Reklama

Najgorsze w ślubnych przygotowaniach są nie stres, nie wydatki, nawet nie to, że nagle trzeba znać różnicę między kolorami ecru a kością słoniową. Najgorsza jest ta wszechobecna presja. Każdy ma coś do powiedzenia. Mama radzi, żebyśmy wybrali tradycyjny marsz Mendelssohna, teściowa woli, żeby było coś bardziej nowoczesnego, a moja narzeczona Kinga z uśmiechem znosi te wszystkie sugestie.

Byłem zestresowany

Mamy ślub za tydzień. Siedem dni, które dzielą mnie od bycia mężem kobiety, którą kocham. Tak, nie jestem święty. Popełniłem w życiu kilka błędów. Ale kocham Kingę, chcę z nią budować przyszłość.

A wieczór kawalerski? Traktowałem go jak formalność. Spotkanie z kumplami, parę piw. Ale Bartek i Kuba mieli inne plany.

– Póki nie staniesz przed ołtarzem, jesteś wolnym człowiekiem – rzucił Kuba z głupkowatym uśmiechem, kiedy odbierał mnie spod domu.

– Mówię ci, stary, dzisiaj robimy reset. Żegnaj wolności! – dodał Bartek i klepnął mnie po ramieniu.

Zanim wyszedłem, Kinga przytuliła mnie w progu.

– Baw się dobrze – powiedziała z półuśmiechem, który od razu mnie zaniepokoił. – Udanego wieczoru… ostatniego takiego.

Przez chwilę miałem wrażenie, że wie coś, czego ja nie wiem. Ale zignorowałem to. W końcu to tylko wieczór kawalerski

Nic nie przeczuwałem

Klub był ciemny, głośny i pełen ludzi, którzy udawali, że świetnie się bawią. Bartek i Kuba już od wejścia zaczęli robić show, jakbyśmy świętowali co najmniej awans do finału Ligi Mistrzów, a nie mój wieczór kawalerski. Co chwilę ktoś podchodził, klepał mnie po plecach, wznosił toast za ostatnie chwile wolności, a ja z każdym kolejnym drinkiem czułem, że ten wieczór wymyka się spod kontroli.

– No, Maćku, boisz się pogadać z ex? – Usłyszałem za plecami głos Bartka, który już miał ten ton, co zawsze, gdy wpadał na swoje genialne pomysły.

Odwróciłem się i zamarłem. Asia stała przy barze, uśmiechając się do mnie, jakbyśmy widzieli się wczoraj, a nie dwa lata temu. Miała tę samą sukienkę, którą kiedyś kupiliśmy razem na spontanicznej wycieczce do Krakowa. I ten sam błysk w oku, przez który niejednokrotnie traciłem rozsądek.

– Nie mam z nią o czym rozmawiać – rzuciłem cicho, odwracając wzrok.

Kuba oczywiście nie odpuścił.

– Chłopie, nikt nie mówi, żebyś się z nią całował na parkiecie. Idź, pogadaj, zamkniesz temat raz na zawsze.

Chciałem im powiedzieć, żeby się odczepili, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Może dlatego, że Asia wciąż patrzyła w moją stronę, a w głowie zagrzmiał mi stary, dobrze znany głos: „Czego się boisz, to tylko rozmowa”.

Czułem się niezręcznie

Wziąłem łyk whisky, która już dawno przestała smakować dobrze, i spojrzałem na Bartka. Uśmiechał się jak dziecko, które właśnie wręczyło komuś prezent, licząc na wielkie „wow”.

– Dobra. Tylko pogadam – rzuciłem i ruszyłem w stronę baru, czując jak serce bije mi szybciej niż powinno.

Kiedy podszedłem, Asia odwróciła się z tym swoim uśmiechem, który kiedyś potrafił rozbroić każdy mój zły dzień.

– Słyszałam, że wkrótce staniesz się przykładnym mężem – powiedziała, jakby to była jakaś zabawna anegdota, a nie fakt, który miał zmienić moje życie.

– Ludzie się zmieniają, Asiu. A ja kocham Kingę – odpowiedziałem, próbując brzmieć pewnie.

– Ciekawe, czy by się ucieszyła, widząc nas razem teraz – szepnęła i spojrzała na mnie spod długich rzęs.

W głowie miałem chaos. Wspomnienia, które nie powinny wracać, obrazy, które zostawiłem za sobą. Wiedziałem, że powinienem się odwrócić i wrócić do kumpli. Wiedziałem, że każdy kolejny krok w stronę Asi to krok w stronę kłopotów.

