„Na wigilię w pracy poszłam w sukience z lumpeksu za 7 zł. Nawet nie podejrzewałam, czyje spojrzenie przyciągnę”
„Zapadła cisza, tak nagła, że można było usłyszeć szelest papierów z sąsiedniego działu. Poczułam, jak twarz zaczyna mnie piec. Nie chciałam odwracać wzroku, ale czułam się, jakbym stanęła samiutka pośrodku pełnej sali”.

Grudzień w naszym biurze zawsze przypominał małe tornado. W dziale marketingu, gdzie pracuję już prawie sześć lat, ludzie zachowują się, jakby Święta były konkursem na największy błysk i szum.
Wigilia? Och, to wydarzenie roku – nie tylko w kontekście prezentów, ale całej tej oprawy: kreacje, błyskotki, makijaże, najnowsze szpilki, które akurat się trafiły na przecenie za jedyne czterysta złotych!. W tym czasie czuję się jak statystka w filmie o cudzym życiu. Obserwuję, nie grając.
Sandra, Natalia i reszta dziewczyn z naszego open space od tygodnia omawiały swoje stylizacje – która idzie w cekiny, która w czerwienie, a która „zrobi klasykę z pazurem”. Wczoraj przy ekspresie do kawy słyszałam, jak Sandra mówiła, że cokolwiek mniej niż Calvin Klein to wstyd. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ich rozmowy już mnie nie ranią, a przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Siedziałam z boku, zajęta pracą. Nikt nie pytał mnie o moją sukienkę. I dobrze, choć już ją miałam kupioną. Wisiała w second-handzie między rozciągniętym golfem a suknią ślubną z lat dziewięćdziesiątych. Była czarna, dopasowana, z delikatnym haftem przy rękawach. Gdy zobaczyłam cenę – siedem złotych – serce mi zadrżało. Kupiłam ją od razu, bez mierzenia. W domu okazała się jak szyta na mnie.
Nie wyróżniałam się
W dzień biurowej wigilii rano długo się wahałam. Prasowałam ją powoli, starając się nie myśleć, co powiedzą. Czy się zorientują? Czy zapytają? W lustrze wyglądałam dobrze, właściwie jak nie ja, ale w autobusie czułam, że ta cena wypisana jest na plecach wielkimi literami.
Weszłam do biura chwilę przed dziewiątą. Starałam się iść spokojnie, choć miałam wrażenie, że serce bije mi tuż pod żuchwą. Usiadłam przy biurku, wbijając wzrok w ekran, żeby nie patrzeć na nikogo. Wiedziałam, że wyglądam inaczej niż zwykle. Po raz pierwszy nie zniknęłam w zbyt dużym swetrze czy dżinsach. Byłam widoczna.
Po chwili usłyszałam znajome stukanie obcasów. Sandra, jak zwykle w centrum wszystkiego, pojawiła się w naszym dziale z kubkiem kawy i uśmiechem, który bardziej przypominał grymas. Zatrzymała się obok mnie, przesuwając wzrokiem po mojej sylwetce. Milczała chwilę, jakby próbowała zdecydować, czy coś powiedzieć. Pozostałe dziewczyny zerkały znad monitorów.
– Skąd masz tę sukienkę? – zapytała w końcu, przeciągając ostatnie słowo.
W jej tonie było coś, co przypominało zdziwienie pomieszane z rozbawieniem. Podniosłam wzrok i spojrzałam jej prosto w oczy.
– Z lumpeksu – odpowiedziałam spokojnie.
Czułam się głupio
Zapadła cisza, tak nagła, że można było usłyszeć szelest papierów z sąsiedniego działu. Poczułam, jak twarz zaczyna mnie piec. Nie chciałam odwracać wzroku, ale czułam się, jakbym stanęła naga pośrodku sali. Wiedziałam, że patrzą, widziałam kątem oka, jak Sandra ściska usta, a Natalia wymienia spojrzenie z Agnieszką. Pewnie oczekiwały, że dodam coś jeszcze, że zażartuję, że się wycofam, ale nie zrobiłam tego.
Wbiłam wzrok w ekran i udawałam, że czytam maila, choć litery zlewały mi się w szare plamy. Myśl w głowie była tylko jedna: po co się przyznałam? Mogłam coś zmyślić, powiedzieć, że ze sklepu, ale powiedziałam prawdę. Czy musiałam?
Do chwili firmowej wigilii nikt się już do mnie nie odzywał. Słychać było tylko klikanie klawiatur i ciche rozmowy z innych działów. Ta cisza miała ciężar ołowiu. Każdy mój ruch wydawał się głośniejszy, niż powinien. Czułam, jak przez całe ciało przechodzi fala wstydu, a potem czegoś innego – złości. Może nie powinnam się wstydzić? Może to oni powinni?
Zaskoczył mnie
Na wigilii stałam przy stole, na którym rozkładano opłatki i makowce z cukierni. Nikt nie patrzył mi w oczy. Czułam, że nadal jestem „tą od lumpeksu”, choć nikt już nie powiedział ani słowa. Nagle zza pleców usłyszałam głos szefa.
– Wygląda pani dziś jak milion dolarów. Naprawdę klasa – powiedział Tomasz.
Odwróciłam się zaskoczona.
– Dziękuję… – wymamrotałam, nie wiedząc, gdzie podziać ręce.
– Nie trzeba fortuny, żeby mieć styl – dodał, spoglądając na mnie poważnie. – I odwagę.
W tamtej chwili nie mogłam uwierzyć, że to powiedział tak po prostu, głośno, przy wszystkich. Jeszcze przed chwilą miałam ochotę schować się w łazience i nie wracać do biurka, a teraz czułam, jakby ktoś zdjął ze mnie ciężar. Przez chwilę naprawdę poczułam się jak kobieta, z którą się liczą. Byłam już w drodze do szatni, gdy Tomasz podszedł ponownie.
– Może kawa? – zapytał. – Chciałbym z panią porozmawiać… nie tylko służbowo.
Zatrzymałam się, zaskoczona.
– Szczerze mówiąc… nie wiem, co powiedzieć. Jestem trochę zaskoczona.
– Zawsze panią obserwowałem – powiedział spokojnie. – Z podziwem. Tylko nie miałem odwagi powiedzieć.
Nie odmówiłam
Szliśmy kawałek razem, w milczeniu. W głowie miałam chaos. Tomasz był szefem, ale miał coś w sobie, co sprawiało, że człowiek czuł się zauważony – nawet jeśli nie rozmawiał z nim osobiście. Teraz okazało się, że i ja byłam przez niego zauważana. Nie byłam przezroczysta. Mnie widział, tę z końca pokoju, w sukience za siedem złotych.
Zamówiliśmy dwie kawy, ale przez pierwsze minuty żadne z nas nie sięgnęło po filiżankę. Tomasz patrzył na mnie z taką uwagą, jakby widział coś, czego ja sama w sobie nie dostrzegałam. Siedział naprzeciwko, blisko, a jednak zostawiał mi przestrzeń. Nie było w nim nic nachalnego – tylko spokój i to dziwne ciepło.
– Magda… – powiedział cicho, jakby sprawdzał, jak brzmi moje imię w jego ustach. – Czasem człowiek widzi kogoś przez długi czas, ale dopiero w jednym momencie naprawdę go zauważa.
Nie odpowiedziałam. Bałam się, że jeśli coś powiem, ten moment się skończy.
– Myślałem, że jesteś cicha, zamknięta, ale to nieprawda. Jesteś po prostu… pełna. Jak książka, której nikt nie przeczytał do końca.
Zdobył się na odwagę
Zacisnęłam dłonie na kolanach, bo inaczej zaczęłyby drżeć. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś mówi o mnie z takim spokojem i szacunkiem, bez oceny, bez dystansu.
– Ja przez długi czas miałam wrażenie, że nie ma czego mówić. Że to, kim jestem, nikogo nie interesuje.
– Mnie interesuje – przerwał delikatnie. – Wszystko. Twoje milczenia, twoje spojrzenia. Nawet to, że dzisiaj byłaś bliska łez, choć udawałaś, że nic się nie stało.
Spojrzałam mu w oczy. Nie uciekł wzrokiem.
– Myślałam, że jestem nikim – wyszeptałam. – A dziś poczułam się jak ktoś.
Tomasz wyciągnął dłoń i dotknął mojej, powoli, z czułością. Nie musiał nic mówić więcej. Wszystko już zostało powiedziane.
W poniedziałek weszłam do biura później niż zwykle. Chciałam uniknąć spojrzeń, komentarzy, niedopowiedzeń, ale one nie miały już tej samej mocy. Coś się we mnie zmieniło. Trzymałam torbę spokojnie, głowę miałam uniesioną. Może nikt tego nie zauważył, ale ja to czułam – nie szłam już schowana. Szłam pewnie, byłam sobą i nie chciałam tego ukrywać.
Coś się zmieniło
Sandra stała przy drukarce, jakby czekała. Kiedy mnie zobaczyła, uniosła brew.
– O, królewna wróciła z weekendu – rzuciła z lekkim przekąsem. – Co, teraz będziesz codziennie chodzić w tych swoich oryginalnych stylizacjach?
Zatrzymałam się przy niej na chwilę. Spojrzałam jej w oczy. Nie z drwiną, nie z gniewem, a z siłą.
– Będę chodzić tak, jak chcę, skoro ty możesz – powiedziałam spokojnie.
Stała w miejscu z rozdziawionymi ustami, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Minęłam ją bez pośpiechu, usiadłam przy swoim biurku i otworzyłam laptopa. Palce lekko drżały, ale to już nie był strach. To było uwolnienie. Tamtego dnia nikt nie śmiał się z mojej sukienki. Nikt nie zadał więcej pytań, a nawet jeśli myśleli swoje – nie obchodziło mnie to. Przestałam patrzeć na siebie ich oczami. Spojrzałam na siebie tak, jak patrzył na mnie Tomasz. Nie o sukienkę chodziło, tylko o to, że przestałam udawać i poczułam, jak to jest żyć bez wstydu.
Magda, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W tym roku na Mikołajki mąż ani trochę się nie wysilił. Kupił mi zestaw kosmetyków w promocji i nawet nie zdjął ceny”
- „W dniu ślubu nakryłam narzeczonego na brudnych zabawach. Wesele się odbyło, ale bez tego bajeranta”
- „Chciałem uniknąć długów na święta, ale żona miała inne plany. Byłem sknerą, który psuje magię Bożego Narodzenia”

