„Na weselu przyjaciółki mój mąż zniknął w ciemnym kącie z druhną. 9 miesięcy później dostałam pamiątkę z tej imprezy”
„Wróciłam na salę powoli, jakby w transie. Przez resztę wieczoru nie odezwałam się do niego ani słowem. Kiedy podchodził, udawałam, że jestem zajęta rozmową z kimś innym. Kiedy chciał zatańczyć – odmówiłam. A on? On nawet nie zapytał, co się stało”.

- Redakcja
Kiedy poznaliśmy się z Sylwestrem, miałam trzydzieści dwa lata i za sobą kilka rozczarowań. On był spokojny, opanowany, taki „poukładany” – wszystko miał na swoim miejscu, łącznie z uczuciami. Poczułam się przy nim bezpieczna. Po roku zamieszkaliśmy razem, po dwóch wzięliśmy ślub.
Przez jakiś czas nasze życie wyglądało jak z katalogu. Codzienna kawa o 7:10, kanapki z awokado, niedzielne planszówki i oglądanie filmów, których nigdy nie kończyliśmy, bo on zasypiał z pilotem w dłoni. Mówił, że jestem jego ulubionym człowiekiem i nazywał „swoją małą”.
Ale przez ostatni rok... coś się zmieniło. Zniknęły żarty i rozmowy do świtu. Przestał mnie dotykać. Nie patrzył mi w oczy. Kiedy o to pytałam, mówił, że ma dużo pracy, że jest zmęczony. Tylko że ja też pracowałam i też byłam zmęczona. Ale nigdy nie zmęczona nim.
Na ślub Marty, mojej dawnej przyjaciółki, jechaliśmy samochodem w ciszy. W tle grało radio, ja przeglądałam telefon.
– Marta mówi, że jesteśmy zgrani. Śmieszne, prawda? – rzuciłam, chcąc rozładować atmosferę.
– Może kiedyś byliśmy… – odpowiedział.
Spojrzałam na niego. Zbyt szybko wrócił wzrokiem na drogę. Nie wiedziałam jeszcze, że tego wieczoru zobaczę coś, co zmieni wszystko.
Byli ze sobą za blisko
Było już po pierwszym tańcu, Marta wciąż z uśmiechem krążyła między gośćmi, a Sylwester gdzieś zniknął. Z początku nie przejęłam się tym – znał tu ludzi, może wyszedł na papierosa, może rozmawia z kimś ze „starej paczki”. Ale czas mijał, a jego nie było.
Ruszyłam w stronę wyjścia z sali. Weszłam w korytarz prowadzący do toalety. Wtedy ich zobaczyłam. W rogu, za wysoką palmą doniczkową, w cieniu – Dagmara, druhna i mój mąż. Stał blisko niej. Zbyt blisko. Ona śmiała się cicho, oparła rękę o jego ramię, a on… nie odsunął się. Przeciwnie – lekko pochylił się w jej stronę i coś jej powiedział. Nie usłyszałam co. Ale zobaczyłam, jak jej dłoń przesunęła się po jego klatce piersiowej. Zamarłam.
Wróciłam na salę powoli, jakby w transie. Przez resztę wieczoru nie odezwałam się do niego ani słowem. Kiedy podchodził, udawałam, że jestem zajęta rozmową z kimś innym. Kiedy chciał zatańczyć – odmówiłam. A on? On nawet nie zapytał, co się stało.
W hotelu, kiedy zamknęliśmy za sobą drzwi pokoju, nie mogłam już wytrzymać.
– Myślisz, że cię nie widziałam? – powiedziałam cicho, choć drżał mi głos.
– Nina, to było nic. Dagmara po prostu... była trochę wstawiona. To tylko flirt. Naprawdę – odpowiedział bez emocji, jakby recytował instrukcję obsługi miksera.
– To nie wyglądało jak „nic” – wycedziłam.
– Naprawdę? Będziesz się teraz o to czepiać? Przecież wiesz, że tylko ty się dla mnie liczysz.
Nie płakałam. Tylko patrzyłam na niego jak na kogoś obcego. Może dlatego, że właśnie nim się stał.
Wszystko łączyło się w całość
Minęły może trzy albo cztery miesiące od wesela. Żyliśmy obok siebie – jak współlokatorzy, którzy nie chcą ze sobą zadrzeć, ale już nie mają nic do powiedzenia. On wychodził wcześnie, wracał późno. Ja przestałam pytać, a on… zdawał się z tego zadowolony.
Zaskoczyła mnie Marta. Zadzwoniła nagle po pracy, jej głos był lekko zduszony.
