„Na walentynki dostałam od męża pachnący bukiet czerwonych róż. To lepsze niż perfumy, ale dlaczego pomylił moje imię?”
„A może jednak się mylę? Może to jakiś absurdalny zbieg okoliczności? Może powinnam od razu zadzwonić do Tomka? Ale potem znowu widziałam te róże. I to durne, ckliwe wyznanie na bileciku. Nie. Prawdy musiałam się dowiedzieć sama”.

- Redakcja
Nie miałam wielkich oczekiwań wobec tego wieczoru. Walentynki – święto, które po dziesięciu latach małżeństwa przestaje ekscytować. Raczej kolacja przed telewizorem niż romantyczne uniesienia. Tomek pewnie wróci późno z pracy, a ja w tym czasie zdążę wziąć prysznic, odpalić jakiś serial i zasnąć w połowie odcinka. Standard.
Los miał jednak inne plany. W windzie spotkałam kuriera. W rękach trzymał wielki bukiet czerwonych róż. Wysiadł ze mną i stanął pod drzwiami.
– Pani Katarzyna? – zapytał, a ja niemal wybucham śmiechem. Żadna Katarzyna tu nie mieszka, choć to był ten adres. Ale kiedy zerknęłam na bilecik, nagle zrobiło mi się słabo.
„Kasiu, to dla najpiękniejszej kobiety, która sprawia, że moje dni są lepsze. Twój Tomek”.
Przyjęłam przesyłkę prawie bez słowa.
Wreszcie połączyłam kropki
Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w bukiet jak zahipnotyzowana. Czerwone róże, idealnie ułożone, ich płatki aksamitne w dotyku. Nigdy nie dostałam od Tomka takiego bukietu.
Bilecik leżał tuż obok. Przeczytałam go już dziesięć razy. Kim jest Kasia?
Czułam, jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Próbowałam oddychać głęboko, racjonalnie myśleć. Może to jakaś pomyłka? Może to inny Tomek? Ale adres dostawy był nasz. Mój Tomek. Mój mąż.
Sięgnęłam po telefon. Kciuk zawisł nad ekranem. Zadzwonić i zapytać? Wysłuchać jakiegoś mętnego tłumaczenia, że „to dla koleżanki z pracy” albo „to tylko głupi żart”? Nie, nie mogłam tego zrobić.
W głowie zaczęły mi się przewijać obrazy z ostatnich miesięcy. Tomek wracający późno z pracy, czasem pachnący obcymi, słodkimi perfumami, czasem jakby nieobecny myślami. „Mamy ważny projekt, nie wiem, o której wrócę”, „Kochanie, nie czekaj na mnie z kolacją”, „Jestem zmęczony, idę spać”.
To wszystko wcześniej zbywałam. Przecież ludzie się stresują, praca potrafi wyssać energię. Ale teraz… teraz te wszystkie drobne sygnały układały się w logiczną całość. Zdradzał mnie.
Przełknęłam ślinę, czując suchość w gardle. Nie byłam gotowa na konfrontację. Jeszcze nie. Musiałam najpierw wiedzieć więcej. Sięgnęłam po kopertę dołączoną do bukietu. Był tam adres dostawy. Widocznie pomylili go z adresem nadawcy. I to nie był jakiś anonimowy hotel czy restauracja, ale konkretne mieszkanie.
Serce waliło mi jak szalone, gdy wklepywałam adres w telefon. Inna dzielnica. Dojazd? Piętnaście minut samochodem. Moja dłoń zacisnęła się na bileciku.
– Chcesz wysyłać róże innej kobiecie, Tomku? To może osobiście jej je dostarczę – szepnęłam do siebie.
Spojrzałam jej w oczy
Może jednak się mylę? Może to jakiś absurdalny zbieg okoliczności? Może powinnam zadzwonić do Tomka, zamiast urządzać sobie prywatne śledztwo?
Ale potem znowu widziałam te róże. I to durne, ckliwe wyznanie na bileciku. Nie. Musiałam się dowiedzieć prawdy sama.
Wysiadłam przed blokiem w cichej dzielnicy. Nowoczesne osiedle, brama z domofonem. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na bukiet leżący obok mnie na siedzeniu. Dłonie mi się trzęsły, ale już podjęłam decyzję.
Wcisnęłam przycisk domofonu.
– Halo? – kobiecy głos. Młody. Miły.
– Dzień dobry, mam przesyłkę dla pani Katarzyny – powiedziałam, modląc się, żeby nie zapytała, skąd.
– O, super! Już otwieram.
Serce łomotało mi w piersi, kiedy otworzyłam drzwi klatki schodowej i weszłam do środka. Kilka minut później zobaczyłam ją. Miała może 27, 28 lat. Długie, ciemne włosy, zgrabna sylwetka, lekko rozmazany makijaż, jakby dopiero co wstała. Na sobie miała satynowy szlafrok. Była piękna.
W ułamku sekundy przypomniałam sobie swoje odbicie z tego ranka. Włosy w nieładzie, cienie pod oczami, wyciągnięty sweter. Kiedy ostatnio tak wyglądałam? Kiedy ostatnio się postarałam?
– O, jak zawsze pamiętał! – kobieta uśmiechnęła się, odbierając bukiet.
Zamrugałam. Jak zawsze? Jak zawsze pamiętał? Poczułam, jak coś zimnego rozlewa mi się po wnętrznościach.
– Tomek zawsze pamiętał…? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Uniosła brwi.
– A kim pani jest?
Cisza między nami zrobiła się lepka i dusząca. Patrzyłyśmy sobie w oczy. Nie miałam już wątpliwości.
Wiedziała o mnie
Przez dłuższą chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Ja – stojąca sztywno w drzwiach, z dłońmi mocno zaciśniętymi w pięści. Ona – z bukietem w rękach, z wyrazem lekkiego zaskoczenia, które powoli przeradzało się w coś na kształt podejrzliwości.
– Pytałam… kim pani jest? – powtórzyła, mrużąc oczy.
Wzięłam głęboki oddech, ale głos i tak mi zadrżał:
– Jestem Justyna. Żona Tomka.
Zamarła. W jej twarzy zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam – nie szok, nie panikę, nie wstyd. Tylko coś na kształt irytacji. Jakby nie spodziewała się, że właśnie tego popołudnia stanie oko w oko z kobietą, o której istnieniu wolałaby zapomnieć.
– Och – przesunęła palcem po łodydze jednej z róż. – To… niezręczne.
– To wszystko, co masz do powiedzenia? – prychnęłam. – Naprawdę?
Wypuściła cicho powietrze i nagle gestem wskazała mieszkanie.
– Może… pani wejdzie? Nie będziemy rozmawiać na korytarzu.
Powinnam odmówić. Powinnam się odwrócić na pięcie i wyjść. Ale zamiast tego przekroczyłam próg. Kobieta zamknęła drzwi i skrzyżowała ramiona.
– Od jak dawna? – zapytałam cicho, starając się powstrzymać drżenie głosu.
Nie zapytałam: „Czy to prawda?”. Nie zapytałam: „Czy to pomyłka?”. Bo nie miałam już złudzeń.
Katarzyna westchnęła i spuściła wzrok.
– Półtora roku.
Świat wokół mnie jakby się skurczył. To nie był romans. To nie była szybka, bezmyślna zdrada po pijaku. To było coś znacznie gorszego. Przez półtora roku żyłam w iluzji.
– I co? – warknęłam. – Kochasz go?
Jej spojrzenie stało się twardsze.
– A ty?
Zabrakło mi tchu.
– Co to za pytanie?! – rzuciłam, ale w środku coś zaczęło mnie gryźć. Zacisnęłam zęby i zrobiłam krok do tyłu. – Szkoda czasu – powiedziałam. – Już wszystko wiem.
Nie próbowała mnie zatrzymać. Tylko kiedy wychodziłam, powiedziała cicho:
– On cię nie zostawił.
Zatrzymałam się na chwilę przy drzwiach.
– Nie – spojrzałam na nią przez ramię. – Po prostu się nie przyznał.
I wyszłam. Wiedziałam już, co robić.
Był zwykłym tchórzem
Wracałam do domu, ściskając kierownicę tak mocno, że zbielały mi knykcie. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, ale w głowie miałam dziwną, przerażającą wręcz pustkę. Półtora roku oszustwa. Ile razy przez ten czas patrzył mi w oczy i mówił, że mnie kocha? Ile razy składał mi życzenia urodzinowe, obiecywał, że nadrobimy stracony czas, że pojedziemy na wakacje, że będzie lepiej?
Gdy dotarłam do mieszkania, zatrzymałam się na moment przy drzwiach. Przez wizjer widziałam, że w środku pali się światło. Tomek już wrócił.
Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Siedział na kanapie, z nosem w telefonie. Podniósł na mnie wzrok, uśmiechnął się leniwie.
– O, jesteś. Chciałem cię uprzedzić, że się spóźnię, ale telefon mi padł. Jak minął ci dzień?