To był moment

Nie pamiętam, kiedy rozmowa przeszła z wymiany uprzejmości do wspomnień o miejscach, których Kinga nigdy nie widziała. Asia zawsze wiedziała, które guziki nacisnąć. Mówiła o tych wszystkich wieczorach, gdy uciekaliśmy razem przed światem, o tych momentach, gdy wydawało się, że nikt poza nami nie istnieje.

Bartek i Kuba, gdzieś tam w tle, obserwowali nas z rozbawieniem. Im bardziej starałem się trzymać dystans, tym mocniej czułem, jak alkohol rozmywa mi granice. Nagle Asia nachyliła się, szepcząc do ucha:

– Nigdy nie byłeś dobry w udawaniu, że mnie nie chcesz.

To jedno zdanie wystarczyło, żeby cała ta walka w mojej głowie przeszła z rozsądku na czystą adrenalinę. Chciałem uciec, a jednocześnie nie byłem w stanie się ruszyć. Spojrzałem jej w oczy i przez chwilę zobaczyłem nas sprzed lat – dwoje ludzi, którym świat wydawał się za ciasny.

Ostatnie, co pamiętam z tej nocy, to jak trzymaliśmy się zbyt blisko na parkiecie. Świat wirował, muzyka była zbyt głośna, a moje sumienie milczało. Reszta to plamy, niedopowiedzenia, niedokończone zdania.

Nic nie pamiętałem

Rano obudziłem się z pustką w głowie. Telefon wibrował uporczywie na stoliku. Kinga.

– Przyjedź do mnie. Musimy porozmawiać – powiedziała bez emocji, a mnie przeszedł dreszcz.

Jej mieszkanie nigdy nie wydawało się tak ciche. Usiadła naprzeciwko mnie.

– Chciałam tylko wiedzieć, czy potrafisz powiedzieć nie – zaczęła, a ja czułem, jak gardło mi się zaciska.

– Zorganizowałaś mi test wierności? Serio? Co to jest, reality show? – spytałem, śmiejąc się gorzko.

Kinga spojrzała na mnie z dziwnym spokojem.

– Chciałam wiedzieć, czy nie jestem tylko kolejną opcją dla ciebie.

Nic nie odpowiedziałem, tylko wstałem i wyszedłem od Kingi. Nie było we mnie złości, raczej ulga. Nie musiałem się już dusić w tej grze pozorów. Kinga chciała mnie sprawdzić? Proszę bardzo, test oblany, ale wreszcie mam spokój.

Sprawdziła mnie

Zamiast błąkać się bez celu, wyciągnąłem telefon i napisałem do Asi. Odpisała niemal od razu, jakby czekała. Umówiliśmy się w kawiarni.

– Byłaś w to zamieszana od początku? – spytałem bez owijania.

– Kinga mnie poprosiła. Myślałam, że to cię nie złamie – odpowiedziała szczerze, ale bez skruchy.

– Złamało. Ale nie tak, jak myślisz – odpowiedziałem.

Nie było w tym żalu. Zrobiło mi się lżej. Wiedziałem, że nie muszę wracać do świata, w którym wszystko jest grą w pozory. Asia patrzyła na mnie uważnie, jakby sprawdzała, czy naprawdę mówię to, co myślę.

– Chodźmy stąd. Nie chcę już udawać – powiedziałem.

A ona wstała bez słowa.

Spotkaliśmy się z Kingą dwa dni później, bo tego wymagała przyzwoitość. Wiedziałem, że nie będzie z tego nic konstruktywnego, ale chciała się spotkać, więc się zgodziłem. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w tej samej kawiarni.

Skończyłem z nią

– Jeśli nie ufałaś mi przed ślubem, to jak mieliśmy sobie ufać po nim? – zapytałem spokojnie, bez cienia złości.

– Chciałam tylko mieć pewność… – powiedziała, spuszczając wzrok.

– A teraz ją masz. I co z tego? Czuję się, jakbym został sprzedany w jakimś teście na wierność. Szkoda, że nie zrobiłaś jeszcze ankiety wśród znajomych, czy jestem dobrym kandydatem na męża – dodałem.

Kinga milczała. Nie miałem jej za złe. Było mi wszystko jedno.

Wyszedłem z kawiarni bez cienia wątpliwości. Nie żałowałem. Wiedziałem, że zrobiłem dobrze. Byłem wolny, a wolność pachniała znajomo – jak perfumy Asi, które poczułem jeszcze tego samego wieczoru, gdy stała na moim progu, uśmiechając się lekko.

Nie wiedziałem, dokąd to nas zaprowadzi, ale wiedziałem jedno – nie zamierzam już nikomu udowadniać, że jestem wystarczająco dobry.

Maciej, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama