciężka jak ołów.
– Nie wiem, co się z tobą dzieje – zaczęła spokojnie. – Od kilku dni jesteś… inny. Nieobecny, milczący. Unikasz mnie. I mam wrażenie, że nie chodzi o stres w pracy.
– Praca jest ciężka. Projekty, terminy… – zacząłem.
– Romek – przerwała. – Proszę cię, nie kłam. Wiem, że coś ukrywasz.
Zamarłem. Jej spojrzenie wbijało się we mnie jak nóż. I wtedy w kieszeni spodni zadźwięczał mój telefon. Przyszedł SMS, odruchowo spojrzałem na ekran, Ania to zauważyła. Zbyt szybko schowałem telefon z powrotem do kieszeni, zbyt nerwowo. Wstała, podeszła do mnie.
– Pokaż.
– To nic ważnego.
– Pokaż mi ten telefon. Teraz.
Nie oddałem go i to był błąd. Ten moment zdradził mnie bardziej niż jakikolwiek dowód.
– Boże… – wyszeptała. – Co ty ukrywasz? Masz kogoś?
Zamilkłem. Tylko tyle potrzeba było, żeby wszystko zrozumiała.
– Wiedziałam, czułam to. Wiedziałam, że mnie okłamujesz – głos jej drżał.
– To nie tak… – próbowałem, ale sam w to nie wierzyłem.
– Powiedz mi jedno: kto to?
– Ania…
– To ta z pracy, Klaudia?
Nie odpowiedziałem. Odwróciła się i wyszła do sypialni. Zostawiła mnie na tej cholernej kanapie.
Zostałem z wyrzutami sumienia
Wszystko się waliło. Nie mogłem patrzeć sobie w twarz, już od kilku dni. W piątek wróciłem wcześniej z pracy. W mieszkaniu panowała dziwna cisza. I wtedy zobaczyłem ją – Anię – siedzącą przy kuchennym stole z tabletem. Trzymała go z obrzydzeniem na twarzy.
– Chciałeś to przede mną ukryć? – zapytała. Jej głos był spokojny. I to było najgorsze.
Zanim odpowiedziałem, odwróciła ekran w moją stronę. Zdjęcie, moje i Klaudii. Rozmazane, ale wyraźne. Zrobione wtedy za restauracją. Moje usta przy jej szyi. Nie wiem, kto zrobił to zdjęcie. To już nie miało znaczenia.
– Znalazłam to, bo nie wylogowałeś się z chmury – dodała.
Stałem nieruchomo.
– To był błąd – powiedziałem w końcu. – Jeden raz. To się po prostu stało.
– Po prostu? – Ania roześmiała się gorzko. – Romek, zdrady się nie dzieją „po prostu”. To jest kwestia wyboru.
– Nie planowałem tego, przysięgam.
– Ale wybrałeś ją. Wybrałeś kłamstwo.
Wstała, ominęła mnie bez słowa i wróciła z walizką.
– Wyprowadzam się. Nie mogę tu zostać, nie teraz. Nie z tobą, nie po tym wszystkim.
– Ania, proszę…
Nie odpowiedziała, trzasnęły drzwi. A ja zostałem z tym, co zrobiłem. Z wyrzutami sumienia i świadomością, że wszystko zniszczyłem.
Romek, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W grudniu teściowa upiekła świąteczne pierniczki z niespodzianką. Raz spróbowałam i wyplułam”
- „Nie mam ochoty szykować rodzinnej Wigilii. Wolę spędzić święta w sanatorium niż być czyjąś służącą”
- „W moim związku panował chłód jak w mroźny poranek. Szukałam kogoś, kto mnie ogrzeje, a skończyłam na lodzie”