Nie odpowiedziałam. Powoli wyciągnęłam z torebki bilecik i rzuciłam mu pod nos. Przeczytał go. Zamarł.
– Justyna…
– O nie – mój głos był cichy, ale ostry jak brzytwa. – Nie teraz. I nawet nie próbuj się wykręcać, bo wszystko już wiem.
Zamknął oczy i potarł twarz dłonią.
– Skąd…?
– Spotkałam ją. Tę twoją Kasię.
Nie dałam mu szansy na reakcję.
– Wiesz, co jest najgorsze? Że nawet nie byłeś na tyle odważny, żeby powiedzieć mi prawdę. Żebym dowiedziała się od ciebie. Musiałam się o tym dowiedzieć od jakiejś obcej kobiety, do której wysyłasz kwiaty.
Tomek wstał i zrobił krok w moją stronę.
– To nie jest takie proste…
– Jest – przerwałam mu. – Albo kogoś kochasz, albo nie.
Patrzył na mnie długo.
– Justyna… – zaczął cicho, ale widziałam to w jego oczach. Nie miał zamiaru się tłumaczyć. Nie zamierzał walczyć.
Nie wiem, czego się spodziewałam. Może błagań? Łez? A może wściekłości? Dostałam tylko zmęczone spojrzenie faceta, który sam już nie wiedział, czego chce.
– Dobrze – powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. – To ja zdecyduję za nas oboje.
Zaczęłam pakować walizkę. Słyszałam, jak chodzi nerwowo po pokoju. Jak próbuje coś powiedzieć, ale za każdym razem zamyka usta. W końcu, kiedy byłam już przy drzwiach, odezwał się:
– A jeśli popełniam błąd?
Zatrzymałam się na chwilę.
– To twój problem. Ja już nie będę go naprawiać – powiedziałam i po chwili wyszłam.
Czułam się jak nad przepaścią
Nie wiem, jak długo stałam przed blokiem. Chłodne, lutowe powietrze szczypało mnie w policzki, ale nawet tego nie czułam. W jednej ręce miałam walizkę, w drugiej telefon.
To było najgorsze. Nie to, że zdradzał – choć to bolało jak cholera – ale że patrzył mi w oczy każdego dnia i kłamał. Spał obok mnie, mówił, że mnie kocha, że jestem jego jedyną. A potem szedł do niej.
Nie miałam planu. Nie wiedziałam, dokąd iść. Mogłam pojechać do rodziców, ale nie chciałam ich niepokoić. Mogłam pójść do przyjaciółki, ale to oznaczałoby tłumaczenia, łzy, pytania, na które nie miałam siły odpowiadać.
Spojrzałam na telefon. Na ekranie wyświetlało się kilka nieodebranych połączeń. Tomek. Nie oddzwoniłam. Wzięłam taksówkę do hotelu. Leżałam na obcym łóżku, wpatrując się w sufit. W głowie przelatywały mi wspomnienia. Nasz ślub. Pierwsze mieszkanie. Weekend w górach, kiedy zabłądziliśmy na szlaku i śmialiśmy się, jedząc batony na jakimś głazie. Te wszystkie małe, zwykłe chwile, które teraz wydawały się jak z innego życia.
Co teraz? Czy naprawdę miałam siłę zaczynać wszystko od nowa? Miałam trzydzieści pięć lat. Bez dzieci, bez kredytu, bez niczego, co by mnie przy nim trzymało. I to było w tym wszystkim najgorsze. Bo gdyby mi na nim nie zależało, już bym nie płakała. A jednak wciąż czułam to piekące ukłucie gdzieś głęboko w środku.
Gdy obudziłam się kilka godzin później, czułam się, jakby ktoś przeciągnął mnie po betonie. Ale wstałam. Wzięłam prysznic, napiłam się gorzkiej kawy i otworzyłam walizkę. Miałam wszystko, czego potrzebowałam. Wystarczyło zrobić pierwszy krok. Zadzwoniłam do prawnika. Potem do agencji nieruchomości. A na końcu do mamy.
– Mamo – powiedziałam, a głos wciąż mi drżał. – Wrócę na trochę do domu.
I po raz pierwszy od wczoraj wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję.
Justyna, 35 lat
Czytaj także:
„W walentynki dostałam zaproszenie na tajemniczą randkę. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam jego twarz za wielkim bukietem róż”
„Na walentynki liczyłam na modne słodkie perfumy, a dostałam tanią podróbkę z dyskontu. Sknerze szkoda na mnie kasy”
„Szukałam prezentu dla męża na walentynki, a znalazłam dowód zdrady. Zamiast kolacji przy świecach będzie ścisły post”