Reklama

Wierzę, że przyjaźń to nie tylko wspólne zdjęcia i śmianie się z tych samych żartów, ale też wzajemna odpowiedzialność i wsparcie. Nasza paczka – ja z Michałem, oraz Anka z Pawłem – zna się od dawna. Wspólnie spędzaliśmy sylwestry, majówki, a teraz w końcu przyszedł czas na spełnienie pomysłu, który przewijał się w rozmowach od kilku lat: wspólne wakacje za granicą.

Było jak w bajce

Wybraliśmy Bułgarię – hotel tuż przy piaszczystej plaży, z basenem i widokiem na morze. Lubię mieć wszystko zorganizowane, więc to ja zajęłam się rezerwacjami. Od początku ustaliliśmy prostą zasadę: wszystkie koszty dzielimy równo na cztery osoby.

Sam wyjazd był jak z pocztówki. Rano leniwe śniadania na tarasie z widokiem na błękitne fale, później plaża w Słonecznym Brzegu, gdzie chłopaki grali w siatkówkę, a my moczyłyśmy nogi w ciepłej wodzie. W jeden z dni wybraliśmy się do Nesebyru – kamienne uliczki, zapach świeżo pieczonego chleba, maleńkie cerkwie z czerwonej cegły, a wieczorem kolacja w tawernie na klifie, gdzie słońce chowało się w morzu.

Był też rejs statkiem – wiatr we włosach, muzyka na żywo i niekończące się żarty Pawła, który udawał przewodnika. Michał namówił mnie na wypad do Warny, żeby zobaczyć tamtejszą katedrę i przejść się po deptaku. Każdy dzień kończyliśmy wspólnymi drinkami w hotelowym barze, a rozmowy przeciągały się do późnej nocy.

Czułam, że wypoczywam

Kiedy wracaliśmy, byłam pełna dobrej energii. Myślałam tylko o tym, żeby zgrać zdjęcia i wysłać podsumowanie kosztów, żebyśmy mogli zamknąć temat finansów. Ale minęły trzy tygodnie od powrotu, a na moim koncie wciąż cisza. Siedzieliśmy z Michałem w kuchni przy herbacie, kiedy po raz kolejny wróciłam do tego tematu.

– Minęły już trzy tygodnie, a oni nic nie oddali – powiedziałam.

– Daj im trochę czasu, może naprawdę mają problemy – odpowiedział mój narzeczony spokojnie, jakby chciał zamknąć rozmowę.

– Ale to ja zapłaciłam kilka tysięcy. Czy oni myślą, że to spadło mi z nieba? – poczułam, jak głos zaczyna mi drżeć.

Michał wzruszył ramionami i wbił wzrok w parującą herbatę. Wiedziałam, że nie lubi konfrontacji, ale ta jego obojętność tylko dodawała mi nerwów. Chciałam, żeby przyznał, że to nie w porządku, że powinien coś im powiedzieć. Zamiast tego milczał.

Nie spieszyli się

W głowie krążyły mi same proste myśli: pożyczasz – oddajesz. Umawiasz się – dotrzymujesz słowa. Nie wymyślam niczego nadzwyczajnego. Mimo to czułam, że jestem z tym sama. Od powrotu codziennie sprawdzałam konto, mając nadzieję, że wreszcie zobaczę przelew.

– Może poczekajmy jeszcze trochę – powtórzył Michał. – Nie chcę, żebyśmy się z nimi pokłócili.

Poczułam, jak ogarnia mnie frustracja. Wcale nie chciałam się kłócić, chciałam tylko, żeby było tak, jak ustaliliśmy przed wyjazdem. I żeby w tej rozmowie mój partner stanął po mojej stronie.

Długo zbierałam się, żeby zadzwonić do Ani. W końcu któregoś popołudnia, stojąc przy oknie i patrząc na pusty parking pod blokiem, wybrałam jej numer. Odebrała po kilku sygnałach.

– Hej, wysłałam wam podsumowanie finansów wakacji, widzieliście? – zaczęłam.

– Tak, tak… ale teraz mamy naprawdę napięty miesiąc. Dogadamy się, obiecuję – odpowiedziała z lekkim pośpiechem w głosie.

– Ale mijają już dwa miesiące od wyjazdu – przypomniałam, próbując, żeby brzmiało to raczej jak fakt niż wyrzut.

– No przecież nie zapomnieliśmy, tylko daj nam czas – przerwała, jakby chciała uciąć temat.

Czekałam na przelew

W tle usłyszałam muzykę i czyjś głośny śmiech. Nie brzmiało to jak rozmowa w kuchni po pracy, raczej jak impreza. Poczułam, jak w gardle pojawia się supeł. Chciałam zapytać, czy naprawdę mają taki trudny miesiąc, skoro bawią się w najlepsze, ale powstrzymałam się.

– Rozumiem, ale wiesz… to duża kwota. Wolałabym zamknąć temat – powiedziałam powoli, ważąc każde słowo.

– Jasne, rozumiem cię – rzuciła szybko, a potem dodała, że musi kończyć, bo ktoś na nią czeka.

Rozmowa skończyła się, a ja zostałam z uczuciem, że niczego nie ustaliłyśmy. Oparłam czoło o chłodną szybę i patrzyłam na ulicę, myśląc, czy ja naprawdę jestem zbyt wymagająca, czy może oni po prostu liczą na to, że nie będę potrafiła się upomnieć. Postanowiłam jednak nie odpuszczać i zmusiłam ich do spotkania.

Umówiliśmy się w małej kawiarni w centrum. Było duszno od zapachu kawy i rozmów prowadzonych przy sąsiednich stolikach. Spóźnili się kilka minut, wchodząc z uśmiechami, jakby przyszli na miłe plotki, a nie rozmowę o zaległych pieniądzach.

– To już trzy miesiące – zaczęłam, zanim zdążyli zamówić cokolwiek. – Naprawdę nie możecie chociaż części przelać?

Anka odchyliła się na krześle i skrzyżowała ramiona.

– Naprawdę nie rozumiesz? My mamy teraz ważniejsze wydatki.

– A moje wydatki to co? Fanaberia? – poczułam, jak podnosi mi się głos.

Zbywali mnie

Paweł wtrącił się, mówiąc, że przecież jesteśmy przyjaciółmi i nie warto psuć relacji przez pieniądze. Michał siedział obok mnie sztywno, wzrok wbity w filiżankę, której nawet nie podniósł.

– Relacje psuje to, że od miesięcy nie dotrzymujecie słowa – odpowiedziałam.

– Natalia, ty zawsze jesteś taka sztywna w takich sprawach – wtrąciła Ania, próbując się uśmiechnąć, ale w jej głosie brzmiała irytacja. – Trzeba umieć odpuścić.

– Odpuścić to może ktoś, komu nie brakuje kilku tysięcy na koncie – powiedziałam.

Rozmowa zaczęła przypominać przeciąganie liny. Oni rzucali kolejne usprawiedliwienia, ja odrzucałam je jedno po drugim. Czułam, że niczego dziś nie ustalimy, a w powietrzu zostanie tylko gorycz. Wyszliśmy z kawiarni w różne strony, bez pożegnań, jakbyśmy nagle stali się obcymi ludźmi.

Wracaliśmy do domu w milczeniu. Michał prowadził, patrząc prosto przed siebie, a ja wpatrywałam się w mijające za szybą światła. Dopiero gdy zatrzymaliśmy się na parkingu pod blokiem, odezwałam się pierwsza.

– Widzisz? Oni w ogóle nie czują, że coś zrobili źle – powiedziałam, wysiadając z samochodu.

Usprawiedliwiał ich

Michał zamknął drzwi i westchnął.

– Może faktycznie przesadzamy? W końcu… to tylko znajomi.

– Nie o to chodzi – odparłam ostro. – To kwestia tego, że myślą, że mogą mnie lekceważyć.

– Ja po prostu nie chcę się z nimi kłócić – powiedział w końcu. – Znamy się tyle lat…

– A ja nie chcę udawać, że nic się nie stało – odpowiedziałam. – Bo stało się. I nie wiem, czy po tym wszystkim będziemy się jeszcze tak naprawdę przyjaźnić.

Michał nie podjął tematu. Chwilę później włączył telewizor, a ja poszłam do sypialni. W głowie kłębiły mi się myśli, że nie tylko relacja z naszą paczką jest w rozsypce, ale i my z Michałem zaczynamy się od siebie oddalać.

Minęło pół roku. Pieniądze wciąż do mnie nie wróciły. Nikt już nawet nie wspominał o rozliczeniach, jakby temat nigdy nie istniał. Kontakty z naszą dawną paczką praktycznie zamarły. Nie przejęli się

Przyjaźń się skończyła

Czasem zastanawiałam się, czy gdybym wtedy odpuściła, coś by się zmieniło. Może wciąż spotykalibyśmy się na majówkach, może pojechalibyśmy jeszcze na jeden wspólny wyjazd. Ale każda taka myśl kończyła się tym samym wnioskiem – przyjaźń oparta na tym, że jedna strona może bezkarnie brać, a druga ma się nie odzywać, to żadna przyjaźń.

Coraz częściej łapałam się na tym, że żałuję nie tylko utraconych pieniędzy, ale też tego, jak Michał zachował się przez cały ten czas. Nie stanął po mojej stronie ani razu. Zamiast razem ze mną domagać się uczciwości, wolał udawać, że problem nie istnieje. W pewnym sensie to bolało nawet bardziej niż postawa znajomych.

Pieniądze można odłożyć i zarobić na nowo. Straconego zaufania – już nie. Dziś patrzę na zdjęcia z Bułgarii z żalem. To, co naprawdę zostało na plażach Słonecznego Brzegu, to złudzenie, że w tej grupie obowiązują te same zasady dla wszystkich.

Natalia, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama