Reklama

Byliśmy z Michałem razem siedem lat, z czego pięć po ślubie. Bez dzieci – jakoś się nie złożyło, choć próbowałam, pragnęłam, planowałam. Michał mówił, że wszystko przyjdzie w swoim czasie, a ja tłumaczyłam każdą jego nieobecność tym samym: stresem, pracą, zmęczeniem.

Oddaliliśmy się

Kiedy wracał późno i pachniał obcymi perfumami, wmawiałam sobie, że to koleżanka z biura przytuliła go na powitanie. Gdy przestawał mnie słuchać, mówiłam, że to tylko faza, że się ułoży. I właśnie dlatego tak bardzo bolało, gdy uświadomiłam sobie, że on już dawno odłożył mnie na półkę. Jak książkę, którą zna na pamięć i nie chce więcej czytać.

Przyjaciółka z dzieciństwa, Justyna, wychodziła za mąż. Byłam jej świadkową. Suknia była śliczna – delikatna, koronkowa, taka, o jakiej kiedyś marzyłam. Michał pojechał ze mną. Obiecał, że będzie nadrabiać swoją nieobecność i bawić się razem ze mną. Siedziałam w łazience, wkładając sukienkę w kolorze bordo, i zapytałam:

– Michał… Nie wiem, czy dobrze wyglądam w tej sukience.

– Wyglądasz okej – odparł bez odwracania wzroku od telefonu.

Patrzyłam na swoje odbicie – niby wszystko było na miejscu: włosy, makijaż, figura. Ale w jego oczach nie byłam już ładna. Byłam „okej”. Od jak dawna nie patrzył na mnie z uwagą? Od jak dawna nie dotknął mnie tak, jak kiedyś – z czułością, która rozpuszcza wszystkie wątpliwości?

Nie mogłam uwierzyć

Pojechaliśmy na to wesele. Ja z nadzieją, on z telefonem. Kiedy Justyna rzuciła welon, wpadł prosto w ręce naszej wspólnej koleżanki Anki. Sala wybuchła śmiechem, ktoś krzyknął, że teraz jej kolej, a ona tylko uniosła ramiona i zrobiła teatralny ukłon.

– Idę po coś mocniejszego – rzucił do mnie Michał, pochylając się lekko. Kiwnęłam głową i wróciłam do rozmowy z ciotką Justyny, ale już po chwili przestałam słuchać. Minęło dziesięć minut, a Michała wciąż nie było.

Wyszłam na zewnątrz, chcąc złapać trochę powietrza. Przeszłam wzdłuż ściany sali, aż na tył budynku. Było ciemno, tylko gdzieś w oddali świeciły latarnie, a między nimi stał nasz samochód. Drzwi po stronie pasażera były uchylone. Zatrzymałam się. Usłyszałam kobiecy śmiech.

Podeszłam bliżej. Może jeszcze chciałam sobie wmówić, że to przypadek, ale nie był. W środku siedział Michał, obok niego Anka. Byli bardzo blisko siebie. On trzymał rękę na jej udzie, ona coś do niego mówiła, nachylona, z głową blisko jego twarzy. I wtedy on się zaśmiał. Ten śmiech rozpoznałabym wszędzie.

Udawał niewiniątko

Zrobiłam pół kroku do tyłu. Kawałek żwiru przesunął się pod moim obcasem. Drzwi zatrzasnęły się niemal natychmiast. Michał wysiadł, poprawiając marynarkę.

– Ewa? Co ty tu robisz?

Patrzył na mnie, jakbym to ja zrobiła coś niewłaściwego. Stałam w cieniu, ale już wiedział, że widziałam.

– Szukałam cię – powiedziałam cicho. – Nie było cię długo.

– Rozmawialiśmy. Tylko rozmawialiśmy – rzucił szybko, jakby to miało wystarczyć.

Nie odpowiedziałam. Ominęłam go i wróciłam do środka sali. Usiadłam przy stole, gdzieś między talerzem z zimnym schabowym a pustym kieliszkiem. Poczułam, że zaraz przyjdzie. I faktycznie – po chwili znowu był obok, znowu z tym swoim uśmiechem. Położył mi dłoń na ramieniu, jakby nic się nie stało.

– Co się tak zamyśliłaś? Baw się! To wesele twojej przyjaciółki!

