„Na wakacjach z moim narzeczonym czułam się jak 5 koło u wozu. Okazało się, że był tam ktoś ważniejszy ode mnie”
„Od razu rzucił się do roboty – rozkładanie namiotów, przynoszenie napojów, przybijanie piątek i chichotanie z jakiegoś ich żartu, którego nie miałam szansy zrozumieć. Ja stałam z boku. Nikt mnie nie wciągał do rozmowy. Nikt nawet nie zapytał”.

- Redakcja
Wszystko zaczęło się od tego, że zaczęliśmy się oddalać. Ja i Kamil. Kiedyś było inaczej – rozmowy do nocy, głupie żarty, wspólne plany, które snuliśmy z ekscytacją, jakby całe życie miało być jedną wielką przygodą. Ale od kilku miesięcy coś zgasło. Niby nadal byliśmy razem, spaliśmy w jednym łóżku, robiliśmy zakupy, oglądaliśmy seriale... ale jakby osobno. Każde z nas we własnej bańce.
To był nietypowy wyjazd
Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w kuchni, a ja grzebałam widelcem w resztkach makaronu, Kamil rzucił:
– Co byś powiedziała na wyjazd nad jezioro? Z chłopakami.
Podniosłam wzrok znad talerza.
– Z chłopakami? – powtórzyłam ostrożnie.
– No... z Bartkiem, Michałem i Kubą. Jedziemy pod namioty, jak za starych, dobrych czasów. I pomyślałem, że mogłabyś pojechać z nami. Wiesz, fajna okazja, żebyś ich lepiej poznała. Tak... z mojego świata.
Z jego świata. Wtedy poczułam coś dziwnego. Uśmiech Kamila był szeroki, jakby właśnie rzucił mi koło ratunkowe. Zawahałam się, ale po chwili pokiwałam głową.
– Jasne, czemu nie. Może nam to dobrze zrobi – powiedziałam, trochę bardziej dla siebie niż dla niego.
Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniłam do Ani, mojej przyjaciółki.
– I co o tym myślisz? – zapytałam.
– Hmm... szczerze? Trochę dziwnie to brzmi. Nie chcę cię straszyć, ale on nigdy wcześniej nie proponował ci takich rzeczy, prawda?
– No nie... Ale może chce coś naprawić? Może... może jeszcze mu zależy? Przynajmniej nie pojedzie sam…
– Może. Tylko, Karola... nie zapominaj o sobie, okej?
Obiecałam jej, że nie zapomnę. Ale oczywiście, że zapomniałam.
Już pierwszego dnia wyjazdu poczułam, że coś tu nie gra. Chłopaki od razu rzucili się do roboty – rozkładanie namiotów, przynoszenie piwa, przybijanie piątek i chichotanie z jakiegoś ich żartu, którego nie miałam szansy zrozumieć. Ja stałam z boku z termosem kawy w ręce, trochę jak nauczycielka na wycieczce szkolnej. Nikt mnie nie wciągał do rozmowy. Nikt nawet nie zapytał, jak mi minęła podróż.
Kamil był gdzieś pomiędzy. Witał mnie uśmiechem, ale jakby tylko z przyzwoitości. A potem odwracał się do Bartka i znikał z nim w chmurze śmiechu i dymu z grilla. Wiedziałam, że to będą długie wakacje.
Ignorował mnie całkowicie
– Ej, Karola, podasz piwo? – krzyknął Bartek, nie patrząc nawet w moją stronę.
Podałam puszkę bez słowa. Siedzieliśmy przy ognisku, chłopaki już dobrze rozkręceni. Co chwila wybuchali śmiechem, opowiadając sobie jakieś historie z liceum, w których oczywiście mnie nie było. Próbowałam się wtrącić, zażartować, coś powiedzieć, cokolwiek, ale za każdym razem kończyło się tak samo.
– No wiesz, dziewczyny nie ogarniają takich klimatów – Bartek przewrócił oczami, kiedy próbowałam skomentować historię o jakimś ich pijackim rajdzie.
Wszyscy się zaśmiali. Kamil też. Nie spojrzał na mnie nawet. Piekło mnie w gardle. Zamilkłam. Przesunęłam się lekko do tyłu, poza krąg światła ogniska. Patrzyłam, jak trzeszczy drewno, jak w cieniu poruszają się ich twarze. Byłam tam. Ale jakby mnie nie było.
W namiocie próbowałam z nim rozmawiać. Przełknąć dumę i powiedzieć, co czuję.
– Kamil, czuję się jak... jak jakiś dodatek. Jak dekoracja – wyszeptałam, gdy leżeliśmy na śpiworach.
– Karola, przestań, no... – westchnął, odwracając się na bok. – Masz po prostu zły humor. Musisz się wyluzować.
– To nie o humor chodzi... Po prostu... – Zamilkłam, bo wiedziałam, że nie słucha.
Milczenie między nami było gęste jak wilgotne powietrze w namiocie. Owinęłam się szczelniej śpiworem i odwróciłam plecami.
Tamtej nocy długo nie spałam. Czułam się jak widmo. Niby byłam z nim. Ale wcale nie byłam jego.
Byłam ciągle gdzieś z boku
Zaczęłam unikać porannych rozmów. Chłopaki wstawali wcześnie – zimne piwo do śniadania, śmiechy, muzyka z głośnika. Ja brałam ręcznik i szłam nad jezioro. Sama. Przysiadałam na pomoście, zanurzałam stopy w wodzie i udawałam, że jest mi dobrze. Że odpoczywam. Ale w środku coraz bardziej pęczniała we mnie jakaś gorycz.
Czasem próbowałam coś ugotować, może się przypodobać, może w końcu ktoś mnie zauważy. Ale nikt nie dziękował. Kamil wcinał makaron i nawet nie spojrzał. Słyszałam tylko „spoko”, „dobre”, i od razu wracał do Bartka. A ten... Ten patrzył na mnie jak na piasek w bucie.
– Dlaczego tu ze mną nie posiedzisz? – zapytałam Kamila jednego wieczoru, gdy chłopaki rozstawiali głośnik.
– Karola, jesteśmy przecież razem cały czas. Czego ty chcesz? Przestań się czepiać, przecież jesteśmy na wakacjach!
– Razem?! Ty jesteś z nimi. Ja jestem sama. Cały czas.
– Masz jakiś problem ze sobą, serio – rzucił i poszedł.
Wtedy zjawiła się Ola. Była Bartka. „Przypadkiem w okolicy”. Pewnie tak samo „przypadkiem”, jak dobrze uczesana i opalona. Chłopaki od razu ją wciągnęli. Nawet Michał, który zwykle milczał, zarzucił jej rękę na ramiona. A ona? Śmiała się, jakby to była jej paczka.
– Ty to dziewczyno masz charakter – rzucił Bartek i nalał jej wina.
Siedziałam metr od nich, a czułam się jak kilometr. Ola znała ich lepiej niż ja. Kamil spojrzał na nią raz, drugi. A na mnie już nie. Poczułam się kompletnie obca.
Wreszcie to do mnie dotarło
Było już po północy. Wszyscy rozeszli się do namiotów, a ja nie mogłam zasnąć. Leżałam na karimacie, z twarzą wciśniętą w śpiwór, kiedy usłyszałam śmiechy. Ciche, stłumione, ale wyraźne. Podniosłam głowę. Głos Bartka.
– Po co ją w ogóle zabierałeś? Wiedziałeś, że będzie lipa – zaśmiał się, nie tłumiąc nawet głosu.
– Myślałem, że się wtopi w to wszystko. Ale chyba nie pasuje do tej ekipy – odpowiedział Kamil.
Wstrzymałam oddech. Słuchałam, jak moje serce bije za głośno. To tak o mnie. Jak o niewygodnym meblu.
Wyszłam z namiotu. Boso, w piżamie. Chłopaki siedzieli przy ognisku. Kamil miał piwo w dłoni, Bartek przewracał coś patykiem w popiele. Zamarli, kiedy mnie zobaczyli.
– Serio? – powiedziałam cicho, ale głos mi się załamał. – Zabrałeś mnie tu jak jakiś mebel. Jak ozdobę do waszej męskiej eskapady?
– Karola, nie rób scen – rzucił Kamil, ale już wiedział, że nic go nie uratuje.
– Myślałam, że próbujesz coś naprawić. A ty po prostu nie miałeś co ze mną zrobić, więc mnie przywiozłeś jak plecak. Żeby mieć czyste sumienie, że „spędzamy razem czas”. Serio?! To jest ta twoja miłość?
– Nie wiem, czego się spodziewałaś. Mówiłem, że to wyjazd z chłopakami – bronił się, ale głos mu drżał.
– Mówiłeś, że chcesz, żebym poznała twój świat. Ale w tym świecie nie ma dla mnie miejsca – szepnęłam i odeszłam.
Zostawiłam ich tam, wśród cienia i żaru. Ogień trzaskał dalej, ale dla mnie już nie było ciepła.
Nie było czego ratować
Nie wróciłam do namiotu. Poszłam na pomost, wzięłam ze sobą tylko bluzę i telefon. Było chłodno, ale nie czułam zimna. Siedziałam, patrzyłam w wodę, która lśniła od księżyca, i starałam się nie płakać. Bez skutku.
Nad ranem usłyszałam kroki. Michał.
– Karolina... wszystko w porządku?
Pokręciłam głową.
– Nie.
