„Na wakacjach w Egipcie zrobiłam z siebie pośmiewisko i niemal straciłam wszystko. Uratował mnie ktoś nieoczekiwany”
„Już na łodzi zaczęłam panikować. Serce waliło mi jak oszalałe. Słońce odbijało się od pokładu, ludzie śmiali się i robili zdjęcia, a ja czułam się, jakbym miała zemdleć. Próbowałam rzucać anegdoty, ale każda była bardziej absurdalna od poprzedniej”.

- Redakcja
Nie jestem typem dziewczyny, która przyciąga spojrzenia. Nigdy nie byłam. W pracy siedzę zwykle cicho, robię swoje, a potem szybko wracam do domu. Mieszkam sama w kawalerce na Żoliborzu – mama mówi, że powinnam ją sprzedać i kupić coś większego z kimś. Tylko że... ja nie mam z kim. Przez ostatnie dwa lata byłam sama. Przez ostatnie osiem – szukałam kogoś, kto sprawiłby, że nie czułabym się tak cholernie zwyczajna. Bezskutecznie.
W korporacji, w której pracuję, nie ma miejsca na przeciętność. Dlatego, gdy koleżanka, Zuzka zapytała mnie, czy jadę z nimi do Egiptu – poczułam się jak dziewczyna, którą ktoś po raz pierwszy w życiu zaprosił na bal. „Musisz!” – powiedziała, jakby wyjazd był niepisanym testem przynależności do „fajnej” grupy.
Byli tam wszyscy, których znałam z widzenia z kuchni i korytarzy. Zuzka – nasza gwiazda działu PR, pewna siebie, zawsze w perfekcyjnym makijażu, z wielkim śmiechem i milionem historii. I Maks – typ, którego dziewczyny rozbierają wzrokiem, a chłopaki mu zazdroszczą. Maks był przystojny w sposób, który odbierał mi głos. Szerokie ramiona, szczery uśmiech i ten luz w zachowaniu... Jasne, że chciałam mu się podobać.
Problem w tym, że nie miałam nic ciekawego do powiedzenia. Do czasu, aż nie palnęłam – że mam uprawnienia nurka. Że zrobiłam kurs na Malcie. Że raz widziałam rekina. Że kocham podwodny świat.
Kiedy Zuzka i Maks słuchali mnie z otwartymi ustami przy barze, poczułam się pierwszy raz od bardzo dawna… interesująca. Tylko że to wszystko – było kłamstwem. I wiedziałam, że jeśli to się wyda – utonę. Może nie w wodzie, ale w wstydzie na pewno.
– Wow, serio? – Maks popatrzył na mnie z takim zaciekawieniem, że aż zabolało. – To musisz nas zabrać pod wodę. Ja się trochę boję, ale z tobą to pewnie luz, co?
Uśmiechnęłam się. Sztywnym uśmiechem.
– Jasne, z przyjemnością.
A potem wypiłam dwa drinki na uspokojenie i poszłam do pokoju. Ręce mi się trzęsły. W lustrze zobaczyłam dziewczynę, która właśnie wpakowała się w największe kłamstwo swojego życia.
Wzięli to na serio
– To jak, nurkujemy jutro? – zapytała Zuzka podczas śniadania, a jej głos przebił się przez dźwięki stukających talerzy i zgrzyt wózka z kawą.
Zamrugałam szybko, udając, że nie słyszę. Może się rozmyślą? Może nie będą mieli czasu?
– Słyszysz, Ala? Mamy zarezerwowaną łódź na 9:00. Maks się wreszcie przekonał – dodała, puszczając mi oczko.
Spojrzałam na niego. Siedział z tym swoim beztroskim uśmiechem, opalony, z mokrymi jeszcze włosami po porannym basenie. Pokiwałam głową. Nawet nie wiem, jak znalazłam w sobie siłę, by wydusić:
– Jasne, nie mogę się doczekać.
