Reklama

Wciąż pamiętam, że kiedy Dominik uklęknął przede mną tamtego wieczoru, serce waliło mi jak oszalałe. Byliśmy wtedy nad jeziorem. Światło zachodzącego słońca odbijało się w tafli wody, a on wyjął małe pudełeczko. Pierścionek wyglądał jak z katalogu jubilerskiego – srebrzysty połysk, drobne kamienie ułożone tak misternie, że aż nie wierzyłam, że mogą być prawdziwe.

— Julia, wyjdziesz za mnie? — zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.

Oczywiście, że się zgodziłam. Płakałam ze szczęścia, śmiałam się, rzuciłam mu się w ramiona. To był moment, o którym marzyłam od dawna. Kilka następnych tygodni żyłam w euforii – znajomi mi gratulowali, koleżanki z zachwytem oglądały pierścionek, a mama dzwoniła do mnie niemal codziennie, żeby zapytać, jak się czuję jako „przyszła panna młoda”. A czas leciał. Minął miesiąc, potem drugi, trzeci… Teraz mija już ponad pół roku, a my wciąż nie mamy nic – żadnej sali, żadnego terminu, żadnych konkretów. Gdy tylko próbuję zacząć ten temat, Dominik macha obojętnie ręką: „Jeszcze zdążymy, spokojnie”.

Tyle że ja wcale nie jestem spokojna. Moje koleżanki, które zaręczyły się później, już rezerwują lokale i załatwiają muzykę, a ja coraz częściej mam wrażenie, że nasze wspólne życie zatrzymało się w miejscu. Że Dominik postawił niewidzialną barierę, o której boi się mówić. Czuję, jakbym nie tylko nosiła pierścionek, ale też ciężar jakiejś ogromnej tajemnicy, z której on nie chce się przede mną zdradzić.

Jego oczy mówiły więcej niż słowa

— Dominik, możemy wreszcie usiąść i pomyśleć o weselu? — zaczęłam nieśmiało, kiedy wieczorem oglądaliśmy telewizję.

— Kochanie, przecież mamy czas — odpowiedział jak zawsze, nawet nie odrywając wzroku od telewizora.

— Czas? — powtórzyłam, czując, jak coś we mnie pęka. — Sale rezerwuje się z dwuletnim wyprzedzeniem. Wiesz, że jeśli teraz nic nie zrobimy, to zostaną tylko wolne terminy w listopadzie, a wtedy wszyscy goście będą siedzieć w kurtkach.

— Julia, przesadzasz — westchnął i zaczął zmieniać kanały, jakby uznał już rozmowę za skończoną.

— Nie przesadzam! – Podniosłam głos. — A może ty nie chcesz tego ślubu? Może w ogóle nie jesteś gotowy?!

Spojrzał na mnie ostro.

— Nie rozumiesz, że to nie jest takie proste?! — wybuchnął nagle, tak, że aż podskoczyłam.

— No to co jest takie trudne? — spytałam drżącym głosem. — Co ty ukrywasz?

— Nic nie ukrywam! — warknął, po czym wstał i zaczął krążyć po pokoju. – Po prostu… jeszcze nie czas.

— Jeszcze nie czas?! — powtórzyłam z niedowierzaniem. — To co, mam przez kolejne lata pokazywać ludziom pierścionek i udawać, że wszystko jest w porządku?

Zamilkł. Patrzył w okno, a ja czułam, jak narasta we mnie bezradność.

— Dominik, powiedz mi chociaż raz szczerze: czy mam się martwić? — zapytałam cicho.

Odwrócił się w moją stronę, ale nie odpowiedział. Jego oczy mówiły więcej niż słowa – to, w jakim popłochu odwrócił spojrzenie. Wróciłam wtedy do sypialni sama. Leżałam w ciemności i powtarzałam sobie w głowie jego krzyk: „Nie rozumiesz, że to nie jest takie proste?!”. Dlaczego normalna rozmowa o weselu musiała się zakończyć awanturą? Co on tak zawzięcie ukrywał? Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że odpowiedź może mi się wcale nie spodobać.

Milczałam chwilę

Spotkałam się z przyjaciółką, Agnieszką, w małej kawiarni niedaleko rynku. Pachniało tam kawą i świeżymi rogalikami, a mimo to czułam ciężar w sercu.

— No to jak, macie już salę? — zagadnęła mnie, kiedy tylko usiadłyśmy.

Westchnęłam głęboko.

— Właśnie o to chodzi… że nic nie mamy — wymamrotałam.

— Jak to nic? — Spojrzała na mnie zdziwiona. — Minęło już pół roku od zaręczyn!

— Wiem. — Zasłoniłam twarz dłońmi. — Dominik ciągle mówi, że zdążymy, że nie ma pośpiechu. A kiedy zaczynam naciskać, wybucha.

— Może… czeka na lepszą okazję? — próbowała zażartować.

— Agnieszka, ja naprawdę się martwię — przerwałam jej, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. — On unika tematu, jakby się czegoś bał. Mam wrażenie, że się wycofuje.

Przyjaciółka przestała się uśmiechać.

— Julia, posłuchaj — powiedziała poważnie. — Jeśli on coś przed tobą ukrywa, to musisz się koniecznie dowiedzieć, co to jest. Lepiej teraz niż przed ołtarzem.

— Ale ja go kocham… — szepnęłam. — Tylko... coraz częściej czuję, że jestem w tym sama. Jakbym mówiła do ściany.

— Kochanie, szczerość to fundament. Bez niej nie ma nic. — Agnieszka ujęła moją dłoń. — Jeśli już teraz brakuje ci zaufania, to co będzie potem?

Milczałam chwilę, wpatrując się w filiżankę.

Jej słowa utkwiły mi w głowie. Zrozumiałam, że najbardziej boli mnie nie brak planów weselnych, ale ta niepewność, to milczenie z jego strony. To, że czuję się jak ktoś, komu wyjawiono ułamek prawdy i kazano się tym zadowolić. Czy miłość wystarczy, jeśli nie wiem, co skrywa druga strona?

Na moment przestałam oddychać

Tego dnia szuflada w jego biurku była lekko niedomknięta. Sama nie wiem, co mnie tknęło, żeby ją wysunąć. Może przeczucie, może zwykła ciekawość. Znalazłam tam plik dokumentów spiętych zszywaczem. Na górze widniał nagłówek: „Umowa kredytowa”.

Serce zaczęło mi walić tak mocno, że tylko czekałam, aż wyskoczy mi z piersi. Prędko przebiegłam wzrokiem po kolejnych stronach. Kwota zadłużenia była ogromna – taka, że na moment przestałam oddychać. Harmonogram spłat ciągnął się na lata.

— To… naprawdę za pierścionek? — wyszeptałam sama do siebie. — Na świecidełko, które noszę na palcu?

Nie zdążyłam schować papierów, nim Dominik wszedł do pokoju. Zamarł, widząc je w moich rękach.

— Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? — Głos mi się załamał.

— Julia… ja chciałem, żebyś miała coś wyjątkowego — odezwał się cicho. — Żebyś czuła się wyjątkowa.

— Wyjątkowa? – wycedziłam. — Czy raczej oszukana?! Przez pół roku myślałam, że zwlekasz ze ślubem, bo się wahasz, bo nie jesteś gotowy. A ty… Ty się zadłużyłeś i udawałeś, że wszystko jest w porządku!

— Nie chciałem cię martwić — bronił się, ale jego ton był coraz mniej pewny. — Zrobiłem to dla nas.

— Dla nas? — przerwałam mu ostro. — Dla nas byłoby, gdybyś powiedział mi prawdę. A ty podjąłeś decyzję za dwoje, jakby moje zdanie w ogóle się nie liczyło.

Stał przede mną bezradny, a ja czułam, jak mój obraz idealnego narzeczonego rozpada się na kawałki. Mężczyzna, którego kochałam, okazał się kimś zupełnie innym. Patrzyłam na pierścionek, który nagle kojarzył mi się tylko z długiem i kłamstwem. Każde spojrzenie na niego sprawiało mi fizyczny ból. Czy to był początek końca?

Głos mi się załamał

Siedziałyśmy z mamą przy kuchennym stole. Herbata parowała w kubkach, ale ja nie mogłam nic przełknąć.

— Mamo… muszę ci coś powiedzieć — zaczęłam niemal szeptem. — Dominik… On kupił pierścionek na kredyt.

Mama spojrzała na mnie tak, jakby nie dosłyszała.

— Na kredyt? Pierścionek? — powtórzyła powoli, a jej brwi uniosły się wysoko.

— Tak. — Głos mi się załamał. — Zadłużył się, i to na ogromną kwotę. I przez pół roku udawał, że wszystko jest w porządku.

Mama westchnęła ciężko.

— O Boże, dziecko… — rzuciła tylko.

— Tu nie chodzi o pieniądze — dodałam szybko. — Po prostu czuję się zdradzona. Oszukana. Jak ja mam mu ufać, skoro ukrył coś takiego?

— Julia… — Mama odstawiła filiżankę i złapała mnie za rękę. — Co, jeśli to tylko początek? Co, jeśli później wciągnie cię w kolejne długi?