Usiadł obok. Milczał przez chwilę, a potem powiedział coś, czego się po nim nie spodziewałam:
– Wiem, że nie powinienem, ale... przykro mi. Nie powinno to tak wyglądać. Nie wszyscy jesteśmy tacy jak Bartek.
Zaskoczył mnie tym. Spojrzałam na niego.
– Dlaczego nie powiedziałeś nic wcześniej?
Wzruszył ramionami.
– Bo Kamil to mój kumpel. Ale jak wczoraj usłyszałem, co mówi... to nie było w porządku.
Nie odpowiedziałam. Po prostu wstałam i poszłam się spakować.
Kamil siedział na składanym krześle, z tym samym zgaszonym wzrokiem, co zawsze po kacu.
– Karola, pogadamy? – zapytał.
– Nie. Już nie – zarzuciłam plecak na ramię. – Wrócę sama.
– Nie przesadzasz trochę? – rzucił, jakby właśnie dostał mandat za złe parkowanie.
Zatrzymałam się tylko po to, by odwrócić się i spojrzeć mu prosto w oczy.
– Wiesz, może właśnie przestałam zaniżać swoje wymagania.
Nie odpowiedział. Nie próbował mnie zatrzymać. Wsiadłam do autobusu. Drżałam z emocji, ale pierwszy raz od dawna czułam, że robię coś dla siebie.
Zasługuję na coś lepszego
– I serio tak ci powiedział? Że „nie pasujesz do ekipy”? – zapytała Ania, podając mi kubek herbaty.
– Słyszałam to na własne uszy – odpowiedziałam cicho.
Siedziałyśmy na jej balkonie, wtulone w koce, z widokiem na bloki i kilka drzew, które wyglądały teraz jak szare szkielety. Jeszcze parę dni temu patrzyłam na jezioro i niebo. A teraz... znów byłam tutaj. Tylko że jakoś inaczej. Jakbym zostawiła tam jakąś wersję siebie i wróciła z nową.
Ania pokręciła głową.
– Wiesz, ja nigdy nie rozumiałam, co ty w nim widzisz. Taki trochę... ciepłe kluchy, ale zimne emocjonalnie.
Parsknęłam. Pierwszy raz się uśmiechnęłam od wyjazdu.
– Może chciałam wierzyć, że on się zmieni. Że ta jego chłodna skorupa to tylko reakcja na coś. Ale tam... tam poczułam, że on po prostu mnie nie chce. Nie tej mnie, która czasem płacze, czasem się złości, zadaje pytania. On chciał wygodną dziewczynę do pary, do fotki.
– No i dobrze, że się rozczarowałaś. Może w końcu zaczniesz myśleć o sobie.
Spojrzałam w bok. Cisza z Anią była dobra. Bez oceny. Bez udawania.
– Myślę, że to koniec – powiedziałam cicho. – Może nie dziś, nie jutro, ale... nie chcę do niego wracać.
– I bardzo dobrze – powiedziała. – To była tylko lekcja. I już ją zaliczyłaś.
Popatrzyłam w niebo. Nie czułam euforii, ani wielkiego katharsis. Ale po raz pierwszy pomyślałam: może faktycznie zasługuję na coś więcej.
Dostałam swoją lekcję
Kamil dzwonił przez kilka dni. Potem już tylko pisał. Z każdym kolejnym SMS-em jego wiadomości stawały się krótsze, bardziej oschłe. Jakby chciał sprawdzić, czy jeszcze reaguję. Ale nie reagowałam. Nie dlatego, że byłam silna. Po prostu nie chciałam już wchodzić w to bagno znowu.
Ostatnia wiadomość przyszła tydzień po moim powrocie: „Szkoda, że tak to wyszło. Mam nadzieję, że kiedyś pogadamy”. Nie odpisałam.
Nie było wielkiej sceny, nie było dramatycznego rozstania z płaczem i rzucaniem przedmiotami. Po prostu... przestałam. Przestałam odbierać. Przestałam tęsknić. Przestałam usprawiedliwiać jego obojętność.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie mam wielkiego planu. Ale wiem jedno: już nigdy więcej nie pojadę na wakacje, na których będę tylko cieniem w tle. Bo zasługuję, żeby być główną rolą w swoim własnym życiu.
Karolina, 28 lat
Czytaj także:
- „Na wakacjach przez żonę ze wstydu chciałem zapaść się pod ziemię. Okazało się, że to jednak ja dałem plamę stulecia”
- „Wakacje u teściów na wsi miały być sielanką na łonie natury. Teściowa zrobiła ze mnie parobka, a mąż tylko patrzył”
- „Pojechałam na wakacje w góry z moim mężem i rodzicami. Już po dwóch dniach chciałam uciekać, gdzie pieprz rośnie”