Spojrzałam przed siebie, na parkiet, na Justynę i jej męża, na światła, na ludzi, którzy nie wiedzieli, że coś właśnie we mnie umarło.

Nie widział problemu

Po powrocie z wesela nie pytał, czy coś jest nie tak. Może uznał, że nie widziałam, że stałam tam przez przypadek, może liczył, że jeśli nic nie powiem, to znaczy, że nic się nie wydarzyło. Zaczął zachowywać się tak, jakby wszystko było w porządku. Odsuwał krzesło, podawał mi herbatę, opowiadał o pracy. Patrzył w moje oczy z tą samą udawaną czułością.

– Wszystko w porządku? – zapytał któregoś wieczoru, kiedy zapomniał, że gramy w teatrze.

– Mhm – odpowiedziałam.

Michał sięgnął po telefon. Odblokował go i zaczął przewijać. Patrzyłam na jego kciuk poruszający się szybko, na to skupienie na twarzy, które rezerwował już tylko dla ekranu. Może pisał do niej, może przeglądał zdjęcia, może po prostu chciał uciec od tej mojej dziwnej ciszy, która zawisła między nami jak firanka, za którą oboje się chowaliśmy.

Któregoś wieczoru upiekłam rybę, którą lubił najbardziej – z cytryną, koperkiem, pieczona w folii. Ustawiłam dwa talerze, nalałam wina, zapaliłam świece, jakby to miała być jakaś rocznica, a nie wieczór, w którym zamierzałam zrezygnować z tego, co budowałam przez tyle lat.

Ukarałam go

Michał usiadł naprzeciwko mnie, zaczął jeść. Przez chwilę słychać było tylko cichy stuk sztućców o talerze.

– Dobre – mruknął w końcu, nie podnosząc wzroku.

– Tak, wyszło mi – odparłam spokojnie. I wtedy spojrzał. Może wyczuł, że coś będzie, może jednak coś go tknęło. Odłożyłam widelec. Nie musiałam się dłużej zastanawiać.

– Nie chcę już być żoną kogoś, kto ma zapasowe serce – powiedziałam.

Popatrzył na mnie z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Jakby nie wiedział, czy się przesłyszał, czy to jakiś żart.

– Co ty mówisz? O co ci chodzi?

– Chodzi o nas. A właściwie o to, że nas już nie ma.

– Przecież nic się nie stało… – zaczął, próbując obrócić wszystko w coś małego, chwilowego.

– To właśnie najgorsze – przerwałam mu. – Że dla ciebie to nic.

Chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu czasu. Wstałam od stołu, wzięłam pustą torbę z szafy i zaczęłam się pakować. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy – kilka ubrań, szczoteczka do zębów, książka, ładowarka. Odwróciłam się i wyszłam.

Został sam

Zamieszkałam u Magdy, mojej starszej siostry. Miała wolny pokój z widokiem na drzewa, w których od świtu krzyczały sroki. Pachniało tam kawą i płynem do płukania, a w łazience było lustro, w którym nie widziałam wspólnych wspomnień.

Nikt się mnie nie czepiał, nikt nie wypytywał. Magda zostawiała mi przestrzeń, dawała ciepło wtedy, kiedy potrzebowałam, i herbatę na stole, kiedy chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała, od czego zacząć.

Któregoś dnia Justyna zaprosiła mnie na obiad. Minął już miesiąc od jej ślubu. Otworzyła drzwi w dresie i z koczkiem na czubku głowy.

– Weszłam w nową rolę: żona. Nie wiem jeszcze, czy dobrze się czuję w tym serialu – zażartowała, całując mnie w policzek.

Usiadłyśmy przy stole, na którym parowały kopytka z masłem. Nie rozmawiałyśmy o Michale przez dłuższą chwilę.

– Nie chcę siebie stracić dla kogoś, kto już mnie nie widzi – powiedziałam w końcu.

– Nie każdy umiałby odejść tak spokojnie.

– Spokój nie znaczy, że nie boli.

Uśmiechnęła się smutno. W jej oczach było coś, co mówiło „rozumiem”. Nie wyobrażałam sobie przyszłości, ale po raz pierwszy nie bałam się, że zostanę sama.

Ewa, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama