„Na warsztatach jogi w Chorwacji chciałam uleczyć złamane serce. Z instruktorem ćwiczyłam nie tylko pozycję lotosu”
„Siedzieliśmy razem przy ognisku, z twarzami oświetlonymi migotliwym światłem płomieni. Wokół nas szumiało morze, a w powietrzu unosił się zapach lawendy i ciepłego drewna. Wszyscy wokół śmiali się, ale ja słyszałam tylko jego głos”.

- Redakcja
Zamknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze. Pachniało kurzem, resztkami obiadu, który Artur odgrzewał sobie w mikrofali, i tą znaną do bólu nutą jego wody po goleniu. To nie był zły zapach. Był po prostu nijaki. Jak całe nasze życie.
– Wrócisz późno? – zapytałam, nie podnosząc głowy znad laptopa.
– Jak zwykle. Mam spotkanie z klientem – odparł, szeleszcząc papierami. Ani razu nie spojrzał w moją stronę. Nawet nie pocałował mnie na pożegnanie.
Żyliśmy w rutynie
To było jak echo, powtarzające się od lat. Artur był przy mnie, ale jakby go nie było. Wspólne życie zamieniło się w logistykę. Zakupy, rachunki, pytania bez emocji i odpowiedzi, których nie chciałam już słuchać.
Dlatego pojechałam do Chorwacji na warsztaty jogi. Nie dlatego, że to modne. Nie dlatego, że kocham jogę. Po prostu musiałam odetchnąć. Uciec od siebie, od niego, od naszej pustki. To miało być tylko kilka dni – kurs jogi, „reset”. Czysta kartka.
A potem poznałam instruktora Bartka. Zupełnie nie w moim typie – broda, jasne oczy, dłonie jakby zawsze lekko drżały z niecierpliwości. I coś w jego spojrzeniu – jakby patrzył na mnie przez cienką warstwę kurzu, którą od razu chciał zetrzeć. Wystarczyła pierwsza rozmowa. O tym, jak przestać się bać zmian. Śmialiśmy się. I płakaliśmy. I coś we mnie... pękło.
Poczułam to natychmiast: to nie była zwykła sympatia. To było jak przebudzenie. Jak pierwszy łyk świeżego powietrza po zbyt długim siedzeniu w dusznym pokoju.
– Nigdy nikt mnie tak nie słuchał – powiedziałam cicho, kiedy wieczorem szliśmy razem po plaży.
On tylko się uśmiechnął.
– Bo ja naprawdę chcę cię usłyszeć.
Rozumiał mnie
Siedzieliśmy razem przy ognisku, z twarzami oświetlonymi migotliwym światłem płomieni. Wokół nas szumiało morze, a w powietrzu unosił się zapach lawendy i ciepłego drewna. Wszyscy wokół śmiali się i popijali wino, ale ja słyszałam tylko jego głos.
– My jesteśmy razem od dziesięciu lat. Wiesz, to taka historia, która się jakoś zatrzymała – powiedział cicho Bartek, patrząc w ogień. – Kocham ją. Przynajmniej tak sobie powtarzam. Ale już od dawna nie ma między nami tego, co było. Teraz to raczej trwanie.
Spojrzałam na niego i poczułam, że moje serce przyspiesza. Powiedział coś, co ja sama bałam się wypowiedzieć na głos.
– U mnie z Arturem też… – zaczęłam i zaraz się zacięłam. – Też nie jest dobrze. Mamy wszystko, a jednak jakbyśmy nie mieli nic. Zatraciliśmy się w rutynie. I nawet nie potrafimy się już kłócić, tylko żyjemy obok siebie.
Bartek skinął głową, jakby dokładnie wiedział, co mam na myśli.
– A wiesz, co mnie przeraża najbardziej? – zapytał po chwili.
– Co?
– Że mogę tak przeżyć resztę życia. Nie czując nic. Bo to wygodne.
Zapadła cisza. Słyszałam tylko trzask płonącego drewna i bicie własnego serca.
Potem spacerowaliśmy długo brzegiem morza. Milczeliśmy, ale to nie było niezręczne milczenie. To było to dobre, głębokie, jakbyśmy przez te krótkie dni powiedzieli sobie już wszystko, co najważniejsze.
To był moment
Zbliżenie przyszło naturalnie. Dotyk, który zaczął się od przypadkowego muśnięcia dłoni, potem spojrzenia, które trwały za długo. W końcu wieczór, kiedy zapukał do mojego pokoju.
– Jeśli powiemy sobie prawdę, że to coś ważnego… to musimy coś z tym zrobić – powiedział.
– Wiem. Po powrocie muszę zakończyć to, co mnie trzyma – odpowiedziałam. – A ty?
– Ja też. Już to wiem.
Po wszystkim leżałam w jego ramionach i nie mogłam zasnąć. Patrzyłam w sufit, słuchając jego spokojnego oddechu, i czułam w sobie euforię i niepokój. Czy to naprawdę się działo? Czy naprawdę miałam tyle odwagi? A jeśli to wszystko się rozpadnie?
Nie znałam odpowiedzi. Ale czułam, że przy nim widzę siebie wyraźniej niż kiedykolwiek przy Arturze.
Podjęłam decyzję
Gdy po powrocie weszłam do mieszkania, Artur siedział na kanapie, jakby czas się zatrzymał podczas mojego wyjazdu. Telewizor mrugał obrazami, których nie oglądał. Kiedy mnie zobaczył, wstał i rzucił:
– Było fajnie?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, zanim zdążyłam zdjąć buty. Wiedziałam, że jeśli tego nie powiem teraz, znów wejdę w tę samą ciszę, która nas dławiła od lat.
– Coś się stało? – zmarszczył brwi.
– Tak. Stało się.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Słowa paliły mnie w gardle.
– Artur, ja… od dawna nie jestem szczęśliwa. I wiem, że ty też nie jesteś. My po prostu żyjemy obok siebie. I udajemy, że to wystarczy.
Przez chwilę nie mówił nic. Patrzył na mnie z czymś, co przypominało zmęczenie. Albo rezygnację.
– Ktoś inny? – zapytał nagle.
Zacisnęłam dłonie.
– Tak. Poznałam kogoś. Ale to nie chodzi tylko o niego. Chodzi o to, że przy nim poczułam, że mogę znowu oddychać. I zrozumiałam, że nie mogę już tak żyć. Że to nie jest uczciwe wobec ciebie. Wobec mnie.
Chciałam to skończyć
Artur wstał, przeszedł się po pokoju, jakby chciał uciec, ale nie wiedział dokąd. W końcu usiadł z powrotem.
– Dobrze. Jeśli to twoja decyzja… Nie będę cię zatrzymywał.
Zaskoczyła mnie jego spokojna reakcja. Spodziewałam się krzyku, pretensji. Ale nie – Artur był zmęczony. Może nawet wdzięczny, że ja to powiedziałam to pierwsza.
Zabrałam kilka rzeczy, nie za wiele. Powiedziałam, że wrócę po resztę. Wyszłam z mieszkania z dziwnym uczuciem lekkości i strachu jednocześnie. Byłam wolna. Gotowa.
Napisałam do Bartka, od razu po wyjściu: „Zrobiłam to. Jestem wolna. Kiedy się widzimy?”. Nie odpisał od razu. Zaczęłam tłumaczyć to sobie w głowie. Może pracuje, może śpi, może potrzebuje chwili. Przecież to też dla niego ogromna zmiana. Minął dzień. Nic.
Napisałam znów. Tym razem krócej: „Czekam”. Odpowiedział dopiero wieczorem: „Potrzebuję trochę czasu. Dużo się dzieje”. Tyle. Jedno zdanie. Bez czułości, bez konkretów. Bez zaproszenia.
Każda godzina ciszy była jak kropla spadająca na nagą skórę. Tłumaczyłam go. Przekonywałam samą siebie, że to tylko chwilowe.
Miał wymówki
Spotkaliśmy się dopiero po tygodniu. Miałam ochotę rzucić się mu na szyję, ale kiedy go zobaczyłam, coś mnie powstrzymało. Stał na końcu kawiarni, sztywny, jakby nie wiedział, po co tu przyszedł.
Uśmiechnęłam się ostrożnie, on odpowiedział półuśmiechem, który zgasł po sekundzie. Usiadłam naprzeciwko. Serce waliło mi jak młotem.
– Czekałam – powiedziałam cicho.
Bartek spuścił wzrok.
– Wiem. Przepraszam.
Nie tak miało być. Miał przyjść z kwiatami, powiedzieć, że tęsknił, że nie mógł się doczekać. A zamiast tego siedział przede mną jak ktoś, kto nie potrafi spojrzeć w oczy.
– Co się stało? – zapytałam.
Westchnął.
– Próbowałem rozmawiać z nią. Powiedziałem, że musimy się rozstać. Ale wszystko się skomplikowało.
Nie mogłam uwierzyć
– Skąd? Od kiedy? – zapytałam, czując, jak w gardle rośnie mi twarda gula.
– Nie wiem. Może od początku. Myślałem, że dam radę. Ale nie potrafię jej zostawić. Mamy wspólny dom, kredyt, psa, jej matka właśnie zachorowała… Wszystko się rozsypało.
– A ja? – przerwałam mu. – A to, co mieliśmy? To też się rozsypało?
Milczał. Przez długą chwilę patrzył gdzieś ponad moim ramieniem.
– Powiedz mi jedno – zaczęłam cicho, nie wiedząc, skąd mam w sobie tyle siły. – Kiedy przestałeś wierzyć, że to możliwe?
Bartek wzruszył ramionami, jakby chciał zrzucić z siebie odpowiedzialność.
– Nie wiem. Może nigdy tak naprawdę w to nie wierzyłem. Może to po prostu była chwila. Oderwanie. Potrzeba bliskości.
Zamknęłam oczy. To nie była odpowiedź, ale to wystarczyło.
Poczułam się, jakbym wyszła z domu bez parasola w czasie oberwania chmury. Stałam tam naga, bezbronna, przemoczona do suchej nitki. I tylko ja wciąż trzymałam się nadziei, że ten deszcz to coś oczyszczającego.
Kinga, 35 lat
Czytaj także:
- „Moje dzieci nie akceptują mojego nowego partnera. Mówią, że w moim wieku jest to niesmaczne i obrzydliwe”
- „Mąż zainteresował się edukacją syna dopiero w liceum. Latał do jego wychowawczyni na wywiadówki i na zaplecze”
- „Pod sklepem znalazłam portfel wypchany pieniędzmi. Musiałam zdecydować, czy zachować się uczciwie, czy spełnić marzenia”