Już na łodzi zaczęłam panikować. Serce waliło mi jak oszalałe. Słońce odbijało się od białego pokładu, ludzie śmiali się i robili sobie zdjęcia, a ja czułam się, jakbym miała zemdleć. Próbowałam coś mówić, rzucać anegdoty o nurkowaniu, ale każda była bardziej absurdalna od poprzedniej. Nawet nie wiem, kto się śmiał, a kto patrzył z politowaniem.
Instruktor – Egipcjanin o spokojnym głosie i oku jak rentgen – przyglądał mi się podczas szkolenia. Kiedy zapytał, jak sprawdza się ciśnienie w butli, wydukałam coś o „czujniku przy masce”.
– Masz na myśli manometr? – zapytał z uśmiechem.
Zrobiło mi się gorąco. Z tyłu słyszałam chichot. Maks?
W wodzie spanikowałam. Sprzęt był ciężki, maska zasłaniała mi twarz, a każdy haust powietrza przez automat przypominał mi, jak bardzo nie mam pojęcia, co robię. Zanim zeszłam na metr głębokości, poczułam, że tracę grunt pod nogami. Dosłownie i w przenośni. Pociągnęłam nosem, próbując się nie rozpłakać, ale wtedy woda wlała mi się do maski.
Zaczęłam się szamotać. Machać rękami, krzyczeć pod wodą – a przynajmniej próbować. Wtedy poczułam czyjąś rękę, która złapała mnie mocno i wypchnęła ku górze.
Uratował mnie stary znajomy
Wynurzyłam się gwałtownie, zachłystując powietrzem jak ktoś, kto oddycha pierwszy raz w życiu. Maska zsunęła mi się z twarzy, automat zwisał na pasku, a moje serce waliło, jakby miało wyrwać się z piersi. Chciałam coś powiedzieć, ale zamiast tego kaszlałam, dysząc, półprzytomna.
– Spokojnie, już dobrze – usłyszałam niski, znajomy głos.
Spojrzałam w górę, zamrugałam kilka razy. Twarz nad moją była opalona, zarośnięta i... znajoma. Zbyt znajoma.
– Michał?! – wycharczałam.
– Na to wygląda – odparł chłodno. – Nadal próbujesz być kimś, kim nie jesteś?
Zamknęłam oczy. Nie, to nie mogło się dziać naprawdę.
Pomógł mi wejść z powrotem na łódź. Usiadłam na brzegu, dławiąc się własnym wstydem. Ludzie patrzyli, ktoś podał mi ręcznik, ktoś inny unikał wzroku. A Michał... stał przede mną, mokry, z butlą u boku, z tą samą miną, którą pamiętałam z naszej ostatniej kłótni sprzed trzech lat.
– Co ty tu robisz? – zapytałam, nawet na niego nie patrząc.
– Pracuję. Jestem instruktorem. Widziałem, jak panikujesz, więc skoczyłem.
– Dzięki – szepnęłam.
– Nie musisz się tłumaczyć. To przecież do ciebie pasuje. Grać pod publikę. Jak wtedy, na obronie magisterki. Pamiętasz?
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie miał prawa tego mówić. Nie teraz, nie tutaj.
– Zawsze chcesz, żeby ludzie cię podziwiali. Tylko że nigdy nie chcesz pokazać, jaka jesteś naprawdę. A szkoda. Bo wtedy można by cię... naprawdę polubić – dodał ciszej.
Poczułam, jak coś mnie ściska w gardle. Wstyd, złość, żal – wszystko naraz. A on patrzył, jakbym nadal była tą samą dziewczyną, która kiedyś go zawiodła.
Może dlatego tak bardzo chciałam udawać kogoś innego.
Wstydziłam się podwójnie
Po powrocie do hotelu wszystko było inne. Zuzka nie rzuciła się jak zwykle z tekstem typu „Ale akcja!”, tylko popatrzyła na mnie... z góry. Z ironicznym uśmiechem, który znałam aż za dobrze.
– Wiesz, Ala... – zaczęła, odkładając okulary przeciwsłoneczne na stół – ja naprawdę byłam przekonana, że ty umiesz nurkować. Serio.
– Zuzka, ja...
