„Na Walentynki chciałem wręczyć narzeczonej pęk stokrotek. Zamiast tego zamawiałem dla niej bukiet pogrzebowy”
„Kiedy dotarłem na miejsce, recepcjonistka spojrzała na mnie współczująco, jakby wiedziała. Wzrokiem zaprowadziła mnie do sali, w której leżała Kinga. Sterylna biel pomieszczenia i cichy szum maszyn sprawiły, że poczułem się, jakbym był w jakimś koszmarnym śnie”.

- redakcja
Patrząc na zdjęcie Kingi, które zawsze stało na nocnej szafce, serce bije mi szybciej. Byliśmy szczęśliwi. A przynajmniej tak mi się wydawało. Nasza historia zaczęła się zupełnie przypadkowo na wieczorze filmowym u wspólnych znajomych. Pamiętam, jak zasiedliśmy obok siebie na sofie, a ona podała mi miskę z popcornem, uśmiechając się szeroko. Tego wieczoru nie tylko obejrzeliśmy film, ale i zaczęliśmy naszą wspólną opowieść.
Kochałem ją nad życie
Kinga była jak promień słońca w moim życiu. Zawsze pełna energii i marzeń. Kiedyś powiedziała mi, że chce dom z ogrodem pełnym stokrotek, a ja od tamtej pory nie mogłem myśleć o niczym innym, jak o zapewnieniu jej tego marzenia. Planowaliśmy ślub. Jeszcze kilka tygodni temu wybieraliśmy razem menu na wesele, żartując, że musimy mieć więcej deserów niż dań głównych.
Walentynki miały być wyjątkowe. Zamówiłem biżuterię, którą chciałem jej wręczyć, i bukiet stokrotek – jej ulubionych kwiatów. Ale dwa dni przed Walentynkami wszystko się zmieniło. Telefon ze szpitala wyrwał mnie z marzeń o wspólnej przyszłości. Lekarz mówił coś spokojnym głosem, ale ja nie potrafiłem tego przyswoić. Kinga miała wypadek samochodowy. Nie przeżyła.
– To musi być pomyłka – wyszeptałem, nerwowo wbijając numer telefonu Kingi. – Proszę, odbierz – błagałem, choć połączenie zostało przerwane automatyczną wiadomością, że abonent jest poza zasięgiem.
Chwyciłem płaszcz i wybiegłem z mieszkania, ignorując wszystko wokół. W głowie pulsowało jedno: muszę ją zobaczyć, przekonać się, że to nieprawda. Szpital był zaledwie kilka przecznic dalej, ale droga wydawała się nie mieć końca. Kiedy dotarłem na miejsce, recepcjonistka spojrzała na mnie współczująco, jakby wiedziała. Wzrokiem zaprowadziła mnie do sali, w której leżała Kinga. Sterylna biel pomieszczenia i cichy szum maszyn sprawiły, że poczułem się, jakbym był w jakimś koszmarnym śnie.
– Nie... – wykrztusiłem, podchodząc do jej nieruchomego ciała. Łzy zaczęły płynąć strumieniami. – Kinga, proszę... – szeptałem, chwytając jej zimną dłoń.
Jak mam teraz żyć?
Czas stanął w miejscu. Byłem z nią, a jednocześnie tak daleko. Nie potrafiłem uwierzyć, że jej nie ma, że wszystkie nasze plany zniknęły w jednej chwili. Wróciłem do mieszkania, w którym jeszcze kilka godzin wcześniej planowałem romantyczną kolację. Biżuteria leżała na stole, a ja miałem wrażenie, że dusi mnie ciężar niewypowiedzianych słów i niewykonanych gestów. Czułem się jak obcy we własnym ciele.
Zamiast wybierać garnitur na nasz ślub, stałem przed szafą, przeglądając ubrania w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na pogrzeb. Każdy kawałek materiału przypominał mi o czymś innym: o naszych wspólnych spacerach, wyjściach do teatru, chwilach, które teraz wydawały się tak odległe.
– Dzień dobry. Czy mogę zamówić bukiet pogrzebowy? – zapytałem w kwiaciarni, starając się utrzymać głos na wodzy, by nie zdradził mojej wewnętrznej rozpaczy.
Florystka spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Oczywiście. Czy ma pan jakieś preferencje co do kwiatów? Może lilie? – zapytała delikatnie.
– Nie... Stokrotki – odpowiedziałem, czując, jak łzy ponownie napływają mi do oczu. – Kinga uwielbiała stokrotki.
Przygotowania do pogrzebu były jak senny koszmar. Ludzie wokół mnie mówili, próbowali pocieszać, ale każde ich słowo tylko pogłębiało mój gniew. Jak mogą mówić, że „czas leczy rany”, skoro dla mnie czas stanął w miejscu? Jak mogę myśleć o przyszłości, skoro moja przyszłość właśnie umarła? Rodzice Kingi i moi starali się jak mogli, by mnie wesprzeć, ale ich ból był równie wielki jak mój. Trzymaliśmy się razem, choć każdy z nas czuł się tak bardzo samotny.
Moje słowa pożegnania
Wieczorem przed pogrzebem siedziałem przy biurku, wpatrując się w pustą kartkę papieru. Z każdą chwilą, którą spędzałem samotnie w naszym mieszkaniu, czułem coraz większą pustkę. Potrzebowałem wylać swoje myśli, choćby na papier, więc wziąłem długopis do ręki i zacząłem pisać.
Kochana Kingo. Nie wiem, jak mam żyć bez ciebie. Każda chwila bez twojego uśmiechu, twojego śmiechu, twojego ciepła jest jak ból, który nie znika.
Pisałem o naszych wspólnych chwilach, o tym, jak trudno mi zaakceptować, że to wszystko już nigdy się nie powtórzy. Wiedziałem, że chciałaby, abym był silny, abym odnalazł się na nowo. Ale jak? Jak mam być silny, kiedy wszystko straciło sens?
Czasem zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jesteś tuż obok, że znów rozmawiamy o przyszłości. Przepraszam, że nie potrafię być taki, jakiego byś chciała.
Złożyłem list, wsunąłem go do koperty i włożyłem do bukietu stokrotek. Wiedziałem, że następnego dnia położę go na jej grobie. To miało być nasze pożegnanie, choć tak naprawdę nie chciałem się żegnać.
Świat płakał ze mną
Dzień pogrzebu był szary i deszczowy, jakby nawet niebo płakało razem ze mną. Stojąc przy grobie Kingi, czułem się, jakbym był w transie. Ludzie wokół mnie składali kondolencje, ale ich słowa były jak biała plama w moim umyśle, ledwie słyszalne i niezrozumiałe.
– Kamil, trzymaj się – powiedział jeden z moich przyjaciół, kładąc mi dłoń na ramieniu. Skinąłem głową, choć nie byłem pewien, czy usłyszałem jego słowa.
Trzymałem bukiet stokrotek w rękach, starając się opanować drżenie palców. Kiedy zaczęto opuszczać trumnę, powoli podszedłem i położyłem kwiaty na wieku. Czułem, jakbym z każdą chwilą zostawiał tam część siebie. Wszyscy stopniowo zaczęli się oddalać, zostawiając mnie samego. Siadłem na zimnej ziemi, wpatrując się w świeżą mogiłę.
– Kocham Cię, Kinga. Wciąż Cię kocham – wyszeptałem, nie mogąc opanować łez.
Wstałem powoli, wiedząc, że muszę odejść. Ale każdy krok wydawał się ciężki jak ołów. Czułem, jakby zostawił tam część siebie, część, która nigdy nie wróci.
Nic nie będzie jak dawniej
Mijały tygodnie, ale ból nie ustępował. Czas, zamiast leczyć rany, zdawał się je jedynie pogłębiać. Unikałem pracy, unikałem przyjaciół. Każdy kąt naszego mieszkania przypominał mi o Kindze – jej ubrania w szafie, książki na półkach, nawet kubek, z którego zawsze piła herbatę.
– Kamil, musisz się jakoś ogarnąć – usłyszałem któregoś dnia, gdy jeden z przyjaciół postanowił przyjść do mnie bez zapowiedzi. – Nie możesz tak żyć, ona by tego nie chciała.
Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem.
– A co ja mam robić? – zapytałem z goryczą w głosie. – Wszystko przypomina mi o niej. Jak mam zapomnieć?
– Nie musisz zapominać. Ale musisz nauczyć się żyć dalej – odpowiedział, kładąc mi rękę na ramieniu. Jego słowa brzmiały rozsądnie, ale wciąż nie potrafiłem ich przyjąć.
Kilka dni później, sprzątając nasze rzeczy, znalazłem kartkę zapisaną przez Kingę. „Nie zapomnij kupić stokrotek na Walentynki!” – napisała, dołączając małą uśmiechniętą buźkę. Usiadłem na podłodze, czując, jak emocje we mnie narastają. Po raz pierwszy od pogrzebu pozwoliłem sobie na prawdziwy płacz. Nie próbowałem już tłumić bólu, pozwoliłem mu przepłynąć przez całe ciało.
Czas nie leczy ran
Czas mijał, a ja powoli zacząłem zdawać sobie sprawę, że choć Kinga odeszła, jej miłość wciąż żyje we mnie. Musiałem nauczyć się żyć z tym bólem, ale także z pięknymi wspomnieniami, które nam pozostały. Wiedziałem, że nigdy jej nie zapomnę, ale musiałem znaleźć sposób, by iść naprzód.
Kilka miesięcy później, w dzień naszego niedoszłego ślubu, postanowiłem odwiedzić jej grób. Przygotowałem bukiet stokrotek, bo wiedziałem, że Kinga zawsze by ich chciała. Stanąłem przy mogile, czując, jak wiatr delikatnie muska moje policzki. Nie mówiłem nic, tylko stałem w ciszy, pozwalając sobie na chwilę refleksji. Ona była moją przyszłością, ale teraz musiałem znaleźć swoją własną.
Wiedziałem, że nigdy nie przestanę jej kochać, ale także, że muszę żyć dalej, tak jakby ona tego chciała. To była najtrudniejsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjąłem, ale również najważniejsza. Kładąc stokrotki na jej grobie, poczułem, że mimo wszystko udało mi się odnaleźć wewnętrzny spokój. Wiedziałem, że Kinga jest teraz częścią mnie i że jej miłość zawsze będzie mnie prowadzić.
Kamil, 30 lat
Czytaj także:
„Wychowywałam dzieci na katolików, a wyrośli z nich heretycy. Nie wiem, do kogo się modlić, by wybłagać ich nawrócenie”
„Siostra zaprosiła nas do siebie na ferie. Liczyłam na zimowe szaleństwo, a nie na dziką harówkę”
„Moje dziecko jest owocem romansu z teściem. Czy powinnam wyznać mężowi, że urodzę mu brata a nie syna?”