— Właśnie o tym myślę — wyszeptałam, czując, jak oczy zachodzą mi się łzami. — Kocham go, ale… bardzo się boję.

— Rozumiem cię — powiedziała spokojnie. — Pamiętaj jednak, że on mógł mieć też dobre intencje. Chcieć zrobić ci niespodziankę, pokazać, że jesteś dla niego najważniejsza. Tylko źle to zrobił. Bardzo źle.

Zaczęłam płakać. Mama przytuliła mnie mocno, jak wtedy, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Serce podpowiadało, żeby mu wybaczyć, że to błąd popełniony z miłości do mnie. Z kolei rozum krzyczał, że taki błąd może zrujnować nasze życie. Jak miałam budować przyszłość z kimś, kto zataja prawdę?

Jeden głupi błąd

Spotkaliśmy się wieczorem w salonie. Dominik wyglądał na zmęczonego i przybitego. Usiadł naprzeciwko mnie i czekał.

— Dominik — zaczęłam cicho. — To nie chodzi już o pierścionek. Ani o pieniądze. Chodzi o to, że nie byłeś ze mną szczery.

Podniósł głowę. W jego oczach było coś pomiędzy żalem a strachem.

— Julia… zrobiłem to z miłości — zapewniał żarliwie. — Chciałem, żebyś była dumna. Żebyś poczuła, że jesteś najważniejsza.

— Dumna? — powtórzyłam z niedowierzaniem. — Dumna byłabym, gdybyś mi zaufał. A ty ukrywałeś coś, co dotyczyło nas obojga. Rozumiesz? Nas, nie tylko ciebie.

— Wiem. — Spuścił wzrok. — Zawaliłem. Ale proszę cię… daj mi szansę. Nigdy więcej nie podejmę takiej decyzji sam. Przysięgam.

Pokręciłam głową.

— Nie wiem, czy jestem w stanie ci uwierzyć. Bo jeśli teraz mnie okłamałeś… skąd pewność, że to się nie powtórzy?

Podszedł bliżej, chwycił moją dłoń, jakby od tego zależało jego życie.

— Kocham cię. Julia — rzucił. — Bez ciebie wszystko traci sens. Błagam, nie skreślaj mnie przez jeden głupi błąd.

Patrzyłam na niego, na tego samego mężczyznę, którego pokochałam kilka lat temu. Jego twarz, choć znajoma, miała w sobie coś obcego. Nie dałam jednoznacznej odpowiedzi. Milczałam, bo słowa więzły mi w gardle. Chciałam wierzyć, że jego obietnica wystarczy. Ale w głębi serca czułam, że rana po kłamstwie nie zagoi się tak łatwo. Zostałam z pytaniem, na które nie miałam odwagi odpowiedzieć: czy moja miłość jest warta tego ryzyka?

Nie podjęłam decyzji

Siedziałam przy biurku, obracając pierścionek na palcu. Jeszcze niedawno widziałam w nim symbol miłości, spełnionego marzenia, obietnicy wspólnej przyszłości. Teraz był dla mnie ciężarem – dosłownym i metaforycznym. Każdy błysk kamieni przypominał mi o długu, którego nie spłacały pieniądze, lecz zaufanie.

„Czy to tylko jeden błąd?” — pytałam siebie w kółko. — „Czy może zapowiedź tego, jak będzie wyglądało całe nasze życie?”.

Dominik chodził po domu cicho, jakby bał się, że zbyt głośną obecnością może mnie jeszcze bardziej zranić. I może miał rację. Miałam w sobie pełno sprzecznych uczuć. Kochałam go – tego byłam pewna. Ale miłość to nie wszystko. Nie wystarczy, jeśli zabraknie szczerości. Przypominałam sobie rozmowę z mamą, jej spokojny głos: „On chciał dobrze, ale zrobił to źle”. Tylko czy potrafię żyć z tym „źle”? Czy dam radę zaufać komuś, kto już na starcie naszego wspólnego życia zatajał przede mną prawdę?

Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Widziałam w nim dwie kobiety — narzeczoną, która marzy o ślubie w białej sukni i kobietę, która boi się, że jej „tak” stanie się początkiem życia pełnego rozczarowań. Nie podjęłam decyzji. Może nie byłam jeszcze gotowa. Ale po raz pierwszy, od czasu, gdy nosiłam ten pierścionek, nie czułam się szczęśliwa. Po raz pierwszy naprawdę zaczęłam się bać tego najważniejszego słowa wypowiadanego przy ołtarzu.

Julia, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Zobacz także:


Reklama
Reklama
Reklama