– Nie musisz się tłumaczyć. W sumie to nawet zabawne. Taki dramat, taka scenka... Tylko szkoda, że ktoś mógł przez ciebie zginąć. Albo się utopić. Ty na przykład – uśmiechnęła się słodko.
– Hej, spokojnie – wtrącił się Maks, oparty o leżak, z drinkiem w ręku. – Każdemu może się zdarzyć mały zwał. Tylko nie każdy od razu gra mistrza nurkowania, nie?
Wtedy mnie trzepnęło. Ich śmiechy, spojrzenia, półsłówka. Wiedzieli. Może nie od razu, ale już wiedzieli, że skłamałam. Zrobiłam z siebie idiotkę. Przez własne kłamstwo.
– Ja... przepraszam – wydukałam.
– Spoko, nie musisz. Po prostu... może mniej opowiadaj o przygodach z rekinami, a więcej o realnym życiu – rzuciła Zuzka, krzyżując ręce na piersi.
Zebrałam resztki godności i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku w mokrym stroju i patrzyłam w sufit, który falował od łez. Nie potrafiłam nawet płakać głośno.
Wieczorem ktoś zapukał. Myślałam, że to pokojówka. Otworzyłam zbyt szybko, zbyt bezbronnie. To był Michał.
– Przyniosłem świeży gruby ręcznik. I wodę – powiedział, pokazując plastikową butelkę.
– Dzięki – szepnęłam. – Nie trzeba było.
– Musiałem. Zbyt dobrze cię znam, żeby wiedzieć, że właśnie próbujesz udawać, że wszystko jest okej. I że wolisz puchate ręczniki.
Usiadł na fotelu. Ja na brzegu łóżka. Przez chwilę było tylko milczenie i klimatyzator, który zbyt głośno buczał.
– Możemy normalnie pogadać? – zapytał.
– A mamy coś jeszcze do obgadania? – odpowiedziałam cicho, ale w środku bardzo tego chciałam.
Tylko on mnie widział
– Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałeś mi, że mam w sobie coś prawdziwego? – zaczęłam, nie patrząc mu w oczy. – Wtedy, na Mazurach. Wypiłeś trochę wina i byłeś w nastroju filozoficznym.
Michał się uśmiechnął, ale bez kpiny.
– Pamiętam. To nie był alkohol. Po prostu... patrzyłem na ciebie taką, jaką jesteś. A nie taką, jaką chcesz być.
Przełknęłam ślinę. Ręce miałam zaciśnięte na brzegu łóżka.
– Wiesz, dlaczego tu skłamałam? Bo oni mnie nie znają. Nie wiedzą, że boję się mówić głośno w grupie. Że w szkole miałam przezwisko „Szyba”, bo byłam przezroczysta. Że na imprezach siedzę przy ścianie i patrzę, jak inni tańczą. Więc jak wreszcie ktoś mnie słuchał... to chciałam być kimś.
– Niewidzialna dziewczyna z historią o rekinie – powiedział cicho.
– A ty? Czemu ty tu jesteś?
– Uciekłem. Przed Warszawą, przed tym, co nas zjadło. Ty wtedy... chciałaś błyszczeć. A ja chciałem ciszy. I zniknąłem. Teraz widzę, że oboje udawaliśmy. Ty, że jesteś większa niż jesteś. Ja, że mnie to nie rusza.
Spojrzałam na niego. Jego oczy były zmęczone, ale prawdziwe. I było w nich coś, czego dawno nie widziałam – zrozumienie. Takie prawdziwe, bez litości.
– A może to właśnie jesteśmy my? – zapytałam. – Udający, pogubieni, trochę żałośni?
– Może. Ale przynajmniej jesteśmy szczerzy – powiedział.
Potem zapadła cisza. Nie nabrzmiała napięciem, jak kiedyś. Raczej taka, która daje ulgę. Jak po burzy, kiedy wszystko jeszcze mokre, ale już wiadomo, że przetrwało.
– Chcesz zostać? – zapytałam szeptem.