– Wpadnij do mnie na kawę, chcę pogadać. Sama, bez Sylwka, dobrze?
Usiadłyśmy w jej salonie, przy kawie, której nawet nie zaczęłam. Zanim przeszłyśmy do „plotek”, Marta rzuciła:
– Dagmara… jest w ciąży. To chyba… dość niespodziewane.
Zamarłam. Patrzyłam na nią jak na ducha. W mojej głowie pojawiło się jedno, brutalne pytanie.
– A z kim ma to dziecko?
– Ona... nie powiedziała wprost. Ale coś... coś mi się nie podobało w tym, jak się tłumaczyła.
Wyszłam od Marty bez pożegnania.
Wróciłam do domu i czekałam na Sylwestra. Kiedy w końcu wszedł, jeszcze w kurtce, rzuciłam bez uprzedzenia:
– To twoje dziecko, prawda? Dagmara jest w ciąży.
Zamarł. Przez kilka sekund nie powiedział nic. Potem westchnął i powiedział tylko:
– Skąd w ogóle ten pomysł? Nie rozumiem cię.
– Nie rozumiesz? Serio? – parsknęłam. – Widziałam, jak ją dotykałeś. A teraz ona jest w ciąży. I ty nie rozumiesz?
– Przestań robić z siebie detektywa. Ona nie jest moją kochanką. Nie wiem, z kim spała, nie wiem, czyje to dziecko.
Nie odpowiedziałam. Ale coś we mnie ostatecznie zgasło. Gdy trzasnęły drzwi od łazienki, poczułam, że jestem sama. Zupełnie sama.
Zniknął jak kamfora
Zawsze wracał do domu przed dziewiętnastą. Niezależnie od tego, czy byliśmy pokłóceni, czy milczeliśmy przez cały dzień – wchodził, zdejmował buty, siadał w kuchni i prosił o herbatę. Automatycznie. Ale tamtego dnia nie wrócił.
Pomyślałam: może korki, może coś się wydarzyło. Minęła dziewiętnasta. Dwudziesta. O dwudziestej drugiej zadzwoniłam. Nie odebrał. O dwudziestej trzeciej próbowałam znowu. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa.
Rano jego łóżko było nietknięte. Dostrzegłam, że w szafie brakowało kilku koszul, plecaka, jego ukochanej bluzy z uczelni. W łazience – pusta półka. Tam leżała kartka. Mała, zgięta na pół. „Nie potrafię już udawać. Przepraszam”. Czytałam to zdanie dziesięć razy. A potem rzuciłam kartkę o podłogę i uderzyłam pięścią w poduszkę. Zostawił mnie jak tchórz. Bez rozmowy. Bez słowa wyjaśnienia.
Po południu pojechałam do mamy. Nie chciałam siedzieć w tym pustym mieszkaniu, które nagle zrobiło się obce.
– Mężczyźni potrafią być słabi – powiedziała spokojnie, podając mi herbatę. – Ale nie wszyscy są tchórzami.
– A co, jeśli nigdy nie był odważny? Może tylko mi się wydawało, że takiego kogoś mam?
– Masz siebie. I to zawsze będzie najpewniejsze. Przeżyjesz to, kochanie.
Siedziałam u niej do wieczora. Gapiłam się przez okno. Myślałam o tym, czy Sylwester jest teraz z Dagmarą. Czy rozmawiają o tym dziecku. Czy śmieją się z tego, jak łatwo można zniknąć komuś z życia. A może on po prostu uciekł. Bo nie miał odwagi zostać.
Nawet jej trochę współczułam
Spotkałyśmy się w małej kawiarni przy rynku. Zadzwoniłam do niej kilka dni po tym, jak Sylwester zniknął. Odebrała od razu, jakby się mnie spodziewała. Umówiłyśmy się na godzinę szesnastą. Była już przy stoliku, kiedy przyszłam – w ciemnej sukience, z kubkiem cappuccino i miną, która sugerowała, że wcale nie czuje się winna.
Usiadłam naprzeciwko niej. Przez chwilę milczałyśmy.
– Ładnie wyglądasz jak na kogoś, kto rozwala cudze małżeństwo – zaczęłam cicho, ale z goryczą.
Podniosła na mnie wzrok. Bez zdziwienia. Bez poczucia winy.
– Myślisz, że ja zaplanowałam to wszystko? – zapytała. – Że chciałam wam rozwalić życie?
– A nie? – zapytałam ostro. – Przypadkiem stanęłaś z nim w kącie, przypadkiem się śmiałaś i dotykałaś go po ramieniu? Przypadkiem zaszłaś w ciążę?