Nie odpowiedział od razu. Ale nie wyszedł. I to była odpowiedź.
Postanowiłam być szczera
Na śniadaniu panowała niezręczna cisza. Tylko sztućce stukały o talerze, a kelnerzy przemykali między stolikami, jakby czuli napięcie.
Wstałam. Serce waliło mi jak przed egzekucją.
– Mogę coś powiedzieć? – zapytałam, patrząc na grupę. Zuzka spojrzała na mnie jak na kiepską pogodę. Maks podniósł brwi. Reszta – wyraźnie zaciekawiona.
– Skłamałam – zaczęłam, trzymając w dłoni filiżankę z niedopitą kawą. – Nie jestem nurkiem. Nigdy nie byłam. Ba, ja się boję wody głębszej niż wanna. Wszystko, co wam mówiłam, było zmyślone, bo... bo chciałam się komuś spodobać. Chociaż przez chwilę.
Zuzka przewróciła oczami, Maks skrzywił się, ale nie przerwałam.
– I wiem, że to było głupie. Ryzykowałam własne zdrowie, a może i życie innych. Wiem. Ale jeszcze bardziej boli mnie to, że tak bardzo nie wierzyłam, że wystarczam, jaka jestem naprawdę.
Nikt nic nie powiedział. Cisza była jak ostrze. W końcu odezwała się Zuzka.
– Wiesz co, Ala... przynajmniej miałaś odwagę, żeby to powiedzieć. I za to szacun.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Usiadłam, dłoń mi drżała.
Maks rzucił tylko:
– Spoko. Dla mnie i tak jesteś niezła aktorka – powiedział, wstał i odszedł.
Zanim zdążyłam zareagować, usiadł obok mnie Michał. Ubrany już w zwykły T-shirt, z mokrymi włosami.
– Dobrze to powiedziałaś. Nawet jeśli nie zyskałaś ich, to przynajmniej odzyskałaś siebie – szepnął.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Czasem trzeba się utopić w kłamstwach – powiedział cicho – żeby zrozumieć, jak bardzo się pragnie oddechu prawdy.
Patrzyłam na niego długo. Może w końcu mogłam zacząć oddychać.
Przestałam coś udawać
Po powrocie do Warszawy nie byłam już tą samą Alicją. Tą, która zamyka się w domu po pracy, żeby nikt jej nie widział. Tą, która żyje wyobrażeniem siebie, bo nie potrafi zaakceptować tej prawdziwej.
Nie – teraz miałam w sobie coś nowego. Coś, co pojawiło się tam, w egipskim słońcu, między jedną paniką a jedną prawdą. Odwagę. Nie taką hollywoodzką, tylko prawdziwą – tę, która każe spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: „nie jesteś idealna. I dobrze”.
Z Michałem spotkaliśmy się kilka razy po powrocie. Na kawę, na spacer. Nic wielkiego. Ale już nie uciekałam przed tym, co czułam. Ani przed tym, kim byłam kiedyś. Może jeszcze coś z tego będzie. Może nie. Ale pierwszy raz od lat to nie było najważniejsze.
Zaczęłam przeglądać oferty kursów nurkowania. Prawdziwych. Michał powiedział, że zna jednego instruktora, który miałby do mnie cierpliwość. Zaśmiałam się. Powiedziałam, że zacznę od pływania w basenie. I że tym razem zrobię wszystko powoli, po swojemu.
Już wiem, że największa odwaga to nie skoczyć na głęboką wodę. Tylko przyznać się, że przez całe życie pływało się przy brzegu. I że dopiero teraz naprawdę chce się odpłynąć.
Alicja, 29 lat
Czytaj także:
- „Szukałam kompana na wakacje autem po Chorwacji. Po jednym wyjeździe z Maćkiem odechciało mi się towarzystwa”
- „Mąż wrócił z wakacji z niespodzianką. Od razu wylądował na kanapie, a ja zaczęłam myśleć o rozwodzie”
- „Pojechałam na wakacje do Grecji z teściową i szwagierką. Po tym, co zrobiły, nie chcę ich więcej widzieć”