– On pierwszy zaczął. I to nie było to, co ci się wydaje. Może raz... ale to był impuls. Tylko raz.
– Jeden raz wystarczy. Wiesz, co boli najbardziej? Że nawet nie próbował mnie zatrzymać. Po prostu... uciekł.
Dagmara westchnęła, sięgając po filiżankę. Zadrżała jej ręka.
– Nie wiem, co on ci powiedział. Ale ja też nic o nim nie wiem. Nie rozmawiamy. Od tego wieczoru. Próbowałam... ale on się nie odezwał – załamał się jej głos.
Spojrzałam na nią – tę kobietę, której tak nienawidziłam, a jednocześnie… która też została sama. Na dodatek z dzieckiem. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Nie znalazłam ukojenia. Ani w jej oczach, ani w tej rozmowie. Tylko pustkę i jeszcze większy chaos. Wyszłam z kawiarni bez słowa.
Dostałam tylko list
Minął miesiąc. Żadnego telefonu. Żadnej wiadomości. Tylko pusty dom i coraz większy spokój – taki, który nie koi, ale nie rani już tak bardzo.
Aż pewnego popołudnia znalazłam w skrzynce kopertę. Bez nadawcy. Poznałam jego pismo od razu. Drżały mi dłonie, kiedy siadałam z listem przy stole. Rozerwałam kopertę i wyjęłam kartkę.
„Nina. Wiem, że jestem ostatnią osobą, której chcesz teraz wysłuchać. Ale jeśli tylko pozwolisz – chcę ci coś powiedzieć. Nie zniknąłem dlatego, że cię nie kochałem. Zniknąłem, bo nie umiałem już tego udawać. Siebie. Małżeństwa. Nas. Nie wiem, czy to dziecko jest moje. Dagmara mi nie odpowiada. Może boi się tak samo jak ja. Ale nawet jeśli jest – nie potrafię się z tym zmierzyć. To nie twoja wina. To moja słabość. Twoje oczy są ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, zanim wyszedłem. I może to jedyne, co we mnie zostało prawdziwe. Przepraszam”.
Zamknęłam oczy. Nie płakałam. Tyle razy wyobrażałam sobie ten moment – jego skruchę, wytłumaczenia, może nawet żal. A teraz, kiedy miałam to czarno na białym, nie czułam nic. Tylko jedno: to już nie miało znaczenia. List schowałam do szuflady. Nie zniszczyłam go, ale też nie zamierzałam do niego wracać. Nie potrzebowałam wyjaśnień. Potrzebowałam siebie.
Nie szukam go już
Minęły dwa miesiące, odkąd Sylwester zniknął. Od tamtej pory nie zadzwonił, nie pojawił się, nie wysłał nic więcej. Tylko ten list – jedno „przepraszam” na papierze, które już dawno przestało mieć dla mnie wagę.
Życie powoli wracało do rytmu. Bez wspólnych poranków, bez śmiechu, bez jego skarpetek walających się pod łóżkiem. Nauczyłam się znowu jeść sama, spać sama, myśleć – dla siebie. Przestałam czekać.
Czasem rozmawiałam z Dagmarą. Ona została sama tak jak ja. Przed porodem przyszła jeszcze do mnie. Przepraszała. Potem nie wiedziałam, co z nią, co z ciążą. I nie chciałam wiedzieć. To nie była już moja historia.
Mama mówiła, że w oczach mam znowu światło. Może. Może to nie światło, tylko cisza, która w końcu nie boli. Nie wiem, czy kiedykolwiek zaufam komuś tak jak jemu. Może nie. Może to już nie będzie potrzebne.
Ale pewnego ranka, zupełnie zwyczajnego, ubrałam się, zamknęłam drzwi i wyszłam. Bez płaczu, bez wspomnień, bez patrzenia za siebie. Wyszłam na spacer. Po raz pierwszy od miesięcy spojrzałam w niebo bez lęku, że się rozpadnę. Może to właśnie jest pierwszy krok. Nie przebaczenie. Nie zapomnienie. Tylko – ruch do przodu.
Nina, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dowiedziałam się o ciąży, gdy mąż pracował w Norwegii. Tylko ja znałam prawdę, którą potwierdził test na ojcostwo”
- „Chodziłam do lasu nie tylko po to, by z kochankiem przytulać się do drzew. Jesienne liście posłużyły nam za materac”
- „Mąż zdradzał mnie z asystentką, a ja nie pozostałam mu dłużna. Przez biurowe romanse straciliśmy zbyt wiele”

